19-04-2018, 15:03
|
#30 |
| Grupka awanturników wędrowała raźno wzdłuż kipiącej wokół kamieni rzeczki. Utrzymywali nie najgorsze tempo, choć marsz spowalniał Fungi, jakby nie patrzeć od dawno nie dało się go nazwać młodzieniaszkiem. Z drugiej strony jednak, choć sapał niczym miech kowalski, nie żądał żadnych dodatkowych przerw. Przed wszystkimi, w granicach pola widzenia przemieszczał się Ryś, wykorzystując wszystkie możliwości do ukrycia się i wypatrując ewentualnych zasadzek. Na czele grupy wędrował Uldir, a pochód zamykał Camden. Teren zaczynał się wznosić. Słońce ciągle przyjemnie grzało, a niezbyt gęsto rosnące drzewa oferowały odrobinę cienia.
Miejsce na pierwszy nocleg wybrał Ryś. Krasnolud rozejrzał się wokół i kiwnął głową na znak akceptacji. Wieczór spędzili na opisie czekającej ich wędrówki.
- Wzdłuż rzeki Białej będziemy maszerować aż do miejsca, gdzie skręca na północ. Tam odbijamy i ciągniemy dalej w kierunku, w którym idziemy teraz. Myślę, że dotrzemy tam jutro popołudniu. Od tego miejsca droga pójdzie dość ostro w górę. – Fungi przez chwilę drapał się po głowie. – Powinniśmy wyjść prosto na dolinę, gdzie stała świątynia Oka, o ile mnie pamięć nie myli, a my nie skręcimy zbyt mocno w bok. Trzeba będzie znaleźć starą, kamienną drogę – ona doprowadzi nas do celu. A na miejscu, wśród ruin, musimy odszukać zejście do podziemi. Ot, i tyle. Co dalej, sam do końca nie wiem. Aha, Camden, okoliczne lasy pełne są zwierzyny, a my musimy oszczędzać zapasy.
Noc upłynęła spokojnie, podobnie jak i kolejny dzień. No dobrze, może nie cały kolejny dzień… Drużyna maszerowała w ustalonym szyku, z przednią strażą w postaci Rysia. Camden – zgodnie z sugestią Fungiego – zapewnił obfity obiad, upolowany zwierz wystarczył zresztą i na kolejne posiłki. Kea, z iście dziecięcą ciekawością, pytała wszystkich o wszystko. Niektórzy milczeli zatopieni w myślach.
Popołudniem, tak jak przewidywał Fungi, rzeka szerokim łukiem zmieniła swój kierunek. Ryś był zadowolony, że stary krasnolud nie zniedołężniał do końca i jak na razie wszystko się zgadzało... Nie, jednak nie wszystko. Zwiadowca zorientował się, że w zakolu rzeki jest dziwnie cicho i nie słychać ptaków, które jeszcze przed chwilą ćwierkały, świergoliły i kwiliły na każdy możliwy sposób. Pierwsza strzała świsnęła mu gdzieś obok ucha. Ryś zdążył tylko odruchowo schylić głowę i zakląć szpetnie, nim drugi pocisk wbił się w jego udo. Łowca zaklął jeszcze szpetniej, gdy zza drzew i krzaków zaczęły wyskakiwać pokraczne, przygarbione postacie o długich łapach sięgających niemal ziemi… dwie.. nie, cztery… pięć.. jeszcze więcej! Ryś błyskawicznie oceniał sytuację. Zdąży strzelić, może nawet więcej niż raz, ale czy zdąży wtedy dobiec z ostrzeżeniem do grupy?
Orki nie traciły czasu na myślenie. Wykrzykując chrapliwym głosem okrzyki bojowe i wymachując przeróżnymi broniami pędziły między drzewami.
Ostatnio edytowane przez Phil : 20-04-2018 o 20:53.
|
| |