Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2018, 13:48   #112
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zatrzymał Charlottę.
- Pomyślałem sobie - powiedział cicho - że spytam Boyla, czy istnieje taka możliwość, ewentualnie czy istnieje możliwość skorzystania z innego ciała, bowiem słyszałem, że bywają takie wampirze moce albo magia. Bardzo lubię ją oraz bardzo chciałbym, żeby była szczęśliwa, na ile tylko to możliwe.
Chwilkę jednak podniósł potem głos.
- Hm, ustalmy kochanie jeszcze, co powiemy księciu. Wszak kazał sam do siebie przyjść oraz powiadomić - jednocześnie pokazał dziewczynie palcem na drzwi. Charlie skupiła się, a chwilę potem spłonęła rumieńcem. Później pokiwał nim oraz ruszył dłońmi gestem wyrażającym niepewność oraz jakby zakaz wstępu. - Jak myślisz, czy Jego Wysokość zaaprobuje plan? - mówił głośno licząc na to, że wampiry usłyszą wszystko.
- Myślę, że… - Słowa Charlotty przerwał okrzyk. Niezbyt głośny ale wyraźnie słyszalny dla dwóch istot operujących nadwrażliwością. - myślę… że tak.
- Wprawdzie jest ryzyko, ale gdzie go nie ma. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt dobry przy takich sytuacjach
- przeciągał głośną rozmowę. Charlie zacisnęła natomiast piąstki na swojej sukni, nie mogąc oderwać oczu od drzwi. Przytakiwała mu ruchem głowy, dając znak że słowa do niej docierają. - Dlatego właśnie aprobata księcia dla planu naszego oraz naszych przyjaciółek jest ważna. Może uszczegółowi go, albo może zaaprobuje. Trudna kwestia. Wiesz, zastanawiam się, właściwie nad czym obydwie tam negocjują. Wydawało mi się, że już skończyły. Pewnie mają jakieś swoje dodatkowe układy. Właściwie nic mi do tego, ale czasem kompletnie nie rozumiem owych kobiet, nawet jeśli obydwie lubię. Hm, przy okazji, mówiłaś, że bank podjął dobrą decyzję dotyczącą kredytów oraz ubezpieczeń londyńskich? - przeniósł rozmowę na grunt fachowy. Chciał dać obydwojgu trochę czasu na dojście do siebie, jednocześnie pokazywał Charlotcie znak, że po prostu mówi cokolwiek mu ślina na język przyniesie.
- Ja… - Charlie wyraźnie miała problemy z wykazaniem się błyskotliwością w takiej sytuacji. - Wydaje mi się, że Anna chce by Florence to z nią zrobiła. - Mówiła trochę machinalnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę ze znaczenia swoich słów.
- Oczywiście, że chce, przecież sama wspomniała, że jedna ma wprowadzić, druga wzmocnić. Też chcę, żeby odbydwie to zrobiły z nami. Ma być to super efekt, inaczej nie wyjdzie. Przecież to oczywiste. Dlatego pojęcia nie mam, nad czym tam deliberują. Ale tam mniejsza.

Usłyszeli jak drzwi gdzieś w głębi się zamykają. Charlie spojrzała na swego narzeczonego.
- Wydaje mi się, że Anna chce my Florence się z nią zabawiła… wiesz, tak jak my to robimy, albo… - Z powrotem spojrzała na drzwi, za którymi najwyraźniej zakończyły się igraszki.
- Eeee … masz na myśli, to co myślę, że masz na myśli? - wybełkotał Gaheris kompletnie wybity z tropu oraz zupełnie nie zdający sobie sprawy co do takiej właśnie możliwości.
Charlie przytaknęła ruchem głowy.
- Nie wejdę tam… - Odezwała się szeptem. - … nie mogłabym spojrzeć im teraz w oczy. Rumieniła bym się jak głupia.
- Akurat rumieniec bardzo ci pasuje
- odszeptał. - Kochana moja, jeśli chcesz poczekaj z dziewczynami … nie, zaraz, one także, eee, w naszym pokoju, albo lepiej tutaj na końcu korytarza. Ja pukam - zaproponował szepcząco.
- Zaczekam w pokoju, dobrze? - Spojrzała na niego prosząco. - Przyjdziesz po mnie?
- Oczywiście moja piękna damo. Kocham cię
- mrugnął do niej wesoło. Właściwie wszyscy niemal spotkani osobnicy, poza paroma osobami, zabawiali się ze sobą. Całkiem niezła grupka pod wezwaniem się zebrała. Ucałował narzeczoną. Charlie odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem. Nagle zdał sobie sprawę, że te wszystkie podteksty i sugestie mogły pobudzić ghulicę, choć za nic nie chciała tego przyznać. Zdradziło ją dziwne spięcie i znajomy rozkołysany krok, który mógł rozpoznać jedynie wampir.

Kiedy poszła już Charlotta, zapukał.
- Wejść. - Głos Peela był jak zwykle spokojny.
Gdy Gaheris wszedł odnalazł księcia siedzącego na fotelu. W pomieszczeniu unosił się znajomy zapach podniecenia, który mogły wyłapać jedynie wyostrzone zmysły Torreadora. Kątem oka dostrzegł też ukryty za meblem fragment bielizny kobiecej, jednak po właścicielce nie było śladu. Sam Peel był nienagannie ubrany tak jak gdy opuszczał ich wychodząc z salonu… prawie. Jego spodnie były odrobinę zmiętoszone.
- Witaj Ashmore. - Może Gaherisowi się wydawało, ale książe był teraz w lepszym nastroju, choć ciężko było to ocenić po jego grobowej minie.
- Dzień dobry ponownie waszej Wysokości. Gotowy jestem wziąć na siebie odpowiedzialność za Jessie, aczkolwiek przyznaję, że to kwestia całego planu obmyslonego przez cztery osoby … - zaczął opowiadać szczegółowo księciu, co wykombinował z Charlottą oraz ibydwoma wampirzycami oraz jak to może ewentualnie pomóc przy schwytaniu Tarquina. Chociaż raczej schwytanie było mało prawdopodobne, raczej ubicie gada. Oczywiście nie odniósł się do jakichkolwiek osobistych kwestii, tym bardziej, że jakoś przez myśl nie chciały mu przejść obrazy dziecięcego ciała Malkavianki pieszczonego pięknymi dłońmi wspaniałej Florence.

Władca Peel wysłuchał go w ciszy. W tym czasie do uszu Gaherisa doszły odgłosy z pokoju obok. Chyba otwieranej szafy…
- Jeśli jesteś gotów się tego podjąć… Przyznam, że nie licząc tej całej sytuacji Jessie była… jest dobrym poddanym.
- Wasza Wysokość wie, co się stało Charlotcie. Doskonale pamiętam udział Jessie, ale też pamiętam jej przestrach wręcz, kiedy okazało się to, co się stało. Według mnie była zmuszona oraz nie miała wiele do gadania, zaś jej ghul wikary … dobrze świadczy o niej. Jednak według mnie, to nie tylko szansa dla Jessie. Tylko szansa także dla nas. Wasza Wysokość, atak na Londyn pokazuje determinację Tarquina. Trzeba go powstrzymać, jeśli Jessie może być jakąś bronią, chciałbym spróbować owej broni użyć.
- Zgadzam się
. - Peel zamyślił się. - Przydzielę wam jakąś ochronę. Myślę że uda mi się to jakoś obronić przed radą.
- Kiedy powinniśmy rozpocząć działanie? Wydaje mi się, że warto względnie szybko, jeśli bowiem Tarquin ją przywoła, dobrze byłoby, żeby odebrał istniejący, myślący umysł. Tak wspominały obydwie.
- Wierzę… ale powinieneś skonsultować to chyba z Boylem. Rozumiem, że na pewno przez dzień musiałaby tu zostać, a to jego rezydencja. Pewnie też chcielibyście skorzystać z jego zasobów by ją napoić
? - Książe uniósł brew.
- Tak, jeśliby się zgodził. Jednak biorąc pod uwagę jego przeżycia tutaj, wydaje mi się, że doceni każdą szansę dodatkową schwytania tamtego. Cóż, jeśli mogę, za pozwoleniem Waszej Wysokości, udałbym się do niego - Gaheris stanowczo nie chciał przeszkadzać księciu oraz Rebecce przy ich słodkich zabawach. Wiedział doskonale, że się kochali oraz była to dobra stosunkowo para. Obydwoje inteligentni, wspomagający się, kombinujący oraz wzajemnie wspierający, przy tym jeszcze kochający się. Wręcz świetnie wyglądali.
- Dziękuję, że się tego podjąłeś Ashmore. - Peel podniósł się z fotela. Gaheris podał mu dłoń.
- Tak postępuje rycerz, nawet, jeśli czasem do tego postępowania potrzebuje wsparcia oraz pstryka swojej ukochanej towarzyszki - etykietalnie skłonił sie wychodząc, bowiem zdawał sobie sprawę, iż jest to ksiażęce do widzenia. Ruszył najpierw do Charlotty, potem chciał z nią udać się do Boyla.
 
Kelly jest offline