Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2018, 22:13   #236
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mogilno.

Francisca miała widziała więcej niż inni ludzie. Nie tylko dlatego, że od dziecka czuła powinowactwo do świętych miejsc. Nie dlatego, że zdarzało jej się słyszeć głosy tych, którzy odeszli. Dlatego, że z łatwością dostrzegała ludzką motywację tam, gdzie inni mogli ją przeoczyć.

Owszem w świecie w którym chłop Jan rusza nad rzekę, żeby napoić swoje bydło motywacje są proste. Doczesne. “Chleba powszedniego daj nam dzisiaj…” jako rzecze modlitwa Pańska. Jednak ludzie tacy jak ona, czy jak kanonik muszą być wysoko ponad to. I tam właśnie, w tym świecie gdzie krówska chłopa Jana się nie liczyły, a liczył się los setek owieczek Pańskich, gdzie żołnierze walczący w granicznych bojach tracili swoje imiona, a stawali się liczbą w kronikach, i gdzie dziesięcina liczona była nie w workach, a setkach wozów ziarna… tam właśnie zaczynała się polityka. Luksusowa gra dla tych, którzy znajdują się na szczycie. Gra, w której Francisca była tylko pionkiem, a jednak najbardziej świadomym pionkiem ze wszystkich na planszy.

Kanonik odniósł porażkę na starcie. Przybył zbyt późno. Miał przyjechać i pokazać, że Archidiecezja Gnieźnieńska sama potrafi posprzątać swoje obejście. Zamiast tego przyjechał i pokazał, że obcy musieli posprzątać za niego. Co więcej posprzątali skutecznie, bo jakaś bestia była na miejscu. Rzutowało to w negatywny sposób na samym kanoniku i arcybiskupie, który go posłał. Oto we wszelkich raportach inkwizycji będą się jawić jako nieudolni kapłani, którzy nie strzegli należycie swej trzody.

Cóże mógł więc zrobić przegrany na starcie? Ano oczywistym było pogrążenie zwycięzcy. Oto więc umyślił plan zabicia potencjalnych świadków własnej porażki. W sprytny sposób manipulując tak, że gdy inkwizytorzy mu tego zabronią, to “staną po stronie złego”. A to z koleii pozwoli mu w legalny sposób się ich pozbyć. Byćmoże papież wyrazi głębokie zaniepokojenie faktem uśmiercenia piątki inkwizytorów przez jakiegoś tam wielkopolskiego klechę, jednak Franicisca nie czułaby się wtedy ukontentowana. Zważywszy, że prawdopodobnie jej ciało spoczywałoby w zbiorowej i bezimiennej mogile. To właśnie ukazywało kobiecie zawiłość sytuacji. Było to niczym nawlekanie igły z zawiązanymi oczami… toteż pomoc Weismutha z ogromnym młotem była równie przydatna jak i przy owej igle.

Włoszka postanowiła zrobić coś najlepszego, na co tylko mogła sobie pozwolić. Postanowiła zyskać nieco czasu. Zagrała na swej niewinności. Tak kontrastującej przy twardym obliczy Waltera. Wskazanie bogatej sieci powiązań wraz z jej niewinnością przekonałyby najtwardszego z twardych. Toteż i kanonik zachował się się jakby powietrze z niego właśnie zeszło. Od niechcenia rzekł jeno:
- Tu nie ma władzy Siemowita. Cokoły graniczne pięć staj na wschód stąd.

Wtedy pojawił się Gerge ze swoją miną człowieka, który prędzej sam złamie piąte przykazanie niż pozwoli to zrobić komuś. Obok niego maszerowała zakonnica Anna. Kanonik obserwował wszystko z uwagą. W głowie robił kalkulacje. Jakaś tam kobieta i stary paladyn… zawsze mógł powiedzieć, że nie znał powagi ich instytucji. Ale teraz doszedł mężczyzna w sile wieku i zakonnica. Kobieta. Za murami męskiego zakonu. Oczy lokowanego bruneta zwęziły się.

Poza tym na polu działań teologiczno politycznych pojawił się tabor cygański złożony z dwóch szykujących się do wyjazdu wozów.

- A ci dokąd? - powiedział z przejęciem kanonik.
- Do broni - rzekł zbrojny na usługach bruneta, a zebrani żołnierze sięgnęli po miecze. Przed tabor spokojnie wyjechał Simonica.
- Przewielebny ojcze - ukłonił się dwornie Cygan ze swojego siodła - jesteśmy wędrownym taborem, który przybył tu po pomoc medyczną. Teraz, gdy ją otrzymaliśmy możemy już ruszać w dalszą drogę. Nic nam nie wiadomo co się tu dzieje. Przybyliśmy dziś rano.

- Dobra, możecie jechać - rozkazał kanonik Jaromir.

Lekkomyślne. Z drugiej strony nikt nie chciał sobie brudzić rąk Cyganami. Inkwizytorzy stali przed wyborem… wypuścić ludzi Simonicy bez szans na jakiekolwiek egzorcyzmy, czy też sprowadzić na nich niebezpieczeństwo w postaci zbyt wielkiego zainteresowania kanonika?

Po krótkiej wymianie uprzejmości z Gerge i Anną do zebranych podszedł jeden z zakonników oświadczając:

- Niech Pan będzie pochwalon. Ponieważ właśnie skończyła się nona nasz opat zaprasza przedstawicieli Watykanu i przedstawicieli Arcybiskupstwa na wspólny obiad.

Frankę ucieszyła ta myśl. Pełen żołądek raczej nigdy nie przeszkadzał.

***


- Ale jesteś stary. Umrzesz? - Zapytała z lekkością Małgosia - Mój tata mówił, że jak ktoś nie jest w stanie sam zapracować na swoje jedzenie, to czas najwyższy, żeby umierał. Jak zarabiasz na jedzenie?

Dziecko siedzące przy łóżku Fyodora patrzyło z ciekawością na inkwizytora. Sam Reznov dawno już nie czuł się tak stary i słaby. Ileż dałby teraz za coś, co w cudowny sposób uzdrowiłoby jego ciało. Czegoś, co pozwoliłoby wyleczyć się w ledwie chwilkę.

Do infirmarza wszedł zakonnik o pokornej minie. Nie dość pokornej w kontekście jego grzechów w których Fyodor niedawno czytał jak w otwartej księdze. A jednak nie to miało znaczenie.

Opat Częstogoj życzy sobie byście dołączyli na obiedzie do pozostałych gości.
Po chwili dwaj inni zakonnicy pomagali wstać schorowanemu staruszkowi.

***


Inkwizytorzy zasiedli po obu stronach stołu. Fyodor potrzebował pomocy, żeby usiąść, ale już w samym krześle trzymał się całkiem sprawnie. Na przeciwległych krańcach stołu zasiedli kanonik i opat. Po chwili na stół podano uroczysty obiad. Był piątek. Dzień męki Pańskiej. Dzień zwyczajowego postu, a że najważniejsi goście byli powiązani bardzo mocno z kościołem, to nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby podać coś mięsnego. W powietrzu roznosił się zapach pieczonych bobrzych ogonów marynowanych cebulą i czosnkiem. Wszak choć bóbr był zwierzęciem, to ogon jego pokrywała łuska. Czyli musiał być rybą. A ryba jest potrawą postną. Choć próżno było szukać śladów po łusce na srebrnych paterach jakie układano przed każdym z gości. Większość z apetytem spoglądała na wielkie kawałki “ryby” pachnące czosnkiem i ziołami. Jedynie Fyodor zdawał się poblednąć jeszcze bardziej. Widocznie starania siostry Anny nie poprawiły jego samopoczucia aż tak bardzo, jak mogło się to zdawać w pierwszej chwili.

Częstogoj odmówił krótką modlitwę, po której przystąpiono do posiłku. Dopiero po nasyceniu pierwszego głodu kanonik przeszedł do części oficjalnej spotkania:

- To co tutaj właściwie się stało? Jakieś raporty chcecie pisać - zerknął wymownie na Franciskę - i cóże rzekniecie na ten temat? Jest li szansa na odkupienie dusz potępionych, które w szponach złego wylądowały?

***


W drodze do...

Karczma w drodze do Płocka nie była przygotowana na tak zacnych gości. Oferowała dwa prawdziwe pokoje, oraz szereg posłań w stajni. Pokoje przypadły odpowiednio Eberhardowi i siostrze Klarze. Dalsza podróż nie miała sensu. Choć do zachodu zostało nieco czasu, to jednak nie zdążyliby dojechać do kolejnej karczmy.

Niedaleko karczmy była mała kapliczka. Mistrz Eberhard jako jedyny, który przyjął święcenia kapłańskie dlatego wszyscy oczekiwali żeby odprawił wieczorne nabożeństwo. Wcześniej jednak zasiedli do wspólnego posiłku. Na szerokim szarym pledzie rozłożyli się i jedli suchary. Rozmowę zainicjował Witold.

- Karczmarz mówił mi, że na południu stąd w grodzie Brok ponoć jest jakaś czarownica. Biega po lesie z wilkami i truje mężów. Jak myślisz mistrzu, czy znaleźlibyśmy czas, na zboczenie z drogi do Płocka?

Klara poczuła skrywane zawstydzenie Witolda. Eberhard również zauważył jak młody zakonnik ucieka wzrokiem dodając kolejne słowa:

- Dwór należy do ciotecznej siostry mego ojca.

Tym oto sprytnym sposobem inkwizytor Witold Zamoyski podsunął swym towarzyszom swoją prywatę. Hugin w żaden sposób nie skomentował wypowiedzi. Dwaj rycerze nie czuli się na tyle istotni, żeby wpływać na decyzje inkwizytorów, toteż taktownie milczeli.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline