Biedna Liliana, biedna...
Dai martwiła się o ranną i - choć wstyd było jej przyznać samej przed sobą - o Wiesiołka. Konik ledwo powracał do formy po niedawnych przeżyciach, a tu wspinaczka i dźwiganie ciężaru większego niż ciemnowłosa niziołczyca.
Przez to wszystko, Dai zżerały wyrzuty sumienia. By je uciszyć co i rusz podtykała to Lilianie to Wiesołkowi przysmaki, poprawiała na rannej płaszcz i generalnie zajmowała jak kura kurczakami.
Dietrichowe szarpnięcie uzdą konisia skomentowała wpierw oburzonym prychnięciem zamieniającym się w syk gdy wypuszczała powietrze przez zęby. Zdziwienia dopełniał fakt, że bruneteczka niemal podskakiwała przy kolejnym drżeniu ziemi.
- Nie tak mocno! No, Dietrich, no... - zamarudziła drepcząc tuż obok przepatrywacza i... konisia. Z zadowoleniem skontatowała obecność Duraka. Przy tej dwójce, była pewna, mogła stawić czoła kolejnemu wyzwaniu.