Wbrew temu, czego spodziewali się bohaterowie, nikt ich nie zaatakował. Z powozu wychylił się mężczyzna w średnim wieku, odziany w czarny habit kapłana Mitry, co potwierdzała też jego ogolona głowa. Był wysoki i mocno zbudowany - miał posturę wojownika, a o tym, że w przeszłości zajmował się nie tylko odprawianiem modłów i głoszeniem kazań, wskazywał jego przekrzywiony przez złamanie nos. Obrazu dopełniała równo przycięta, siwiejąca broda okalająca okrągłą twarz.
- Czyż nie przydałaby się Wam przejażdżka? - zapytał przyjaźnie i skinął ręką aby podeszli. - Chciałbym z Wami zamienić parę słów, a sprawiacie wrażenie osób, które desperacko potrzebują odpoczynku. Dokąd mam Was zawieźć?
- Jestem Constantus, kapłan dobrego boga Mitry. Jesteśmy wielce zasmuceni nowiną o śmierci nieszczęsnego Urestesa z rąk bezbożnych wyznawców psa Asury. Czyż nie byliście ostatnimi, z którymi pobożny Urestes rozmawiał zanim odszedł do domu pana naszego Mitry?