Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2018, 21:37   #224
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Ponieważ prowinencja lustra i jego właściwości były kwestią dyskusyjną do czasu ich odnalezienia przez chwilę zapanowała niezręczna cisza. Tori nie wydawała się chętna do kontynuowania wątku, skrępowana dominującymi osobowościami czarodziejek, wiec Joris znów podjął temat.

- No, ale wracając do lustra i księgi Bowgentla, to jako rzekliście zdaje się, że i inni mają na te skarby zakusy. Pojawili się u nas magowie wielce podejrzanej i mrocznej - spojrzał pytająco na Shavriego - natury, którzy mienią się Tressendarami i interesują się Studnią Starej Sowy. I mają coś wspólnego z Czerwonymi Czarodziejami. Czy moglibyście Pani Elizo posłać kogoś z nami, by ustalił czy to aby jacy przebierańcy czy inni szpiedzy nie są? Może Pana Olie? Przy okazji by krąg zobaczył we Studni… Jego bezpieczeństwo na siebie bierzemy.
- Olie? Toż on ledwie człapie do wygódki!
- zachichotała rudowłosa, ale cichutko, by arkanista nie dosłyszał.
- Zawsze możemy go w wygódce przewie… - odszepnął jej Joris, ale nie skończył, bo Rogi przemówiły ponownie.
- Trochę szacunku Eleonoro, przynajmniej przy gościach… Nieważne. Mógłbyś wyrażać się konkretniej odnośnie tych “mrocznych magów”? - spytała sucho Eliza i przeniosła wzrok na Jorisa, a potem na Torikhę, jakby to od niej oczekiwała odpowiedzi. Diablica sięgnęła po krzesło, ale Eleonora zaprotestowała.
- Jak nie macie nic więcej do powiedzenia na temat Netheres to idźcie dyskutować gdzie indziej. Tu się pracuje!
- Ja mam pytanie
- ozwał się Joris z satysfakcją - Jedno. No może dwa. Pierwsze to takie, czy góra Hotenow pełniła jakąś funkcję dla tych tam z tego dawnego królestwa. I drugie… Czy tylko mnie ciekawi dokąd może prowadzić ten netirski teleportek ze Studni?
- Z tego co mówił Olie to do kolejnego teleportu, czyli w waszym wypadku do kopalni, tak? Ale może być ich więcej. Z górą to nie wiem, nigdzie nie została wspomniana. Nawet jak coś tam jest, to skarbów pilnuje czerwony smok, więc nikt nie wrócił by opowiedzieć co i jak.
- No
- Eleonora powiodła wzrokiem po zgromadzonych. - Jak tyle to idzcie sobie. I dajcie znać, jak wpadniecie na trop lustra, czy czegokolwiek z Nether, choć to mało prawdopodobne. Zapłacę - dodała na zachętę i wsadziła nos w księgę.


Podczas przejścia między komnatami siedziby Przymierza, Joris pociągnął Shavriego za rękaw i nachylił mu się do ucha.
- Pokazujemy jej księgi? - syknął.
- Nie. Mamy z nimi już dość problemów, a o tym, że są złe poinformował nas już Trzewiczek. - odparł Shavri spokojnym szeptem. - Myślę, że nim wrócimy do Phandalin będziemy już wiedzieć, czy chcemy je oddać Omarowi i kim on w ogóle jest.
- W porządku
- odparł Joris. Jeszcze na początku wizyty gotów był się nie zgodzić z młodszym kolegą. Ale po dotychczasowej wymianie zdań doszedł do wniosku, że Rogi wyrabiała sobie zdanie szybciej niżby mogli jej wytłumaczyć, że te księgi nie są ich i mogliby wpaść w nielada kłopoty.
Po prawdzie to głupio mu już trochę było. Rice wyraźnie zależało by zrobić dobre wrażenie… a on zaczął gadać i oczywiście coś nagmatwał. Kapłanka zaś teraz idąc wyprostowana i spięta jak struna nie wydawała się chętna by zabrać głos.

Eliza zaprowadziła ich z powrotem do gabinetu, w którym byli wcześniej i usiadła, nadal chyba zafrapowana kwestią szpiegowskiego lustra.
- Dużo konkretniej się nie da na razie - Joris ciekawie przyglądał się gabinetowi rogatej. - Nie mają wszak na czole wypisanego “jestem złym magiem”. Przybyli do Phandalin dekadzień temu z okładem. Czterech. Wyglądających na południowców. Zajęli opuszczoną posiadłość nieopodal i zaczęli się rządzić. Mają liczną świtę sług i niewolników i dość zbrojnych by robić co im się podoba. Może i nie ma w tym niczego złego. Ale przyznajcie pani Elizo, nie jest to codzienne gdy do okolicznych wsi wprowadza się taka zgraja, grozi mieszkańcom i buduje sobie siedzibę. Tym bardziej gdy ostatnio znalazła się ta okładka, wynikła sprawa lustra i otwarto magiczną kuźnię.
- Jeśli ziemia do nikogo nie należy to może ją zająć dowolna osoba. To przecież Północ
- skonstatowała Eliza i patrząc na napływ osadników do Phandalin trudno było się z tym nie zgodzić. W końcu gdyby to Joris zajął dwór nikt nie miałby do niego o to pretensji. Czy nie na tej samej zasadzie chcieli “zagospodarować” zamek Cragmaw? - Rozumiem, że mieszkajac tam macie na nich oko; wy i Garaele. Czego oczekujesz od nas?
- To nie oczekiwanie Pani Elizo
- odparł możliwie grzecznie Joris - Ale gdybyście pomogli nam ustalić czy to naprawdę są ci czerwoni czarokleci z Taj, to by było zdaje się z korzyścią dla nas wszystkich. A pomoc przyjmiemy we wszelakiej postaci. Nawet samej tylko dobrej rady jeśli nie uznacie stosownym posłać do Phandalin kogoś z Przymierza, lub nas w jakiś sposób doposażyć.
- Nie oczekiwanie…
- powtórzyła wolno Eliza na jorisowy koncert życzeń “chcę, ale w sumie sam nie wiem co”. - Z tego co pisała Garaele Yllatris owi Tressendarowie nie podali, skąd przybyli. Prócz jednego z nich - nawet się nie przedstawili rodowymi nazwiskami. Jedyną wskazówką jest to, że pochodzą z kraju, w którym dopuszcza się niewolnictwo. Czy wiesz, ile na południu jest takich państw, państewek i miasteczek? - spytała retorycznie, bo Joris oczywiście nie wiedział, a nazwa Thay nie lokowała się mu na mapie tak samo, jak i kraju, z którego pochodziła Torikha. A świat był o wiele większy. - Wschodnie kraje również handlują ludźmi. Czerwoni Magowie mają enklawy w wielu z nich i - wierz mi - nie są chętni do dzielenia się informacjami na temat członków swojego stowarzyszenia. Pomijając fakt, że Phandalin od dekad jest poza strefą wpływów Neverwinter i nie mamy prawa ich stamtąd wyrzucić. Możemy tylko obserwować. Przynajmniej póki jawnie nie złamią któregoś z ogólnie obowiązujących na Północy praw.
Rozpuściliśmy wici jak tylko Garaele przekazała nam informację, że zmarły thayski nekromanta pracował dla tych ludzi. Co niczego nie dowodzi. Jednak na odpowiedź możemy czekać miesiącami, jeśli w ogóle uda się czegoś dowiedzieć.
Co do doposażenia - co masz na myśli prócz wypłaty?
- Prócz wypłaty przydałoby się kilka zwojów do wykrywania magii
- odparł myśliwy niechętnie. Coraz mniej mu się współpraca z Przymierzem uśmiechała. Wielka mu organizacja magów, co to dupy nie mogą ruszyć poza miasto i tylko siedzą i w stołki pierdzą. Z książek to jednak nic dobrego nigdy nie będzie. Przeczyta taki kilka i już nosa zadziera. - Rika? Shavri?
- To pani Melune nie zna tak prostego zaklęcia?
- szczerze zdumiała się diablica. - Z tego co wiem pracuje z wami także druga czaromiotka. Jest was… - Starhold przełożyła papiery i spojrzała na nich zafrapowana. - Garaele pisze o pani, Torikho, panu Jorisie, tak? - spojrzała na tropiciela - i pani Hammerstorm… Hm. No cóż, jak się rozliczacie i kogo podnajmujecie to wasza sprawa - zdecydowała po chwili namysłu.
- Panna Melune nie siedzi cały dzień na tyłku w pokoju i nie czyta bajek o lusterkach i spadających miastach objadając się ciastkami. Panna Melune ma do zagospodarowania zielnik, gospodarstwo i rosnące miasteczko gdzie chorych i rannych o dziwo nie brakuje. W wolnych zaś chwilach panna Melune pozbywa się drowów, goblinów, zbójców i smoków z okolicy swojego miasteczka. Do tego panna Melune to osoba o najserdeczniejszym sercu jakie znam i w czym może pomaga swojej mentorce siostrze Garaele. W tym w odnalezieniu tej waszej głupiej księgi Bowgentla. Do niczego się nie najmowała, bo to nie najemniczka. A i ja i… - spojrzał na Shavriego - panna Hammerstorm się nie najmowaliśmy siostrze Garaele tylko pomagamy pannie Melune jak tylko się da, bo to nasza przyjaciółka. Rozumiem jednak, że w tym waszym piśmie inaczej stało i stąd całe nieporozumienie. Rozumiem, nawet że koszt ciastek i wina to i tak drobnostka za historię zapomnianego królestwa. To czego jednak nie rozumiem, to po po kiego zasranego grzyba pytać czego potrzebujemy skoro i tak nie zamierza się pomóc?!
Co rzekłszy wstał z trzaskiem krzesła i skierował się do wyjścia z gabinetu.

Shavri nie był zaskoczony, kiedy to nastąpiło, ale ani myślał uspokajać przyjaciela. Dlatego nie chciał Elizie mówić o księgach. I dlatego tak zachwycał go spokojny alchemik, który kupił od niego smocze pamiątki i dzielił się swoją rzeczą, zamiast się nią wywyższać.
- Poza magicznym trójkątem i portalami pozostaje jeszcze jedna kwestia. - stwierdził spokojnie nim którakolwiek z kobiet zdążyła zareagować. - Już wiem, że zarazy nie są waszą domeną, ale chciałbym się dowiedzieć czegoś o najbliższym ośrodku kultu Shar oraz o tym kto w ogóle nimi zawiaduje. Nikt z nich was nie niepokoi jakoś ostatnio? Żadnych wyskoków? - zapytał, patrząc od jednej do drugiej, a potem westchnął . - Ktoś musi coś z tą chorobą zrobić, zanim wejdzie w krąg waszych wpływów.
- To. Zgłoś. To. W. Świątyni
- wycedziła Eliza Starhold. Szarpnięciem otworzyła jedną z szuflad, wyjęła nieduży kawałek pergaminu i wykaligrafowała na nim kilka słów. - To wasza zapłata za odnalezienie okładki. Poszukiwania reszty zlecimy komu innemu. Idźcie do Alehandry, w holu, ona wam zapłaci. Żegnam.

Czarodziejka podała kwit Torihce, która aż skuliła się pod jej spojrzeniem. Fakt, że Melune krępowała się zadawać pytania swej opiekunce mścił się teraz niedopowiedzeniami. Czuła, że Garaele dowie się o wyskoku Jorisa i roszczeniowej postawie “swoich” najemników. Półelfka rozumiała, że myśliwy chciał jej bronić, a jego prostoduszny charakter sprawiał, że uważał, iż wszelaka pomoc im się należy chociażby ze względu na ich dobre chęci. Jednak dzięki formalnemu szkoleniu w świątyni Tori wiedziała, że świat nie jest taki prosty. Dopóki nie mieli twardych - ba, jakichkolwiek - dowodów przeciw Tressendarom prawo nie było po ich stronie. Tym samym oficjalne organizacje miały związane ręce. Wolni strzelcy, tacy jak oni, mieli o wiele większe pole manewru.

Z drugiej strony jednak dostali - kapłanka spojrzała na kwit - sto sztuk złota za okładkę, której odnalezienie było kwestią zupełnego przypadku. Uśmiechu Tymory, jak powiedziała Garaele. Ponad to dowiedzieli się sporo o Imperium Netherilu, którego dziełem była Studnia i możliwym działaniu lustra Agathy. Gdyby nie protekcja tymorytki nie dowiedzeli by się nic, a już na pewno nie za darmo.

Gdy Shavri i Tori wyszli z gabinetu i odebrali wypłatę od łysej “mniszki” było już prawie ciemno. Joris czekał na zewnątrz, tym razem nie tratując nikogo, gdyż nikogo tam nie było. Magiczne światła wypełniały ogród przyjemnym blaskiem, o wiele jaśniejszym niż latarnie sporadycznie rozstawione po miejskich ulicach. Chyba czas było wracać do gospody.
Shavri z przyjemnością rozejrzał się po okolicy rozświetlonej magicznymi lampami, a potem spojrzał na Torikę i uśmiechnął się do niej, starając się dodać jej otuchy.
- A niech sobie najmują. Przecież i tak możemy poszukać reszty tej księgi. Toriko, nie bierz sobie do serca jej przytyków. Phandalin ma duże szczęście, że jesteś i czuwasz.
- Dziękuję Sharvi… i wierz mi… przywykłam - odparła słabo i enigmatycznie, pobladła półelfka, wyraźnie strapiona, lecz nie załamana.

Potem zerknął na starszego tropiciela, oceniając, czy poziom jego wzburzenia opadł już wystarczająco. - Joris, już w porządku? Chodźcie, może w tawernie już są nasi, zobaczymy, jak im poszło. Może wróciły moje czujki albo Trzewik? Tak czy śmak mam ochotę na dobrą kolację.
Selunitka podeszła do swojego ukochanego i pocałowała go pocieszająco w policzek.
- Wracajmy do karczmy, trzeba zabrać Stimiego do świątyni - odparła czule biorąc dłoń tropiciela w swoją.

Shavriego ucieszyło zaufanie, jakim go obdarzyli. Było na tyle duże, aby mógł być świadkiem tej chwili pocieszenia i bliskości. Uśmiechnął się do nich, a potem ruszył przodem starając się iść przed nimi w odległości pozwalającej im na rozmowę.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline