Popatrzył na Prestona.
- Miejmy nadzieję, że nie Lordzie. Gryfy nie istnieją. Ujął w jedną rękę cugle swego wierzchowca, w drugą wodze muła i skierował się za Roscoe. Po drodze zrobił jeszcze mały przystanek, by zakupić dwa worki obroku dla koni, które starannie przytroczył do juków luzaka.
Teraz, nieco odprężony ukończonymi przygotowaniami pogrążył się w myślach. Nie zauważył, że jego wyjazd pilnie śledziła przynajmniej jedna para oczu.
Bardzo zapłakanych oczu.
Mały, może dwunastoletni chłopiec stajenny rozmazywał łzy i smarki po umorusanej twarzy i zastanawiał się co takiego strasznego uczynił Bogom, że pozwolili, by ten wielki mężczyzna dwukrotnie go dziś dotkliwie pobił. |