-
Ignorancja jest cnotą - mruknęła Amberlie pod nosem, nieco złośliwie komentując zachowanie rozzłoszczonej Sary.
-
Wygląda to raczej na jakieś zamglenie umysłu lub nienaturalny wpływ z zewnątrz. W ogóle nie trafiają do niej żadne argumenty - odparł jej stojący nieopodal Zoren. Nie spodziewała się, że ktokolwiek ją usłyszy.
-
Niech wierzy w ten świat wypełniony dobrocią, póki może. Kiedyś zderzy się z brutalną prawdą - zadrwiła -
Jeśli to jednak magia, to sprawa się nieco komplikuje. ...To miasto jest szalone, wraz z po trzykroć przeklętym Lengiem na jego czele.
-
Zgadzam się - kiwnął głową -
Możliwe, że te ruiny mogą mieć z tym jakiś związek.
Ale tropicielka już nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się z uniesioną brwią na to, co robi jej towarzyszka - kocica. Nigdy tak nie podeszła do obcej osoby, zaczynając się łasić bez przynajmniej kilku dni przebywania w obecności kogoś. Przecież to był kot bojowy. Zeskoczyła z wozu i czym prędzej podeszła do alchemika, by ich “woźnica” ich nie usłyszała. Na jej twarzy widniał wymuszony uśmiech. Wzięła go pod rękę i się przysunęła.
-
Hej, Zorenie, patrz! Nagle wszyscy się stali tacy dobrzy, że zwierzęta się schodzą, by się otrzeć o jej nogi! A na Pograniczu kapłanki są szkolone przez jednorożce! - zakpiła, wskazując głową na Krithę i Sarę.
Westchnęła ciężko i porzuciła całą “radosną” mimikę twarzy. Od kiedy weszli do Oakhurst, stała się ona znacznie bardziej ponura i zgryźliwa, a jej dowcipy odeszły gdzieś w zapomnienie.
-
Mam już dość tych absurdów - zmęczonym głosem skwitowała to krótko, puszczając go i udając się w drogę powrotną na pojazd.
I tak sobie obserwowała pracę, myśląc i rozważając naturę istnienia, aż naszła ją myśl. Wyciągnęła więc ponownie notatnik i zaczęła pisać.
Jak można zniszczyć zło? Nie da się, ponieważ w każdym sercu jest ono zakorzenione. Wyplenisz je w jednym miejscu, a wykiełkuje gdzie indziej. Żelazne, sprawiedliwe i odpowiednio spisane prawo oraz strzegące go osoby są jedyną receptą, by organizm społeczeństwa działał jak należy, a chorobę w postaci przestępczości należało znaleźć i wyplenić, by się nie rozprzestrzeniała i upewnić się, iż nikt nie zejdzie na drogę mającą zagrozić społeczności. W takich sytuacjach nie ma znaczenia, czy ktoś jest “zły” czy “dobry”. Musi się podporządkować, bo inaczej stanie przed konsekwencjami swoich czynów. To jedyne słuszne rozwiązanie.
Uniosła na chwilę głowę dumna z zapisanego tekstu, by ujrzeć, jak alchemik gdzieś się oddala.
Postanowiła za nim bynajmniej nie dyskretnie podążyć. W końcu coś musiało przykuć jego uwagę, a ona chciała wiedzieć co.
*
Ech, a nieco to.
Choć się to jej nie podobało, to musiała odesłać Krithę do miasta. Ona nie była przyzwyczajona do chłodu, a już na pewno nie do burz śnieżnych.
-
Niech Kritha pojedzie do miasta - powiedziała krótko i bez słowa ruszyła za śladami, dobywając swój łuk kompozytowy. Jeszcze tylko spojrzała kątem oka na alchemika, co mogło równie dobrze znaczyć “chodź z nami”.