Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2018, 10:49   #228
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Na powrót w Fallen Tower


Tymczasem magiczna emanacja zniknęła, podobnie jak i Cedryk, a gospodę wypełnił zwyczajowy gwar. Na podwyższeniu zasiadł starszawy bard i zaczął stroić mandolinę. Stojaca obok niego dziewuszka czekała cierpliwie, aż zacznie grać, a ona będzie mogła iść zbierać monety od gości.

Westchnięcie barbarzynki chyba słychać było po drugiej stronie miasta. Nic nie powiedziała, tylko podniosła kufel do ust, wypiła całą zawartość duszkiem i skinęła po następne. Kilka razy mieliła coś w ustach, jakby zamierzała rzucić jakimś naprawdę grubym słowem, ale w końcu tylko pokręciła głową.
- Ma szczęście, że ja taka nieobyta w miejskich sprawach, bo jakby nie to, to by rysunki tych ksiąg po całym mieście już wisiały... - powiedziała ciężko - Jeno straż tu palcem nie kiwnie bez ważnego papiera, tak więc nic nie załatwiłam... dziś. Resztę rzeczy wydobędziemy od pokurcza, tylko trzeba go znaleźć, więc dla odmiany może jego portret trzeba by na murach wywiesić... - zadumała się z wyraźną przyjemnością - A moja sakiewka i to całe złoto co zginęło wtedy to też jego sprawka? I niewinni ludzie ręce potracili? - spytała nagle, uważniej spoglądając na Jorisa.
- Gdzie tam - Joris machnął ręką - Toć jego tylko magiczne precjoza ciekawią. Pewnie Tressendarom chciał się bliżej przyjrzeć i winić go za to nie mogę. Wszak w worku dzięki niemu mamy dowód, że to jakieś zwyrodnialce są. Reszta kradzieży to tych głąbów sprawka.
- Winni jak jasna cholera, Przebijko.
- wspomógł go Shavri, wciąż z zaciętym wyrazem twarzy. - Do nich trop prowadził od twojego namiotu i masa innych rzeczy pokradzionych też tam była. Ale nie oni ukradli księgi. Te draby potrafiły obsłużyć co najwyżej skobel do wygódki, a nie magiczną pułapkę. - poparł Jorisa Shavri. - Co więcej ta choroba, na którą zapadł, to może być efekt zabezpieczeń Omara…
Ta myśl przyszła do niego nagle, ale wpasowała się w całą mozaikę zdarzeń jak ulał. Nie mogąc sobie z tym poradzić spojrzał na Torikę, ale i ona wyglądała na taką, która musi dopiero dojść do siebie po rewelacjach.
Struny mandoliny brzdęknęły i dziad zaczął mruczeć jakąś spokojną szczęśliwie balladę, która nie miała ambicji poderwać słuchaczy do śpiewu.
- Wiem, że nie dałby im mnie zabić w Phandalin. Wiem to. Nie mogę tylko jednego zrozumieć - wyrzucił z siebie w końcu rozżalony rzecz, która najbardziej go bolała. - Przecież wszyscyśmy wiedzieli, że Omar to nie jest ktoś, z kim można pogrywać. Zlecenie od niego nawet wzięliśmy.

Chwilę później na stole pojawił się garnek ze smalcem, cebulą i jabłkiem, oraz koszyk z podpłomykami
Joris błyskawicznie pochłonąwszy pajdę nabrał tchu i zaczął mówić:
- Shavri i Przeborka. Wiem żeście krzywi o różne sprawy. Że trzewikowy sekret wygadałem i że jedno z was bez sensu po mieście pół dnia łaziło za fantami co to wcale nie zginięte były. Trudno. Było minęło. Teraz chcę was nająć cobyście nam z księgą, z zarazą i z Tressendarami pomogli. Pierwsze znaleźć, drugie odczynić, trzecie przegonić. Dziesięć dni na razie po dwie złote monety za każdy. Plus równy podział wszystkiego co nam się trafi po drodze. Potem zobaczy się jak i czy w ogóle postępy są. Jeśli się zgadzacie, to mówię dalej com obmyślił.
- Zamieniam się w słuch, choć bracie, ja od ciebie żadnych pieniędzy nie wezmę
- stwierdził Shavri, prostując się. Oczy mu błyszczały. - Ale na udział w łupach się zgodzę. Księgę znajdziemy, bo rozumiem, że chcesz Elizie nosa utrzeć, co? Miło będzie wziąć od niej więcej pieniędzy, skoro za samą okładkę płaci nawet. Znajdźmy Marduka, nic mu nie zrobię, ale może on będzie miał jakiegoś haka na Omara i jego koleżków. Może nam podpowie, jak się za nich zabrać, skoro już jednego nekromante usiekł. A może za te rzeczy Kosta też Przymierze będzie chciało zapłacić, jeśli Marduk byłby skłonny wskazać, gdzie są.
- Prędzej się zesra niż ci wskaże…
- odparła kwaśno półelfka z pokaźnymi rumieńcami na hebanowych policzkach, wspominając jakże przyjemnego współtowarzysza. Każdy niepilnowany kufel w promieniu jej ręki, był w wielkim zagrożeniu natychmiastowego i “cudownego” osuszenia się z nalanego alkoholu. Szczęściem kapłanka nie była dobrym łotrzykiem, a i Joris wykazywał się refleksem, przesuwając trunki byle dalej od załamanej kochanki.

Barbarzynka machnęła ręką.
- Omar płaci za wyniki, tak się znalazły te rzeczy szybko, to mniej pracy dla nas. Dla mnie sprawy nie ma, ale skoro tamtym za kradzież ręce obcinacie, to niziołowi też chyba nie zamierzacie puścić płazem? - zauważyła złośliwie, ale zaraz się opanowała - A co do najęcia… - westchnęła - To nielichy ból głowy mi zasadzasz teraz. Nie odmówię, ale kontrakt dla Omara trzeba dokończyć. A to znaczy, że oddać mu trzeba księgi i diadem, a jeszcze rzeczy Kosta też. Tego Marduka pewnie zostawić można żywym, o ile błyskotki zwróci. - spojrzała przeciągle na Sharviego - Tyś się też przecież najął do tego. Najemnik żyje ze swojego słowa. Reputację ma się jedną, jak się ją potarga zmieniając strony niczym chorągiew na wietrze, to nie będzie potem zleceń. Także jak z Omarem skończę, potem to mogę i go nawet tłuc tymi ręcami. Ino sprawy po kolei załatwić trzeba.
Joris podrapał się po karku ważąc słowa Przeborki. Barbarzynka najwyraźniej należała do tych samych co jego wuj mieszkający za płotem domowego gospodarstwa. On to wielokrotnie powtarzał, że u niego słowo droższe pieniędzy. Pewno i dlatego do tatusia często chadzał te pieniądze pożyczać. Przeborkę jednak co to samojedna szalonego ogra usiekła i prawie jednym ciosem smoka z nieba strąciła, zdecydowanie lepiej było mieć po swojej.
- Niech tak będzie - skinął głową barbarzynce - Księgi mu oddamy. One wszak zdaje się, najważniejsze dlań były. Reszty jednak jak się Trzewik nie znajdzie to i miesiąc byśmy mogli tu szukać i byśmy nie znaleźli. A nas czas goni, bo sam Omar wszak 10 dni dał na to wszystko i ani joty więcej. A sam niziołek i jego łapska? Jako rzekłem winić go nie mogę jako i tamtych dwóch, bo i mnie się te Tressendary nie podobały i dobrze wiedzieć, że się czarną magią parają. Na biednego zresztą nie trafiło…

Traffo spojrzał po towarzyszach.
- No dobrze. Jesteśmy niekompletni. Brakuje Zen, Turmaliny i Trzewiczka właśnie. A to już chyba ta część wieczoru, kiedy powinni wrócić na nocleg…
Joris rozkaszlał się na chwilę przez fusy piwne co to je łyknął z ostatnim haustem…
- I on se złotem za te napitki kazał płacić… Psia jucha… No ale dobra. Możemy jutro z rana ulicznikom rzeknąć co by się za Trzewikiem rozejrzały. To lepsze niż samemu się kręcić od uliczki do uliczki i go wyglądać. Zagadasz z nimi Shavri?
- Zgadam. Ze śledzenia Rihara na razie nic nie wynika i tak. A co do Omara, to nie nająłbym się za nic w świecie szalonemu chujowi, który grozi, że wioskę całą spali, bo ktoś, na dodatek nie z tej wioski, mu coś ukradł.
- stwierdził Shavri chłodno, w myślach widząc twarz Omara. - Życie swoje postawiłem, żeby go od tego pomysłu odwieść. I to już samo w sobie może stać w sprzeczności z tym, do czego się nająłem, bo nie znaleźlibyśmy tych skradzionych rzeczy, martwy średnio bym wam pomógł w szukaniu schedy po Koście.
- Schedy, tak… Co do Marduka…[/i] - podjął Joris. - On nie z tych co pomagają, Shavri. No chyba, żeby w tym pomaganiu jakie wyzwanie, czy krwawe dzieło było, które by mógł swemu Ojcu poświęcić. Pierścień w najlepszym razie odsprzeda. Bo wszak jeśli jaką zwadę z Kostem miał i ją wygrał, to nie jego aby pierścień ów się stał prawem łupu, Przeborko? I czy zabranie mu go siłą, czy podstępem to nie aby kradzież?
Tym razem on na barabrzynkę spojrzał uważnie, ciekaw jej poglądów.

- Ja nie robię z gęby cholewy. Pierścień mógł do niego nawet od pokoleń należeć, mnie najęto, żebym go odzyskała... a nie do myślenia, co prawe jest a co nie. - Przeborka ciężko spojrzała na Sharviego. - Chuj szalony czy nie, praca nie jest skończona. Trzeba było wcześniej się zastanawiać. Ja zamierzam swoją część dopełnić, a potem mogę się do Jorisa nająć. - kiwnęła głową w kierunku łowcy - Także wiesz, na czym ze mną stoisz... A co do Turmaliny, to jest bezpieczna. Myślę że po tym, co tu pokazała, dali jej pojedynczą celę w miejskim loszku...
- Miejski loszek… - powtórzył Shavri z westchnieniem i spojrzał bezradnie na Jorisa, a potem na powrót na Przebijkę - Możesz nam opowiedzieć… Albo chyba nie chcę wiedzieć…
- Tak nie może być! Nie pozwolę na to… - mruknęła rozgniewana pólelfka, która jednym uchem słuchała brzdęków instrumentu, a drugim rozmowy przy stole, nadel będąc zdruzgotaną informacjami na temat kradzieży Stimiego oraz jego kłamstw.
- Idę. - Obwieściła podniośle Tori, wstając zamaszyście od stołu i… zapewne planując odbić przyjaciółkę z rąk tutejszej władzy. Niewiele myśląc wypruła za drzwi jak świeżo wypuszczona strzała i tyle było ją widać.
Joris odprowadził ją zdziwionym spojrzeniem, a potem z jakąś bezsilnością spojrzał na pusty już kufel po piwie.
- No nie ma rady. Chuj mię tu strzeli jak nic. Aj w dupie to mam. Róbcie sobie wszyscy co chcecie… Piwa tu jeszcze!
Najwyraźniej on wstawać od stołu i po ciemku szturmować strażnicy nie zamierzał. Tak samo Shavri, do którego w końcu zaczęło dochodzić, że całego świata nie da się uratować, zabrał się za mięsiwo.
- Niech herszt nie traci głowy. Zgodzić się zgodziłam, bo dobry z ciebie skati, przywódca. A taki wie, kiedy walnąć pięścią w stół... albo pasem w rzyć! - Przeborka wyszczerzyła zęby do Jorisa, głową pokazując na dzrwi, za którymi zniknęła kapłanka - W mieście wszystkim widać odbija. Załatwmy swoje sprawy szybko i wracajmy do wioski, nim co gorszego się stanie...

To powiedziawszy wypili za to, dojedli i poszli spać, docholowawszy do łóżka zmaltretowaną Torikhę, która - nie znalazwszy geomantki w lochu - wróciła do gospody zapijać smutki.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 26-04-2018 o 22:50.
Drahini jest offline