Pomny wydarzeń z poprzedniej nocy, Elmer pozostał w obozowisku, a reszta drużyny wybrała się na przeszpiegi. Tym razem nikt nie próbował kombinować i wszyscy skupili się na obserwacji tego, co starowinka wyczyniała na cmentarzyku.
Znów rzuciła podniesioną chwilę wcześniej ziemię i szeptała jakieś niezrozumiałe z daleka słowa. Jako, że nikt jej nie przeszkadzał, uklęknęła przy grobie i położyła coś na ziemi. Potem wzniosła ręce do księżyca i zaczęła inkantować jakieś wersy w nieznanym języku. Powoli z grobu wypłynęła bezkształtna mgiełka, która w miarę jak Stirganka zawodziła swoją pieśń, uformowała się w eteryczną, zwiewną postać młodej dziewczyny o rozwianych włosach. Widmo unosiło się przed czarownicą, targane podmuchami magicznego wiatru.
Było na tyle cicho, ale równocześnie tak daleko, że nie wszystkie słowa rozmowy między Marią Luisą a duchem docierały do awanturników.
- Czy Adolf... wkroczył do.... Mrocznego... pionych? - chciała wiedzieć kobieta.
- Nie... ...asz dary... w Nuln? - Widmo topielicy zaprzeczyło i samo pytało o coś.
- Tak... towarzyszą... dróży... - odpowiedziała Maria Luisa i kontynuowała. - Skoro... lf jest ...ywy, to czy ...z Nuln?
- Tak - jednym słowem odparł duch, a wówczas Stirganka machnęła ręką niczym nożem. Na twarzy ducha pojawił się grymas przerażenia. Wydało bezgłośny wrzask, gdy eteryczne ciało zostało rozerwane na strzępy niczym mięso przez drapieżne zwierzę i zniknęło. Staruszka zaczęła wstawać z kolan.