Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2018, 08:22   #27
Moshanta
 
Moshanta's Avatar
 
Reputacja: 1 Moshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputacjęMoshanta ma wspaniałą reputację
Zakupy na placu targowym jednym z was poszły lepiej, innym gorzej, ale z pewnością najbardziej mógł się z nich cieszyć Darvan, który przy okazji przedstawił wam nową opiekunkę domu. Coyra, która wybrała się do świątyni, by uzyskać dodatkowe informacje o Ostrzach została odesłana z kwitkiem - Wen Histani nie zgodziła się na wgląd w księgi zgromadzone w bibliotece Abadara, więc dziewczynie nie pozostało nic innego, jak wrócić do domu.

Zjedliście kolację przyrządzoną przez Joelle, a przygotowując się wieczorem do porannego wyjazdu, Ingemar, Falavandrel i Akiko dostrzegli w różnych odstępach czasu podejrzanie wyglądającego mężczyznę, który obserwował przez jakiś czas ich domostwo, stojąc po drugiej stronie ulicy. Gdy jednak uchwycił ich obecność, szybko znikał z pola widzenia w najbliższej, ciemnej uliczce.

Zmęczeni po dniu pełnym wrażeń ułożyliście się do snu i z samego rana po sytym, treściwym śniadaniu udaliście się w drogę do Kaer Maga. Szlakiem Cienia Świtu podążyliście wzdłuż rzeki Jeggare, z drugiej strony zaś towarzyszyły wam poszarpane szczyty Gór Mindspin. Droga ta, wiodąca od Korvosy, przez Janderhoff aż do samego Kaer Maga była mocno uczęszczana - non stop mijaliście jakieś karawany kupieckie, straż, czy innych awanturników, dlatego podróż odbywała się spokojnie i bezpiecznie. Dwie noce spędziliście w przydrożnych zajazdach i w końcu, po pięciu dniach bezproblemowej podróży, tuż przed południem, dotarliście na miejsce.


Kaer Maga.

Przez wieki doczekało się wielu nazw - Kamienny Azyl, Miasto na Klifie lub po prostu Hex z tych najbardziej znanych, jednak pomimo tego, oryginalna nazwa przetrwała, a ci, którzy zamieszkiwali miasto, używali jej instynktownie, bez zrozumienia znaczenia lub pochodzenia. Tak, jak i bez zrozumienia jego historii, bo i mieszkańcy zajęci są raczej przyszłością, niż przeszłością oraz walką o przeżycie każdego dnia. Miasto wyrzutków witało z otwartymi ramionami wszystkich, którzy nie pasowali do szeroko pojętego systemu społecznego. Nekromanci, zbiegli niewolnicy, szlachcice na banicji, kultyści mrocznych bóstw i podobni im znajdowali bez problemu swoje miejsce w mieście wolnym od cenzury i nadrzędnej władzy.

Miastem rządził stale zmieniający się kolektyw gangów, gildie złodziei i zabójców, rodziny mafijne i frakcje, które kontrolowały swój teren własnymi środkami i utrzymywały równowagę sił przez stosowanie zarówno traktatów, jak i morderstw na zlecenie. Jakby tego było mało, wygląd miasta również był dość osobliwy, składał się bowiem na ogromny, kamienny sześciokąt, a pod murami i główną arterią Miasta na Klifie biegła sieć podziemnych korytarzy zwanych Podmiastem. Legendy głosiły, że oprócz straszliwych potworów, można było tam natrafić również na starożytne artefakty i magiczne relikwie, które pamiętały czasy imperium Thassilońskiego.


Tyle o mieście wiedział każdy, kto mieszkał w bliższej, lub dalsze okolicy, gdyż wątpliwa reputacja Kamiennego Azylu była powszechnie znana. Podziwiając wysokie, potężne mury, do miasta dostaliście się jadąc między porozrzucanymi obok siebie drewnianymi chałupami stanowiącymi niejako przedsionek Kaer Maga zwany pieszczotliwie Królikarnią ze względu na przeludnienie tego terenu. Przedarliście się w końcu na szeroką ulicę wypełnioną po brzegi ludźmi, elfami, krasnoludami, ale też orkami, trollami, czy innymi dziwnymi stworzeniami, których nie potrafiliście nazwać. Niemal od razu zniknął też ten luz i spokój, który czuliście w Korvosie - napotykając spojrzenia kilku mruczących coś w swoim języku trolli i paru innych podejrzanie wyglądających nieznajomych, szybko doszliście do wniosku, że trzeba być tu czujnym i mieć się na baczności.

Większość przechodniów nie zwracała na was zbytnio uwagi, bądź udawała, że nie zwraca, dlatego ruszyliście szybko w swoją stronę, pytając o gospodę "Czarny Kot" pierwszego napotkanego krasnoluda. Odburknął tylko, żebyście zajechali do dzielnicy Oriat i tam zapytali o karczmę. Korzystając z zakupionej przez Akiko mapy szybko obraliście odpowiedni kierunek i gdy tylko znaleźliście się w rzeczonej dzielnicy, waszym oczom ukazał się przepych tego miejsca. Domy, zarówno te drewniane, jak i murowane, pomalowano na krzykliwe kolory, sklepiki i tawerny udekorowane były różnobarwnymi serpentynami i proporcami, a uliczni bardowie i skąpo odziane tancerki zabawiali przechodniów wesołą muzyką i występami. Na chwilę można było zapomnieć, że to nadal część najniebezpieczniejszego miasta w Varisii.

Tubylcy mieli jednak to do siebie, że przyjezdnych szybko sprowadzali na ziemię i jasno dawali do zrozumienia, w jakie miejsce trafili. Nie inaczej było i w waszym przypadku. Wypytując o drogę do "Czarnego Kota", nie wiadomo skąd pojawiło się wokół was siedmiu dobrze zbudowanych mężczyzn z mieczami i sztyletami w dłoniach. Odziani byli w skórzane kamizelki, dodatkowo każdy z nich posiadał jakiś szkarłatny akcent w ubiorze a także charakterystyczne tatuaże, którymi zdobili skórę jedynie członkowie gangu Sczarnich - mieszkając w Korvosie nie mogliście nie rozpoznać tak charakterystycznych symboli. Część przechodniów rozpierzchła się po sklepach i karczmach, inni zostali, przyglądając się scenie.


- Nie widziałem was tutaj wcześniej, znaczy, że przyjezdni - rzucił szorstkim głosem mężczyzna ze spiczastą bródką i ciemnymi włosami. - Oddacie nam wszystko, co macie cennego, włącznie z końmi i cipkami tych niewiast, a my zapomnimy, że was kiedykolwiek widzieliśmy.
Na te słowa jego kompani roześmiali się gromko. Na ulicy zapanowała martwa cisza.
- Chyba nie chcecie tracić życia w tak piękny dzień, no nie? Nie bądźcie głupi, nie warto ryzykować dla tych paru fantów, co je macie przy sobie i dziewuch, co pewnie i tak każdemu dają dupy na lewo i prawo. - Za jego plecami znów przetoczyła się salwa śmiechu. - No już, wyskakiwać z błyskotek. Pókim miły...

Mężczyzna, który wyglądał na przywódcę bandy, machnął zachęcająco ostrzem miecza. Jego kompani zaczęli zacieśniać krąg wokół was. Nie wyglądało, żeby mieli odpuścić, a na dodatek Akiko i Falavandrel dostrzegli w niewielkim tłumie gapiów mężczyznę, którego widzieli kilka dni temu w Korvosie pod ich domem. Przypadek?

 
Moshanta jest offline