Ari’Sainen rozejrzał się wokół, zauważając twarze pełne zdziwienia. -
No co? To była jego ulubiona włócznia. – Póżniej dodał, o wiele ciszej –
Wojna zmienia wszystkich, Laurenorze. Bez wyjątku.
Sprawdził czy jego strzały nadają się do powtórnego użycia. Na piwo, nawet marchwiowe, nie miał w deszczu ochoty. Na rozmowy też nie. Przez te dwie godziny wspólnej jazdy do Parravonu zdołał poznać imiona nowych towarzyszy. Tyle mu wystarczyło, nie spodziewał się dłuższej znajomości.
* * *
Miasto, jak każde inne miasto, przytłaczało i dusiło elfa. Kamienne mury, wąskie uliczki, zasłonięte w sporej części niebo… To wszystko nie działało najlepiej na Ari’Sainena przyzwyczajonego do otwartych przestrzeni. Zdał się na
Francois, skoro polecał jadło i napitki serwowane w „Dzikim Winie”, to nie wdawał się w zbędne dyskusje. Miał tylko nadzieję, że obsługa nie wyrzuci przybyłej bandy najemników i awanturników. O dziwo, w stajni znalazło się miejsce dla wszystkich wierzchowców, a w głównej sali złączono dla nich ławy, by mogli usiąść razem.