Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2018, 20:37   #227
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
Zenobia i Stimy

Już po drodze okazało się, że Trzewiczek wcale jeszcze nie wytrzeźwiał. Szedł prosto, ale język trochę mu się plątał. Kiedy Zenobia na niego patrzyła zachowywał się normalnie i dopytywał o szczegóły. Jak tylko odwracała wzrok i szła pierwsza starał się jej wetknąć w tyłek zerwaną gdzieś gałązkę. Kiedy odwracała się, z niewinną miną i wyraźnie widoczną za plecami gałązką dopytywał o jakieś mało istotne drobiazgi, by za chwilę z szerokim uśmiechem na twarzy robić to samo. Zenobia tolerowała to nie dlatego, że takie zabawy w gruncie rzeczy lubiła, tylko dlatego że Stimy zajęty niewinną zabawą, szedł nie próbując wchodzić do mijanych knajp i nie szukał kolejnego zamtuza. W ten sposób, po dłuższym czasie (bo mimo, że szli sprawnie, to Zenobia kilka razy pomyliła drogę) w końcu ujrzeli przed sobą siedzibę szarych płaszczy.

Niziołek przystanął obok Zenobii, otulając jej kształtną kibić ramieniem.
- Myślę, że najłatwiej byłoby zapytać czy wypuszczą ją za kaucją. Wiesz, czy dużo zniszczeń spowodowała? - Stimy zamaszyście wskazał gmach przeciwną ręką - możemy też obejść budynek w koło, choć wątpię byśmy znaleźli jakieś tajemne wejście, choć... okno z kratami, lub szczelina w kamieniu by wystarczyła. Tylko wtedy Malineczka nie powinna więcej pojawiać się w Neverwinter. Może pójdziemy i spytamy o kaucję? - Obracając, jak w tańcu siebie i Zenobię, przystanął na przeciw niej i zrobiwszy kilka kroków wstecz zaczął jej się przyglądać.
- Tak w razie czego, moglibyśmy się przebrać, bo jak będzie trzeba ją jednak sposobem brać, to lepiej by nas nie kojarzyli.

~ Z sensem gada ~ pomyślała Zenobia ~ nie jest taki pijany jak by się wydawało.
Pogroziła mu palcem znów widząc w niziołczej dłoni gałązkę.-Oj, ty świntuszku ty
Właściwie, to w pobliżu był jej wózek. Miała w nim tyle ubrań, że mogłaby przebrać nie tylko siebie i Stimiego, ale i całą ich drużynę. Sakiewkę do czarowania nosiła zawsze przy sobie.
Zaraz potem raźno maszerowali do faktycznie niezbyt daleko pozostawionego wózka. Tym razem niziołek podszczypywał ją na przemian w oba pośladki.
-Za kogo chciałbyś się przebrać?-Jako profesjonalistka uważała, że liczą się nie tylko figle -ważna jest też miła atmosfera i rozmowa.

- Może krasnolud? - zamyślił się Stimy - Taki z ciałem jak granit, brązową brodą i bardzo niskim głosem... - Trzewiczek spróbował zejść na niższe tony - ...co aż w uszach dudni! Turmalina to krasnoludzica, będzie pasować.

Krasnolud? Co on kombinuje? To jakaś jego fantazja? Żeby tylko nie przyszło mu do głowy bawić się z Turmaliną, jak z nią przez całą drogę. Mogłoby się to dla niego źle skończyć. Jeszcze spadnie mu na głowę jakaś wieża… Wiadomo ile mu teleportacji na dziś zostało?
Z mieszanymi uczuciami, używając zestawu do przebierania, kosmetyków i oczywiście talentu, w zwykłej stajni stworzyła krasnoluda. Nie jakąś brodatą popierdułkę, tylko krasnoluda z ciałem jak granit, brązową BROOODĄ i… No właśnie!
-Wypij to-podała mu fiolkę.

Stimy wypił. Skrzywił się i już miał się poskarżyć, że niedobre, kiedy z ust wydobył mu się głos, ale jaki głos… Piękny, głęboki baryton!
- Fu! BLEH NIE… OOOOOO! - Stimy rozejrzał się, jakby sprawdzając czy to na pewno on wydał z siebie te dźwięki - DADUM, DABA DOO! O OOOO!

Nie czekając dłużej…

- OOO! YABA, YABA, HO HO!

...nie czekając dłużej Zenobia jak to miała w zwyczaju w jednej chwili rozebrała się do naga i prawie równie szybko ubrała w inne odzienie. Dodatkowo…

- UUU! ...POLEJ PIWA MAŁA.

… dodatkowo założyła na głowę rude włosy zwierzęcia co nie żyje i tak zmieniona, może nie nie do poznania, ale zawsze, przerwała słowotok Trzewiczka.
-Głos będzie jeszcze niższy, poczekaj a teraz czas na nas-Stanowczym gestem położyła mu dłoń na ramieniu i skierowała do wyjścia ze stajni.
Trzewiczek po drodze był jakby spokojniejszy. Odpuścił już Zenobi, czym poczuła się nawet troszkę urażona, bo zdążyła się przyzwyczaić do jego zabaw. Szedł tylko i pohukiwał jak sowa tak, że drżały szyby w oknach. Głos faktycznie był coraz głębszy.

- HU HU! DARADUM DU DU! DUDNI DU DU!

Tak zupełnie z marszu, bez uzgodnień wtoczyli się do siedziby strażników.
Ten dyżurujący u wejścia nie był z tego faktu zadowolony a już na pewno zbyt chętny do rozmowy.

-Czego?-zaczął groźnie, po czym z wielkim wysiłkiem dodał -Państwo sobie życzą?

-Zulewna Hammerstorm. Z tych Hammerstormów. Bratanica moja, Turmalina, ponoć jest tu niesłusznie przetrzymywana- Pewnie zaczęła Zenobia.
Widząc, że na strażniku nie zrobiło to oczekiwanego wrażenia, płynnie przeszła na trochę mniej roszczeniową postawę.
-Prawda to, że narwana i czasami nieznośna, ale to siostrzenica i zostawić tak przecież nie możemy. Znanym i szanowany jesteśmy rodem- kiedy i to nie zainteresowało słuchającego raz jeszcze zmieniła ton i kontynuowała -Tak, tak, wiem, że kawał cholery i lańsko jej się należy, ale tym zająć się może obecny tu mąż przyszły Pralin. Darujcie jej panie. Pasierbica moja nie do końca jest normalna, po tatusiu chyba i czasem rzeczy takie wyprawia, ale to się zmieni. Mąż jej przyszły, ten tutaj, Pralin już o to zadba…- Zenobia uśmiechnęła się szeroko i znacząco do oniemiałego strażnika.

Stróż najpierw zdegustowany a wraz z upływem czasu mocno zaniepokojony marzył tylko o tym, żeby pozbyć się natrętów, najlepiej z osadzoną czaromiotką. Czemu to musiało się przytrafić na jego zmianie? Czemu po prostu nie wpłacą kaucji i nie pójdą wszyscy w cholerę?
-Dziewięćdziesiąt pięć sztuk złota za magiczną burdę w dobrej klasy karczmie- Powiedział wreszcie stanowczo, acz ostrożnie, zajrzawszy do rejestru. Jakoś dziwnie niepewnie się czuł w obecności tej dwójki.
Zenobia złapała się za lewą pierś, żeby widać było jak bardzo zabolalo ją serce.

-Aż tyle? Zlitujcie się panie i darujcie jej nieco. Za dobra dla córki byłam, ale obiecuję, że się to nie powtórzy, a Pralin solidnie złoi jej tyłek… Pralin odezwij że się!

- RACJA TO… KTO? A... JA… RACJA TO PANIE WŁADZA, JAM JEST PRALIN I JESTEM ZAINTERESOWANY ZAPŁATĄ KAUCJI - Stimy zadudnił jak krasnoludzki bęben - POWIE PAN DO KOGO NALEŻY UDAĆ SIĘ W TEJ SPRAWIE, BO TO CHYBA Z CAŁYM SZACUNKIEM KTOŚ MUSI ZAPISAĆ, POKWITOWAĆ, CZYŻ NIE? SAM JESTEM PRZECIWNIKIEM ZBĘDNEJ PAPIERDOLINY, ALE JAK TRZEBA TO TRZEBA, A DZIEWIĘĆDZIESIĄT PIĘĆ SZTUK ZŁOTA TO NIE PODPŁOMYK Z GRUZEM.

- Jak chcecie dziś zabrać narzeczoną, to ja podpiszę, a jak chcecie ją z całym szacunkiem, to szef rano przychodzi i podpisze - rzekł strażnik, skołowany słowotokiem “krasnoludów”. - Jak dziś to ten… parę miedziaków za wyżywienie odliczyć mogę - dodał, odchrząknąwszy z zakłopotaniem. Dobrze, że ten cały Pralin z matką nie przyszedł; teściowe są najgorsze!

-Teraz, teraz panie, jeśliś taki łaskaw. Jutro ślub. Nie godzi się, żeby siostra w ciemnicy noc spędzała.- Zenobia z pewnym ociąganiem wyciągnęła staromodny pugilares i zaczęła odliczać złoto. Wymownie trąciła Trzewiczka żeby i ten dołożył się do wykupienia narzeczonej. Ten z pewnym ociąganiem sięgnął do kieszeni i o dziwo! Wyciągnął z niej parę sztuk złota. Wprawnym ruchem Zenobia wyłuskała co większe monety i zaczęła je strażnikowi dokładać, za każdym razem wymownie i z nadzieją spoglądając na bezwzględne oblicze strażnika.
Strażnik przeliczył złoto raz i drugi, pomruczał coś i podsunął pergamin do podpisu. Po załatwieniu formalności zniknął w głębi budynku.


Zen i Stimy czekali… czekali i czekali… W końcu przy akompaniamencie przekleństw i postękiwań pojawił się dużyrny wraz z drugim krzepkim mężczyzną. Między sobą prowadzili - czy raczej wlekli - kompletnie pijaną Turmalinę, która na zmianę mamrotała coś i pochrapywała. Na dodatek na rękach miałą wielkie jak dorodne melony niby-rękawice, które miały ją chyba powstrzymać od czarowania. Przedstawiała sobą pożałowania godny widok.
- Macie... znaczy prosze - strażnicy zdjęli z niej ochraniacze i pchnęli krasnoludkę prosto w ramiona “Pralina”, który zatoczył się pod ciężarem geomantki. Nawet najlepsze przebranie nie mogło zrekompensować braków w mięśniach i wzroście niziołka. Szare Płaszcze spojrzały zdumione na słabującego “krasnoluda”. Na szczęście z pomocą przyszła mu Zenobia i pomogła mu utrzymać Turmalinę, po czym nie bez wysiłku wywlekli ją na zewnątrz. Westchnienie ulgi strażników było wyraźnie słyszalne nawet tutaj. Wymieniając uwagi na temat aranżowanych krasnoludzkich małżeństw i żali za złamanym sercem, jakimi ponoć dzieliła się z nimi Turmalina zatrzasnęli drzwi strażnicy.

Całą drogę powrotną Zenobia uważała, czy Stimy nie próbuje z Turmaliną swoich zabaw z gałązkami czy innymi akcesoriami. Nie była to zazdrość, tylko zwykły instynkt samozachowawczy. Wiadomo co nieprzytomna geomantka mogła zrobić gdyby niziołek wetknął jej na przykład szyszkę? Lecz niziołek okazywał jedynie jeszcze bardziej niepokojącą czułość i troskę.

Do stajni dotarli bez przeszkód i złożyli tam nieprzytomną Turmalinę do snu. Zenobia wlazła na swój, stojący obok wózek. Nie zdążyła jednak przysnąć gdy podszedł stajenny.
- Panie tu spać nie mogą. We wspólnej są łóżka, albo pokój nająć trza. A jak tutaj chcą, to płacą tak samo jak za konia i wozu trzymanie, od łeba każdego - oświadczył twardo.

- ILE ZA POKÓJ, ILE ZA KONIA -zapytał krasnolud, który wynurzył się z kupki siana. Stajenny musiał go wcześniej nie zauważyć. Głos Stimiego osiągnął już kwintesencję męskości, przez co pytanie brzmiało bardziej jak rozkaz.
- D… trzy sztuki złota za łeba… - zaciął się stajenny. - Znaczy osobę za pokój, jak jest. Albo łóżko samo to dwie, a za konia i spanie w stajni to 5 srebrników jest. Od łeba.- dokonczył pewniej.

- DWA ZA POKÓJ LUB JEDNĄ ZA SALĘ WSPÓLNĄ. - zapytał znów rozkazująco, sugerując, że stajenny się pomylił.

- Chcecie się handryczyć to do gospodarza idzcie - stajenny butnie założył ręce na piersiach. Widać ta robota nie była dla niego pierwszyzną. - Mnie tam za pilnowanie płacą, nie za targi.

-Cham- orzekła Zenobia - Stimy, idziemy sobie, czekaj, z Turmaliną mi pomóż.

Nie bez trudu podnieśli i powlekli Turmi do wspólnej. Weszli nadal w krasnoludzkich przebraniach, toteż siedząca przy stole drużyna nie zwróciła na nich specjalnej uwagi. Gospodarz na szczęście też nie; zwisająca z ramion kompanów, zmaltretowana po pobycie w lochu Turmalina nie przypominała butnej geomantki, która zdemolowała lokal. Karczmarz pobrał opłatę za nocleg i dwójka przyjaciół zataszczyła Turmi na piętro i padła spać.

 
Rewik jest offline