27-04-2018, 08:25
|
#42 |
| Tak jak przewidywał orkowie nie stanowili większego zagrożenia dla dwukrotnie liczniejszej grupy, byli niebezpieczni lecz straciwszy element zaskoczenia i przewagę liczebną szybko padali pod ciosami i od pocisków wystrzeliwanych przez dobrze rozmieszczonych strzelców. Niewielu dotarło do pierwszej linii obrońców, szybko padali od ciosów jego towarzyszy użyźniając czarną juchą rozwodniony gościniec. Jeden z walczących rzucił się nierozważnie na orka z e swoją włócznią lecz ta nie trafiwszy w witalny organ jedyne rozeźliła wielkiego bydlaka. Włócznik upadł na kolano pod potężnym ciosem z góry, który zdołał strzaskać mu tarczę i mocno poranić rękę, uratowała go krasnoludzica szybkim ciosem dobijając orka zanim ten zdołał wykończyć włócznika.
Dieter nie rozdawał bełtów jak popadło, zawsze dobrze przycelował by mieć pewność że każdy z jego pocisków znajdzie drogę do swojego celu. Jeden z barbarzyńców znalazł się w pewnym momencie zbyt blisko ich wierzchowców i Laviny, która została przy nich by te w ferworze walki nie uciekły w popłochu. Chcąc mieć pewność że trafi, Dieter opadł na jedno kolano zatapiając je w brunatno żółtym błocie i przewróciwszy kuszę powtarzalną na lewą rękę wziął na cel biegnącego w stronę koni orka, wstrzymał oddech na krótką chwilę i delikatnym ruchem dłoni posłał bełt nad głowami walczących. Ten trafiwszy w opasłe plecy orka zatopił się po same pierzyska w kręgosłupie na wysokości barków, ork znieruchomiał w pół ruchu i padł na twarz w błotnistą breję doprawioną teraz i jego krwią. * * *
Po potyczce nastał moment by wymienić uprzejmości, przeszukać trupy i rozkwasić orczy łeb kamieniem. Dieter skrzętnie odszukał i odzyskał bełty z orków, których wcześniej postrzelił i zabrał się za chowanie kuszy do przeciwdeszczowego pokrowca wykonanego z gotowanej w pszczelim wosku skóry. - Jestem Dieter, razem z towarzyszami jechaliśmy w stronę Parravonu, lepiej ruszajmy czym prędzej bo może być ich więcej. - łowca wampirów podał nieznajomym swoje imię i przysłuchiwał się reszcie, zarzucił kuszę w pokrowcu na konia i jak tylko wygodnie potrafił usadowił się w siodle. * * *
Wchodząc do karczmy zrzucił z siebie przemoczony płaszcz i zawiesiwszy go na kołku dał mu czas by obsechł w cieple kominka. Razem z resztą zsunęli stoły by te pomieściły wszystkich zainteresowanych i zasiedli do kolacji. Dieter zamówił gorącą polewkę z mięsem i wielką pajdą chleba, zjadł ze smakiem wszystko i wytarł chlebem miskę do czysta.
- Ryży, ichnia kuchnia wcale nie gorsza od twojej, nie masz tu może jakichś znajomych? - wyśmienity posiłek poprawił humor Dietera na tyle że ten skusił się nawet na zażartowanie sobie z niziołkiem, podniósł kuszę powtarzalną w pokrowcu i zdjął go by obejrzeć w świetle kominka swoją broń. Rozładował magazynek następnie zabrał się za czyszczenie mechanizmu z błota, ostatnim czego chciał była awaria gdzieś w ostępach. Zajmując się kuszą ciągle nasłuchiwał i wyłapał wiadomość o tym że istnieje możliwość zarobku, nie zdradził się z tym i dalej konserwował kuszę czekając na działania towarzyszy.
Ostatnio edytowane przez Ronin2210 : 05-05-2018 o 22:08.
|
| |