Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2018, 01:13   #32
Vess
 
Vess's Avatar
 
Reputacja: 1 Vess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputacjęVess ma wspaniałą reputację
Brak dostępu do ksiąg bardzo zaniepokoił Coyrę. Owszem, świątynna kolekcja prawdopodobnie była warta o wiele wiecej, niż obiecana nagroda, ale jednak mieli wykonać zadanie. Ponad dwadzieścia lat temu była w pewnym mieście, gdzie sądzono zdeprawowanego kapłana. Czy Wen Histani tak naprawdę nie zależało na Ostrzach Grzechu? A może sama chciała je wykorzystać? Wysiłkiem woli przegnała te myśli z głowy. To nie mogła być prawda.

Gdy wróciła do domu, niewiele mówiła, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi. Przynajmniej Ingemarowi się udało zakupić, o co go poprosiła, choć teraz nie była pewna, czy "ptaka" wykorzysta zgodnie z pierwotnym zamysłem. Największym zaskoczeniem wieczora była Jaelle, którą przyprowadził Darvan. Nawet zaobserwowany przez innych mężczyzna za oknem nie zrobił takiego wrażenia. Z początku sądziła, że to tylko kucharka i się nią nie przejęła. Kiedy w rozmowach okazało się, że wybiera się razem z nimi do Kaer Maga, mniszka zirytowała się ponad przeciętnie. Egoista i hedonistą, niech go... - niedokończyła, po raz drugi dziś uspokajaąc się wyuczonymi metodami.

Drugiego dnia podróży wiedziała już, że Jaelle nie jest żadną "panią do towarzystwa". Była bardzo lękliwa. Albo Darvan ją skądś uratował, albo wykupił. Coyra zdecydowała się zrównać konie z magiem i jego nową towarzyszką. Wreszcie odezwała się do nich znużonym tonem:
- Nie rozumiem, Darvanie. Dlaczego ciągniesz z nami bogom ducha winną Jaelle? Czy ona w ogóle wie dokąd i po co zmierzamy?
- Ona wie. - Jaelle zmierzyła Coyrę mało pochlebnym spojrzeniem. - Darvan mi powiedział, dokąd jedziemy i po co. Czy ja ci, może, w czymś przeszkadzam?
Mniszka starała się ukryć zdziwienie. Naprawdę wie? Zwróciła się zatem do kobiety.
- Tropienie potężnych magów i niszczycielskich artefaktów to niebezpieczna sprawa. Kim jesteś? Darvan podzieli się z tobą nagrodą? - spytała niewinnie.
- Przecież nie zabiorę części z twojego działu - oburzyła się dziewczyna, spoglądając na Coyrę.
- Są rzeczy ważniejsze od pieniędzy - odpowiedział Darvan z uśmiechem. - Ale jeśli uważasz, że ją skrzywdzę, oszukam finansowo, to zawsze możesz dołożyć ze swoich. - Uśmiech maga był wyraźnie kpiący.
Było ciężko.
- Martwię się, że ktoś inny może ją skrzywdzić, ot i wszystko. Macie swoje układy - w porządku, ale jak Jaelle się coś stanie, będziesz ją miał na sumieniu.
Nie czekając na odpowiedź, spięła konia i wyjechała naprzód.

W wolnym czasie odbyła rozmowę z Akiko, która dopytywała o przeklęty sztylet znany Coyrze. Opowiedziała jej, że od ponad trzydziestu lat szuka przeklętych broni, które sieją chaos w świecie, i że wszystko zaczęło się od długiego sztyletu, którego pilnował jej zakon. Nie wchodziła w szczegóły, po części dlatego, że nie ufała niestałej kitsune wystarczająco, ale też z prostej przyczyny unikania dawnych urazów. Akiko na pewno to dostrzegła.

Trzeciego dnia stwierdziła, że w mieście wyrzutków powinno się wyglądać jak wyrzutek. Delikatne szaty w łagodnych barwach tylko ściągną podejrzenia. Zdecydowała się na luźną zieloną koszulę oraz skórzany kaftan z pasującymi spodniami i wysokimi butami. Przywołała z pamięci obraz jednej z awanturniczek, które widziala, zanim straciła oczy. Przekręciła karwasze, i wtem w mgnieniu oka jawiła się wszystkim jako nowa zawadiacka wersja siebie. Kolejna chwila koncentracji, a jej gęste kręcone włosy uplotły się w proste i praktyczniejsze warkoczyki.
- Teraz trochę bardziej pasuję - rzuciła w odpowiedzi na komentarze


Podróż minęła bardzo przyjemnie i spokojnie. Jedną z maksym Shelynitów jest "Ogranicz się do teraźniejszości". Przeszłość już minęła. Jutro jest dalekie i nieistotne. Piękno jest tu i teraz. Powiew wiatru, szmer wód, śmiech ludzi - chłonięcie tych rzeczy nigdy jej się nie nudziło. A wieczorami opowieści i muzyka... Piątego dnia Kaer Maga.

Nieprzychylne spojrzenia miejscowych były niemal namacalne. Coyra zdjęła łuk z pleców, wyostrzając zmysły przy wjeździe do miasta. Było mało prawdopodobne, by ktoś ich "ot tak" zaatakował w tłumie, głupotą byłoby jednak zarzucenie ostrożności. Rzekła cicho do jadącego obok Ingemara:
- Zobaczysz cokolwiek podejrzanego, zaraz powiedz. Tu nie ma miejsca na paranoję.

Jak zwykle bywało - miała rację. Bandyctwo w środku miasta! Lider rzezimieszków wiedział, że nie może sobie pozwolić na brutalny atak z zaskoczenia, bo jeszcze ktoś by przyszedł z pomocą. Kilka gładko wypowiedzianych zdań z jednej strony zastraszyło neutralnych gapiów, z drugiej strony jednak dało szansę na reakcję.

Po pierwszych kilku słowach, gdy były oczywiste zamiary rozmówcy, Coyra sięgnęła w głąb siebie, by zgrać swą istotę z falami nieskończonego czasu. Tam ujrzała zmarszczkę, która miała dopiero powstać. Wróciła. Nie minęło więcej niż kilka sekund. Niedoszły rabuś nadal mówił.

Mniszka doskonale wiedziała, co inni myślą, to nie był ich pierwszy wspólny raz w podobnej sytuacji. Bez emocji, jednym, płynnym ruchem nałożyła strzałę i strzeliła w źródło najpaskudniejszego śmiechu z tyłu. I kolejną. I kolejną.
 

Ostatnio edytowane przez Vess : 24-04-2018 o 11:10.
Vess jest offline