Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2018, 22:15   #289
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Post wspólny <Grey 32, Grey 33, Grey 35, Grey 39>

Ponura i milcząca Grey 32 wpatrywała się we właz schronu. Giwery miała naładowane a kolejna porcja granatów trzymała się już frontu kamizelki taktycznej. Obejmując shotguna co chwila spoglądała na detektor. Nie wyglądała jakby chciała odpoczywać. Chyba, że aktualna pasywność była dla niej wystarczającym odpoczynkiem. Była zdeterminowana i... niecierpliwa. Bardzo niecierpliwa, choć w całkowitej ciszy trzymała swój stojący posterunek na wprost włazu. Jedna z dwóch osób posiadających pancerz hermetyczny nie zwracała uwagi na towarzyszy. Z pewnością własnymi rękoma wciągnęła do środka większość Grey 300. Uratowała ich dupy, gdy było trzeba, acz a teraz nawet na nich nie patrzyła, jakby właz był ważniejszy, lub wydostanie się ze schronu i kontynuowanie zadania, gdzie towarzysze byli tylko zasobem do osiągnięcia obranego celu.

- Nie ma sprawy. Akurat mieliśmy po drodze - Sanders przyjął na siebie początek rozmowy, siadając ciężko przy kobiecie którą wcześniej widział w HUD. Kaszlał co chwila, przepłukując gardło wodą, to plując na posadzkę i znowu podnosząc manierkę do ust. Mimo tego próbował się uśmiechnąć, sprawiać wrażenie wyluzowanego. - Jestem Max - przedstawił się grzecznościowo, bo i tak mieli swoje kartoteki i parametry. - Macie rannych to ich dawajcie… i prochy. Moje zapasy wyjebało w przepaść, ale tym co macie dam radę was załatać. Poza tym nie jest tak źle - zdobył się na weselszy ton. - Gadaliśmy z Blackami, mają podlecieć po nas. Ogarniemy się i zadzwonimy… w kupie raźniej - mrugnął do brunetki.

- Gomes. Leticia Gomes. Macie jakiś transport? - zapytała ocierając rękawem mokre czoło. Wszyscy byli mokrzy. Jak nie od własnego potu i krwi to od krwi stworów, i kałuż z dżungli i topiącej się zmrożonej brei jakiej na zewnątrz było teraz pełno i osiadała na każdym zakamarku ekwipunku, ciała i pancerzy. Na przykład na włosach. Wszyscy zdołali się jakoś pozbierać i złapać oddech. Dwójka prowodyrów rozmowy z obydwu grup w naturalny sposób przyciągała uwagę w mniej lub bardziej wyraźny sposób.

- Hej, człowieku, znasz się na tym? Coś chyba mnie trochę chlasnęło - odezwał się jakiś facet trzymający się za przeciekające na czerwono miejsce pod napierśnikiem.

- Leticia? Ładnie - blondynowi poszerzył się uśmiech. Już miał zacząć bajerę, kiedy odezwał się nowy poszkodowany. Co prawda wolałby wyciągnąć z pancerza G27… ale nie mogło się mieć wszystkiego. Na razie.
- Jasne, pokazuj co tam masz - machnął zachęcająco ręką na rannego w uniwersalnym geście przywołania, a potem odezwał się głośniej. - Co kto ma ze stymulantów i bandaży, niech daje to go postawię na nogi. Potem mi kupicie browara, a teraz po kolei. A ty jesteś ranna? - zapytał brunetki, uśmiechając się troskliwie jak na prawdziwego lekarza przystało, tylko to spojrzenie coś mu schodziło na przednią część pancerza szarej dwudziestki o latynoskim imieniu.
- Mamy… trzeba zagadać do Black 2 i Black 8. Lecą tutaj… przynajmniej miały lecieć - skrzywił się. - Coś mi się wydaje, że potrzebują lekarza. W ich grupie było dwóch, obaj już nie żyją. Jeden ranny Black został na lotnisku. Reszta padła.

- Max też nie tak brzydko - odezwała się brunetka lekko unosząc brew i przesuwając się spojrzeniem po sylwetce Grey 35.
Lekarska robota jednak dała się we znaki tej rozmowie. Grey 200 byli ranni. Prawie całość pochodziła od zranień i urazów typowych dla wypadków i walki. Rany cięte, szarpane, kłute, siniaki, otarcia. Bojowe stymulanty jakie im serwował z ich własnych zasobów Grey 35 nie były w stanie tego wyleczyć ale pomagały zażegnać niebezpieczeństwo, stłamsić ból i dodać adrenalinowego kopa na tyle mocno, że dało się uwierzyć, że człowiek znów jest zdrów jak ryba. Nawet jak na ciele dalej widać było świeże szramy to się ich nie czuło i dało traktować jak draśnięcia. Chłopcy i dziewczyny z 200-ki mieli zaś minimalne powikłania od oparów krioburzy. Mieli jednak bliżej do bezpiecznej kryjówki w schronie niż Grey 300. Dlatego u ocalałych z grupy Maxa proporcje wyglądały prawie dokładnie na odwrót. Z walki wyszli prawie bez szwanku a to co xenos zdołały ich uszczknąć to albo drobnica albo ześlizgnęło się po pancerzach. Za to krioburza dała im w kość i nadal co jakiś czas kasłali i pluli. Pierwsza z własnej grupy podeszła do niego Grey 31 by skorzystać z oferty pomocy. Nie miała zbyt poważnych obrażeń i była jedną z ostatnich z 300-ki jaka padła przed wejściem do schronu więc wystarczył jej jeden stimpak by przywrócić jej pełnię sprawności.
- Jakoś się prześlizgnęłam - odpowiedziała Grey 27 wracając do pytania blondyna o jej stan.

- Toto, mam wrażenie, że nie jesteśmy już w Kansas - odezwał się bez kontekstu Grey 39, otrzepując swój sfatygowany kapelusz. Przez krioburzę o mało nie stracił cennego nakrycia głowy, ale najwidoczniej kowboj nawet w najbardziej stresujących sytuacjach znał swoje priorytety. Toteż ostrożnie podnosząc się z ziemi, na której przed chwilą odpoczywał, nałożył pobrudzony i delikatnie nadszarpnięty kapelusz kowbojski, po czym odkaszlnął.
- James Stafford. Cieszę się, że dotarliśmy na czas, by zminimalizować wasze straty. - Słowa te skierowane były już konkretnie do Grey 200. - Nie ma co rozpaczać. Wasi polegli towarzysze galopują właśnie w siodłach po bezkresach horyzontu - dodał James przyjaznym tonem, jakby pocieszał kogoś, kto rozbił sobie kolano.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline