Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 13:11   #241
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Droga do … Broku?

Inkwizycja podjęła decyzję szybko i jednomyślnie. Jedynie Hugin nic nie powiedział, ale tego można było się spodziewać. Brok miał być kolejnym celem podróży.

Eberhard uprzejmie przeprosił towarzyszy i ruszył do swego pokoju.

Hugin ruszył swym sprężystym krokiem w stronę małego placu przed stajnią, gdzie mógł w spokoju trenować z włócznią. Klara się mu przysłuchiwała. W pewności, szybkości i lekkości ruchów rycerza było coś przyjemnie kojącego.

Powietrze przecinał świst grotu włóczni. Bose stopy z gracją odbjały się od ubitego piasku. Ruchy, które słyszała przypominały taniec bardziej niż trening walki. Gdy Witold próbował trenowac to sapał przy tym, a ruchy jego nóg zdawały się przypominać ruchy powolnego niedźwiedzia. Gorzej było tylko z Krzyżakiem, który do tego wszystkiego pobrzękiwał zbroją.

Witold postanowił napisać do Bogumysła i do Weismutha. Pierwszy musiał wiedzieć, że zmienili kierunek podróży. Drugi, że są już w drodze, będą mieć ze sobą posiłki, ale przybędą dopiero za kilka dni.

Z jakiegoś powodu gdy Witold się skupiał jego woń była jeszcze bardziej kwiatowa i jeszcze bardziej dusząca.

Słońce już zniknęło za horyzontem, gdy Eberhard wrócił taszcząc ze sobą wielką księgę. Biblia, która miał ze sobą, jak większość trzynastowiecznych ksiąg ważyła kilkanaście kilogramów, a na jej spisanie kilku mnichów poświęciło wiele miesięcy. Jednak inkwizytor nie pozwolił sobie na zbytek luksusu i nie oprawił jej bogatymi złotymi ozdobnikami. Zamiast tego miała jedynie wybity krzyż na skórzanej oprawie.

Gdy Klara wchodziła do małej drewnianej kapliczki czuła jak ostatnia fala ciepła owiewa jej ciało. Zachodnia strona budynku najdłużej zbierała ciepło z otoczenia.

Msza zaczynała się dziwnie. Rodzaj nabożeństwa jaki praktykował Eberhard odbiegał od standardów z ziemi małopolskiej. Toteż Klara była zaniepokojona. Ludzie lękają się tego co nowe. Tego co inne. Witoldowi również coś nie grało w samym nabożeństwie, jednak nie dał po sobie poznać. Hugin milczał. Wojownicy Siemowita też nie komentowali. W końcu nastało przemienienie. Fragment mszy, w czasie którego namacalnie między wiernymi pojawia się ciało Pana.

Eberhard zamilknął jak zamurowany.

Wtedy Klara to zobaczyła. Wizja przyszła niczym podmuch wiatru. Nie było przed nią ołtarza, tylko wielkie kowadło. Pasowało tak bardzo do zapachu jaki się roznosił wokół Inkwizytora-kapłana. Za kowadłem-ołtarzem stał Eberhard. Młody. Nie miał brody. Był zupełnie inny niż wyobrażała go sobie Klara. Jakby widziała go w młodości? Ciężko było jej określić. Inkwizytora sobie wyobrażała, ale nie wiedziała jak wygląda. Nie dotykała jego twarzy.

Za plecami tego młodego Eberharda unosił się wielki anioł o czarnych skrzydłach i ciemnych włosach. W jednej dłoni dzierżył miecz. W drugiej laskę. Ruchem skrzydeł wywołał wicher i wbił ostrze miecza przed kapłana. Wprost w kowadło. Eberhard sięgnął po miecz, którego jelec i rękojeść teraz wyglądały bardziej jak krzyż, niż jak broń.

Wizja się rozmyła. Wicher, czy też podmuch skrzydeł anielskich otworzył drzwi kaplicy. Eberhard stał bez ruchu opierając dłonie o ołtarz. Klara opadła z sił. Gdyby nie Witold, który sprawnie ją pochwycił opadłaby na ławkę.


Nad bobrzym ogonem.

Postawa opata była zaskakująca. Zwłaszcza dla Franki. To opat podawał wrzątek siostrze Annie. To on “służył” im przy tym obiedzie. Pokorny. Zupełnie inna postawa niż u Płockich księży. Zupełnie inny niż postawa Jaromira.

Gerge obserwował czujnie wszystkich zebranych. Walter skupił się na jedzeniu zacnej ryby jaką był bobrzy ogon. Był wojownikiem. Od zawsze. I jako wojownik miał zginąć. Kwestie polityczne były dla niego dużo groźniejsze niż wyłaniający się z mroku wilkołak.

Fyodor siedział pobladły. Dodatek czosnku do naparu przygotowanego przez siostrę Annę zdawał się nie poprawiać sytuacji.

Ciężar rozmowy spadał na Franciscę. I przyznać trzeba było, że poradziłą sobie z tym ciężarem lepiej niż niejeden mąż.

Jaromir żuł powoli. Bobrzy ogon dawał czas.
- Arcybiskupstwa - rzekł spode łba - Arcybiskup nie tolerowałby traktowania go poniżej hierarchii. Jak rozumiem nie zaszła pomyłka i nie miała pani - przy tym słowie można było odnieść wrażenie, że kanonik się dławi - na myśli biskupstwa płockiego.

- Radością napawają mnie słowa wasze. Gdyż głosy mnie doszły, że inkwizytorów sprowadził Gunter, biskup płocki. I wcale nie na chwałę pańską, lecz, żeby swoją prywatę rozgrywać. Jednak słowa o nim nie słyszałżem w waszym wystąpieniu. Raduje mnie to.

Sięgnął po kolejny kęs, który znów żuł dłużej niż wypadało. Ewidentnie bawił się pauzą.
Dopiero po jego przełknięciu kontynuował.

- Wieść niesie, że u płockich dominikanów stacjonujecie. Tedy zniesiecie list ode mnie do biskupa? Musi on wiedzieć gdzie idą słupy graniczne.

- Granice państwa nie są granicami kościoła - wtrącił cicho Walter.
- Ale granice diecezji są dzień drogi stąd - knykcie na zaciśniętej pięści Jaromira aż pobielały.
- A Gunter o tym zapomniał. Wy zatem skoro zakończyliście sprawę, to odejdziecie. I nikt z Płocka po dziesięcinę nie przybędzie. A mnisi pozostaną bezpieczni ode złego pod płaszczem arcy - bardzo mocno zaakcentował ten człon - biskupstwa gnieźnieńskiego.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline