Pająk upadł na plecy. Przebierał przez pewien czas odnóżami, jednak te z sekundy na sekundę poruszały się coraz wolniej. Biedny, bezimienny pajęczak czuł, iż ogarnia go zimno. Ostatkiem sił szepnął smutno, ze łzami w oczach.
- Ja... Ja... Ja chciałem tylko... ochronić napój... napój bogów. - Zakasłał parę razy. - Czemu... Czemu mnie to...
Nie zdołał dokończyć. To były jego ostatnie słowa. Leżał nieruchomo na ziemi. Dopiero po kilku minutach jedna z jego nóg drgnęła, a pajęczak określony kiedyś insektem mruknął coś przez sen.
- Dziadek... Dziadek musi za to zapłacić. - Powiedziawszy to, obudził się gwałtownie i czmychnął z powrotem na swoją pajęczynę.