Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2018, 12:57   #575
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Nie była wydarzeniem kolejna wydobyta z ramienia strzała, choćby i było to ramię samego Gustawa. Wydarzeniem nie było pojawienie się w już zatłoczonym garnizonie ogromnej liczby żołnierzy – spoconych, zasapanych trepów o kołaczących sercach. Wydarzeniem był powrót Konrada. Zmieścił na wozie osiem osób w tym wiele znaczącego dla lokalnej społeczności kapłana, którego przechwycił gdy mieszkańcy nieśli go ponad ciżbą główną ulicą. Teraz ten tłumek zatrzymał się przed bramą garnizonu wydając z siebie niecierpliwy pomruk oczekiwania.
- Dobrześ się spisał - pochwalił głośno przybyłego i jego pomocników.
- Teraz wóz ostaw i zakasaj rękawy. Dawać pierwszego na stół! Goniec! Idź młody do punktu medycznego w porcie, niech da znać ilu ludzi u niego leży. I czy posyłać grabarza.

Nie była to pora na kolejne daremne narady w kółku wzajemnej adoracji. Waldemar łyknął wody, otarł usta rękawem i umył ręce. Tak przygotowany podszedł do pacjenta. Było źle. To, że przeżył transport mogło oznaczać, że wyczerpał swoją dawkę szczęścia na najbliższe dziesięć lat. Niemal zupełnie strzaskana kość wymieszana z grubo zmielonymi mięśniami, ścięgnami i nerwami prezentowała się obrzydliwie. Pora na naiwne uciskanie dawno już minęła. Pacjenta przywiązano pasami do stołu i rozpoczęło się żmudne zszywanie kolejnych części z powrotem ze sobą by umożliwić organizmowi regenerację. Wszystko w pełnym skupieniu, bowiem buczenie sprzed bramy przybierało na sile.
Następny na stół trafił ten, na którego wszyscy tak bardzo liczyli. Mężczyzna wyglądał na nieco starszego od cyrulika bowiem skronie przypruszyła mu siwizna choć włosów znad czoła jeszcze nie wygubił. O tym, że jest kapłanem nikt nie musiał informować – jego długa, okraszona brunatnymi plamami krwi szata ozdobiona była wyszywanym wizerunkiem Rozbijacza Czaszek.
W pierwszej chwili Waldemar wstrząsnął głową, bowiem ktoś przed nim zdążył całkiem sprawnie choć niestandardowo udzielić sigmarycie pomocy. Jego strój na tułowiu został rozdarty. Miejsce uderzenia, dokładnie między żebrami, zaznaczone było potężnym krwiakiem ale brak było zasinienia wokół serca i płuc.
[i]- Dziwne -[/u] mruknÄ…Å‚ do siebie cyrulik.
Nie uszło to uwadze jego najbardziej religijnego pomocnika, Siegfrieda.
- I co?
- Nico. Szczęściarz jak cholera. Inny nie zdążyłby tutaj dotrzeć, a ten jeszcze dycha. Widać jego bóg mu pomaga.
- Ludzie! -
zakrzyknął Siegi z entuzjazmem i pobiegł przed bramę.
Waldemar skwitował to jedynie kręceniem głową. Choć może faktycznie był to cud? Nacięcie, szycie naczyń i zszycie skóry zajęło raptem chwilę. Pacjent żył, przynajmniej na razie. Trzeba było jednak ukryć go w izbie przed wścibskimi oczyma i dłońmi gorliwych wyznawców.

Zoperowanie i opatrzenie wszystkich rannych trwało i trwało. Gdy w końcu skończyli się pacjenci rozpoczęło się sprzątanie. Waldemar nie był pewien, ale z tego co obserwował kolejny raz nie było żadnego dowódcy w garnizonie.
- Pierdolę - sapnął zirytowany, po czym udał się do studni i wziął szybką kąpiel ku poprawie krążenia. Pomogło, ale dobry humor przywróciły mu dopiero porcje gorącej strawy zorganizowane przez Berta.
- Niech bogowie chronią po wsze czasy tego niziołka! - Agitował Waldemar wskazując Truskawę dłonią.
- O ile jacyś nie mają nas gdzieś - dodał już do ucha niziołkowi, ściskając go serdecznie. Nie sposób ocenić, który z nich pobrudził się przy tym bardziej krwią.

I wtedy nadszedł Loftus.
- Do idealnego śniadania brakuje tylko sadzonych jaj, skoro bekon dotarł - powiedział cyrulik Bertowi nie dowierzając, po czym popędził na pomoc.
Żadne słowa nie potrafiły opisać zniszczeń, które zobaczył z bliska. Pracował więc w ciszy minimalizując zagrożenie – wrzucił Loftusa do balii z wodą licząc, że jego wnętrze nie zdążyło się ugotować. Nie było jednak dla maga optymistycznych scenariuszy – do końca życia miał pozostać brzydki, zniekształcony, jego osmolony dobytek został zrzucony w jedno miejsce by mógł być potem przejrzany i zabrany.
- Teraz może być dosłownie wszystko. Jak zaczniesz srać kaszanką to się nie dziw. Może ci być bardzo słabo, możesz mdleć. Będzie trzeba upuszczać krew. Skończyło się.
 
Avitto jest offline