Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2018, 23:58   #583
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Gustaw z opatrzoną ręką udał się do warsztatu kowala Hansa, gdzie o mało co nie zasugerował, że miejsce dla zhańbionego krasnoluda wybrał Komendant, i że jeszcze za nie zapłaci, ale na szczęście przypomniał sobie, że dokładnie tego Komendant mu zabronił i w ostatniej chwili ugryzł się w język. Udało mu się też skutecznie zminimalizować kwestię złota, choć propozycją tchórzliwego pozostania na tyłach zbliżył się do granicy obrazy. Tu jednak wkroczyła żona kowala, która mniej czuła na punkcie honoru, a bardziej skupiona na dzieciach uwiesiła się na ramieniu męża i przekonała go, żeby i on i dwóch synów zostało w kuźni, bo przecież obcy coś może popsuć, a i na pewno pomocy będzie potrzebował. Wobec przewagi liczebnej Hans skapitulował i zgodził się wypożyczyć warsztat na zaproponowanych warunkach, o ile będzie mógł mieć gościa na oku.

W gildii kupców mimo bardzo późnej pory zdołał zdobyć adres odpowiedniego kupca i złożył mu propozycję zwolnienia bliskich z szeregów obrońców a jego samego z podatku "do momentu stanięcia na nogi", którą kupiec skwapliwie przyjął, szybko układając odpowiedni dokument i natychmiast po uzyskaniu podpisu von Grunnenberga obiecał zająć się dostawami i osobiście dopilnować, by wszystkie niezbędne materiały dotarły do warsztatu.


Leonora jak na akolitkę przystało wspierała rannych słowem i czynem, a jej wysiłki wystarczyły by ranni doczekali wozu wysłanego przez Waldemara. Potem z lżej rannymi udała się do Portu i na Przystań, gdzie ustaliła, że balista jest na Przystani, a most zapalił się od płonącej strzały.


Oleg wszedł do niego po linie spuszczonej z murów. Chodził ze spuszczoną głową, z poczuciem porażki pogłębionym przy fakt, że nikt z Ostatnich po niego nie wyszedł. Brak docenienia wędrowca był tym bardziej przykry, że... ale nie uprzedzajmy faktów.


Bert sprawnie zorganizował kolację i zasłużył tym na szacunek żołnierzy i ochotników nie mniej niż sprawnym dowodzeniem na murach. Miejscy kupcy stanęli na wysokości zadania i dostarczyli beczkę wina i kolejną z piwem. Dostatek wody znalazł w studniach i w rzece. Niestety, ani prośbą ani groźbą niziołek nie był w stanie wydębić od nich oleju - po prostu go nie mieli. Podobno jakieś zapasy mógł mieć niejaki Diuk. Powodując masę protestów zarekwirował masę artykułów gospodarstwa domowego, co z pewnością spowoduje lawinę skarg z samego rana. Najwięcej problemów sprawił mu niejaki Andreas Grobke, który najwyraźniej nakazał swoim pracownikom przenosić cenne i potrzebne towary do portu.


Karl Topher słusznie uznawszy, że wypoczęci i zdrowi ludzie oraz zadbana broń to najważniejsze rzeczy w walce wysłał tych, którzy pod nim walczyli do łóżek, cyrulików, rzemieślników cechowych. Kilku z tych ostatnich z nim służyło zresztą. Zdobyczne zbroje przyjęto do dopasowania, halabardy do naostrzenia, rany jego ludzi opatrzono, a jego samego na mieście nie raz i nie dwa poczęstowano szklaneczką czegoś na wzmocnienie. Wytrzymały organizm Diuka zniósł to dzielnie, a on sam znalazł nawet swój wóz i zdołał pożyczyć kowadło. W przenoszeniu pomagało mu dwóch jego ludzi, którzy z własnej woli zostali by pilnować swojego dowódcy. Cała siódemka zgodziła się na zmiany w tej roli, a ósmy, ciężko ranny też chciał dołączyć, ale mu medyk nie pozwolił.
Czarodzieja znalazł po drodze i wymienili kilka słów. Niestety, Idry nie znalazł, zniknął też posłaniec z jego dwudziestoma koronami. Cóż, tylu pieniędzy pewnie nigdy w życiu nie widział, nic dziwnego, że uciekł lub się gdzieś zaszył z nimi.


Loftus zachowywał się niczym rasowy mag z Kolegium Cienia, szerząc plotki, dezinformując wroga i wprowadzajac zamieszanie. Czy to słowem, czy magią, czy nawet wiklinowymi manekinami na dachach budynków w porcie, przez co wydawał się znacznie silniej broniony niż w rzeczywistości. Z daleka przypominały bowiem ludzi i póki wrogowie nie podejdą dostatecznie blisko by się połapać, powinny działać odstraszająco.
Jego magiczne sztuczki nadal mu wychodziły. Drwiąc ze statystyki udanie rzucał kolejne zaklęcia, które, nawet jeśli nie wychodziły od razu, jak teraz, to z powodu nieosiągniecia poziomu mocy, a nie pecha czy złośliwości wiatrów magii. Powtórne rzucenie okazało się skuteczne i fragment rzeki przy porcie rozświetliły magiczne ogniki, a we wrogim obozie na chwilę zapanował hałas.


Waldemar operował, zszywał i wyciągał różne ostre rzeczy z różnych miejsc, niechcący(?) pomógł w budowaniu legendy Kapłana Sigmaryty, Umiłowanego przez Boga, a nawet zjadł kolację, kiedy w końcu pozornie nieskończony sznureczek pacjentów się urwał. Na koniec dostał zaś kolejną okazję do poszerzenia wiedzy. Loftus przyszedł po pomoc. Magiczne pociski, jak się okazało, powodowały całkiem fizyczne obrażenia. Mundur był rzeczywiście tylko do wyrzucenia, a napierśnik skórzni do wymiany, ale same rany zostały już zaopatrzone przez cyrulika w porcie i jedynym co Waldemar mógł zalecić to maści i dużo wypoczynku. Ewentualnie nieśmiertelne upuszczanie krwi.


Na naradzie początkowo mówił głównie Galeb, dzieląc się swoimi doświadczeniami i pomysłami. Jego wiedza brała się z doświadczeń, a ścisły umysł runiarza domagał się jasnych zasad i organizacji. Inni także mieli kilka pomysłów: Walter zaproponował spalenie fortu, Loftus chciał dwóch ludzi do ochrony. Detlef długo milczał. Nie doczekawszy się odpowiedzi Loftus wyszedł, a w jego ślady szybko poszedł Duży Karl, który zamierzał robić to co on uznaje za słuszne i nie potrzebował do tego marudzenia “dowódców”. Morale jego halabardników wzrosło, za to morale żołnierzy spadło, kiedy okazało się, że nowy dowódca obrony cieszy się takim samym szacunkiem swoich ludzi jak poprzedni. W końcu jednak Detlef przy wsparciu Galeba przedstawił swój plan obrony miasta i wydał rozkazy zarówno tym, którzy na naradzie byli, jak i tym, którzy się na niej nie pokazali lub wyszli wcześniej. Wbrew obawom/nadziejom części zebranych próba oskarżenia Gustawa o spiskowanie z Brockiem nie zakończyła się pojedynkiem, choć i w sprawie listu do żadnego wniosku nie doszli. Po długiej dyskusji zgodzili się za to wszyscy na to, by jeńców wymienić, na co najgłośniej nalegała Leo. Jeszcze przed północą trzech ludzi opuściło Meissen, a w zamian Cychod wypuścił szesnastu chłopów, wychodząc z założenia, że jemu dodatkowe gęby do wyżywienia potrzebne nie są, a miasto niech sobie radzi.


Galeb odwiedził krasnoludzką dzielnicę i dowiedział się, że kowale run, nawet początkujący, są tu darzeni takim samym szacunkiem jak w górach, jeśli nie większym, ale i wielkie są wobec nich oczekiwania. Nikt nie powiedział tego wprost, ale miał wrażenie, że gdyby zdecydował się zostać w Meissen, nikt by się nie obraził. Zdobył też z pewnością kilka punktów okazując szacunek tak szybkim przybyciem i przedstawieniem się, a z rzeczy bardziej wymiernych - nieograniczony dostęp do kuźni i materiałów wysokiej jakości.
Co do celów i motywacji Starszego - tak jak się spodziewał, polityka wszędzie była taka sama. Chodziło o to, by nie sprzedać za tanio i nie kupić za drogo. Dać jak najmniej i uzyskać możliwie duże ustępstwa. I nie stracić krasnoludów. Choć nie zostało to powiedziane wprost, przy zbyt dużych stratach dwudziestka (a teraz już dziewiętnastka) khazadów zostanie wycofana do skarbca-twierdzy. Barrudin był też jak na razie bardzo zadowolony z Detlefa i używania ludzi jako osłony dla krasnoludów, choć sugerował, by przekazać dowódcy obrony, by nie czynił tego tak ostentacyjnie. Dodał też, że kapłan Sigmara był przyjacielem krasnoludów (na ile umgi może nim być) i zapytał, dlaczego południowy mur był niemal zupełnie niebroniony.

Po naradzie i wizycie u Barrudina chciał jeszcze rozpocząć oczyszczanie fosy, niestety zostało mu to wyperswadowane przez Detlefa, tak więc niepowtarzalna okazja na ponowne osłonięcie wodą chociaż części murów została zaprzepaszczona.

Okazało się także, że brakuje kilku osób: Idry, która uciekła łódką, Trotsky'ego i jego pozostałych ludzi, którzy jakby się pod ziemię zapadli oraz Kadeta.


***

Natychmiast po zakończeniu rozejmu w kierunku fortu poszybował podpalony pocisk z balisty. A potem kolejny i kolejny. Trudno ocenić czy i jakie zadano wrogowi straty, ale fort spłonął, ku zadowoleniu Waltera. Brak uciekających w płomieniach postaci sugerował, że strat raczej nie było. Ale nic dziwnego - mając kilka godzin nawet ślepy by się zorientował, że coś tu w forcie dosłownie śmierdzi. Zapewne Granicznym udało się odzyskać przynajmniej część łatwopalnych materiałów z fortu. Można się było jedynie zastanawiać jak ich użyją.

***

Wyznaczone na murach warty kilkukrotnie wzywały pomocy, gdy wydawało im się, że wróg szykuje się do szturmu. Za każdym razem jednak okazywało się, że wróg się tylko z nimi bawi, pozorując atak, by zmęczyć obrońców. Tylko Pennaeth Cychod wiedział kiedy zamierza zaatakować naprawdę. Gustaw spodziewał się jednak, że nie nastąpi to w nocy, a prawdopodobnie i najbliższy dzień okaże się spokojny - wiedział, że kiedy na tyłach armii pojawiają się patrole wroga zwykle jest to sprawdzane. Wiedział też, że do następnego szturmu wrogowie przygotują się lepiej. Uczyły się obie strony. Nikt poza nim nie wiedział jeszcze, że przeciwnik zaniepokojony obecnością, jak sądził, całej Imperialnej Kompanii na tyłach wstrzyma się z atakiem. Wbrew oczekiwaniom obrońców nie nastąpił on minutę po północy, gdy wygasł rozejm, ani nawet do rana, mimo kilku fałszywych alarmów. Złe samopoczucie Olega i poczucie porażki było nieuzasadnione. Jego atak na cumowisko barek nie tylko pomógł wrogiemu dowódcy w podjęciu decyzji o przerwaniu szturmu, ale i miał dać obrońcom chwilę oddechu. Nie mówiąc już o sprowadzeniu sześciu tak bardzo potrzebnych doświadczonych łuczników, w tym Sala.

Niektórzy przeczuwali jednak, że atak, który zlekceważą jako “udawany” może okazać się tym prawdziwym. Rankiem wielu spośród obrońców odczuwało zmęczenie.

Mury za to były znacznie lepiej zaopatrzone niż przed szturmem - bosaki, sieci, kamienie brukowe i inne rzeczy, które będzie można spuścić na łeb napastnikom pod murami będą zapewne przydatne… chyba że podjadą wieże oblężnicze.



Skończyła się noc, a niebo znów się wypogodziło. Nastał nowy dzień.
Bezahltag (Dzień Podatków), 33 Vorgeheima 2522 zapowiadał się nadzwyczaj pięknie...
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 26-04-2018 o 00:02.
hen_cerbin jest offline