Kiedy zgraja zielonoskórych gnała w ich kierunku Sigrid nie poczuła strachu. Zacisnęła mocniej dłoń na młocie i wsłuchała się w bicie swojego serca. Żaden pieprzony ork nie przekreśli jej planów!
Wokół świszczały strzały i bełty. Kilku orków padło od razu, co jeszcze bardzej utwierdziło Sigrid w przekonaniu, że sobie poradzą.
Razem z Ryżym i tym człowiekiem, którego napotkali, przyjęli pierwsze bezpośrednie uderzenie.
W wirze walki instynktownie wyprowadzała młot do uderzeń, a runa świecąca na jej broni dodawała ciosom siły.
Krasnoludzica w porę dostrzegła, że tarcza człowieka została strzaskana ulegając sile siekacza i rzuciła się na odsiecz waląc ile sił w plecy orka. Wkrótce było po wszystkim.
Jeszcze tylko z Ryżym zrobili porządek z ostatnim z orków dopadając drania kiedy brał nogi za pas.
- Dobrze jest mieć Cię u swego boku - usłyszała od niziołka.
- Nawzajem kompanie - odpadrła wycierając młot w orkowe szaty
Lubiła tego niziołka. Był odważny, a to Sigrid ceniła w walce.
Potem z przyjemnością wychyliła kufelek piwa marchwiowego i gotowa była do dalszej drogi. W kupie raźniej się podróżowało, a na drodze spotkać mogli jeszcze niejedną niespodziankę.