Modlitwa uspokajała, a po pełnym dniu wrażeń, takim jak dzisiaj, Klara, potrzebowała wytchnienia. Wspierając się na ramieniu Witolda weszła do kapliczki wykonując znak krzyża w momencie przestąpienia progu domu Pańskiego. Zajęła miejsce w jednej z ławek i nasłuchiwała. Jako ślepa musiała nauczyć się słuchać i odczuwać innymi zmysłami aby móc poruszać się w świecie.
Szybko usłyszała szelest szaty Witolda, kiedy nerwowo poprawił pozycje. Woń jaśminu uderzyła w jej nodrza z mocą młota walącego w kowadło. Eberhard był mieczem, który ciął powietrze i zabija duszący zapach jaśminu, a Klara mimowolnie zadrżała.
Klara nie czuła się najepiej podczas mszy prowadoznej przez brodatego Inwkizytora. To było coś czego nie znała, coś jej nie pasowało i nie potrafiła okreslić dokładnie czym to coś było. A potem, świat na chwilę się zmienił.
Wizja była jasna, przejrzysta, namacalna. Archanioł z czarnymi skrzydłami, wojownik pachnący gorącą kuźnią. Młody Eberhard, a przynajmniej ktoś, kto mógłby być nim w jej ślepym świecie. Ale czy na pewno? Zakonnica nie kwestionowała wyobrażenia jakie pojawiło się w jej głowie, ale to dziwne uczucie, które nią owładnęło nie chciało dać jej spokoju. Dopiero podmuch, który otworzył drzwi kaplicy otrzeźwił ją, wyrywając z wizji.
Klara dyszała ciężko jakby przebiegła kilkanaście kilometrów bez przystanku. Nogi miała jak z waty, nawet zwyczaj doskwierające jej stopy i dłonie nie były tak odczuwalne. Mimowolnie wciągnęła woń kwiatów wschodu chcąc się uspokoić, co jedynie wywołało słaby kaszel - tak dusząca była to woń.
Klara czuła się zagubiona, żyjąc w ciemności często się tak czuła, ze dwojoną siłą odczuwała to po tak wyraźnych wizjach. Szczególnie, że ta niosła ze sobą przesłanie, którego siostra zakonna obawiała się. Symbolika wizji była niepokojąca i wprawiła młode serce Klary w nerwowe drżenie.
- Boje się - szepneła tak by tylko Witold ją usłyszał, ledwo poruszając wargami.