"Demony jakieś cię przyniosły, kapłanie", pomyślał Berwyn, jednak zamaskował niemiłe zaskoczenie uprzejmym ukłonem.
Od dawna nie wierzył w przypadkowe spotkania i był pewien, że i to zostało w jakiś tam sposób zaplanowane. Wyglądąło na to, że ktoś miał Essenica na oku. Albo i ich.
Wszak kapłani musieli mieć swych ludzi wśród ludzi kanclerza, a ci, co wiedzieli za dużo, miewali zwykle duże kłopoty i krótki żywot. Z kolei kapłani Mitry mieli długie ręce. I całkowity brak poczucia humoru.
- Zaszczyt to dla nas, że zechciałeś na nas zwrócić swą uwagę, kapłanie - powiedział, ponownie skinąwszy głową. - Niestety, nie udało nam się uratować życia Urestesa, niech Mitra zaopiekuje się jego duszą. Czy możemy w czymś pomóc? - spytał. - Bo czuję, czcigodny kapłanie, że powinniśmy jakoś zadośćuczynić za to, że wtedy spóźniliśmy się z pomocą.
"Chyba już pomogliśmy", pomyślał. "Jeśli, oczywiście, to wy stoicie za tym przebieraniem się za kapłanów Assury".