Niezdarne podchody znalazły jednak swój mniej więcej szczęśliwy finał. Więcej - bowiem Stirganie zdawali się uspokojeni spłoszoną zwierzyną, mniej - gdyż nie dowiedzieli się niczego więcej, niż zobaczyli dotąd.
Z pewnością nocna wyprawa na cmentarz nie była zwyczajną sprawą i coś ze staruchą musiało na rzeczy być. Co - tego się jak dotąd nie dowiedzieli, ale Santiago był pewien, że nie była to osoba lubiąca po miejscach pochówku dla wypoczynku i rozprostowania kości chodzić... a może jednak? Tylko o czyje kości chodzi?
W czasie powrotu do obozowiska Estalijczyk spoglądał na Elmera i zastanawiał się jakiego pecha mieć trzeba, żeby skradając się w ciemności na stado drobiu wleźć...
* * *
Kolejnego dnia rozpoczął się zwykły dzień obozowej pracy, dlatego można było dać odpocząć głowie pełnej domysłów. Od czasu do czasu widząc wóz staruchy przychodziła nań refleksja, czy tej nocy jego mieszkanka ponownie wybierze się na cmentarz...