Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 11:45   #226
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Powrót do Fallen Tower

Chmyzy wzbudziły sympatię Jorisa. Zaradne, sprytne i co im się powiedziało to bez pyskowania jak widać zrobiły. Do tego te zadziorne spojrzenia jakimi łypały miały w sobie coś zwierzęcego co Jorisa do nich zupełnie przekonywało.
- Zaraz, zaraz cwaniaczku - rzucił do mającego się oddalić ulicznika - Kto tam tym kantorem zarządza?
- Justus Kralin
- rzucił młody po chwili namysłu czy opowiadać się komuś prócz Shavriego. Ten ostatni kiwnął jednak głową. - Mieszka na górze.
- Kralin… -
powtórzył Joris zamyśliwszy się na moment. Złe przeczucie jakoś go tknęło - Nie dzieciaty aby? Co o nim wiecie?
- Jak ma to nie z żonką, bo jej też ni ma
- wzruszył ramionami chłystek i znacząco spojrzał na Jorisa. Zapłatę dostali za śledzenie, nie za informacje o innych ludziach.
Joris uśmiechnął się i posłał mu równie znaczące spojrzenie. Mały dostał zapłatę za śledzenie i za wszystkie informacje ze śledzeniem związane.
- I tyle, że żony nie ma? - zapytał zdziwiony - Musi być nowi tu w mieście jesteście... Chyba z następną sprawą mus nam będzie się rozejrzeć za kimś bardziej obytym...

Ulicznicy zarechotali wesoło na blef Jorisa, widać że byli wprawieni w tego typu rozgrywkach.
- Żony ni ma i żadnego bachora nie przysposobił, nawet jak jaki jest jego, to się nie przyznaje. [/i] - oświadczył przywódca obdartusów. - Złota ma co niemiara, nie tylko kwity daje i monety z całego świata wymienia, ale też w lichwę bierze. Wszyscy go tu znają i nie radzę wam podskakiwać, bo kantoru strzegą magiczne zbroje i… - tu chłopakowi przerwał ciemnoskóry kolega. Młodzi naradzali się chwilę nerwowym szeptem. W końcu pierwszy zaordynował coś wściekle i odepchnął drugiego. - Powiadają, że widzą niewidzialne i są odporne na magię - wyburczał do Jorisa.
Paskudne przeczucie pogłębiło się o jakiś sążeń, a myśliwy skinął głową na znak, że tym razem docenia wywód.
- To rzeknij jeszcze jak cię wołają chmyzie i gdzie szukać twoich koleżków jakbyśmy tak nagle ni z tego ni z owego mieli potrzebę na wasze usługi.
- My was znajdziemy, spokojna makówka - chłopak poklepał znacząco kieszeń i wszyscy trzej biegiem zniknęli w mroku. Trójka przyjaciół weszła zaś do gospody Fallen Tower.

Gospoda klimatem jakimś dziwnym trafem odzwierciedlała humor Jorisa. I dobrze. Radosne przyśpiewki i pogwarki były ostatnią rzeczą o jakiej marzył. Tym bardziej, że zanosiło się na pracowity poranek, który zasponsorował im Trzewiczek. I gdzie u licha była Turmalina??? Bo Zenobia to pewnie po zamtuzach koleżanki o Orlina wypytywała…

Shavri, który od razu zoczył wielką wojowniczkę (bo w końcu nawet w półmroku nie było to zbyt trudne), ruszył ku niej z zadowoloniem wymalowanym na twarzy.
Joris skinął Przeborce, że zaraz do nich podejdzie i podszedł do karczmarza. Bałagan i zaginiony niziołek mogły mieć coś wspólnego…
- Dwa piwa, dzban wina i po misce pole… abo nie. Tam widzę, że głuszca chyba pieczonego jedzą? To trzy do naszego stołu. A wcześniej chleba ze smalcem gęsim… I tyle na razie. A rzeknijcie co tu się nawyrabiało? I czy nie było tu, aby jakiego roztrzęsionego niziołka w kapelusiku?
- Hę? Nie
- burknął oberżysta i odwrócił się w stronę kuchni, wywrzaskując zamówienie. Sam nalał piwa i posunął w stronę Jorisa, taksując go wzrokiem. - Wino jakie? Nocować będziecie? To wasze konie w stajni i wóz, tak? Bez noclegu i tak za nie zapłacić trzeba.
- Mocne -
odparł bez namysłu Joris pomny na zamiłowanie półelfki do weselszych trunków. Brak Trzewika był na swój sposób dobrą wieścią. Gdyby był i zniknął to by mogło jakieś tarapaty oznaczać. A tak nadal się najwyraźniej dąsał - Konie nasze. Znaczy tam konie od razu… Kobyłka Shavriego, mój kuc i muł Zenobii… Nie wiem, czy się Przeborka za swojego rozliczała - wskazał olbrzymkę - I nocować będziemy. No chyba, że remont jaki macie i miejsc nie ma - rzucił okiem na uszkodzony szynkwas - Burda jaka tu była?
- Czasem się zdarza, ale straż daje radę
- mruknął gospodarz i szybko podliczył coś na liczydle. - Sala wspólna czy… a zresztą, pokój jeden wolny tylko jest, dwa łóżka w nim. Albo wspólna, też łóżka są. To jak będzie?
- Sa… nie. Pokój pan daj -
myśliwy szybko zmienił zdanie. Ogólnie lubiał sale karczemne. Ale to był nawyk z czasów gdy jeszcze nie nosił ze sobą niczego co by kosztem wykraczało poza jedną złotą monetę. A teraz torba ciążyła nieprzyjemnie fanaberią Trzewika i zakazaną gębą z księgi Omara… Najwyżej z Shavrim na podłodze przekimają… Miał ochotę pociągnąć jeszcze karczmarza za język o tę straż, ale widać było, że brzuchaczowi pogaduchy teraz wybitnie nie leżą.
- Nocleg cztery osoby… - karczmarz bezbłędnie wyłuskał w tłumie resztę kompanii. - Pokój i łóżka we wspólnej… Plus kolacja i śniadanie… plus cztery konie… plus wóz w obejściu… To będzie dwanaście sztuk złota i pięć sztuk srebra… I jeszcze dwie sztuki złota za napitki.
- Ile?? -
zdziwił się myśliwy. No Stonehill to sobie mniej niż połowę tego śpiewał. Pokręcił głową i wyłuskał jednak monety. Widać ceny w Neverwinter odbiegały od tych zdroworozsądkowych. Ale jeśli mieli przetrwać najbliższe dni to potrzeba im było trochę wygody.
Po czym zabrał trunki i ruszył za resztą do przeborkowego stołu.

Ledwie usiadł do stołu, za kontuarem pojawiła się magiczna emanacja. Dobrze, że Joris siedział, bo by było po piwach; o winie nie wspominając.
- Spokojnie, to tak co noc. Efekt Plagi Czarów. To magowie, którzy tu kiedyś mieszkali. Nikt nie wie co się z nimi stało. Jestem Cedryk - przedstawił się niepytany półelf z sąsiedniego stołu. - Czekałem na was; to znaczy na ciebie między innymi - wskazał Jorisa. - Jakiś czas temu na południe wyruszyła z eskortowaną przez was karawaną moja znajoma, Anna Kathrina. Od tej pory nie miałem od niej żadnych wieści. Czy nie wiecie co się z nią stało? Próbowałem podpytać krasnoludzicę, która z wami jechała, ale była hm… niedysponowana.

Kapłanka dość szybko otrząsnęła się z szoku, choć jeszcze długą chwilę minę miała nietęgą. Nie dość, że Neverwinter było wielkie jak pół świata… no dobra, trochę przesadziła z tym osądem… pół świata to ona zjechała, zanim ostatecznie tu nie dotarła; to jeszcze na każdym kroku natrafiała na same dziwy. Normalnie jak w cyrku dla arystokracji, gdzie tresowani niewolnicy wraz ze zwierzętami odstawiają takie tańce i hulańce, że później plotki krążą miesiącami wśród gawiedzi.
A tu… prosze bardzo. TO NORMA!
NORMA!
Zaprawdę Północ była dzika i nieodgadniona, zwłaszcza dla kogoś pokroju Melune. Na szczęście kobieta potrafiła jako tako zaadaptować się do nowej sytuacji, niezależnie od tego jaka by ona była, mroczna, absurdalna, śmieszna, tragiczna? Nieważne.

Dlatego też, jako pierwsza odezwała się do “brata we krwi”.
- Torikha… wysłanniczka Selune. - Tu kobieta zastanowiła się chwilę, okolicznościami tego dziwnego spotkania z nieznajomym. Skąd wiedział kim byli, skąd pochodzili, jaką grupą przyjechali i gdzie się zatrzymali?
- Przepraszam Cedryku, ale jesteś pewien, że nie pomyyyliłeś nas… z kimś innym?
- A pomyliłem
- uprzejmie zdziwił się Cedryk.
- Z całym szacunkiem, ale nie przypominam sobie, bym eskortowała jakąś karawanę na południe… właściwie to stamtąd przybywam i jestem tu pierwszy raz - odparła zakłopotana ciemnoskóra, spoglądając pytająco na Jorisa, który wszak był bardziej obeznany w tych rejonach.
Ten jednak dalej przypatrywał się oniemiały magicznej emanacji. Podobnie jak pobladły Shavri. Kiedy w końcu udało mu się odwrócić wzrok, wstał i przesiadł się plecami do dziwadłą, ale nawet wtedy widział bladoniebieski poblask rzucany na ściany przez kolumne widomowego światła. Miał przed oczami przerażenie spadających zjaw. Wstrząsnęły nim dreszcze. Cori mówił mu, że śmierć maga, jeśli akurat używał mocy ponoć zostawia pamiątki. Chłopiec, podpierając się ustępami z woluminu nazwał to odciskiem na rzeczywistości. Tropiciel nie wątpił, że właśnie z czymś takim mają do czynienia. I na krótką chwilę zadrżał o los brata. Co musieli zobaczyć tamci ludzie, żeby mieć takie przerażenie w oczach tuż przed… zapewne śmiercią.
Z nieciekawych rozmyślań wyrwał Shavriego głos Jorisa.

- Fallen Tower... - powiedział powoli starszy tropiciel, uśmiechnąwszy się ponuro do Cedryka - A ja myślałem, że się ze starości przewró… Zaraz. Jesteś znajomym Ani?
Spojrzał zdziwiony na uprzejmego półelfa. Zaraz jednak zmrużył oczy podejrzliwie. Tak rzadko ostatnio obcy są dla nich uprzejmi, że trudno było w dobre intencje uwierzyć.
- Jeśliś iście jej znajomym to wiesz jak wygląda, prawda?
- Brązowooka, kasztanowłosa, piękna jak boginka
- odparł półelf, rozbawiony tymi dociekaniami. Był bardzo pewny swego. - Para się magią - dodał, uprzedzając kolejne możliwe pytanie.
Myśliwy skinął głową na znak, że opis choć krótki to bezbłędny i westchnął.
- Wybacz… Marnie dzień nam minął to i… - wzruszył ramionami. Co się było tłumaczyć - Dosiądź się do nas Cedryku.
Ten nie potrzebował dalszej zachęty i usiadł obok Torikhi.
- Dobrych wieści niestety dla ciebie nie mamy. Anna zginęła gdyśmy Gundrena Rockseekera z łapsk niedźwieżuków wyciągali. Jej mogiłka w lesie pod ruinami zamku Cragmaw spoczywa.
- Och?! Jakiego zamku? Ale jak… Anna była podróżną, nie najemniczką!
- zmieszany Cedryk zmarszczył brwi, oczekując wyjaśnień.
- Jaki był jej układ z Gundrenem tego nie wiem - westchnął Joris i aż się wzdrygnął na samą myśl, że ktoś by jemu opowiadał o śmierci Riki. - Ale wiem, że mogła pozostać bezpiecznie w Phandalin. Zdecydowała iść z nami i pomóc.

Kapłanka śledziła spojrzeniem raz jednego, to drugiego mężczyznę, starając się połapać we wszystkich konszachtach jakie miały tu miejsce. Oczywiście nie udało jej się to, więc westchnęła i zwróciła się cicho do Przeborki.
- Jak ci dzień minął? Załatwiłaś coś?
Shavri, który w ogóle nie znał tematu, również zwrócił się do rosłej wojowniczki na pytanie Toriki. Znał tylko jedną Anne i tylko z widzenia - księgarkę, która w Futenbergu prowadziła antykwariat “Sto Kłosów Anny”. Ponoć faktycznie miała w nim sto książek, ale Shavri nijak nie umiał tego sprawdzić. W przeciwieństwie do Coriego nie wiedział też, co ma kłos do książki. Anna była niska, pulchna, sympatyczna. Bijak bardzo ją lubiła, a ona sama nie raz, nie dwa pożyczała Coriemu swoje prywatne książki.
Cedryk marszczył brwi, analizując skąpe informacje, jakimi uraczył go Joris.
- Czyli zginęła i jej szczątki spoczywają pod jakimś zamkiem… - rzekł wreszcie powoli. - Czy macie… khem… Zostawiliście jej rzeczy? Księgę, listy jakieś? No wiecie… na pamiątkę…

Myśliwy szturchnął pod stołem kapłankę by jednak poświęciła trochę uwagi tej rozmowie. A przynajmniej nie gadała z Przeborką o dupie maryni. Tym bardziej, że on sam nie za bardzo wiedział jak nieść pomoc… no taką bardziej duchową. A licho wiedziało, czy w rozpaczy Cedryk nie oskarży ich o tę śmierć.
Melune uśmiechnęła się miło, ale słowem się nie odezwała, bo i nie za bardzo wiedziała co powiedzieć. Przykro mi? To była dobra kobieta? Na pewno spoczywa w pokoju?
Każdy przechodził żałobę inaczej, a ona Anny prawie w ogóle nie znała. Nie wiedziała jaka była, co lubiła, z kim się prowadziła i czy była szczęśliwa. Ostatnie czego by w tej chwili chciała to kłamać na jej temat.
- Przykro mi, ale nie. Jej rzeczy osobiste spoczęły razem z nią. - Tego akurat nie był pewien, bo Marduk praktycznie zawłaszczył sobie ceremoniał pochówku. Ale o elfie, który z Anną zżył się bodaj najbardziej wolał nie wspominać - Jeśli chcesz to na dniach wyruszamy z Neverwinter. Mógłbym cię zaprowadzić do mogiłki.
Przyglądał się przez chwilę półelfowi próbując ocenić jego możliwości podróżnicze i fach. Wyglądał na sprawnego młodzieńca - chyba młodzieńca, z mieszańcami nie było to do końca pewne - ale nie nosił przy sobie nic, co wskazywałoby na wykonywany zawód. W mieście raczej tylko przyjezdni chodzili w zbrojach, czy z bronią przy boku, co zresztą nie było zbyt mile widziane.
- Rozumiem, że była ci bliska?
- Khem… co? A, tak, tak.
- półelf spojrzał na Jorisa z namysłem. - Nie… Nie trzeba. Jej duch jest już i tak z boginią - wstał. - Dziękuję za informację. Pomyślnej drogi. - wstał i ruszył do wyjścia.
- Bywaj - Joris nie bardzo wiedział co powiedzieć, ale szkoda mu tego chłopaka było. Nic fajnego złe wieści nieść. Po czym gdy tamten wyszedł spojrzał z wyrzutem na kompanów - “Jak ci dzień minął?”?? No co z wami?? Dobrze żeście dowcipkować nie zaczęli.

Chwycił piwo i przepił niesmak.
- Dajże pokój… - mruknęła kapłanka, przyglądając się uważnie ukochanemu, który kontynuował dalej.
- Trzeba Shavri coś z tymi księ… - spojrzał na Przeborkę, wywrócił oczami nad tym, że znowu on musi brać ciężar zdradzania tajemnic i zaczął wywód choć ściszonym głosem - Dobra. Skoro Stimy się nie odobraził to koniec już tych głupich sekretów. To on buchnął te tomiszcza Omarowi. Gadałem z… a nie ważne zresztą, ale wszystko się zgadza. Pewno zestrachał się tą swoją chorobą, czy czego tam się nabawił i dlatego się nie przyznał. Sęk w tym, że on ma diadem i te rurę na papierzyska. A my tylko księgi. Więc jak ktoś nie ma gadane to Shavri ocali pół głowy. To pierwsza pierwszość. Druga za to… samych tych ksiąg dotyczy. Wygląda to to wybitnie paskudnie i strasznie mnie korciło na początku Elizie je pokazać. Ale to zołza straszna, a teraz do Przymierzalni to już tylko spalony most wiedzie. Do tego wygląda na to, że nikogo w Neverwinter nie interesuje czy w Phandalin jest bida, czy bogato i czy budują złote ogrody, czy się wrota do zaświatów otwarły.
Tori pobladła na te wieści i jakoś tak dziwnie zesztywniała, po czym cicho przeprosiła i podeszła do baru, by zamówić sobie kolejkę, albo dwie.
Myśliwy zobaczywszy azymut jaki obrała, wstał szybko za nią, ujął pod rękę i delikatnie acz stanowczo skierował w kierunku stołu.
- Rika… mamy 6 dni na ocalenie głowy Shavriego, całego Reidotha i niewiele więcej na znalezienie księgi Bowgentla przed bałwanami z Przymierzalni. Potem będę skakał jak zawołasz. Ale teraz proszę Cię… potrzebuje Cię.
- Kiedy ja się muszę… napić - odparła ze szczerą rezygnacją w głosie kapłanka. Wydawało się, że “wyskok” Trzewiczka, sprawił jej wiele zawodu i bólu. Jakby ta sprawa była na tle wręcz osobistym.
Shavri zrobił się czerwony na twarzy, ale nie powiedział nic, co jak na niego oznaczało duże poruszenie.
- No dobra - odrzekł zmieszany Joris. Zwykle takie zdania słyszy się od mężczyzn, a nie od ukochanej. - Ale jedno siup i bierzesz się w garść, dobra?
Po chwili wrócił z kubkiem do połowy pełnym czegoś znacznie mocniejszego co oberżysta określił jako “kopie, ale nie przewraca”.

Kapłanka zaś zbierała myśli.
- Sharviemu nic nie będzie… wrócimy do Phandalin i oddamy skradzione rzeczy… co do druida i księgi… nic nie poradzimy, nie w tak krótkim czasie, nie bez szczegółowych informacji gdzie szukać…
- Wiesz co, Joris i ja mamy po księdze.
- przyznał Shavri dziwnie brzmiącym głosem. - Dla bezpieczeństwa i w geście zaufania powierzyłem tubus Trzewiczkowi. A skradziono zdaje się też jakąś błyskotkę. Więc jak bardzo wierzę w Trzewiczka, tak teraz mamy tylko dwie księgi. A niziołkowi trzeba pomóc. Bo jeszcze zejdzie od tego cholerstwa, na które zapadł. Tak, ja wiem, że bigos dzięki niemu mamy cholerny, ale nie dam mu szczeznąć jak jakiemuś zwierzęciu.
Młodszemu tropicielowi ta sytuacja wydawała się niezwykła już od prośby Trzewiczka, żeby poszli do loszku burmistrza tylko we dwóch. Ale hej! Wszystko, co robił i mówił Trzewiczek było trochę niezwykłe i jeśli ktoś miałby cudownie odnaleźć skradzione księgi, to Trzewik przychodził Shavriemu do głowy jako pierwszy.
Shavri-Sowa... pomyślał i z zaciętą minął spojrzał na swój niedojedzony posiłek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline