Po tym jak usiadł było już lepiej. Też po przebudzeniu szybko wracał do siebie. Ciało było słabe, ale przynajmniej płuca przestawały tak palić i mówienie przestawało być katorgą.
Zdławiłw gardle przekleństwo gdy zobaczył bobrze ogony. Znał tę “logikę”... “ma łuski więc ryba”. Gdy ktoś mu to argumentował odpowiadał “ma futro więc zwierzę… więc rybo-zwierzę i jedząc się półgrzeszy”... chłopak zapytał go wtedy, skonsternowany “jak można -półgrzeszyć-”.
- No właśnie - szepnął sam do siebie. Czuł, że jest znacznie bardziej rozdrażniony niż powinien. Może przez ten przytyk dziewczynki co się ciągnie za Franką o starości i umieraniu… ale też gardło go piekło i czuł, że ta potrawka, nawet pomijając wadliwą ideologię pozwalającą łamać post, nie przeszedłby mu przez gardło.
Gdy opat przechodził obok niego złapał go z rękę i przyciągnął by po cichu z nim porozmawiać.
- Bracia, myślę, że zbyt wcześnie dla mnie na takie jedzenie. Ten posiłek wymaga dłuższego żucia które teraz wydaje mi się być ponad moje siły... Mógłbym prosić o trochę chleba? Albo czegoś innego co można łatwo rozmoczyć wodą w ustach.
Słuchał wymiany zdań przy stole z irytacją. Ale spokoju ducha nie burzył ani Jaromir, ani nikt inny jak sam Fyodor. Drażniła go jego niemoc. W próbach sił zawsze wychodził zwycięsko, a teraz zwyczajnie nie miał na to sił. Niemoc go bolała, bo widział, że inkwizycja go potrzebuje. Franka dobrze orientowała się w polityce i dawała radę, jednak wątpił by umiała huknąć gdy trzeba (choć musiał przyznać, że gdy on “huknięcie” wziąłby za jedyną dobrą opcję ona potrafiła uderzyć delikatnie i niebezpośrednio a równie skutecznie. Z drugiej strony Walter potrafił huknąć, ale był wojownikiem, a nie mówcą. Nie wątpił, że potrafiłby rozbić kanonikowi ten próżny łeb, ale niekoniecznie dałby radę PRZEKONAĆ go do wycofania się przed tym… a B’Reznov… potrafił spojrzeniem zmusić do ustąpienia. Tylko nie teraz, bo otępiałe bólem i słabością spojrzenie i głos z pewnością nie miały teraz mocy przebicia.