Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2018, 17:47   #111
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Westchnął głośno dając chwilkę dziewczynom na opanowanie się. Helen skorzystała z okazji i opuściła pokój, najwyraźniej nie chcąc być przy ewentualnej awanturze.
- Oraz proszę, zejdźmy chwilowo z tematów osobistych. Mogę jedynie zapewnić, że nikt, kto skrzywdzi Charlottę, nie będzie miał we mnie przyjaciela. Czyli idziemy. Najpierw podajemy jej krew z zawartością mojej krwi. Ona pije, skaleczenia jej się zabliźniają. Wtedy oglądamy jej aurę? - pytał dalej.
- To nie była tylko ghulica. - Florence prawie warknęła na maklaviankę.
- Jak wszystkie twoje ghulice, ale jakoś nie ukarałaś za to Sylvi. - Anna wzruszyła ramionami. - To się zdarza niektóre ghule giną.
Starsza Torreadorów spojrzała na Gaherisa z miną, która mogłaby zabić.
- Pomogę, ale nie masz prawa bliżej związywać się z tą wampirzycą. Ktoś z jej ludzi zgwałcił Charlie. Mam gdzieś fantazje Anny i jakieś przyjemnostki.
Stojąca obok Ashmore, zrobiła krok w tył. Ta rozmowa wyraźnie schodziła na tematy niewygodne też dla niej.
- Pamiętam tę sytuację Florence. Jeszcze raz, chcę wyczyścić tą sprawę, chcę pomóc nam wszystkim, albo mnie wesprzecie i działamy razem, albo się kłócicie, bowiem mnie w wasze dyskursy nie wciągniecie.
Gaheris wiedział tyle, że jeśli zaczną się przepychanki sytuacja jeszcze bardziej się zaogni. Bardzo lubił Malkaviankę, jednak według mniego rację miała tutaj Florence, która zachowywała się bardziej “ludzko”. Jednak ktokolwiek by nie był, nie miało to znaczenia, biorąc pod uwagę, że na tym wygrywał jedynie tamten skurczysyn.
- Proszę cię - zwrócił się do Malkavianki - daj spokój. Zaś wiesz Florence, to jeśli wyobrażasz sobie, że mógłbym Jessie uczynić, no nie wiem, jakąś swoją konkubiną, to mnie chyba nie znasz. Dlatego nawet nie mów takich rzeczy. Jestem rycerzem, nie jakimś dupkiem. Bardzo proszę.
Sprawa była względnie oczywista, robili wspólne rzeczy z Florence oraz Sylwią, ponieważ obydwoje z Charlottą akceptowali to. Jeśliby wspólnie kiedyś stwierdzili, iż mogą na jakąś nockę wziąć Ventrue do łóżka, nie miałby problemu, ale do jasnej ciasnej, jego życiową / nieżyciową partnerką, ukochaną była Charlotta. Sprawa zamknięta była całkowicie tutaj.
- Przyjaźń to uczucie pomogę wywołać i to “ty spotęgujesz” - Torreadorka spojrzała na siedzącą obok Annę.
- Jesteś okrutna. - Maklavianka przewróciła oczami, ale po chwili uśmiechnęła się. - Co z tego będę miała? Wiesz, odbierasz mi radochę “śliczna”.

W sposobie jaki wamiprzyce patrzyły na siebie było coś co przypominało bezgłośne dogrywanie szczegółów. Gaheris poczuł na swoim ramieniu dłoń Charlotty, która delikatnie je ścisnęła. Pozwolił wampirzycom na to oraz sam delektował się dotykiem swojej narzeczonej, hm, właściwie powinni się oficjalnie zaręczyć, chociaż jeśli już ustalali ślub. Przy takich rzeczach, jak miały miejsce na londyńskiej scenie trudno było zachować właściwy ceremoniał. Czekał więc, choć własciwie, przy takich kłótniach najchętniej obydwu paniom dałby klapsa na goły tyłek, znaczy na goły Florence, oraz spiłby się tak, żeby odpocząć od owych sporów.
- Raz w miesiącu… - Florence rzuciła w końcu propozycję.
- Jesteś okrutna. - Anna wydala z siebie smutne jęknięcie. - Toż Sylvia nie będzie…
- Raz w miesiącu i nie więcej. Wiesz, że to… - Florence skrzywiła się.
- Niech będzie. Wiesz, że też będziesz zadowolona. - Maklavianka wyszczerzyła się, co przy jej dziecięcym wyglądzie było odrobinę straszne. - To co idziemy się zaprzyjaźnić?
Rycerz zaczynał się zastanawiać, czy właściwie obydwie panie nie mają jakiegoś ceremoniału, który lubią celebrować. Gdzie kłótnia wpisana jest także w ten dziwaczny spektakl. Pogodzenie oczywiście także.
- Najpierw jednak chyba trzeba przedstawić wszystko księciu? - właśnie tak zrozumiał jego słowa, ażeby poinformować go co do podjętej decyzji.
- To zostawiamy tobie. - Anna wyszczerzyła się. - Musimy tu dograć szczegóły. Charlie chcesz się przyłączyć?
Teraz to Florence przewróciła oczami.
- Dorośnij w końcu Anno.
- Wolałabyś bym miała większe piersi prawda? Widziałam, że masz do nich słabość. Wystarczy spojrzeć na Sylvie lub Charlottę.

Ghulica zarumieniła się, aż po uszy i zasłoniła swój dekolt. Gaheris złapał się za głowę. Kompletnie nie wiedział o co chodzi, zaś wątki pogubił już dawno. Co mają zresztą piersi do jakichkolwiek negocjacji? Charlotta ma śliczne, ani za duże, ani za małe, po prostu świetne. Zresztą Florence oraz Sylwia podobnie, tylko co to ma tutaj do rzeczy. Istnieją sytuację, że bez dobrego kielicha nie zrozumie się. Rycerz kompletnie nie rozumiał tego.
- Kochanie, idę do księcia, jeśli chcesz, zapraszam ze mną. Będzie mi miło. Jeśli wolisz posłuchać ich negocjacji, to zostań, choć obawiam się, że pnoownie ponownie się pospierają.
- Wolę ci potowarzyszyć. Wybaczcie. - Skłoniła się wampirzycom i wyraźnie dała narzeczonemu znać, że chce opuścić pomieszczenie.
- Doskonale - mruknął - także nie lubię, kiedy się ktoś spiera ostro - widać było, iż obawiał się, że może doprowadzić to do jakichś rękoczynów. - Chodźmy więc. Drogie panie, proszę - zwrócił się do wampirzyc. - Wspierajmy się, szczególnie przy takich sytuacjach. Obydwie jesteście super - powiedział, bowiem naprawdę tak uważał, później ruszył do drzwi.

Charlie doskonale wiedziała które pokoje zajmują książe i Rebecca i teraz poprowadziła go korytarzem.
- Czasem mam wrażenie, że Anna myśli tylko o seksie. - Widać było, że nadal jest zawstydzona całą tą sytuacją.
- Nie wiem - przyznał - ale bardzo, bardzo ją lubię i nawet jeśli tak i jeśli potrafi mnie zakłopotać, wybaczam jej. Przypuszczam - ściszył głos, także nawet wampir nie mógłby usłyszeć szeptu mówionego wprost do ucha - że ona mając ciało dziewczynki bardzo cierpi. Wspomniała kiedyś, iż gdyby mogła, bardzo chciałaby zmienić się postarzając. Stąd wydaje mi się owo pragnienie właśnie.
- Być zamkniętym w ciele dziecka. Tak… wierzę, że można by od tego oszaleć. - Charlie westchnęłą dosyć głośno. Mimo to do ucha wampira dobiegł dosyć charakterystyczny i dobrze mu znany dźwięk. Pojawił się gdy dotarli na piętro, a teraz był coraz głośniejszy. Trzeszczenie czegoś.. Chyba stołu i zduszone kobiece jęki. Nawet udało mu się zlokalizować pokój z którego dochodziły i o dziwo to przed jego drzwiami zatrzymała się teraz Charlie. W tym miejscu wampir był już niemal pewny, że rozpoznaje głos Rebecci, ghulica jednak nadal nic nie słyszała. - To tutaj.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-04-2018, 13:48   #112
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zatrzymał Charlottę.
- Pomyślałem sobie - powiedział cicho - że spytam Boyla, czy istnieje taka możliwość, ewentualnie czy istnieje możliwość skorzystania z innego ciała, bowiem słyszałem, że bywają takie wampirze moce albo magia. Bardzo lubię ją oraz bardzo chciałbym, żeby była szczęśliwa, na ile tylko to możliwe.
Chwilkę jednak podniósł potem głos.
- Hm, ustalmy kochanie jeszcze, co powiemy księciu. Wszak kazał sam do siebie przyjść oraz powiadomić - jednocześnie pokazał dziewczynie palcem na drzwi. Charlie skupiła się, a chwilę potem spłonęła rumieńcem. Później pokiwał nim oraz ruszył dłońmi gestem wyrażającym niepewność oraz jakby zakaz wstępu. - Jak myślisz, czy Jego Wysokość zaaprobuje plan? - mówił głośno licząc na to, że wampiry usłyszą wszystko.
- Myślę, że… - Słowa Charlotty przerwał okrzyk. Niezbyt głośny ale wyraźnie słyszalny dla dwóch istot operujących nadwrażliwością. - myślę… że tak.
- Wprawdzie jest ryzyko, ale gdzie go nie ma. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt dobry przy takich sytuacjach
- przeciągał głośną rozmowę. Charlie zacisnęła natomiast piąstki na swojej sukni, nie mogąc oderwać oczu od drzwi. Przytakiwała mu ruchem głowy, dając znak że słowa do niej docierają. - Dlatego właśnie aprobata księcia dla planu naszego oraz naszych przyjaciółek jest ważna. Może uszczegółowi go, albo może zaaprobuje. Trudna kwestia. Wiesz, zastanawiam się, właściwie nad czym obydwie tam negocjują. Wydawało mi się, że już skończyły. Pewnie mają jakieś swoje dodatkowe układy. Właściwie nic mi do tego, ale czasem kompletnie nie rozumiem owych kobiet, nawet jeśli obydwie lubię. Hm, przy okazji, mówiłaś, że bank podjął dobrą decyzję dotyczącą kredytów oraz ubezpieczeń londyńskich? - przeniósł rozmowę na grunt fachowy. Chciał dać obydwojgu trochę czasu na dojście do siebie, jednocześnie pokazywał Charlotcie znak, że po prostu mówi cokolwiek mu ślina na język przyniesie.
- Ja… - Charlie wyraźnie miała problemy z wykazaniem się błyskotliwością w takiej sytuacji. - Wydaje mi się, że Anna chce by Florence to z nią zrobiła. - Mówiła trochę machinalnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę ze znaczenia swoich słów.
- Oczywiście, że chce, przecież sama wspomniała, że jedna ma wprowadzić, druga wzmocnić. Też chcę, żeby odbydwie to zrobiły z nami. Ma być to super efekt, inaczej nie wyjdzie. Przecież to oczywiste. Dlatego pojęcia nie mam, nad czym tam deliberują. Ale tam mniejsza.

Usłyszeli jak drzwi gdzieś w głębi się zamykają. Charlie spojrzała na swego narzeczonego.
- Wydaje mi się, że Anna chce my Florence się z nią zabawiła… wiesz, tak jak my to robimy, albo… - Z powrotem spojrzała na drzwi, za którymi najwyraźniej zakończyły się igraszki.
- Eeee … masz na myśli, to co myślę, że masz na myśli? - wybełkotał Gaheris kompletnie wybity z tropu oraz zupełnie nie zdający sobie sprawy co do takiej właśnie możliwości.
Charlie przytaknęła ruchem głowy.
- Nie wejdę tam… - Odezwała się szeptem. - … nie mogłabym spojrzeć im teraz w oczy. Rumieniła bym się jak głupia.
- Akurat rumieniec bardzo ci pasuje
- odszeptał. - Kochana moja, jeśli chcesz poczekaj z dziewczynami … nie, zaraz, one także, eee, w naszym pokoju, albo lepiej tutaj na końcu korytarza. Ja pukam - zaproponował szepcząco.
- Zaczekam w pokoju, dobrze? - Spojrzała na niego prosząco. - Przyjdziesz po mnie?
- Oczywiście moja piękna damo. Kocham cię
- mrugnął do niej wesoło. Właściwie wszyscy niemal spotkani osobnicy, poza paroma osobami, zabawiali się ze sobą. Całkiem niezła grupka pod wezwaniem się zebrała. Ucałował narzeczoną. Charlie odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem. Nagle zdał sobie sprawę, że te wszystkie podteksty i sugestie mogły pobudzić ghulicę, choć za nic nie chciała tego przyznać. Zdradziło ją dziwne spięcie i znajomy rozkołysany krok, który mógł rozpoznać jedynie wampir.

Kiedy poszła już Charlotta, zapukał.
- Wejść. - Głos Peela był jak zwykle spokojny.
Gdy Gaheris wszedł odnalazł księcia siedzącego na fotelu. W pomieszczeniu unosił się znajomy zapach podniecenia, który mogły wyłapać jedynie wyostrzone zmysły Torreadora. Kątem oka dostrzegł też ukryty za meblem fragment bielizny kobiecej, jednak po właścicielce nie było śladu. Sam Peel był nienagannie ubrany tak jak gdy opuszczał ich wychodząc z salonu… prawie. Jego spodnie były odrobinę zmiętoszone.
- Witaj Ashmore. - Może Gaherisowi się wydawało, ale książe był teraz w lepszym nastroju, choć ciężko było to ocenić po jego grobowej minie.
- Dzień dobry ponownie waszej Wysokości. Gotowy jestem wziąć na siebie odpowiedzialność za Jessie, aczkolwiek przyznaję, że to kwestia całego planu obmyslonego przez cztery osoby … - zaczął opowiadać szczegółowo księciu, co wykombinował z Charlottą oraz ibydwoma wampirzycami oraz jak to może ewentualnie pomóc przy schwytaniu Tarquina. Chociaż raczej schwytanie było mało prawdopodobne, raczej ubicie gada. Oczywiście nie odniósł się do jakichkolwiek osobistych kwestii, tym bardziej, że jakoś przez myśl nie chciały mu przejść obrazy dziecięcego ciała Malkavianki pieszczonego pięknymi dłońmi wspaniałej Florence.

Władca Peel wysłuchał go w ciszy. W tym czasie do uszu Gaherisa doszły odgłosy z pokoju obok. Chyba otwieranej szafy…
- Jeśli jesteś gotów się tego podjąć… Przyznam, że nie licząc tej całej sytuacji Jessie była… jest dobrym poddanym.
- Wasza Wysokość wie, co się stało Charlotcie. Doskonale pamiętam udział Jessie, ale też pamiętam jej przestrach wręcz, kiedy okazało się to, co się stało. Według mnie była zmuszona oraz nie miała wiele do gadania, zaś jej ghul wikary … dobrze świadczy o niej. Jednak według mnie, to nie tylko szansa dla Jessie. Tylko szansa także dla nas. Wasza Wysokość, atak na Londyn pokazuje determinację Tarquina. Trzeba go powstrzymać, jeśli Jessie może być jakąś bronią, chciałbym spróbować owej broni użyć.
- Zgadzam się
. - Peel zamyślił się. - Przydzielę wam jakąś ochronę. Myślę że uda mi się to jakoś obronić przed radą.
- Kiedy powinniśmy rozpocząć działanie? Wydaje mi się, że warto względnie szybko, jeśli bowiem Tarquin ją przywoła, dobrze byłoby, żeby odebrał istniejący, myślący umysł. Tak wspominały obydwie.
- Wierzę… ale powinieneś skonsultować to chyba z Boylem. Rozumiem, że na pewno przez dzień musiałaby tu zostać, a to jego rezydencja. Pewnie też chcielibyście skorzystać z jego zasobów by ją napoić
? - Książe uniósł brew.
- Tak, jeśliby się zgodził. Jednak biorąc pod uwagę jego przeżycia tutaj, wydaje mi się, że doceni każdą szansę dodatkową schwytania tamtego. Cóż, jeśli mogę, za pozwoleniem Waszej Wysokości, udałbym się do niego - Gaheris stanowczo nie chciał przeszkadzać księciu oraz Rebecce przy ich słodkich zabawach. Wiedział doskonale, że się kochali oraz była to dobra stosunkowo para. Obydwoje inteligentni, wspomagający się, kombinujący oraz wzajemnie wspierający, przy tym jeszcze kochający się. Wręcz świetnie wyglądali.
- Dziękuję, że się tego podjąłeś Ashmore. - Peel podniósł się z fotela. Gaheris podał mu dłoń.
- Tak postępuje rycerz, nawet, jeśli czasem do tego postępowania potrzebuje wsparcia oraz pstryka swojej ukochanej towarzyszki - etykietalnie skłonił sie wychodząc, bowiem zdawał sobie sprawę, iż jest to ksiażęce do widzenia. Ruszył najpierw do Charlotty, potem chciał z nią udać się do Boyla.
 
Kelly jest offline  
Stary 25-04-2018, 10:30   #113
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ghulicę zastał w ich sypialni. Leżała zwinięta w kłębek na łożu. Słysząc, że ktoś wchodzi zerknęła, ale upewniwszy się, że to Gaheris schowała twarz w poduszce. Była uroczo zarumieniona. Rozpalona, tego wampir był pewny.
- To nieuczciwe. - Wymruczała w poduszkę. - Oni wszyscy… przez nich moja głowa świruje. Wszystko musi być z podtekstem, gdzieś zawsze ocieramy się o seks. A ja reaguję! Chcę więcej kochanie. - Niemal zaszlochała. - To dziwne ale już nie mogę. Czuję jak moje ciało szaleje i nie panuje nad tym. - Skuliła mocniej nogi. Gaheris dostrzegł strużkę wilgoci na nogawce jej pantalonów. - Wiem, że jest tyle do zrobienia, sytuacja jest paskudna… ale nawet głupia uwaga o moich piersiach sprawia, że zaczynam sobie wyobrażać jak ich dotykasz.
- Wobec tego mamy chwilę, żeby temu zaradzić, kochana moja - zaczął całować ją. Chyba nie mieli czasu, aby się rozebrać, ale unieść klosz sukni, podczas gdy przyklęknie twarzą do pościeli oraz pochyli się układając tułów, tyle mogli zrobić. Później wystarczało obniżyć pantalony odkrywając słodką kobiecość oraz opuścić własne spodnie. Podniecony był także.
- Jesteś piękna, kochana, także bardzo ciebie pragnę moja ukochana damo - wstrzymać się ani chciał, ani potrafił. Wziął dziewczynę szturmem spełniając wspólne pragnienia. Jej wilgotny kwiat zachłannie owinął się płatkami wokół jego nabrzmiałej męskości. Czuł jak ciepła i miękka jej wewnątrz, jakby tylko czekała aż ją posiądzie.
- Ach… Gaheris… - Kobieta chwyciła się mocniej pościeli.
Skoro zaś on chciał tego identycznie, zgrali się doskonale. Podczas takiego bliskiego spotkania, kiedy grały wszystkie instrumenty ciała uniesieniem, spełnienie było cudowne wręcz. Szybkie ruchy mężczyzny wbijały dziewczynę wręcz, ona zaś oddawała mu się pełnią swojej seksownej kobiecości. Wreszcie spełnieni zatrzymali się powoli, przerywając na jakiś czas obłędny taniec dwóch gorączkowych ciał. Charlie oddychała z trudem, ale czuć było, że się rozluźniła. Ze zeszło z niej jakieś paskudne napięcie.

- Dziękuję. - Wymruczała w pościel i delikatnie zakręciła biodrami.
- Jesteś cudowna oraz uwielbiam się z tobą kochać - wyjął powoli swoją dzidę z niej czując, jak płateczki kobiecego kwiatu omywają swoją delikatnością wysuwaną męską dumę. - Hm, a może chwilkę dłużej - zaproponował kładąc paluszek na jej otwartym jeszcze łonie. Później wkładając go nieco głębie oraz powoli poruszając nim. - Ma ochotę na twój tyłeczek najdroższa, ale najpierw pozwól na troszkę zabawy - jednakże akurat taka zabawa miała swój sens. Podtrzymywał jej uniesienie, zwilżał palec soczkami miłości, aby potem móc przenieść ów erotyczny smar do jej drugiej dziurki. Chciał bowiem najpierw popieścić palcem, dopiero później wejść swoją męskością. Wreszcie dawał sobie chwilę na odzyskanie sprawności. Charlie delikatnie nabijała swój kwiat na palec Gaherisa.
- Chwilkę dłużej? - Wymruczała cicho w pościel. Wampir poczuł jak jej wnętrze ponownie zaciska się na pieszczącym ją palcu - Wybieramy się gdzieś jeszcze?
- Tak - poruszał paluszkiem ocierając jej wewnętrzne karbki. - Książę kazał zapytać Boyla, czy wyraża zgodę na kwestię Jenny, jeśli bowiem tak, to po pierwsze by tutaj mieszkała chwilowo, kolejne zaś trzebaby było ją nakarmić, tymczasem on tutaj dysponuje zasobami. Hm, kochana - zmienił temat - wolisz swój przedni otworek, czy tylny, obydwa bowiem są bardzo zachęcające? - uśmiechnął się za jej plecami szelmowsko.
- Jeśli dobrze słyszałam, masz ochotę na mój tyłeczek. - Kobieta sięgnęła dłońmi do swoich pośladków opierając się tylko na twarzy. - Ja mam ochotę spełnić jakąś twoją zachciankę. - Rozsunęła swoje pośladki ukazując swoje zaróżowione tylne wrota.
- Masz rację, jednak po prostu obydwa miejsca są absolutnie cudowne - powoli wydostał palec z jej kwiatu oraz przesunął leciutko do góry, docierając do tylnego otworku. - Najpierw spróbujemy tak - nacisnął wsuwając śliski od soczków palec. Powoli, ale naprawdę głęboko, tak jak tylko mógł. Charlie jęknęła, ale ani nie zabrała rąk, ani nie cofnęła swojej pupy. Gaheris na chwilkę zatrzymał się. - Twój tyłeczek jest niesamowity, moja piękna damo. Uwielbiam go - zaczął poruszać palcem wysuwając go niemal zupełnie, wręcz prawie pozwalając, żeby mięśnie jej pupy zamknęły się za opuszkiem, później jednak zatrzymywał się wkładając ponownie. Powoli dosyć, ale rytmicznie. - Podoba ci się, piękna moja? Bowiem mi bardzo, naprawdę bardzo …
Ciało ghulicy drżało przy każdym jego ruchu. Czuł, że od czasu gdy zabawiali się tak po raz pierwszy, ciało Charlotty przywykło i coraz chętniej mu ustępowało.
- Yhym… - Kobieta prawie zamruczała w poduszkę, a przy kolejnym ruchu wampir zauważył, że jej biodra delikatnie wyszły mu naprzeciw.
- Hm, bardzo miłe. Myślę, że już obydwoje jesteśmy gotowi - faktycznie, jego męskość ponownie stwardniała oraz wyprostowała się odpowiednio. Przypominała obecnie lekko wygięty maszt statku odstający od głównego pokładu. Paluszek opuścił tyłeczek dziewczyny, ale mogła poczuć, jak dotyka ją czerwona główka męskości, znacznie większa niżeli palec. Ujął jej biodra i powolnym, ale zdecydowanym ruchem zaczął nadziewać tylny otworek kobiety na swój męski pal. Charlie puściła swoje pośladki i chwyciła się mocno pościeli. Wampir usłyszał jak przez chwilę narzeczona nie może złapać oddechu. Dopiero gdy jego woreczek uderzył o jej kobiece płatki ze świstem wypuściła powietrze. Zatrzymał się więc ponownie. Jakby chciał dać jej momencik na zaakceptowanie sytuacji, kiedy wziął ją od tyłu oraz jest głęboko. Jakby nie było, jej pupa musiała się chwilkę przystosować do roli, którą przez chwilę miała pełnić.
- Cudownie - wymruczał rozpoczynając swój ruch. - Kocham cię - powolutku przyspieszał, jednak tak naprawdę powolutku. - Cieszę się, że zechciałaś spełnić tą moją chętkę najdroższa.
Charlie odezwała się dopiero po kilku ruchach gdy jej ciało już ochoczo gościło w swym wnętrzu Gaherisa.
- Ja też. - Prawie wymruczała w poduszkę.
Jego ruchy przyspieszały coraz bardziej. Starał się posuwać tak, by niemal wychodzić z niej, żeby czuła niemal całą długość wciskającego się w jej pupę męskiego pala. Jednak później już nie panował nad sobą. Jego ruchy przybrały tempo, ale poruszały się mniej posuwiście, penetrując jej najgłębsze części. - Zaraz dojdę - jęknął czując, jak przy podnóżu trzona zbiera się coś, co powoduje wspaniałe uczucie, chwilę zaś potem jest wypchnięte, wystrzelone mocno. Jęczał, bowiem biodra jego same poruszały się kompletnie niekontrolowanie, uderzając wręcz w jej pośladki, całkowicie wpisując się do erotycznego rytmu rozgorączkowanego ciała. Gdy tylko doszedł ciało kobiety zacisnęło się na nim. Z ust Charlotty wyrwał się cichy okrzyk gdy i ja przeszył rozkoszny impuls. Mężczyzna zaś za nią także nie poruszał się pogrążony wewnątrz rozkoszy.
- Mrrr - wymruczał czując wspaniale obezwładniające odczucie. Powoli jego męskość malała wysuwając się stopniowo z jej tylnego otworka. - Szalenie mi się podobało - kiedy wysunął się, pochylił się całując jej wypięty tyłeczek. - Jest cudowny, jesteś cała cudowna.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-04-2018, 11:22   #114
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Piękna Charlie pomału opadła na pościel i przewróciła się tak by móc spojrzeć na wampira.
- Wyjdę na bardzo zachłanną kobietę, mówiąc że chciałabym mieć cię tylko dla siebie? - Uśmiechała się, ale w jej spojrzeniu było trochę obawy. - Najchętniej związałbym cię i nie wypuszczała do nich wszystkich.
Spoważniał.
- Jeśli obawiasz się o kwestię Jessie po dowcipkowaniu bezsensownym to bądź spokojna. Charlotto, jeśli kocham cię, to nie po to, żeby na boku sprowadzać kochanki. Jeśli będziemy mieli wspólnie ochotę na większą zabawę w jakimś towarzystwie, czy to Florence, czy Sylwi, czy cokolwiek, zdecydujemy razem. Przyznaję, niekiedy sprawiłoby to mi przyjemność, ale tylko, jeśli będzie tak nam obydwojgu. Zresztą co ja ci tutaj będę mówił, sama wiesz. Charlie natomiast na pewno nie będę przed tobą nic ukrywał. Rycerz tak nie postępuje.
Ułożył się na wznak, właściwie częściowo w ubraniu, bowiem jedynie miał opuszczone spodnie.
- Myślę kochanie, że teraz ty mogłabyś zamiast mnie wiązać, oczyścić oraz umyć moją męskość, zaś później chciałbym, żebyś ją wzięła głęboko do ust, żebyś poczuła wystrzeliwaną krew na swoim języczku. Co ty na to? - chyba jeszcze chwilkę mieli, potem zaś trzeba było faktycznie ruszyć poszukać Boyla.
Charlie ucałowała go i usiadła na łóżku.
- Jak sobie mój pan życzy. - Mrugnęła do niego i podeszła do stojącej w pomieszczeniu komody by wziąć z niej misę z wodą. W większości sypialni były takie by goście mogli obmyć rano twarz. Gdy szła, wampir zauważył strużkę krwi spływającą jej po nodze, krwi którą prawdopodobnie wypełnił niedawno jej wnętrze. Przysiadła z nią na łóżku i pomału zaczęła obmywać męskość wampira i jej najbliższą okolicę.
- To trochę jak pierwszej nocy gdy się poznaliśmy, ale wtedy był to jedyny kawałek, którego nie obmyłam. - Uśmiechnęła się do niego.
Gdy skończyła, odłożyła misę na podłogę i pomału zaczęła lizać uniesiony już lekko pal. Nie brała go jeszcze ust, za to całowała i skubała delikatnie wargami.
- Uwielbiam to, moja najdroższa kochana - wampir odprężył się oddając jej zabiegom. Przynajmniej początkowo odprężył, bowiem później poczuł doskonale znane sobie napięcie. Męskość powoli unosiła się, pęczniała, kiedy dziewczyna zajmowała się nim tak słodko oraz tak obłędnie seksownie. Bawiła się nim niczym erotyczna niewolnica, albo erotyczna królowa, która sprawuje całkowitą kontrolę. Pewnie połączenie obydwu, stanowiące obłędnie ponętną kobiecą siłę. Czuł coraz mocniej prądziki przebiegające przez ciało, zaś rozkoszny pomruk coraz częściej wydobywał się z jego ust. - To bardzo przyjemne, najdroższa moja.

Piękna Charlie kontynuowała, a wampir czuł jak delikatna pieszczota powoli zmienia się w torturę. Prawie za każdym razem gdy jej język delikatnie przesuwał się po jego czubie miał wrażenie, że zaraz wystrzeli, ale to było za mało. Ghulica natomiast bawiła się nim dalej. Czasami w ogóle przerywała by się mu przyjrzeć z tym swoim rozmarzonym uśmiechem i po chwili wracała całując jakby delikatniej, ostrożniej. Oczywiście doskonale przedłużając przyjemność. Charlotta świetnie wiedziała, jakby bowiem nie było, znała świetnie, gdzie są jego wrażliwe miejsca, co lubi, co niespecjalnie oraz jak maksymalnie zwiększyć rozkosz czyniąc dłuższe przygotowania. Czuł jej języczek, który pieścił każdą partię żołądzi, szczególnie wrażliwe miejsce na dole. Wspaniałe usta całowały go, jednak także obejmowały. Nie mógł się już powstrzymać, żeby na miękkim łóżku nie zaczął poruszać biodrami. Swoje dłonie ułożył na jej główce, leciutkim naciskiem nakłaniając ją, żeby wzięła go coraz głębiej. W końcu udało mu się ją namówić. Charlie delikatnie rozchyliła swoje wargi i pomału wsunęła go do ust.
- Ach! - jęknął głośno. - Tak, cudownie to robisz - czuł, jak gwałtownie drży w jej ustach, jak pulsuje, zaś na jego czubeczku zbiera się krwawy śluz. Chyba Charlie to wyczuła bo possała go mocniej zachęcając do wystrzału. Właściwie nie trwało to długo, jego biodra ruszyły mocniej do przodu, zaś dłonie przytrzymały jej główkę - Ach! - jeszcze kolejne jęknięcie posłało pocisk prosto w jej gardło. Potem kolejny. Gaheris czuł rozkoszną plamę prze oczyma przez chwilę, aż wreszcie po kolejnym strzale powoli zaczął dochodzić do siebie. Jego narzeczona była niesamowita, odlotowa, fantastyczna, zaś jego potrafiła doprowadzić do niesłychanej przyjemności. Charlie spijała go bez pośpiechu. Pomału jakby delektując się każdą kroplą. Gdy skończyła zabrała się ponownie za “czyszczenie” jego męskości, starannie wylizując ją swym języczkiem.
- Ooooo kochanie, retyyyyy - westchnął ponownie. - Jesteś niezrównana - przyznał obecnie już faktycznie delektując się jej cudownym dotykiem. - Hm, pójdźmy później do Boyla, jednak uprzedzam, że planuję ciąg dalszy - uśmiechnął się do niej.
Charlie skończyła bez pośpiechu i spojrzała na wampira z uśmiechem.
- Ktoś mnie od jakiegoś czasu szkoli i to prawie codziennie. - Mrugnęła do niego. - Wobec tego uprzedzam, że nie ważne co się wydarzy, zaciągnę cię tu przed zmrokiem by się jeszcze tobą nacieszyć.
- Wzajemnie, zresztą dam się zaciągnąć bez większych problemów, bez mniejszych także, hm
- przytulił ją unosząc się oraz delikatnie całując. - Może ubierzmy się, bo im szybciej załatwiamy wszystko, tym prędzej powrócimy do naszych spraw. Najpierw Boyle, później zaś, zależnie co powie, może obydwie dziewczyny. Chyba już załatwiły - widać było że nie wie, jak to powiedzieć - swoje sprawy.

Gorąca ghulica przysiadła na łóżku i zaczęła poprawiać swoją fryzurę.
- Myślisz, że będą się “tym” zajmować tutaj. - Zerknęła na wampira z zaciekawieniem. - Nie wiem jak Anna, ale Florence wydaje się być momentami bardzo poważna, a już szczególnie jeśli chodzi o jej “profesję”. Jakoś… wątpię by chciała się zajmować takimi rzeczami teraz i to gdy nie jest u siebie.
- Nie wiem, po prostu nie wiem. Bardzo lubię naszą małą przyjaciółkę. Niczym kogoś bliskiego, bowiem ze świata wampirzego ona pierwsza uśmiechnęła się do mnie oraz przyjęła mnie, choć nie musiała. Wiem, że jest dziwna, ale też jest dla mnie kimś ważnym. Co do Florence, początkowo nawet pokłóciliśmy się, jednak później, cóż powiedzieć można iż pogodziłaś nas
- uśmiechnął się. - Naprawdę uczciwie trzeba powiedzieć, iż jest dobrym włodarzem Toreadorów. Lubię ją także, cenię opinię oraz uważam, że potrafiła zapewnić nam także miłe chwile - mówiąc wspomniane słowa Gaheris ubierał się. Właściwie nie miał wiele, ale zawsze coś. Stanął gotowy czekając na swoją panią.

Cudowna Charlie wstała z łóżka i ucałowała go.
- Wobec tego dajmy naszym wampirzycom nacieszyć się sobą. - Mrugnęła do niego.
- Idziemy, aczkolwiek nie wiem, gdzie jest, ale pewnie ktoś spośród służby będzie wiedział - otworzył drzwi oraz podał jej ramię na korytarzu pałacyku.
- Na pewno Gehry nam pomoże. - Charlie ujęła jego ramię. - Pewnie znajdziemy go na parterze w okolicach przestrzeni dla służby.
- Wobec tego chodźmy
- rzeczywiście majordom powinien wiedzieć, gdzie jest właściciel przybytku, słudzy powinni zaś doskonale wiedzieć, gdzie jest majordom.

Gehrego zastali na parterze, wydawał polecenia jakimś służącym. Ghul wydawał się być odrobinę zmęczony. Na ich widok dał znać służbie by rozeszła się do swych zadań, po czym skłonił się przed narzeczonymi.
- Państwo Ashmore, czy mogę jakoś pomóc?
- Dobry wieczór, szukamy lorda Boyla, czy mógłbyś nam wskazać, gdzie moglibyśmy go poszukać oraz oczywiście odnaleźć
? - po odpowiedzi po prostu chcieli ruszyć dalej, ostatecznie naprawdę musieli odbyć rozmowę dotyczącą Ventrue.
- Niestety nie mogę państwa tam zaprowadzić. - Gehremu było wyraźnie niekomfortowo z tego powodu. - Czy pozwolą państwo, że zaproponuję by państwo zaczekali w tym pokoju - wskazał na pobliskie drzwi? - Zaraz udam się i poproszę lorda by się zjawił.
- Oczywiście, chcieliśmy z nim porozmawiać jedynie
- wyjaśnił rycerz kierując się do wskazanego przez majordoma pomieszczenia. - Bardzo chętnie uczynimy to na tym właśnie miejscu - aczkolwiek ciekawy był, co się dzieje. Jednak magicy mieliby swoje tajemnice, których nie da się odkryć przeciętnym umysłem, stwierdził wewnątrz myśli oraz odpuścił sobie dywagacje.

Boyle nie kazał im długo czekać. Wkroczył do pokoju po kilkunastu minutach z tym swoim szerokim uśmiechem.
- Henry, Charlie. Mam nadzieję, że niczego wam nie brakuje. - Ucałował dłoń ghulicy, jako że nie miał okazji by zrobić to podczas narady w salonie. - Potwornie nieprzyjemna ta sytuacja. Biedny Peel dostanie skrętu kiszek ze zgryzoty.
Akurat Gaheris pomyślał, iż Peel ową zgryzotę likwiduje bardzo dobrym sposobem opierającym się na słodkich chwilach przy pięknej Rebecce, ale nie skomentował tego jedynie przygryzając wargę, aby nie parsknąć.
- Przepraszamy, że przeszkodziliśmy tobie w twoich zajęciach, ale właśnie mamy polecenie księcia, ażeby ustalić z tobą całą sprawę. Zresztą słuszne polecenie … - Gaheris wyjaśnił mu cały pomysł z Jessie, z reakcją jej na ewentualne przywołanie przez Tarquina, wspomniał udział obydwu wampirzyc, które niedawno pokłóciły się, ale później pogodziły oraz poinformował na temat wsparcia przez Peela całego pomysłu. Wszak książę stwierdził, iż wybroni to przed radą, zaś miał na temat Jessie ogólnie dobrą opinię. - Oczywiście wszystko opiera się na twoim pozwoleniu. Ani Peel, ani nikt nie wyobraża sobie takiego czegoś bez twojej akceptacji. Jednak może masz jakąś lepszą koncepcję. Przyznam bowiem, że trochę jest to gest rozpaczy, jednak powiększający nasze szanse. Przynajmniej tak uważamy - podsumował wypowiedź.

Magik zamyślił się na chwilę po wysłuchaniu Gaherisa.
- Rozumiem, że musiałaby tu jakiś czas zostać? - Boyle wyraźnie nie był pocieszony tym faktem. - Przyznam, że wolałbym by nie kręciła się między moimi gośćmi i służbą. Wierzę w umiejętności twoje, Florence i Anny ale to nadal jest Ventrue.
- Hm, mam pytanie, wobec tego może dysponujesz jakimś domkiem obok, może dla służby, albo coś, jakimś osobny? Moglibyśmy się przenieś
ć - wielu arystokratów miało dodatkowe miejsca tego typu, dlatego nie zawadziło spytać.
- Jest dawny domek stajennego. Obecnie nie trzymam już tylu koni i stajenni mieszkają w stajniach. - Wampir przyjrzał się im uważnie. - Myślisz, że to będzie dobre miejsce dla was. Dla Charlie? - Zerknął na stojącą obok kobietę.
- Nie jestem z cukru nic mi się nie stanie od odrobiny cięższych warunków. - Ghulica uśmiechnęła się i Gaheris wyczuł w tym uśmiechu dziwny magnetyzm.
- Doskonale, wobec tego za twoją zgodą, zdecydowane - pewnie Boyle prześle tam kogoś, aby przygotować całość do sensownego zamieszkania. Stanowczo ponadto podobał się Gaherisowi uśmieszek Charlotty. Korzystając obecnie z obecności czarodzieja spytał usiłując się dowiedzieć czegoś więcej. - Jednak ogólnie, co myślisz na temat tej idei. Jest szansa na udanie się takiego numeru, na utrzymanie Jessie w ryzach jakichś oraz czy udało się coś jeszcze odkryć? - Gaheris zadał sporo pytań, ale uznawał Boyla za bardzo mądrego oraz mającego znacznie większą wiedzę niźli on.
- Jednego jestem pewien mag musi być w mieście by podtrzymywać tą całą machinerię. - Magik rozejrzał się po pokoju, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - A co do tej całej Jessie. Nie mam pojęcia. Wiem że te wasze różane sztuczki potrafią być bardzo skuteczne. Wybaczysz jednak ale i tak umieszczę w pobliżu kilku swoich ochroniarzy. Jakby nie patrzeć gościmy teraz na pokładzie rodzinę książęcą. Wolałbym by nic im się nie stało gdy są pod moją opieką. Jeśli Jessie zacznie wykonywać jakiekolwiek podejrzane ruchy każę ją zakołkować.
- Szczerze mówiąc byłbym wdzięczny za wsparcie. Igramy trochę z nieznanymi siłami. Przyznaję osobiście, że czuję się, jakbym poruszał się po omacku. Dlatego im więcej zabezpieczeń, tym lepiej. Liczymy po prostu na to, że się uda. Jeśli Tarquin wezwie ją … dajemy szansę mu popełnić błąd. Ostatecznie nawet Tarquin musi się kiedyś pomylić. Ale mam pytanie, skoro tamten magik podtrzymuje czary, czy dałoby się go namierzyć. Może zamiast Tarquina najpierw spróbować jego, choć pewnie to głupie pytanie, bowiem chyba tak czy siak tego próbujesz jakoś …
- Niestety na razie jestem skazany na czekanie aż aktywuje cokolwiek. Można by wysłać ludzi do Londynu by szukali “czegoś nietypowego” ale bądźmy szczerzy jakie to ma szanse powodzenia
? - Boyle westchnął ciężko, co było dosyć nietypowe jak dla wampira. - Wątpię by jeszcze raz wybrał się na dziewczynki, po tym jak go złapałeś.
- Szczerze mówiąc, wybierze się na pewno, tylko będzie bardziej ostrożny. Przynajmniej chyba … Wyglądał na takiego, który nie lubi sobie odmawiać owych przyjemności
- uzupełnił rycerz. - Jednak rzeczywiście, Londyn to Londyn, szukanie magika to szukanie mrówki wewnątrz stogu siana. Jednak wobec właściwie tego, ten plan z Jessie wypali może ... - chwile przerwał dopowiadając wreszcie - Oby, bowiem zwyczajnie nie wydaje mi się to wszystko zbytnio idące ku dobremu rozwiązaniu sytuacji.
- W takich chwilach nie ma dobrych rozwiązań
. - Magik uśmiechnął się, choć nie było w tym śladu radosności. - Poproszę Gehryego by trochę ogarnął tamten domek. Przed świtem powinien być gotowy. Zastanówcie się ile będziecie chcieli tu zostać, dobrze? Cieszy mnie bardzo wasza obecność, ale jak już wspominałem z uwagi na Jessie obawiam się o bezpieczeństwo księcia.

Czyli grzecznie wypraszał ich.
- Dobrze, postaramy się jak najwcześniej znaleźć inne lokum. Bezpieczeństwo księcia stanowi podstawę, obecność zaś jego daje stabilność londyńskim wampirom. Jesteśmy naprawdę i tak bardzo wdzięczni za gościnę oraz oczywiście pomoc - wyjaśnił poważnie trzymając lekki ukłon, później ruszając do drzwi. Wszak mieli odwiedzić dziewczyny, które już może przestały się sobą zajmować wedle wiadomych ustaleń.
Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli Florence w zajmowanej przez nią komnacie i to nie w towarzystwie Anny lecz Sylwii.
- Witaj, miło cię widzieć - ucałował dłoń seksownej dziewczyny, która także miała miejsce wewnątrz ich czworokąta seksualnych podniet. Sylvia uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi.

Córka starszej przyniosła informacje dotyczące domeny Torreadorów. Niestety elizjum było doszczętnie zniszczone, za to rezydencja samej Florence powoli odzyskiwała dawny splendor.
- Anna powinna być przy Jessie, chciała tam “chwilę posiedzieć” - Starsza podniosła się z zajmowanego przez nią miejsca za biurkiem. - Udało się wam wszystko ustalić?
- Jeśli masz … uf, ogólnie książę klepnął to, Boyle także. Zamieszkamy wprawdzie chwilowo w domku stajennego, zaś jak najszybciej musimy poszukać sobie jakiegoś innego lokum, jednak skórka może być warta wyprawki
- odpowiedział zastanawiając się, co Malkavianka wyczynia właśnie przy Jessie.
- Co mam? - Florence spojrzała na niego zaskoczona. - Nie udało się wam jeszcze nic znaleźć?
Charlie pokręciła przecząco głową.
- Hm… Skontaktuję cię z kimś, tylko… poważnie się zastanów ile jesteś gotowa na to wydać. - Starsza spojrzała na Gaherisa z lekko złośliwym uśmieszkiem. - Bo rozumiem że nasz rycerz jeszcze na siebie nie zarabia.
- Niebawem powinien dostać pierwszą pensję
. - Ghulica roześmiała się, a jej głos zabrzmiał tak dźwięcznie, że nawet zazwyczaj stoicka Sylvia zrobiła zdziwioną minę.
- No tak… idziemy? - Florence spojrzała na wampira.
Faktycznie miała rację. Nie zarabiał, czyli był dnem oraz pod tym względem tak się czuł. Dlatego właśnie jak najszybciej planował znaleźć coś dla siebie. Tylko kiedy? Bez przerwy albo wróg, albo seks, albo jeszcze coś innego. Ufff straszne ....
- Ja nie wiem, gdzie to jest - odparł wyjątkowo sztywno. - Oczywiście pójdę, jeśli zostanę poprowadzony tam, chyba że znajduje się tam, gdzie ją od razu zamknięto - dodał pytająco, bowiem może przenieśli ją lub cokolwiek.
- To chyba jedyne cele jakie Boyle ma w tym pałacyku. - Florence ruszyła przodem. - Fakt faktem Anna właśnie tam się udała. Podobno porozmawia ze służbą by dostarczono więcej krwi.
- Dobrze, jeśli pamiętam, sam muszę nieco krwi tam swojej wlać. Florence, jak powinniśmy dokładnie uczynić w kolejności? Pomyślałem sobie, ze oczywiście najpierw dostanie trochę pić, ale nie całkiem, tak, żeby była osłabiona, może wtedy będzie nam łatwiej umieścić wewnątrz niej wszelkie pragnienia?
- Brzmi rozsądnie. Spróbujemy napoić ją tylko tyle by nie obudziła się w niej bestia.
- Wobec tego chodźmy oraz załatwmy tą sprawę. Blondynka czeka
- ruszyli ku skołkowanej wampirzycy.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-05-2018, 18:37   #115
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Jessie rzeczywiście była w miejscu, w którym ją zostawili poprzedniej nocy. Nadal związana. Teraz jednak w jej piersi tkwił kołek. Całe pomieszczenie wypełniał zapach krwi znajdującej się w sporej misie, stojącej pomiędzy zakołkowaną ventrue,a siedzącą naprzeciwko niej Anną. Maklavianka miała skupioną minę i energicznie machała nóżkami. Gdy weszli nawet na chwilę nie oderwała wzroku.
- Dotarliście w końcu. Co tak długo? - Uśmiechnęła się.
- Przepraszam, ale mieliśmy trochę załatwiania. Hm, chyba muszę nakłuć nadgarstek oraz nakapać trochę swojej krwi do misy? - spytał. - Piękne panie, dla mnie to nowina robienie czegoś takiego, więc naprawdę mogłybyście trochę powiedzieć dokładnie, co należy robić oraz kiedy. Przy okazji, także cię bardzo lubię - uśmiechnął się do Malkavianki szczerze. Spojrzał na Jessie. - Wygląda dosyć spokojnie, jak na przykołkowanego wampira - wygłosił dosyć drętwą gadkę, jednak faktycznie wampirzyca wyglądała tak jakoś nienaturalnie. Doskonale pamiętał elegancką blondynkę, która gasiła swoim chłodnym wdziękiem większość pozostałych pań. Tymczasem wyglądała dosyć średnio chyba.
- Nie takie trochę. - Anna wzruszyła ramionami. - Porcja wielkości dobrze wypełnionego kielicha. Powinno wystarczyć na wstępne więzy.
- Założenie jest takie, że ją wybudzimy. Potem w większości to twoja robota musisz ją przekonać do siebie i do tego by chciała się napić więcej twojej krwi.
- Florence przesunęła dłonią po kołku. - Postaram się trochę pomóc wpychając jej co nieco do głowy.
- Czy warto, żebym na początku użył swoich mocy zauroczeń?
- spytał ich. - Jeśli zaś tak, to kiedy?
- Zawsze warto. Toż jesteśmy Torreadorami to nasza specjalność.
- Starsza uśmiechnęła się szeroko. - Gdy tylko zacznie kontaktować, nie ma co czekać aż wyrobi sobie złą opinię na nasz temat.
- Wobec tego zaczynajmy. Pozwólcie, że najpierw wypiję z tej miski, ile się da, później zaś wypełnię ją własną krwią zastępując to, co wypiłem
- przystąpił do dzieła, aczkolwiek gotów przerwać, jeśliby dziewczyny mu przerwały ową średnio widowiskową czynność wypijania krwi z dużej miski. Jednak taka konsumpcja ma swoje zalety, jest szybka oraz dostarcza wiele wspaniałych bodźców wypełniających wampirze zmysły swoimi aromatami. Wampir nie był w stanie wypić bardzo dużo, jakby nie patrzeć gospodarz zapewniał mu codzienne pełnowartościowe posiłki. Jednak wykonał co się dało. Wypił, później nakłuł się kłem wyciskając solidną porcję do miski. Tak czy siak wlał tyle, ile potrzeba było wedle słów słodkiej, chociaż lekko szalonej Malkavianki.
- Dobra zaczynamy akcję. Odsuńcie się, najpierw jej wyjmuję kołek, potem zaś szybko przykładam misę do ust, żeby odruchowo zaczęła pić zanim opanuje ją szaleństwo. Wtedy już zaczynamy nad nią pracować. Kiedy tylko troszeczkę zacznie przytomnieć. Ostatecznie trzymanie miski nie jest tak szalenie absorbujące.

Podszedł do Jessie. Wampirzyca była odpowiednio spięta i to mocno, jak zauważył, przynajmniej na tyle, żeby nie mogła zerwać swoich więzów. Zaś kołek, cóż, dziwnie się czuł układając dłonie na owym kawałku drewna.
- Na trzy … raz, dwa, trzy! - powiedział głośno wyszarpując ów kawałek drewna. Okrwawiony paskudnie. Faktycznie właściwie, nie dla dam bynajmniej sprawa. Dosłownie, nim zdążyła ruszyć, albo może zdążyła, Gaheris odrzucił kołek na bok przytykając jej do ust miskę. Doskonale wiedział, iże będzie to jej pierwsza potrzeba, instynktownie bardziej istotna niźli jakiekolwiek pozostałe. Dłonie trochę mu drżały, ale starał się dać radę swojemu zadaniu. Ach ten błysk w wampirzym oku. Oczywiście Jessie, ten fragment bezrozumnego szaleństwa wyglądający niczym blask oku pacjenta ośrodka psychiatrycznego. Wampirzyca szalała wewnątrz swojej jaźni, płonęła obłędem, ale krew stanowiła wodę gaszącą ów ogień, albo lepiej, powoli tłumiącą obłęd. Ten rzut ust na krew, niczym dzikiego zwierza na ofiarę. To chłeptanie bezmyślne, byle tylko wypić, byle napoić się, napełnić amarantem. Napięcie twarzy, która przecież sama w sobie potrafiła tchnąć elegancją. Jednak tutaj Jessie była wyłącznie schwytanym drapieżcą, któremu nie pozostało nic, poza najprostszymi instynktami. Spoglądał na to widowisko zafascynowany. Widział jak wampirzyca napiera na swoje więzy, jak sznury tną delikatną kobiecą skórę. Florence stanęła z tyłu i przytrzymała krzesło nim to przewaliło się od naporu spętanej. Minęła dłuższa chwila nim błękitne oczy tkwiące w umorusanej krwią twarzy spojrzały na rycerza ze śladem inteligencji.
- Witaj lady Jessie, spotkaliśmy się raz. Mam na imię Henry. Szkoda, że widzimy się w takich okolicznościach, ale zawszeć to lepiej, prawda? Szczególnie, iż chyba zdajesz sobie sprawę, co było i jak bardzo trudno było wzruszyć decyzję księcia. Ale, cóż, zawsze lepiej przyjaźnić się, niżeli nienawidzieć, zaś rycerze muszą starać się wspierać damy - mówił podając jej ciągle krew oraz uśmiechając się do niej. O ile Jessie piła na początku po prostu zachłannie, teraz widać było, że sprawia jej to sporą przyjemność. Cóż, nie było nic smaczniejszego nad krew innego nieśmiertelnego. - Spójrz na mnie, jak na przyjaciela, na nas wszystkich, bowiem jakby nie było, to ona - wskazał skinięciem na Charlottę - wsparła ową decyzję jako pierwsza. Poręczyłem za ciebie, wszak jesteś damą - zaatakował jej umysł Zauroczeniem wykorzystując dodatkowo Wolę. Liczył także na to, że obydwie wampirzyce zabrały się za swoje talenta.
Podejrzliwość która do tej pory gościła w oczach wampirzycy ustąpiła dużo łagodniejszemu i cieplejszemu spojrzeniu.
- Trochę już lepiej? - spytał uśmiechając się do niej. - Spokojnie, powoli będę podawał ci dalej krew, żebyś odzyskała siły. I nie martw się, to nie jest wzmocnienie ciebie przed egzekucją. - Na te słowa w oczach Jessie pojawiło się szczere zaskoczenie i przerażenie. - Przynajmniej chwilowo udało się wyprosić twoje istnienie. Cała reszta będzie zależała od ciebie. Przypomnij sobie, co się stało, sama wiesz. Pij, musisz być silna oraz musimy porozmawiać.
Wampirzyca wylizała misę co do ostatniej kropli. Widać było, że chętnie napiłaby się jeszcze, ta ilość wystarczyła jednak by spokojnie poradziła sobie z zasklepieniem rany w klatce piersiowej. Gaheris zobaczył jak smukłe palce Florence przesuwają się po ramionach ventrue. Starsza nachyliła się do ucha wampirzycy i szepnęła tuż przy jej uchu.
- Ashmore ma dla ciebie bardzo dobrą propozycję moja droga. - Jej głos był słodki, wręcz hipnotyzujący. - Myślę, że rozsądnym będzie jej wysłuchać i poważnie teraz rozważyć.
Jessie przyjrzała się stojącemu przed nią rycerzowi ze szczerym zainteresowaniem.
- Wydaje mi się, że uczciwie będzie powiedzieć ci, jak wygląda sytuacja ogólnie. Zostałaś schwytana na popieraniu zbrojnego przewrotu przeciwko księciu. Zginęło niemało wampirów, ghuli oraz zwykłych mieszkańców Londynu. Wampiry właściwie … sama wiesz, co się działo wszak … - dał jej chwilę na dokładne zrozumienie w jakiej dziupli się znalazła. Widać było, że nie jest do końca pewna, ale przytaknęła. - Książę ocenił twoje postępowanie. Wiesz, powiedział mi że przedtem byłaś dobrą poddaną. Cenił cię, jednak nie mógł wydać innego wyroku. Podobno słońce jest piękne, jak pamiętam, jednak dla nas … - ponownie się zatrzymał przez chwilkę lustrując jej reakcję. Jessie otworzyła szerzej swoje błękitne oczy. Znów pojawiło się w nich przerażenie, choć nie było to to co po zabawach maklavianki. - Po ogłoszeniu wyroku, cóż … - przygryzł wargę tak, że popłynęła później kropelka krwi, ventrue podążyła za nią wzrokiem. Na chwilę głód wyparł targające nią obawy. - Zginęło kilka ważnych wampirów, ale także tych, które darzyliśmy przyjaźnią. Pytanie brzmi tak, czy chcesz dotrwać cało do kolejnej nocy, czy jesteś gotowa uczynić wszystko, żeby przetrwać oraz znowu cieszyć się tym, co niesie egzystencja. Czy chcesz znowu być taką lady Jessie, którą wszyscy znamy oraz szanujemy? Czy chcesz … czy też wolisz, istnieją takie wampiry, które wolą opuścić świat … - popatrzył na nią intensywnie oraz bardzo poważnie.
- No maleńka, trzeba podjąć teraz trudną decyzję. - Wargi Florence przesunęły się po uchu blondynki, przyprawiając o dreszcz nawet Gaherisa. - Toż, nie chcemy byś odeszła od nas na zawsze, prawda?
- Nie…
- Głos Jessie był słaby, lekko zachrypnięty od targającego nią delikatnego głodu.
- Naprawdę? Cieszy mnie to, cieszy nas wszystkich. Kiedy wampir umieszczony jest w studni oraz czeka na rano, w głębokiej studni, kiedy dostrzega nadchodzącą jasność, kiedy chowa się na brzeżku, żeby być jak najdłużej wewnątrz cienia … wtedy niekiedy może sobie pomyśleć, jak to dobrze byłoby, gdybym miała przyjaciela, któremu byłabym wdzięczna, wierna, pomocna, dla którego zrobiłabym wszystko, skoro uchronił mnie przed takim losem, który poręczył za mnie, który zaufał mi, choć nie miał podstaw udać. Ale zrobił to. Wyciągnął mnie z tej studni, zanim zdarzyło się najgorsze. Jessie, albo lepiej, lady Jessie, czy chcesz, żebym został twoim przyjacielem, opiekunem oraz kimś u kogo zawsze będziesz mogła liczyć na wzajemną lojalność. Czy chcesz związać się za mną swoją krwią, nie tylko by uniknąć studni, ale by naprawić to, co się stało, by odzyskać szacunek, by zyskać kogoś, kto nigdy wobec ciebie nie będzie draniem bez względu na wszystko. Wiem doskonale, iż byłaś wykorzystywana. Obiecuję, że ja nigdy nie wykorzystam cię tak, bowiem rycerze tak nie postępują, ty zaś jesteś prawdziwą lady - spojrzał na nią jakoś delikatniej snując wsparte kolejną Siłą Woli Zauroczenie.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-05-2018, 10:39   #116
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wsłuchując się w słowa wampira widać było jak wzrok Jessie lekko odpływa. Miało się niemal wrażenie, że ventrue delektuje się głosami dwójki wampirów. Widząc to, rycerz powoli nakłuł własny nadgarstek kłem oraz przyłożył do warg związanej Jessie. Pierwsze kropelki czerwieni upadły na jej spieczone usta.
- Pij, pij proszę, jest twoja, masz do niej prawo, to tych kilku łyków … - szeptał wtórując Florence.
Nagle poczuł ukłucie. Jessie wgryzła się w jego nadgarstek. Ciało wampira przeszył rozkoszny wstrząs. Czuł jak jego ciało reaguje na każdy łyk i chciał się zatracić w tym uczuciu.
- Henry, zatrzymaj ją. - Głos Florence był stanowczy i wyrwał wampira z zawładniającej nim przyjemności.
- Jak na mnie to nie są przyjacielskie uczucia. - W głosie Anny pojawiła się ironia.
- Stój! - wydał polecenie. Uf, było miło, ale miała rację. - Lady Jessie, proszę się zatrzymać - poczekał chwilkę, gotowy wyciągnąć jej rękę, ażeby nie przesadziła z tą właśnie krwią. Jednak zaniepokoiła go Malkavianka, czyżby wyczuła jakąś niechęć wobec niego? Warto było się przekonać. Na tym etapie lojalność Jessie musiała być absolutnie pewna. Przeto spojrzał na jej Aurę. Jednak barwy odczuć Ventrue mieszały się ze sobą, przelewały, stanowiły kompletny chaos, albo może Gaheris tak właśnie to odczuwał. Nie potrafił się skupić, aby wniknąć głębiej. Ewentualnie faktycznie wampirzyca obecnie koncentrowała się na piciu krwi, pozostałe zaś uczucia, poza pragnieniem, stanowiły zbiór nie tyle pusty, tylko kompletnie chaotyczny. Pewnie unormuje się później, przeto będzie trzeba powtórzyć za jakiś czas, kiedy będzie już nasycona oraz jako tamo bardziej uspokojona. Na pewno wyczuwał nastroje swoich towarzyszek Florence i Charlie były zaniepokojone. Anna wyraźnie rozbawiona.
- Mogę to podbić. - Radośnie zamachała nóżkami
- Nie. - Florence prawie warknęła.
- Co nie i co podbić? - niezbyt łapał intencje dziewczyn. - Czy mamy jeszcze trochę krwi? - spytał ogólnie. - Lady Jessie, jak się czujesz teraz?
- Bardzo chętnie jeszcze napiję się z ciebie.
- Jessie oblizała wargi lubieżnie.

Wydawało się, że kobieta jest już w zdecydowanie lepszej formie. Jednak owe wargi lizała jakoś dziwnie. Cóż, ostatecznie wyszła właśnie spod topora, każdy więc oszalałby ze swojego farta.
- Innym razem. Straciłem sporo krwi oraz muszę również uzupełnić - wyjaśnił, zresztą właściwie zgodnie z prawdą, bowiem najpierw poszła kwaterka do miski, później zaś Jessie bynajmniej nie żałowała sobie. Ponadto chyba Florence nie patrzyłaby na to zbyt miło, podobnie Charlotta. - Nie mniej, trochę innej krwi się znajdzie. Lady Jessie, rozumiem, że pomożesz nam obronić się przed Tarquinem - powiedział konkretnie. Pewnie bowiem wiesz, że chciałby uczynić nam krzywdę.
- Czemu chcecie się bronić przed panem? Pan nie czyni nikomu krzywdy. - Wampirzyca była szczerze zaskoczona.
- Ma papkę w głowie. - Anna prawie parsknęła.
- Wcale nie. Lord Tarquin jest najcudowniejszym mężczyzną na świecie. - Jessie wyraźnie zaczynała się robić zła.
- Najcudowniejszym? Cóż może dla ciebie, ale poprzednich nocy on oraz jego pomocnicy zabili wiele wampirów, ghuli oraz prostych mieszkańców Londynu. Czy chciałabyś się przejechać po mieście. Chętnie pokazałbym ci, jak wygląda obecnie Londyn. Twoja siedziba także. Przykro mi Jessie. Gdyby Tarquin sobie spokojnie siedział, jak my wszyscy, jak wiesz, nic by mu się nie działo, wszyscy byliby zadowoleni. Jednak chyba rozumiesz, że nikt nie chce pozwolić, ażeby ktokolwiek podpalił jego dom. Dlatego właśnie się bronimy - wyjaśnił jej.
- Lord Tarquin nie mógłby zrobić czegoś takiego. Czemu go oczerniasz? - Jessie zrobiło się wyraźnie smutno.
- Ach, schwytaliśmy jego Ghula, pracownika banku nazwiskiem - przez chwilę szukał w pamięci - ooo Thomas Gedge - przypomniał wreszcie. - Właśnie on potwierdził to, co wcześniej sprawdzone zostało także innymi dowodami. Ale … - zawahał się - … cóż, wobec tego nie będę oczekiwał od ciebie, żebyś w jakikolwiek sposób występowała przeciwko niemu. Jedynie chcę od ciebie informacji, gdybyś została wezwana oraz żebyś nie wspominała ani o mnie, ani o nikim tutaj. Rzeczywiście być może jest to coś, co się jeszcze wyjaśni - pozwolił Ventrue, żeby chwyciła się tej deski godząc obydwie lojalności. Zakładał, że może kiedy się sama przekona, jak tamten oszukiwał ją, zmieni swoje poglądy.
- Z przyjemnością, powinniście się poznać. Obaj jesteście wspaniałymi mężczyznami. - Jessie ucieszyła się. Gaheris zaś poczuł się niczym podły łgarz. Sprawa Tarquina była bowiem jednoznaczna. Jessie mogła nie zdawać sobie z tego sprawy, jednak oni jak najbardziej wiedzieli, jaki był jego udział.
- O to się może nadać! - Anna zeskoczyła z krzesła i podeszła do ventrue. - Mogę cię przeprosić Henry? - Mała wampirzyca wyraźnie miejsce w którym stał Gaheris. Mężczyzna odsunął się. Malkavianka miała jakiś pomysł, to mogło zadziałać. Zresztą dziwne pomysły dziewczynki działały.
- Jesteś bardzo dobrą dziewczynką. - Anna uśmiechnęła się, a oczy Jessie o ile do tej pory skupione były głównie na Gaherisie teraz koncentrowały sie całkowicie na oczach małej wampirzycy. Korzystając właśnie z chwili, kiedy mała wampirzyca coś zaczęła swojego kombinować, Gaheris uznał, iż Ventrue powinna mieć już troszkę bardziej ułożone myśli oraz uczucia. Istnieje przeto większa szansa, iż coś sensownego dojrzy. Uruchomił więc Nadwrażliwość starając się odkryć tajniki Aury blondynki. Nagle postać ventrue wypełniła się licznymi barwami aur. Widział ślady fioletu i głębokiej czerwieni, zapewne pozostałości po wampirzym pocałunku jaki złożyła na jego nadgarstku, jasny błękit wskazywał na to, że Jessie była już spokojna. Jednak to co dominowało nastrój ventrue był to jaśniutki fiolet, bardzo rzadko widywany w tych okrutnych czasach, bo był barwą zaufania. Cokolwiek robiła Anna działało tak, że ten dominujący nastrój zaczął przytłaczać wszystkie inne i przybierać na sile. Po chwili wampir mógłby powiedzieć, że Jessie jest nie wampirem, a człowiekiem. Gdyż jej aura była wyraźniejsza nawet od aury Charlotty.
- Lady Jessie - zrozumiał pomysł przyjaciółki - to co powiedziałem przed chwilą jest dla ciebie bolesne, lecz naprawdę prawdziwe. To straszne, kiedy osoby którym ufamy, zawodzą nas, kiedy oszukują, wykorzystują, kiedy kłamią. To straszne. Przypomnij sobie te wszystkie razy, kiedy Tarquin powiedział ci coś, ale nie do końca, oraz byłaś zdziwiona, wręcz przykro ci było, że stało się tak, jak się stało. Pamiętasz już to spotkanie na dworze księcia … przyzwoity wampir, jak ty, nie może uwierzyć, że ktoś inny, komu ufał to drań - skinął na Malkaviankę, żeby rozcięła więzy Jessie. - Przepraszam, że to mówię, bardzo nie chciałbym. Podtrzymuję, że nie żądam od ciebie, byś walczyła przeciwko niemu. Istnieje także magik, który współpracuje z nim. Jeśli wiedziałabyś coś na jego temat, może udałoby się jego dorwać. Wtedy może Tarquin odpuściłby? - rzucał jej kolejną kotwicę, chociaż oczywiście poprzednie kwestie były prawdziwe.
Ventrue przez dłuższą chwilę się wahała, w końcu opuściła wzrok.
- On nie odpuści… on nigdy nie odpuszcza. - Gaheris był niemal pewny, że za słowami Jessie kryje się coś więcej.
- Czyli, Jessie, to bardzo istotne. Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Jesteśmy powiązani ze sobą teraz krwią, ja zaś szanuję twoją postawę, dlatego proszę, jeśli wiesz coś, powiedz. Jeśli możesz pomóc słowem jakimkolwiek, pomysłem, pomóż proszę nam - starał się wywrzeć na nią nacisk, ale też bez przesady. Gaheris nie był dyktatorem. Owszem jasne, wpływał na innych, jednak dbając, aby mieli margines swobody. Sprawiało to, iż po prostu wierzono mu wiedząc, że nie przekroczy granic przyzwoitości.
- On...on wie, że jest tu jakiś jego wróg. Chce się go pozbyć. Ale to podobno bardzo zły wampir. - Jessie podniosła na niego wzrok z nadzieją. - Podobno Charlotta wie gdzie on jest, więc… był u niej gdy ją pojmałam. Ale podobno tylko rozmawiali! Naprawdę!
- Jessie, ufam ci, że tak ci powiedział
- przygryzł wargi. Widać było, że drań traktował swoją prawnuczkę niczym śmiecia. - Hm, oczywiście wiesz, jak się nazywa twój przodek, ale czy wiesz, kim jest, albo kim był jako człowiek? - spytał ją.
Jessie pokręciła przecząco głową.
- Szkoda, ale to faktycznie wymaga zainteresowań historią, ty zaś byłaś zajęta działaniem bankowym. Opowiem ci, będziesz mogła to zresztą przeczytać w każdej książce zawierającej legendy króla Artura. Haha, tak, właśnie tego. Wśród wielu postaci jest również sir Tarquin, właśnie twój przodek. Ci wszyscy pisarze, wydawcy nie mogli się wszak zmówić, żeby pisać o nim źle. Sama sprawdzisz książki, nikt cię nie zmusi do uwierzenia bez owego sprawdzenia. Sir Tarquin dzierżył zamek Mamecestre w czasach króla Artura, 1400 lat temu. Miał rozrywkę, przed zamkiem rosło drzewo … - przerwał na moment. - Jessie, czy według ciebie jestem zły? Czy uczyniłem ci cokolwiek złego, albo komukolwiek, kogo znasz oraz osobiście była świadkiem takiej sytuacji?
- Ale to na pewno nie chodziło o ciebie, prawda
? - Jessie uśmiechnęła się. - To jakiś stary wampir. Możesz spytać Charlottę na pewno powie ci o kogo chodzi.
- Rozmawiałem z Charlottą już na ten temat i tak, chodzi o mnie. Znałem Tarquina wtedy oraz poznałem jego drzewo przed zamkiem. Wisiał na nim wielki kocioł oraz tarcze rycerzy, których trzymał w straszliwych kazamatach. Och, nie ja go pokonałem. To był sir Lancelot, jednak walczyliśmy później wiele razy. Ja jako Rycerz Okrągłego Stołu, on chcąc ubijać kolejnych rycerzy, którzy nic mu nie zawinili. Jednak pewnie pomyślisz, że nie wyglądam na starego wampira. Przespałem trzynaście wieków. Twój przodek omal nie ubił mnie także, jednak walczyliśmy wewnątrz piwnic opactwa, obecnie ruin. Był mocniejszy, przyznaję, sama wiesz, jakim utalentowanym jest wampirem
. - Jessie przytaknęła. - Jednak okazało się, że walka wzruszyła fundamenty. Zaczęło się walić. Miał wybór, albo pozostać tam, albo pozostawić mnie samemu uciekając. Wybrał sensownie to drugie. Przespałem tysiąc trzysta lat, dopóki nie odnalazła mnie Charlotta. Ot, taką mam historię. Jestem więc taki stary maleńki oraz naprawdę nie jestem taki zły, przynajmniej bardzo staram się nie być - popatrzył na nią podchodząc oraz zabierając się za jej więzy. Rzucał spojrzeniami przy tym na wampirzyce, czy nie zaprotestują jakoś.
Anna usiadła z powrotem na krześle, a Florence stała kawałek dalej z Charlottą delikatnie tarmosząc jej włosy. Ghulica była wyraźnie przybita. Żadna z kobiet nie protestowała.
- Przykro mi - przytulił Ventrue.
Jessie objęła go, a z jej oczu popłynęły krwawe łzy. W tym momencie usłyszał zamykające się drzwi. Teraz w pokoju pozostały tylko same wampiry. Florence wpatrywała się w niego wzrokiem bez wyrazu, a Anna cały czas radośnie machała nóżkami. Gaheris natomiast najchętniej kląłby, aczkolwiek wszak Jessie stanowczo nie przypominała namiętnej kochanki, tylko skrzywdzone dzieciątko. Dziwne aż, że mogła wzbudzić takie uczucia niechęci w pięknej Charlotcie. Jednak właśnie myśli pędzą własnymi drogami, przeto więc nie mógł nic więcej uczynić. Tylko co jeszcze? Gładził Jessie po główce, po jasnych włosach oraz tulił ją właśnie niczym obolałego kilkulatka. Jednocześnie zerknął na obydwie wampirzyce prosząc pomocy. Bowiem niby co miał jeszcze czynić?

Wyglądało jednak na to, że nic więcej nie było do zrobienia. Jessie uległa mu. Ufała mu, była gotowa mu pomóc. Nie potrzebowali nic więcej. Mieli jeszcze trochę czasu nim słudzy Boyla przygotują im miejsce na nocleg. Ventrue przestała płakać i wtulała się w niego tylko. Jedno było pewne kobieta nie była kilkulatkiem, tylko dojrzałą i kształtną osobą. Jej piersi przyjemnie ocierały się o jego ciało, które nazbyt chętnie powracało do wspomnienia wampirzego pocałunku. Pewnie faktycznie, Jessie miała śliczną urodę, naturalne blond włosy oraz regularne oblicze. Pasowałaby doskonale do eleganckiego przyjęcia. Jednak szlag trafił, akurat stanowczo nie miał ochoty kontemplować czyjejkolwiek urody. Nie był rozpłodowym bykiem, któremu staje kiedy tylko pojawi się jałowica jakaś. Całe to wydarzenie odebrało mu nastrój przynajmniej na czas jakiś.
- Hm, czy Boyle ma tutaj bibliotekę? - spytał, bowiem jeśli tak, mógł mieć jakieś opowieści arturiańskie. Chętnie poszedłby także za ukochaną Charlottą, ale czy mógł teraz zostawić Jessie. Przecież mogła zostać wezwana, więc non stop trzeba było ją mieć na swoim oku.
- Na pewno. - Florence zerknęła w stronę drzwi. - Nie wiadomo tylko czy jest dostępna dla wszystkich.
- W takich domach zazwyczaj przechowują jakieś skarby, prawda
? - Anna nadal była w przednim nastroju.
- Nie wiem, ale Charlotta chodziła za dnia po domu. Wiele wie. Może poszukamy jej. Florence, czy mogłabyś jednak wcześniej znaleźć odpowiedni strój dla lady Jessie? - poprosił, bowiem ten wyglądał nadzwyczaj kiepsko pod względem stanu.

Wampirzyca wyraźnie nie była przekonana do użyczania ventrue swojej garderoby.
- Coś się może uda znaleźć. Zabiorę z sobą Charlie nie ma sensu by siedziała sama. - Starsza spojrzała na wampira i Gaheris nagle zdał sobie sprawę, że w ogóle nie jest w stanie wyczytać co ta czuje. Zupełnie jakby się zamknęła.
- Dobrze, będę wdzięczny, przyjdźcie proszę zaraz - wspomniał, ale to, że taka blokada pokerowa nie jest dobra. Kurde blade, ale co miał zrobić, kiedy dookoła wszyscy powariowali. Lubił Londyn, jednak niekiedy wolałby mieszkać daleko stąd mając gdzieś wszystkie fochy wszystkich osób.
Florence wyszła bez słowa po chwili usłyszał jej oddalające się na korytarzu kroki.
- Jesteś pewny, że chcesz się bawić w to całe małżeństwo? - Głos Anny przerwał ciszę, która na chwilę wypełniła pomieszczenie. Jessie siedziała na krześle wpatrzona w podłogę wyraźnie walcząc z tym co działo się w jej głowie.
- Porozmawiamy kiedy indziej, dobrze? - powiedział pozornie spokojnie. Nie rozumiał zresztą uwagi. Ślub nie był dla niego zabawką, ale przysięgą osobie, którą naprawdę kochał. - Naprawdę bardzo cię lubię oraz nie zapomniałem, ile mi pomogłaś. Nigdy nie zapomnę - powiedział to, choć był na nią wściekły, bowiem takie gadki mogłyby tylko przeszkodzić osiągnięciu celu. Jessie miała im pomóc ile się dało i nie należało zaprzątać jej myśli czymkolwiek innym.
- Widzisz, staram się pomóc zanim coś jeszcze popsujesz. - Anna zamachała nogami. - Ja widzę dużo… bardzo dużo. - Uśmiechnęła się do niego.
- Chyba zbyt głupi jestem. Prosiłbym tak jak do głupka jakiegoś.
- Florence to cudowna wampirzyca i choć dużo sobie naobiecywała to odbija ci narzeczoną
. - Anna ściszyła głos tak, że tylko dzięki wyostrzonym zmysłom mógł ją usłyszeć. - Nie masz lustra, nie widziałeś siebie gdy ona z ciebie piła, ale Charlie tak. Swoją drogą cudowny widoczek. To też z jej tyłka pradziadek Jessie zrobił jesień średniowiecza, a ty teraz bawisz się w pocieszyciela. Ta ghulica jest twarda ale coś czuję, że jeśli Florence zapewni jej pocieszenie hm… no cóż.
- Dziękuję za twoją uwagę oraz za szczerość. Jeszcze coś? Pytam poważnie.
- Po prostu się zastanów. Widziałam cię, lubisz kobiety. Małżeństwo to poważna sprawa… przynajmniej mój Robert cały czas to powtarza. Ale w sumie to naiwny romantyk
.

Szczerze mówiąc wszystkich chyba pogrzało. Dosłownie wszystkich. Londyn się wali, im zaś tylko dupy chodzą po łbach. Powiedziałby kilka przekleństw, jednak nie mógł znaleźć wystarczająco mocnego. Trudno chyba byłoby poszukiwać teraz “Słownika wyrazów brzydkich.” Wydawało się, że wśród szaleńców był jedynym normalnym. Jeszcze do tego Charlotta. Wściekłby się, gdyby nie to, że rycerze się nie wściekają. Na Charlottę, że miała gdzieś cały plan oraz przestała mu ufać, na Florence, że zaczyna robić mu wredną robotę oraz na Malkaviankę, iż używa durnowatych słów typu zabawiać się jako pocieszyciel. Szlag trafił! Przecież albo wezmą Jessie pod włos, albo sprawa się rypnie. Czy wszyscy oszaleli?
- Dobrze, proszę pozostań na chwilę, idę poszukać Charlotty …
- Jakby co
… - Anna uśmiechnęła się. - Pamiętaj, że doskonale widzę twoje nastroje. - Mrugnęła do niego. - Nic jej przez chwilę nie będzie, ale popilnuję. Nawet jakby uciekła… my mamy konie, a ona nie.
- Książę ma moje słowo. Jest pod moją opieką ale też nadzorem. Koniowi … nieważne, idę oraz dziękuję, iż chwilę zostaniesz
.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-05-2018, 10:02   #117
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Skinął Ventrue, ale skoro miała wbite spojrzenie do podłogi, pewnie nie widziała nawet oraz ruszył korytarzem szukać kobiet. Był zmęczony. Czuł się gorzej, niźli podczas solidnej bitwy. Wszyscy potrafili pokazywać jedynie fochy oraz udawać wariata, przy czym wariactwo jedynie Malkavianka miała usprawiedliwione. Gdyby był człowiekiem, najchętniej narąbałby się w jakiejś knajpie. Jednak nie był, krzywiąc się więc ruszył szukać Charlotty.
Nie zajęło mu to długo. Gdy tylko wyszedł na korytarz, zobaczył ją siedzącą na zewnątrz na ławce. Florence przykucnęła naprzeciwko i coś opowiadała. Podszedł do nich.
- Już jestem, nasza przyjaciółka zgodziła się popilnować trochę Jessie, na wypadek, gdyby dostała wezwanie, zaś jej lojalność, którą usiłowaliśmy stworzyć jednak nie wypaliła … - zaczął. - Charlie, czy jest jakiś problem? - spytał wprost.
- Nie ja… - Ghulica była wyraźnie zmieszana.
- Daj spokój Henry. - Florence wyprostowała się. - Jessie ufa ci bardziej niż Tarquinowi, podasz jej jeszcze jedna partię krwi i wasze więzy się utrwalą. Jaką większą lojalność chcesz osiągnąć?
- Niby skąd mam wiedzieć? Nie mam zwyczaju ani robić takich numerów, pierwszy raz, ani tyle zmyślać. Rycerze nie łgają, a ja dzisiaj nałgałem niemało, aczkolwiek na temat Tarquina mówiłem wyłącznie prawdę. Chcę nas wyciągnąć z dołka, chcę zacząć normalne, spokojne funkcjonowanie jak wcześniej, chcę się cieszyć spacerami, kochaniem się oraz nawet królikami. Ale jak mam to zrobić, skoro Tarquin chce nas wymordować?
- A myślisz, że kto nie chce? Gdyby dało się coś więcej zrobić to byśmy powiedziały, dotrzymujemy umów. - Florence machnęła ręką. - Codziennie od tygodnia dziesiątki naszych ghuli i ludzi przeszukują Londyn, sprawdzają każde potencjalne leże, kontrolują port, dostawy towarów. Wszyscy starsi rozpoczynają swoje noce od wydawania rozkazów, nasze dzieci ryzykują życie starając się teraz odbudować elizja i ochronić tych którzy przeżyli, a ty mi mówisz o spacerowaniu.
- Dlatego tym bardziej rozumiesz, że staję na rzęsach, żeby zrobić co się da. To co mówisz to oczywiście ważne, ale doskonale wiesz, że póki tamci istnieją, mogą ponownie zaatakować. Jeśli nie dorwiemy ich, wolę nie myśleć. Ażeby to osiągnąć, ażeby zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim Charlotcie, ale właściwie wszystkim, poszedłem na ten układ tutaj. Niełatwy dla mnie oraz niełatwy dla nikogo z nas, wiem doskonale, co się stało. Jednak nie rozważamy tutaj możliwości dobrej oraz złej, ale złej oraz mniej złej, przy której trzeba trochę ścisnąć pośladki. Jeśli istnieją inne sposoby, słucham chętnie, bowiem najchętniej to porwałbym obecnie narzeczoną, zamknął się wewnątrz pokoju oraz długo nie otwierał. To uczyniłbym najchętniej, gdybym mógł … - powiedział dobitnie, bo zaczynało go wnerwiać pitolenie.
Charlie zarumieniła się po uszy, a wampirzyca tylko potarmosiła jej włosy. Bardziej przypominało to pocieszania dziecka, niż coś co mogłoby łączyć kochanki.
- Skoro widzisz, że trzeba spiąć poślady to czemu przejmujesz się takimi głupotami jak jedno czy dwa kłamstwa. Codziennie kłamiemy dużo więcej by ludzie o nas nie wiedzieli. Popieramy ten pomysł i robimy wszystko by ci pomóc. Peel, Boyle ich ludzie krążą po okolicy nadzorując wszystko co tu się dzieje. Po prostu… - Florence zamyśliła się. - ech… to nie pierwszy i nie ostatni kataklizm który musimy jakoś przetrwać. Wszyscy staramy się jakoś egzystować mimo to.
- Florence, moja piękna Florence, słowem kluczem jest “przetrwanie”. Przy Tarquinie byłabyś albo sługą, albo zginęłabyś. Prędzej to drugie, bowiem jako posłuszną sługę to ja ciebie nie widzę. Myślę właśnie, iż to jest różnica: ty widzisz kolejny kataklizm, tymczasem moim zdaniem to jest coś dla Londynu znacznie więcej.
Wampirzyca machnęła ręką, przerywając mu.
- Kilkadziesiąt lat temu mieliśmy tu nalot łowców, spłonął prawie cały Londyn. Nie lekceważę Tarquina i uwierz mi zrobię wszystko by się do mnie nie zbliżył. Dlatego między innymi jestem tutaj, obok jednego z najlepszych łowców wampirów. - Florence skinęła głową w kierunku rezydencji. - Myślisz czemu Peel wezwał akurat Boyla? To pocieszna istota, ale wolałabym nie być z nią sam na sam, bo jeszcze by się okazało, że jestem na jakiejś liście. Robimy co w naszej mocy, Henry. Tylko różnica jest taka, że my nie bawimy się w sentymenty. Może.. niestety. Żadna z nas ani ja, ani Anna nie czuje potrzeby zapewniania Jessie dobrego nastroju. Jest ci wierna, równie wierna co Charlie. Tyle że twoja narzeczona robi to z wyboru, a tamtej zrobiliśmy lekkie pranie głowy.
- Florence, nie uważaj mnie za idiotę. Jeśli patrzę na Jessie, której nawet nie znałem oraz o której doskonale pamiętam, to dlatego, że doskonale wiem, ile jest dla nas warta. Przeciwnie do ciebie uważam, że dobre traktowanie wzmacnia wierność, bowiem dodaje jej uczucia, sztucznego czy nie. To może sentyment, jednak bardzo skuteczny. Przynajmniej moim zdaniem. Natomiast owi łowcy. Doskonale, że to podałaś. Łowcy byli, zrobili masakrę, później poszli. Tarquin przyszedł, zrobił masakrę, jednak nie planuje odejść.
- Nie odeszli. Wymordowaliśmy ich co do sztuki.
- Super, właśnie to planujemy zrobić Tarquinowi.
- A jednak nam nie ufasz.
- Florence uśmiechnęła się. - Odpowiadając na twoje pytanie. Charlie tu wyszła bo było jej przykro i nie chciała ci przeszkadzać.
- Florence.. Daj spokój.
- Ghulica strąciła dłoń wampirzycy ze swojej głowy.
- A teraz idę po tą kieckę. Jeśli pozwolisz.
- Dziękuję, a gdybym ci nie ufał, to wierz mi, byłbym już w drodze do Ameryki. To tak pro forma. Florence, jestem rycerzem, zawsze najpierw rycerzem, wampirem przy okazji … dopóki wytrzymam, tak właśnie będzie, choć powiedziano mi już, że jestem kompletnie nieprzystosowany. Charlie
- położył dłoń na jej ramieniu - przepraszam, że sprawiłem ci przykrość. Wierz mi, nigdy nie uczyniłbym tego świadomie, choć teraz muszę cię poprosić o jeszcze jedno przy Jessie, czy wiesz, gdzie jest biblioteka? Boyle ewentualnie może ma jakieś książki arturiańskie, które ukażą Jessie Tarquina jako okropnego drania.
Florence ruszyła w kierunku rezydencji. Charlie odprowadziła ją wzrokiem i wzięła głębszy oddech.
- Po prostu przy mnie nigdy nie będziesz taki jak przy niej przy tym ugryzieniu. - Spojrzała na niego, ale w spojrzeniu tym nie było śladu żalu. - Nie ma czegoś takiego jak książki arturiańskie, a raczej… gdy tak mówisz to jakby były jakieś zapiski z twoich czasów. Nic nie przetrwało, ale mamy spisane legendy. Myślę, że każda rezydencja ma przynajmniej jeden egzemplarz. To nasza literatura narodowa.
- Świetnie, szczerze mówiąc, nie wiedziałem … jednak co do tego pierwszego. Kochanie moje, jeśli okaże się, no wiesz co, poczekamy trochę, ale naprawdę wtedy, kiedy tylko zechcesz, jedno słowo, a zostaniesz przeistoczona. Wprawdzie na takie rzeczy książę musi wyrazić zgodę, jednak nie odmówi mi przecież, jeśli uda się przepędzić Tarquina na tamten świat jakoś. Wtedy przy tobie będę po pierwsze i taki jak zawsze i taki jak przy ugryzieniu, więc doświadczymy wszystkiego - ucałował ją mocno. - Spytajmy wobec tego służbę, pewnie będzie wiedziała, gdzie są takie legendy.
- Nie będzie takiej potrzeby. - Charlie podniosła się z ławki. Teraz dopiero zauważył, że kobieta ściska w dłoni mokrą chusteczkę. Chusteczkę z inicjałami Florence. - Gdy byliśmy tu pierwszego dnia, spędziłam tam trochę czasu. Boyle ma bardzo piękne zbiory. Można zapytać Gehrego czy możemy ją wypożyczyć do domku. Chyba lepiej by książka się zniszczyła niż narażać księcia i resztę na obecność Jessie.
- Tak trzeba … przepraszam cię, jestem zmęczony, po prostu zmęczony … - wyglądał przez chwilę na takiego poszarzałego codzienną szarówką człowieka. Faktycznie czuł się kiepsko wśród takich rozgrywek, później odwracania kota ogonem. - Florence jest OK, wszyscy są OK, chyba tylko poza mną … dobrze, spytajmy Gehrego co do książki, tylko gdzie on jest?
Charlie zasmiała się cichutko.
- Florence zachowuje się zupełnie jakby nie była wampirem. - Ghulica spojrzała na trzymana w dłoni chusteczkę. - Czasami, jest mi aż głupio że nie jestem w stanie odwzajemnić tego co do mnie czuje. - Podniosła wzrok na Gaherisa. - Zdradzę ci sekret. Gehry jest zazwyczaj albo przy wejściu do pomieszczeń dla służby, albo w kuchni. - Pochyliła się delikatnie. - Podkochuje się w jednej z kucharek. - Wyprostowała się i chwyciła Gaherisa pod ramię. - A jak go tam nie ma to wystarczy chwilę poczekać i pewnie zaraz się zjawi.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-05-2018, 16:02   #118
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ruszyli dyskutując.
- Aaa, przez żołądek do serca. Średnio pasuje to do wampirów, ale pomimo tego, lubię spróbować nieco wina oraz herbaty. Czuję się lepiej, bardziej normalnie, hm, ale Gehry … hoho właściwie cieszę się, im więcej osób się kocha, tym lepiej. Dlatego właśnie nie zgadzam się z Florence, że wystarczy tylko wymuszona wierność. Tamtego zaś sukinsyna - wygiął palce tak, aż zatrzeszczały kości. - Dobrze, wybacz, zmieńmy temat na lepszy, przyjemniejszy, właściwie sam umiem nieźle gotować - powiedział nagle. - Wprawie mój młodszy brat, Gareth, nazywany Rycerzem Kuchni, był najlepszym, jednak nauczyłem się trochę, jednak wiesz, obecnie nie robi się potraw typu pasztet z prawdziwego dzika.
- Robi się, tylko mało kogo na nie stać
. - Charlie wprowadziła ich do pałacu przez boczne drzwi. W nozdrza wampira uderzył zapach przygotowywanych dań. Mimo iż w pałacu głównymi gośćmi są wampiry, towarzyszące im ghule potrzebują jeść. Kobieta poprowadziła ich obok kuchni zaglądając z zaciekawieniem do pomieszczenia. - Jest.
Majordomus pomagał z jakimś ciężkim garnkiem jakieś uroczo zaokrąglonej kobiecie.
- Dzień dobry ponownie - zwrócił się do Gehrego uśmiechając się do niego oraz do napotkanej kobiety - oraz dzień dobry pani. Przepraszam, potrzebujemy informacji. Chcielibyśmy pożyczyć książkę. Szanowny lord pewnie ma dzieło dotyczące króla Artura oraz Rycerzy Okrągłego Stołu? Czegoś właśnie takiego poszukujemy.
- Tak nawet kilka egzemplarzy
. - Gehry był wyraźnie zmieszany sytuacją w której został przyłapany. Mimo to ostrożnie pomógł odstawić sporej wielkości gar. Spojrzał na Charlottę. - Jest jeden dosyć nowy wydruk. Jeśli chcielibyście wynieść coś z biblioteki, proponuję ten konkretny.
- Dobrze. To chyba sobie poradzę
. - Ghulica uśmiechnęła się do majordomusa, a ten zmieszał się jeszcze bardziej. Wampir czuł, że uwaga wszystkich kobiet w pomieszczeniu była skupiona na nim. Do kuchni zaglądały nawet jakieś ciekawskie pokojówki.
- Wobec tego dziękujemy za pomoc. Charlotta wie, przeto nie będziemy przeszkadzać państwu podczas pracy. Miłego wieczoru - ruszył nie starając się powiększać zamieszania. Gehry miał wszak prawo do swoich uczuć, jego ukochana także, przeto życzył wszystkiego dobrego. Zresztą wszystkim, nawet Jessie, tylko Tarquina jakby dorwał …

Charlie zaprowadziła wampira do biblioteki znajdującej się na piętrze. Pomieszczenie w większości wypełniały półki z książkami. Na środku stało kilka globusów, foteli, oraz sporej wielkości biurko.


Ghulica przeszła się wzdłuż półek i bez trudu odnalazła poszukiwaną książkę. Podała wampirowi oprawioną w skórzaną okładkę powieść.
- To najnowsze wydanie jakie ma Boyle.
- Świetnie to wygląda, ciekawe, czy bywa użytkowana, czy tylko wygląda
? - rozejrzał się po pokoju Gaheris. Oczywiście spojrzał także na książkę, czy było tam coś na temat Tarquina. Przekartkował strony, rzeczywiście, wśród bandytów typu Breuse sans Pitie, czy inni podobni, był również sir Tarquin pokazany jako przykład drania, łajdaka oraz ogólnie sukinsyna. - Miejmy nadzieję, iż przekona Jessie, wszak nie mogliśmy sperparować tego.
- Raczej tak. Powinna wiedzieć, że takie książki wykonuje się na zamówienie.
- Charlie rozejrzała się po bibliotece. - Nigdy nie widziałam tu Boyla, ale parę razy spotkałam tu jego ghuli. Nawet gdy nie się nie chce czytać, to dobre miejsce by odpocząć.
- Obecnie gospodarz jest zajęty, rozumiem to. Pamiętasz, wspominał, że poprzednio był tutaj trzydzieści lat temu bodaj. Ciekawe, czy są jakieś nowsze wydania. Jeśli tak, oznacza to, że służba albo na jego polecenie, albo sama uzupełnia księgozbiory, ale też znaczy, że raczej te pozycje nie są specjalnie istotne do Boyla, skoro go tutaj po prostu nie ma
- wampir przeglądnął kilka pozycji wyglądających na najnowsze sprawdzając daty wydania ich.
Niektóre książki znajdujące się w bibliotece miały zaledwie kilka lat. Więc na pewno były zakupywane pod nieobecność gospodarza.
- Jakby nie patrzeć jest to w większości literatura dostępna każdej bardziej zamożnej osobie. Za pewne Boyle większość z tego już przeczytał. - Mimo swych słów, Charlie przyglądała się temu miejscu z podziwem.

Gdy wrócili do Jessie czekał już na nich jeden ze służących by przekazać im, że domek stajennych został już uprzątnięty i z przyjemnością pokaże im drogę. W celi czekały już na nie wszystkie wampirzyce. Jessie miała na sobie nową suknię. Chyba najskromniejszą jaką udało się odnaleźć Florence w swojej garderobie, bo nawet nie specjalnie odsłaniała piersi ventrue, która… grała w klasy z Anną.

Starsza Torreadorów siedziała na jednym z krzeseł zrezygnowana.
- Nawet nie pytajcie. - Pokręciła głową, a z ust Anny wyrwał się radosny okrzyk.
- Znów wygrałam!
- W to coś, co to właściwie jest
? - otworzył usta wręcz kompletnie zaskoczony. - Eee … dobra. Lady Jessie, mam coś dla ciebie, do przeczytania tylko, bowiem to ze zbiorów naszego gospodarza - podał jej książkę polecaną przez kompetentnego majordoma.

Wampirzyca przerwała zabawę, przez co Anna zrobiła naburmuszoną minę.
- Wszystko psujesz. - Usiadła na drugim krześle i zaczęła machać nogami.
- Dużo tu… - Ventrue powoli kartkowała strony. - Część rzeczy kojarzę, ale… chyba chciałabym to na spokojnie przeczytać.
- Na zewnątrz czeka na nas służący
. - Charlie starała się mówić przyjaźnie choć wyraźnie przychodziło jej to z trudem. - Zaprowadzi nas do miejsca, które będzie waszym leżem tej nocy. Mamy jeszcze chwilę byś mogła to poczytać.
- Przepraszam cię, obiecuję, że kiedy się trochę uspokoi sam zagram z tobą, jeśli mnie nauczysz, co mam robić. Rycerskie słowo. Oraz oczywiście gratuluję wygranej
- skłonił się oficjalnie przed Malkavianką oraz ucałował dworsko jej maleńką rączkę. - Tak jak mówiła Charlotta, chodźmy - zwrócił się do Ventrue. - Lady Jessie, tak jak mówisz, spokojnie to przeczytaj oraz wiesz … - nie wiedział jak to ująć. Pragnął jednak zabezpieczyć trochę narzeczoną przed nieprzemyślanymi, ewentualnymi działaniami Jessie. Ponadto chyba kobieta już na tyle oprzytomniała, że mógł jej coś rzeczywistego powiedzieć. - Prawdziwy Ventrue to znaczy honorowy Ventrue. Prawda? - spojrzał na swoją “podwładną”. - Masz gigantyczny dług honorowy wobec Charlie - mówił bardzo poważnie oraz naprawdę szczerze. -. Bowiem pomimo wszystkiego wcześniejszego, to ona poprosiła pierwsza, żebym wziął cię pod swoją opiekę. Bez jej dobroci oraz nalegania, że nikt nie zasługuje na takie coś, co zostało postanowione, wszyscy obawiali się wziąć ciebie pod swoje skrzydła. Przemogła to właśnie Charlotta, ja zaś zaufałem twojemu honorowi, uwierzyłem bowiem, że mnie nie zawiedziesz - przerwał na chwilkę dając jej czas na przemyślenie. Nie spodziewał się odpowiedzi, ale raczej, żeby dotarło do niej, co się właściwie stało.
Jessie przyjrzała się ghulicy. Widać było, że wyraźnie nie jest przekonana do koncepcji, że nieśmiertelny może mieć jakikolwiek dług wobec człowieka, a tym bardziej honorowy. Mina Anny także mówiła sporo o tym co sądzi o honorowości Jessie, ale postanowiła się najwyraźniej nie odzywać.
- Jeśli tak uważasz. - Vantrue spojrzała na Gaherisa i dopiero wtedy uśmiechnęła się. Widać było, że cokolwiek połączyło ją z wampirem nie miało nic wspólnego z relacjami z jego podwładnymi. Jej słowa wynikały co najwyżej z zaufania jakie udało im się zbudować tej nocy. Chwilę przyglądała się torreadorowi z uśmiechem, wyraźnie ciesząc się tym widokiem, po czym spojrzała znów na stojącą obok ghulicę. Charlie aż przełknęła ślinkę, wyraźnie zaniepokojona. - Dziękuję.

Po tym jak pożegnali się z Anną i Florence służący poprowadził ich w głąb ogrodu. Minęli stajnie i schodząc z niewielkiej górki dostrzegli już swój cel. Uwadze Gaherisa nie umknęło, że w okolicy kręciło się kilku ludzi z ochrony Boyla i Peela.


- Na piętrze są sypialnie. Okiennice zostały zabite na głucho by nie było ryzyka, że światło dostanie się do wnętrza. - Chłopak otworzył drewniane drzwi. Gdy minęli obszerny przedsionek, w którym znajdowały się nadal miejsca na uprzęże i siodła, okazało się, że na dole były dwie izby, spora kuchnia z jadalnią i niewielki salon.
- Dziękujemy, wygląda tajemniczo - rzeczywiście domek stajennego nie był może genialny, może nie przypominał pałacu, ale miał klimat. Wszyscy, którzy potrafili chwilę sięgnąć do swojej wyobraźni, mogli dostrzec jego potencjał. Wydawał się jakiś specjalny, jakby miał do opowiedzenia historię. Wnętrze zaś też wyglądało super. Siodła przede wszystkim, jednak podobnie inne części końskich rzędów mówiły na temat przeszłości miejsca.
- Obejrzmy całość i izby dolne i sypialnie górne. Przyznam się, że jestem pod wrażeniem tego świetnego domu - mówiąc oraz idąc starał się traktować non stop Jessie sympatycznie, jednak bez jakichkolwiek podtekstów.
- Wobec tego zostawiam państwo tutaj. Panno Ashmore, gdyby cokolwiek było potrzebne
. - Chłopak skłonił się lekko ghulicy.
- Tak, wiem gdzie się zgłosić. - Charlie uśmiechnęła się, przez co na twarz służącego wypłynął rumieniec. Szybko zwinął się i ruszył w kierunku pałacu. Piękna Charlie jak widać wywoływała reakcje u młodych chłopaków niczym prawdziwa gwiazda. Wcale nie było to dziwne, wszak podobnie wpływała na niego samego identycznie.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-05-2018, 20:07   #119
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wszystkie pomieszczenia były urządzone skromnie, ale wysprzątane. W wazonach umieszczono świeże kwiaty. W saloniku była nawet komódka na której stało teraz wino, jakieś owoce i karafka z gęstym czerwonym płynem. Na piętrze były dwie sypialnie i łazienka. Drzwi wszystkich pomieszczeń wychodziły na niewielki korytarzyk, prowadzący do schodów na parter. Teraz stały tu dwa małżeńskie łoża, ale pewnie gdyby umieścić tu mniejsze łóżka, spać tu mogło nawet 6 stajennych.
- Całkiem ładnie - przyznał wampir - oraz czysto. Boyle miał rację, wszystko jest przygotowane. Jessie, weź tą sypialnię i spokojnie poczytaj sobie, przemyśl wszystko. Jak wspomniałem, przy wszystkim obiecuję ci, że nigdy nie użyję na tobie jakiejś rzeczy niegodnej. Jestem rycerzem,rycerze zaś takich rzeczy nie robią. Krew jest chyba na dole. Najważniejsza sprawa. Gdybyś otrzymała wezwanie, natychmiast poinformuj. Nie staraj się temu jakoś sprzeciwiać, po prostu, podejdź oraz poinformuj mnie.
Wampirzyca przytaknęła ruchem głowy.
- Postaram się. - Zacisnęła dłonie mocniej na wypożyczonej książce.
Charlie w tym czasie podeszła do barku i nalała sobie nieco wina. Nadal była wyraźnie zaniepokojona obecnością ventrue, ale z całych sił nie dawała po sobie tego poznać.
- Nalej także mi, proszę - zwrócił się do niej wampir.
Ghulica wypełniła kielich vitae i podała go wampirowi.
Gaheris najchętniej wziąłby Charlottę na spacer. Wiadomo wszak jednak, iż musieli przebywać przy niej, żeby odebrać w razie czego sygnał wezwania. Oczywiście przynajmniej plusem były prywatne pokoje. Wypił przeto kielich, umył go, później zaproponował.
- Cóż, lady Jessie czyta, my zaś chodźmy do nas – zaproponował pięknej Charlotcie.
Ghulica chwyciła wampira pod ramię i dała się zaprowadzić do sypialni.
- Boję się. - Odezwała się szeptem by tylko wampir mógł ją usłyszeć. - Jeśli nawet da nam znać, jeśli go znajdziemy… to jak go pokonamy?
- Pojęcia nie mam. Właściwie liczę na to, że to nie tylko my ruszymy, ale także parę innych silnych członków rodziny. Na spółę może się uda. Inaczej nie wiem, wszak może być tam czarodziej oraz spora grupa pomocników tamtego. Ponadto zakładam zaskoczenie, raczej nie będzie się spodziewał tego, że nadchodzimy. Jakby bowiem nie było, problemem stanowczo była jego pewność siebie.

Charlie usiadła na łóżku. Wyglądało jakby ktoś przeniósł je tu z rezydencji, bo jego bogactwo nie do końca odpowiadało warunkom panującym w domku.
- Mam nadzieję, że wezwie ją póki jesteśmy tutaj. - Podniosła strapiony wzrok na wampira. - Bo może być problem by ktoś pojechał z nami gdy już przeniesiemy się z powrotem do Londynu.
- Owszem jednak zakładam, że książę oraz inni to nie idioci, ale rozsądne wampiry. Florence może sobie gadać, co chce, ale liczę, iż doszło do niej, że Tarquin to nie jest banda łowców, tylko ktoś dysponujący wielką siłą. Inni pewnie również. Dlatego przypuszczam, że po pierwsze dostaniemy asystę, po wtóre otrzymamy jakąś możność zawiadomienia, po trzecie zaś, pewnie inni także liczą na to, że przyjdzie ono podczas naszego pobytu tutaj. Przy okazji, chciałbym z innej beczki. Myślałem o sześciu drużbach oraz sześciu druhnach, masz pojęcia, kto to mógłby być? Nie znam tutaj zbyt wiele osób. Ponadto kto poprowadziłby ciebie do ołtarza?
- powiedział pytająco. Widać przejmował się tym nie mniej niźli kwestią poruszaną przed momentem przez piękną Charlottę.
Ghulica wydawała się być przez chwilę zbita z tropu, w końcu jednak uśmiechnęła się. Teraz już szczerze i ciepło.
- Obawiam się, że nie ma osoby, która mogłaby by mnie zaprowadzić do ołtarza. - Poklepała miejsce obok siebie, zachęcając wampira by usiadł. - Sześć druhen i drużbów? Myślałeś już o kimś konkretnym?
- Właśnie niespecjalnie znam kogokolwiek, oprócz oczywiście wampirów. Wyobraziłem sobie pannę Dosett jako druhnę. Poza tym Rebecca i Florence? Anna pewnie byłaby szczęśliwa trzymając treny. Nie wiem, czy książę miałby ochotę poprowadzić cię. Oczywiście to zaszczytna funkcja, ale pojęcia nie mam, czy nie miałby jakichś obiekcji. Ponadto jako drużby dwóch Robertów: Boyle oraz syn naszej malkawiańskiej przyjaciółki. Ale trochę dziwne byłoby wyłącznie towarzystwo wampirze. Tylko kto jeszcze? Baring, żeby go bardziej przekonać do pracy nad bankiem oraz żeby przekonać, jakich elitarnych znajomych posiadasz? Tutaj właśnie mam kłopot. Aha, pomyślałem, że można zaprosić na bal weselny panią Sinett, tą która była taka niemiła. Niechaj także pogrzeje się w blasku sławnych osób.
- Myślałam o Meggie ale pewnie się nie zgodzi gdy wokół będzie tyle arystokracji, podobnie Dosett.
- Pokręciła głową. - Pewnie mogłabym poprosić znajome guwernantki, one uwielbiają towarzystwo lordów. Ale wiesz… interesy interesami, ale niech tam będą chociaż osoby nam życzliwe, szczególnie wśród świadków… ja… pewnie będę się czuła wtedy pewniej.
- Wobec tego, właściwie co począć, skoro się nie zgodzą one?
- Poproszę kogoś innego. Czemu chcesz mieć aż 6 świadków?
- Bowiem moja narzeczona zasługuje na iście królewski ślub.

Charlie rzuciła mu się na szyję i objęła go mocno.
- Coś wymyślę, z tymi druhnami. - Ucałowała go. Oczywiście oddał pocałunek mocno przytulając.
- Wobec tego postarajmy się pomyśleć, ewentualnie może ktoś mógłby wesprzeć nas radą, bowiem chciałbym mieć swoją ukochaną na ślubnym kobiercu iście prawdziwie pięknym.
- Może to dziwne, ale może Florence mogłaby pomóc. Podobno oprócz burdeli prowadzi też szkołę dla dam i wydała już kilka za mąż.
- Spojrzała niepewnie na swego narzeczonego. WIdać było że obawia się rozmów o starszej po ostrej wymianie zdań między wampirami.
- Polubiłem Florence, choć ma język niekiedy niczym wyostrzony scyzoryk. Ponadto … nieważne, każdy ma swoje lepsze oraz gorsze kawałki. Kiedy Florence rozmawiała z Rebeccą wcale nie wydała mi się jakąś gorszą damą od tej pięknej przedstawicielki arystokracji Zjednoczonego Królestwa. Przydałoby się ją spytać, ale to chyba dopiero po całym zamieszaniu, choć obawiam się, iż wszyscy będą zajęci odbudową swoich siedzib. Chyba, żeby przekonać, iż będzie to dobry pokaz zjednoczenia sił oraz zwycięstwa. Wampiry uwielbiają pławić się w swojej chwale niczym każda inna osoba.
- Cóż, my też przez chwilę będziemy zajęciu urządzaniem się w nowym miejscu. Już przeraża mnie wizja zapewnienia im wszystkim posiłku…
- Charlie zamyśliła się, jednak nadal mocno przytulała wampira.
- Czy moglibyśmy Rebeccę poprosić o pomoc w organizowaniu? - zaproponował dziewczynie. - Pamiętasz ów bal na występie operowym. Wtedy właśnie, kiedy tak cienko piszczeli na scenie opery. Wydaje się, iż Rebecca to organizowała, bowiem był to chyba taki książęcy poczęstunek. Ona chyba to lubi oraz świetnie się w tym czuje, ucieszyłaby się chyba. Wiesz, my zaś nawet obecnie nie mamy domu. Trzebaby było wszystko zorganizować, zapewnić posiłki etc. Ona wie, jak to robić. Kolejną osobą, która mogłaby pomóc jest syn naszej malkaviańskiej przyjaciółki, Robert oraz jego ukochana Elisabeth. Wprawdzie imię jej pojawiało się wśród tamtych wizji, jednak pewnie do tego czasu zostanie wszystko sprawdzone. Pewnie właściwie już było, tylko natłok wydarzeń sprawiał, iż pamięć Gaherisa sprawiała psikusy.
- Czasem niepokoi mnie to jak bardzo lubisz rozmawiać o wszystkim z Rebeccą.
- Jej rozbawiony głos odrobinę nie pasował do sformułowania. - Czy powinnam być zazdrosna? W sumie to piękna kobieta.
Gaheris jednak potraktował bardzo wnikliwie wypowiedź ukochanej. Usiadł zamyślony. Owszem lubił Rebeccę oraz podobała mu się, miała taką posągową urodę niczym greckie, antyczne rzeźby. Jednak stanowczo było to co innego niżeli przy Charlotcie. Dodatkowo oczywiście dochodził fakt, iż chyba tylko szaleniec spróbowałby poderwać kochankę księcia wampirów Londynu.
- Niestety muszę wyznać, że nie miałem od dawna przyjemności rozmawiać z Rebeccą, ani razem, ani osobno, ani nawet listownie. Ale masz rację, że jest piękna, nie aż tak, jak ty, ale ma swoją urodę. - Charlie zarumieniła się na ten komplement. - Pewnie dlatego między innymi książę Peel pokochał ją. Ale kiedy słyszałem, że jest arystokratką oraz przyjaciółką Jej Królewskiej Mości, to wydaje mi się, że jest osobą odpowiednią do spraw organizacyjnych, do spraw spotkań, sfer wyższych oraz innych tego typu. Czyżbyś uważała inaczej? - wyciągnął dłoń przesuwając delikatnie palce po jej urodziwym obliczu.
- Nie.. - Charlie wydawała się być lekko zmieszana. Oparła jednak twarz na jego dłoni. - Po prostu mam wrażenie, że Rebecca zbyt wiele na siebie bierze. Chce sprostać wymaganiom stawianym jej przez monarchinię, księcia, societę… Nie chciałabym jej dawać dodatkowych obciążeń.
Właściwie chyba nie był przekonany, jednak jeśli tak uważała.
- Dobrze, ewentualnie można poprosić Roberta, wtedy choćby przyjęcie byłoby na terenie Carltona.

Charlie zaśmiała się cicho.
- Chyba nikt nie wpuści kobiet do męskiego klubu. - Charlie usiadła okrakiem na jego kolanach.
- Akurat jeśli pamiętam, Carlton jest dosyć swobodny. Otwarcie odnowionego Carltona wydawało mi się dobrym pomysłem. Jednak jeśli moje propozycje są nieodpowiednie, cóż, niestety nic więcej nie wymyślę, przynajmniej obecnie - cóż, zaproponował dziewczynie pomocników, odrzuciła, zaproponował miejsce, odrzuciła, zaproponował drużbów, odrzuciła. Może słusznie, jednak jeśli tak, niestety nie mógł pomóc, choćby chciał. - Głupek ze mnie - nagle żachnął się - sam mogłem wziąć sobie coś opisującego dzieje panowania króla Artura. Bowiem byłoby miło sprawdzić, co myślą współcześni.
- Twoje propozycje nie są nieodpowiednie!
- Charlie wyraźnie się zmartwiła takim podejściem wampira. - Po prostu chciałam z tobą podyskutować, a ty od razu rezygnujesz ze swoich pomysłów. - Przeczesała jego włosy wyraźnie zmartwiona i wstała z jego kolan. Pomału zaczęła przygotowywać się do snu. - Wyraziłam tylko swoje obawy.
- Przepraszam Charlie, kocham cię, ale jednak rezygnuję, ponieważ jeśli do każdej propozycji wnosi się obiekcje, to jest bardzo wyraźne wskazanie, iż moje wybory nie są trafne. Przyznaję, że mogę się z tym zgodzić, ponieważ ani nie mam znajomości obecnej rzeczywistości, ani pewnie nie potrafię dostrzegać pewnych subtelności. Jestem prostym rycerzem, usiłowałem wnieść coś, jednak widocznie nietrafnie. Dlatego faktycznie, lepiej się skupię nad swoją robotą
- uznał konkretnym głosem. Może trochę rycerska duma zagrała przy takim podejściu, no ale nikt nie lubi, kiedy natychmiast przy zgłaszaniu czegokolwiek partner uważa, że jest coś złego. Późniejsze wycofywanie się oraz gadanie typu “tylko wyrażałam obawy” przepraszam, ale niewiele pomaga. Jeśli propozycje danej osoby są złe, trudno, niechaj wymyśla ta druga. Na pewno nie będzie dostawała tylu opozycyjnych uwag. Ułożył się na łóżku ubrany. Nie planował niczego ściągać, gdyby musiał się szybko zerwać.
Charlie także nie rozebrała się do końca. Pozwoliła sobie jedynie na zdjęcie ciężkiej i raczej niewygodnej sukni, po czym ułożyła się obok niego.
- Wydawało mi się, że chcesz mieć żoną, z którą można porozmawiać, a nie taką która na wszystko się zgodzi. - Przymknęła oczy, jednak czuł że jest spięta i że szybko nie zaśnie, nawet mimo zmęczenia.
Przytkało chyba chwilę leżącego wampira. Widać było, iż stara się nad sobą zapanować.
- Przepraszam cię – udało mu się wreszcie powiedzieć, jednak później poszło łatwiej. - Kocham cię oraz bardzo cenię twoje zdanie. Jakby nie było, właśnie ono zdecydowało choćby, że poręczyłem za wiesz kogo. Oraz nie chcę się kłócić, choć może średnio wychodzi – starał się opanować, choć po takiej uwadze kobiety miał ochotę bardzo się odgryźć. Gryzł wargi, żeby nie odpowiedzieć podobnie wredną uwagą. Bowiem oczywistą rzeczą było, iż analizowali wiele rzeczy wspólnie, dyskutowali, ale na polu ślubu nie przyjęła dokładnie żadnych jego propozycji. Przeciąganie tego ogólnie, że “nie chce dyskutować” było zwyczajnie nieprawdziwe. Jednak przy kłótniach nieczęsto używa się argumentów prawdziwych, tylko takich, które uderzą inną osobę. Żadna propozycja jego dotycząca ślubu nie była wszak skomentowana typu: „hm, dobrze, ale może dodajmy coś do tego, albo zmieńmy tutaj” … Ciągle było po prostu „nie”. Więc w tej sprawie stwierdził, iż zaiste trudno niewiele mógł zrobić. Charlotta zaś postanowiła zagrać wyżej oraz podnieść konflikt na wyższy poziom uderzając w ich związek bardzo mocno. - Potrzebujemy chyba chwili na uspokojenie. Będę na dole – podniósł się z łóżka ruszając. Chyba najważniejszą cechą każdej pary jest nie to, jak jest fajnie, kiedy jest fajnie, tylko to, czy potrafią przezwyciężać spory. Wtedy warto zaś sobie dać moment, żeby zwyczajnie się uspokoić nieco.
- Tylko nie siedź tam za długo, świt się zbliża. - Otworzyła oczy i pojawiła się w nich szczera troska. Szybko jednak zamknęła je z powrotem. Zagarnęła poduszkę i wtuliła się w nią.
- Tak dziękuję zaraz wrócę, na pewno przed świtem - chciał dodać jeszcze coś typu: “prześpij się spokojnie”, ale chyba nie byłoby to akurat dobre. Podobnie jak pocałunki. Tak czy siak dziwne trochę, ale kiedy odezwała się czulej, natychmiast odechciało mu się wszelkich sporów. Ogólnie jednak chwili spokoju potrzebował tak czy siak. Dlatego wyszedł na dół oraz zaczął przez okno oglądać gwiazdy.

Miał piękny widok. Światła rezydencji nie docierały tutaj i gwiazdy lśniły w pełnej krasie. W cieniach drzew dostrzegł ludzi Boyla i Peela, uważnie obserwujących dom. Gdy przechodził obok pokoju Jessie panowała tam zupełna cisza, ale istniała spora szansa, że wampirzyca już zapadła w dzienny sen. Jednak lepiej było sprawdzić, dlatego właśnie ruszył potem, stanął przed drzwiami wampirzycy. Posłuchał chwilę. Kiedy nie było jakiegokolwiek szmeru, choćby przesuwanych kartek, cichutko zapukał, po czym lekko uchylił drzwi sprawdzając, czy tamta spokojnie leży. Później planował powrócić oraz też się położyć, jeśli tylko chciało mu się spać.
Wampirzyca leżała przykryta kołdrą, widać było że zapadła już w sen. Gaheris nie czuł jeszcze zmęczenia, ale prawdą było że od jakiegoś czasu kładł się później niż większość wampirów, a wstawał wcześniej. Jednak tak czy siak lepiej było się ułożyć, żeby nie upaść gdzieś tam, gdzie mogło pojawi się słoneczko. Przymknął drzwi tamtej oraz ruszył do siebie, znaczy siebie … właściwie do miejsca wyznaczonego przez gospodarza posiadłości. Otworzył pokój oraz ruszył położyć się. Planował zdjąć tylko buty. Spojrzał jednak, czy dziewczyna spała. Straszliwie głupia właściwie sytuacja wyszła. Charlie leżała z zamkniętymi oczami ale po pierwsze był pewny, że nie śpi, po drugie na pewno płakała.

- Przepraszam - powiedział kładąc się. Bez względu na przekonanie o własnych najwspanialszych racjach czasami po prostu lepiej ustąpić. Bowiem niekiedy własne racje okazują się potem już nie takie najwspanialsze, ponadto takie sytuacje są najgłupsze, kiedy właściwie sytuacja wyrywa się spod kontroli jakiej. Pocałował czubek jej głosy oraz ułożył się ażeby mieć swoją dzienną drzemkę.
- Ja też przepraszam. - Odezwała się bardzo cicho i wtuliła w wampira.
- Przyjęte - potwierdził. Warto sobie dać chwilę odetchnięcia, aby nerwy nie powodowały, że zapomina się tego, co jest najważniejsze absolutnie. - Miłego dnia, moja kochana damo - ułożył się spokojnie także obejmując dziewczynę dłonią.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-05-2018, 09:57   #120
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
30 maja 1853



Obudził się jak zwykle tuż przed zmrokiem, gdy słońce powoli chowało się za horyzontem. Charlie nie było w łóżku, lecz tak jak poprzedniej nocy siedziała nieopodal czekając aż jej narzeczony wstanie. Była zmęczona, a cienie pod oczami wskazywały na to, że niewiele spała.
- Witaj kochana - wstał, albo raczej usiadł na łóżku rozglądając się wokoło. Zaczynał się trochę martwić. Charlotta nie sypiała ani za dnia, ani nocą. Musiała być mocno zmęczona. - Jak minął dzień?
- Owocnie
. - Mimo zmęczenia wstała ze swego miejsca by jak co noc przynieść mu kielich wypełniony krwią. - Spotkałam się z człowiekiem Florence. Pomoże mi znaleźć odpowiednią rezydencję. Dziś już byłam w dwóch i zapowiadają się ciekawie.
- Robisz olbrzymią pracę. Opowiedz mi proszę o tych rezydencjach
- naprawdę widać było ciekawość wampira. - Planujesz wynająć, kupić raczej - dopytywał się. - Oraz Charlie, jak się czujesz - wyskoczył z łóżka, żeby samemu sięgnąć po kielich. - Siedź proszę, sam się obsłużę. Po prostu opowiadaj …
- Obie były piękne, raczej niewielkie domy, mniejsze od tego, który zamieszkuje Florence, ale mają ogrody co w Londynie jest raczej rzadko spotykane. Tyle że jedna jest po drugiej stronie Tamizy co mi nie odpowiada. Wolałabym byśmy mieszkali bliżej banku. Jutro ma mi jeszcze zaproponować
. - Charlie opadła na fotel przyjmując jego miękkość w wyraźną ulgą. - Myślę, że gdy wstępnie wybiorę z trzy domy, przejedziemy się i wspólnie je obejrzymy, chciałabym byś czuł się dobrze u siebie. - Ghulica przetarła oczy. - Planuję nabyć dom by dokonać wszystkich niezbędnych przeróbek byś mógł spokojnie tam mieszkać i byśmy mogli ewentualnie gościć kogoś z rodziny.
- Byłoby świetnie
- przyznał. - Charlie, widzę, że jesteś zmęczona, chciałabyś może napić się trochę, no wiesz, krwi? Niewiele więcej mogę zrobić, co najwyżej poprosić, byś się położyła oraz przespała. Bardzo się cieszę, kiedy witam cię wieczorem. Jednak chciałbym, żebyś nieco wypoczęła. Ile śpisz, pewnie niewiele.
- Dziś był ciężki dzień
. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Zależało mi by obejrzeć jak najwięcej, a miałam kilka zaległości w banku. Musiałam zamówić jakieś stroje dla nas, panny Dossett i Sally. Byłam na przymiarkach sukni, bo i tak szycie potrwa zbyt długo. Chciałam odrobinę pomóc Gehremu… - Zamyśliła się wpatrując się w wampira. - chyba nie spałam w ogóle, ale tak z przyjemnością się napiję.
- Wobec tego smacznego
- jak zwykle ukłuł kłem nadgarstek oraz podał jej. Charlie delikatnie ujęła jego rękę i przywarła do zranienia ustami. Prawdą było, że dawno nie karmił jej w ten sposób. Karmili się podczas pocałunków, Charlie spijała go podczas ich zabaw… Ghulica przywarła mocniej do nadgarstka mężczyzny, całując przy okazji jego skórę.
- Jeśli jest możliwe, połóż się proszę. Spróbuj przysnąć choć chwilkę. Jeśli nasza Ventrue nie próbuje uciekać, także nie planuję się ruszać specjalnie. Posiedzę przy tobie.
Charlie niechętnie oderwała się od nadgarstka całując go delikatnie.
- A co jeśli będzie chciała uciec. - Przyłożyła policzek do dłoni wampira, przymykając przy tym oczy.
- Jeśli będzie chciała uciec, zostanie zakołkowana, albo ubita. Jeśli jednak zostanie wezwana, ale uprzedzi nas, ruszę za nią wraz z osobami, które także na to się zdecydują. Pewnie będzie to decyzja księcia.
- Chcę iść z tobą
. - W głosie ghulicy pojawiła się determinacja. - Jeśli masz czuwać, chcę czuwać z tobą.
Skinął.
- Rozumiem. Także nigdy bym cię nie zostawił i przyznam, że cieszę się mając ciebie obok siebie. Jednak póki co musimy czekać. Połóż się trochę, kochanie moje piękne. Naprawdę. Wprawdzie krew powinna wzmocnić, jednak sen także się przydaje, jeśli możesz tylko przysnąć. Obiecuję, że zostaniesz obudzona. Chyba, że nie możesz usnąć, to przynajmniej poleżmy sobie trochę. Hm, fakt - przypomniał sobie - przygotowali coś, jakąś krew dla naszej Ventrue? Kurcze wiesz - przyznał się - denerwuje mnie bardzo kwestia Tarquina, ciągle myślę, czy nie przeoczyliśmy jakiegokolwiek szczegółu.

Seksowna ghulica po dłuższej chwili wahania podniosła się i ostrożnie ułożyła na łóżku w sukni. Nie przymknęła jednak oczu póki wampir nie znalazł się obok.
- Przyniosłam także kielich dla Jessie, zostawiłam go jej na stoliku nocnym. Książe zdradził jakiej diety przestrzega Jessie. - Zerknęła na leżącego obok wampira. - Czemu masz taką obawę, coś cię zaniepokoiło?
- Sama wiesz, jaką mam władzę nad ludźmi, których chcę przekonać. Łajdak jednak ma dużo więcej doświadczenia. Chcę go dorwać oraz zjeść jego serce na surowo
- zacisnął pięści. Pomści krzywdę Charlotty!!! - Oczywiście nie dosłownie, ale obawiam się, czy będę nawet mógł go drasnąć. Ma po swojej stronie maga oraz innych. Jeśli będzie przygotowany, leżymy kompletnie. Czuję się, jakbym stał przed ścianą oraz miał zdecydować, jak ją przeskoczyć, tylko nie wiem, jak jest choćby wysoka.
- Pewnie byłoby bezpieczniej pozbyć się najpierw tego maga. Jak już sprawdziliśmy jest to wykonalne, a Tarquin miałby mniejsze wsparcie.
- Masz rację. Jednak nie wiemy, jak go znaleźć. Boyle powiada, że magik musi przebywać wewnątrz miasta. Jednak obecnie nie potrafi go odnaleźć. Pewnie więc można powiedzieć tyle, kiedy dostrzeżesz magika, strzelaj ostro. Nie mam takiego doświadczenia posługując się gwizdkiem
- powiedział niepewnie wiedząc, iż nie jest zbyt wprawny pod względem używania palnego oręża. - Bowiem klingi jeszcze nie oddałem gospodarzowi - ech, wolałby się kochać właśnie, jednak trzeba było naprawdę solidnie czuwać.
- Tak zamierzam zrobić. - Charlie uniosła się na łokciu i pocałowała go. Po wypiciu krwi wyglądała dużo lepiej.
- Jednak pozostają jeszcze wspierające go inne istoty, pewnie ghule, jednak może też wampiry. Jest pradziadkiem naszej Ventrue, znaczy to, że może ma jeszcze jej ojca oraz dziadka, ech, możnaby się jej przy okazji spytać, ale nawet chyba to nie podałoby właściwej odpowiedzi. Mógłby posiadać jakieś inne … - widać było, gubił się myśląc nad tą obłędną ilością ewentualnych kombinacji.
- Obawiam się, że jeśli nie wiedziała gdzie dokładnie przebywa jej pradziadek, to może niewiele wiedzieć. Gdy rozmawialiśmy jakiś czas temu z księciem, odniosłam wrażenie że jej ojca i dziadka nie ma w Londynie, ale… w sumie nie wiedział że Tarquin tu jest. - Charlotta spochmurniała.
- Wobec tego chyba nie pozostaje nam nic, poza czekaniem oraz reagowaniem, jeśli będzie wezwana.
Nie czekali zbyt długo. Charlie drzemała może od pół godziny gdy wampir usłyszał kroki kogoś zbliżającego się do domku. Gdy wyszedł na korytarz okazało się, że z pokoju Jessie dochodzi szelest papieru. Wampirzyca najwyraźniej skupiona była całkowicie na lekturze. Rzut oka przez okno pozwolił też Gaherisowi sprawdzić kto postanowił ich odwiedzić. Do domku szybkim krokiem zmierzał służący, który przyprowadził ich poprzedniego dnia. Wyszedł więc rycerz do niego, nie chcąc przyjmować go w sypialni. Wcześniej jednak ułożył delikatnie Charlottę.
- Panie, lord Boyle wykrył aktywność maga. Starszyzna wyrusza z pościgiem. - Chłopak był zziajany.
- Rozumiem, dziękuję. Poczekaj moment - ruszył do narzeczonej przekazując tą informację właśnie. - Cóż, my musimy poczekać chyba raczej na kolejnego delikwenta. Poleciłem chłopakowi poczekać na wypadek, gdybyśmy ustalili cokolwiek innego.
- Chyba tak
… - Charlie przetarła zaspane oczy. - Tylko… jeśli wezwie Jessie, będziemy musieli udać się z nią sami, bo starsi będą w Londynie.
- Tak też myślałem, przepraszam, obudziłem cię
- poczuł się głupio trochę. Uff, może jeszcze się uda jej zdrzemnąć jeszcze jakoś. Ruszył ponownie do posłańca informując go, iż pozostają tutaj oraz powodzenia podczas łowów.

Chudy chłopak przytaknął i pobiegł z powrotem. Już w domku wampir usłyszał dochodzące z oddali rżenie koni. Gdy wszedł na piętro zobaczył, że ghulica już nie spała, zastał ją stojącą przed drzwiami do sypialni Jessie. Wyraźnie nasłuchiwała co dzieje się w środku. Spojrzał pytająco. Czyżby zaczynała się solidna zabawa.
- Chyba nadal czyta. - Charlie odezwała się szeptem, tak cichym że tylko dzięki swoim zmysłom wampir był w stanie to usłyszeć. Była zaniepokojona. Ba! Nawet miała przy sobie broń.
Cicho było, ale słuch wampirzy bez problemu łapie przewracanie kartek. Skinął przeto zamiast odpowiedzi. Później ruszył do ich pokoju ujmując Charlottę pod ramię bardzo czule. Dopiero tam rzekł.
- Wobec tego czekamy.
- Niepokoi mnie to wszystko
. - Charlie klapnęła na łóżko i skupiła wzrok na suficie. - Ten Tarquin i ten mag… powinni być ostrożniejsi. Toż niedawno co pochwyciliśmy jednego. Spłonął też kościół.
- Całkowita racja, jednak liczę na to, iż wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Może to być pułapka, oczywiście może ...jednak jest to także jakaś szansa. Mag specjalnie się ujawnił, czy też bardziej przypadkiem? Jeśli Boyle jest taki wspaniały, utrzymają rozwagę. Jeśli nie, wolałbym nie myśleć, jakie cuda im grożą tam.
- Czuję się trochę głupio, nie mogąc ich wesprzeć
… - Jej wzrok powędrował w kierunku ściany, która oddzielała ich sypialnie od pokoju Jessie. - Zaraz zwariuje od tego odgłosu kartek, a nie mogę się skupić na niczym innym.
- Możemy poćwiczyć coś, co niewątpliwie się przyda. Mianowicie twoje talenty. Toreadorzy mają trzy takie podstawowe, przynależne nam. Akcelerację potrafiącą wprawić nasze ciała we wspaniała szybkość. Ponadto Nadwrażliwość, która daje możliwość dostrzegania rzeczywistości. Oraz Prezencję, która pozwala wpływać na to, jak nas widzą inni. Wydawało mi się, iż przejawiasz dwa ostatnie talenty dyscyplin. Warto jednak wypróbowywać je oraz dawać szansę sobie na odkrycie Akceleracji. Jeśli chciałabyś, możemy spróbować trenować je wszystkie razem
? - spytał dziewczynę.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172