Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2018, 20:24   #59
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Pool Party: Moore, Winter i Banks

Potem było jakieś potem. Frank właściwie nie miał okazji poszwendać się po domu i okolicy. Najpierw te biegi, potem odsypianie imprezy z LA, potem ta poranna popijawa, potem odsypianie porannej popijawy, no napięty grafik normalnie. Ale co tam. Miał teraz właśnie okazję. Dopiero teraz jakoś dotarło do niego, że wyleciał ten Jerome. A jednak. To mu jakoś dopiero teraz uzmysłowiło, że są w programie no i w końcu muszą ludki stąd wylatywać. Przecież na tym to wszystko polegało. Jak w “Nieśmiertelnych”. Na końcu musiał zostać tylko jeden. Machnął na to na razie ręką. W tej chwili wydawało mu się to strasznie odległą perspektywą. A w końcu MG coś mówił, że jutro ma coś być na inną mańkę. Ciekawe co tym razem. Pogrążony w takich rozmyślaniach zawędrował w końcu w okolice basenu. A tam spostrzegł, że już ktoś też wpadł na taki pomysł.

W basenie pluskała się w najlepsze krótko ostrzyżona brunetka z pięknym tatuażem na plecach. Był dobrze widoczny, jako ze niczego od pasa w dół prócz wody na sobie nie miała. Przy niej szczebiotała ta blondyna od pomponów i małego spustu, a gdzieś obok w najlepsze pakował Knight Rider, udając że wcale nie ma paru dekad na karku więcej, niż gdy ostatni raz woził się po ekranie w czarnej superfurze. Po drugiej stronie, w dalekim kacie siedziała druga blondynka, sącząc coś ze szklanki.

Co prawda słońce wciąż stało wysoko w górze, zalewając świat nieznośnym dla skacowanych oczu światłem, lecz na każdą niedogodność szło się uodpornić. Ot choćby za pomocą rozłożystego parasola, skierowanego na jeden z kątów basenu - tam gdzie płycizna i schodki, stworzone do siedzenia mniej więcej przy zanurzeniu do połowy piersi. Woda miała również tę niezaprzeczalną zaletę, że chłodziła trawione alkoholowymi dreszczami, pocące się nieprzyjemnie ciało, przynosząc ulgę.
Mimo zauważalnej bladości, Winter wyglądała lepiej jeszcze dwa kwadranse temu, gdy zamknęła się w łazience, kategorycznie odmawiając odstąpienia muszli klozetowej dalej niż na trzy kroki. Spędziła tak dobrą godzinę, zwracając co udało się jej wcisnąć na późne śniadanie, a gdy jedzenie dosłownie wyszło, wymiotowała palącą gardło żółcią, której posmak zwalczała teraz Poweradem, sączonym z wysokiej szklanki. Obok stała druga, opróżniona do połowy szklanka soku pomidorowego, choć nią akurat w tej chwili długonoga blondynka wydawała się niezainteresowana. Siedziała z plecami opartymi o krawędź basenu w jednej z dobrze eksponujących walory póz niby naturalnych, ale niewygodnych na dłuższą metę. Wydawała się nie zauważać towarzystwa, wpatrzona w punkt przed sobą. Jaki konkretnie nie szło zgadnąć przez ciemne okulary, łaskawie osłaniające oczy od zbyt dużej dawki ostrego, dziennego blasku. Kołysała szklanką, co pewien czas poprawiając ramiączko góry dopasowanego bikini.

- Cześć. - Frank przywitał się z blondi gdy dostrzegł ją w strategicznie ważnym miejscu. We wodzie i po cieniem z parasolu. Po Słońcu też mu się nie chciało łazić więc cień wydawał mu się dobrym przyjacielem. Właściwie woda też. No i blondi naturalnie. Podszedł do niej bliżej i usiadł na krawędź basenu zanurzając nogi w wodzie. Całkiem niezły pomysł. A jaki przyjemny. Przez chwilę pozwolił sobie nic się nie odzywać. Poza tym nadal trochę czuł się wyprany ze słów i emocji które dalej dopiero zaczynały wracać na swoje miejsce.

Ruchowi w basenie towarzyszył cichy chlupot, zaraz też przed youtuberem pojawiła się szklanka izotonika. Ta sama z której wcześniej pociągała dziewczyna. Teraz zaś trzymała ją, uśmiechając się zachęcająco.
- Pewnie… wolałbyś wiewiórkę - zaczęła najniewinniejszym tonem jaki udało się jej z siebie wykrzesać, stulając usta jak do pocałunku - Niestety wyszły. Zostało tylko to. I nie czuć moczu, ani futro nie wchodzi między zęby.

~ To był suseł… przecież tłumaczyłem… ~
zerknął w dół i w bok na podaną w zgrabnej dłoni, zgrabną szklankę. Chyba nie było co walczyć z tą wiewiórką. Zresztą z tej perspektywy jakoś znowu wzrok zadziałał mu prędzej niż łącza w mózgu więc dopiero moment później zorientował się, że ma świetną perspektywę na bikini blondi no i to co pod bikini. Machnął więc w duchu ręką na tą cholerną wiewiórka która była susłem.
- Nie ma wiewiórek? - nieco uniósł brwi wzrok w kierunku twarzy w ciemnych okularach. Westchnął artystycznie. Humor jakoś mu się jednak mimo wszystko poprawił. - Cóż za lokal. A mówiłem o początku, że ten program jest źle prowadzony. - pokręcił smutno głową zaczynając wchodzić w swoją komediową rolę. Czuł jak te spite i półprzytomne emocje i myśli zaczynają jednak wracać na właściwie miejsce. Nie dał jednak dziewczynie dłużej czekać. Przyjął poczęstunek i uniósł podaną szklankę w niemym toaście.
- Dobrze, że towarzystwo jest ciekawe. To nudzić się nie będziemy. - powiedział i upił łyka ze szklanki. Od razu zrobiło mu się lepiej i opuścił szklankę machając wesoło nogami w basenie. Fajne klapki i jakieś bermudy znalazł to na taki basen i pogodę były jak znalazł. Spodnie nie sięgały do wody a klapki leżały obok. - Ja pieprzę… Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się złoiłem… Nie jestem pewny czy w ogóle… - przyznał w przypływie szczerości wpatrzony w ten błękit wody przed sobą.

- A przypadkiem nie wtedy, gdy kręciłeś zimową serię gdzieś w lesie czy innej tajdze? - instamodelka podrzuciła zaciekawionym tonem, przekręcając się tak, aby móc oprzeć ramię o krawędź basenu i na zgiętej dłoni ułożyć obolałą głowę.
- Wtedy co razem z kumplami piliście z tym małym żółtkiem, co was poskładał i na koniec dopił co w waszych flaszkach zostało - dodała z cieniem rozbawienia, błąkającym się po pełnych ustach - Wspominałeś w LA. Zanim wyciągnąłeś taśmę.

Frank zmrużył oczy w zastanowieniu i zaciekawieniu. Póki Alice nie wyjawiła mu skąd zna te detale o tym urywku z wyprawy na Alaskę. Wtedy zrobił nieme “aaa” i skinął twierdząco głową. To coś się wyjaśniło. No tak, w sumie lubił opowiadać tą anegdotkę to pewnie i wczoraj w LA się z tego wypruł. Czy tam dzisiaj. Te imprezy, loty, strefy czasowe, kac i dziury w pamięci jakoś skutecznie zaburzały mu chronologię wspomnień. Humor mu się poprawił i ześlizgnął się do basenu obok blondyny. Nie przeszkadzało to ani jemu ani jego ubraniu wydobytego z miejscowych zasobów.
- To było wtedy inaczej. - zaczął od razu z przejęciem jakie dają tylko wciąż żywe wspomnienia gdy mościł się wygodniej na tym schodku basenu. - Wtedy zrobiliśmy imprezę. W kompletnej dziczy. Tak się wszystko pochrzaniło, i sprzęt, i pogoda, i łączność no serio zaczynało się już robić trochę nieciekawie. - przyznał dość delikatnie zaznaczając tamtą sytuację. Właściwie to byli w dupie. W zmarzniętej dupie. Z alaskańską śnieżycą za ścianami igloo. - Kręciłem właśnie wtedy serię z dalekiej północy, wiesz, Arktyka, sprzęt zimowy i górski no takie sprawy. I kurde, wszystko się zaczęło chrzanić. Nasz kierowca, co miał jechać po zapasy ześlizgnął się z drogi. Spadł, a tam taka skarpa była. Ale jeszcze dość blisko nas, że go widzieliśmy. Ale z godzinę do niego szliśmy. Trochę go potłukło ale właśnie ten Jimmy go poskładał. Ale no zostaliśmy bez radia i bez transportu. Musieliśmy serio się zorganizować a wiedzieliśmy z wcześniejszych prognoz, że burza będzie. Znaczy śnieżyca. Zrobiło się… No cóż, trochę mieliśmy mokro w gaciach bo to kompletne odludzie było. - westchnął i pokręcił głową gdy przypomniał sobie tamte igiełki niepokoju jakie wtedy odczuwał. Ukłuły go teraz zupełnie tak samo jak wtedy.
- Ale udało się nam. A potem jeszcze udało nam się po tej burzy złapać pomoc przez radio. I przyjechali po nas. To już na miejscu zrobiliśmy taką imprezę. Bo wysłałem filmy, jeszcze nie obrobione. I klient był tak zachwycony, że dał nam kontrakt i to z takim bonusem, że się w ogóle nie spodziewaliśmy. Bo testowaliśmy jego sprzęt i no przez przypadek ale wyszły serio bardzo i dosłownie ekstremalne warunki. To, żeśmy z miejsca zrobili imprezę na gorąco, jeszcze wtedy w bazie ratowników. No. To też się działo. - pokiwał na koniec głową uśmiechając się lekko do tamtych wspomnień. Było groźnie przez moment. No ale przetrwali i jeszcze wyszli z tego obronną ręką. A nawet zwycięską. Mimo, że przez chwilę stał im przed oczami scenariusz, że będą kolejnymi zaginionymi na alaskańskich pustkowiach. Albo znajdą ich zamarznięte ciała.
- No ale ej, chyba nawet wtedy to nie było takiego chlańska jak teraz, rano. - zastanowił się gdy porównał te dwie imprezy.

- A renifera też jadłeś? - nagle zza ich pleców dobiegło ciche, jękliwe pytanie, wypowiedziane cienkim, damskim i bardzo zbolałym głosem. Gdy odwrócili się w tym kierunku dostrzegli blado-zieloną Banks, okutaną w bluzę, golf i jeszcze koc na dokładkę. Na głowie miała kaptur, w ręku ściskała szklanicę soku pomarańczowego i wyglądała jakby nie za bardzo miała pomysł co zrobić aby nie umrzeć.
- Duszno tam… i śmierdzi - powiedziała tonem wyjaśnienia, pokazując na dom, a potem wzruszyła ramionami, dosiadając się do pozostałej dwójki z tym, że po turecku i na suchym lądzie.

- O, cześć. - Frank odwrócił się by spojrzeć na nowoprzybyłą. Zaskoczył go jej ubiór. Jakby jej zimno było czy coś. To była ta co wytrzymała wczoraj… rano… no tam, przy stole… właściwie niewiele mniej niż in albo ci dwaj od niebieskich.
- Tak, jadłem. Na Alasce nie taka rzadkość, możesz dostać w domu czy w knajpie tak jak u nas stek z wołowiny albo coś podobnie popularnego. Polecam spróbować, jest jednak trochę inne niż zwykła wołowina. - Frank odpowiedział całkiem chętnie. Trochę mu się niewygodnie przekrzywiało głowę do tyłu by patrzeć na tą nową.
- Zimno ci? - zapytał trochę zaciekawiony jej ubiorem.

Czy było jej zimno? Dobre pytanie.
- N-nie wiem… - Dixie przyznała, ale nie rozluźniła warstw kokonu - Chyba zimno, a na pewno trzęsie. Delirium tremens - parsknęła i zaraz tego pożałowała, gdy ból głowy uderzył w lewą skroń - Nigdy tyle nie wypiłam. Rhys mi kazał - poskarżyła się zbolałym tonem. Zmieniła temat na weselszy - Skąd jesteście? Ja mieszkam w Detroit… znaczy mieszkałam tam ostatnio, ale zmieniłam pracę i przenieśliśmy się z rodzicami do Chicago.

- A ja z Tennessee. Jak Davy Crockett.
- Frank przedstawił się przypominając jednego z najsławniejszych pionierów i bohaterów narodowych. Zawsze czuł satysfakcję, że urodził się w tym samym stanie co on. Jednak poruszony przez brunetkę temat nieco uświadomił mu kłopotliwą sytuację w jej względzie. - A możesz przypomnieć jak masz na imię? - zapytał trochę kłopotliwie przygryzając wargę. Pewnie się poznali. Wczoraj. Znaczy rano. Znaczy przy stole. Może nawet i w LA. Ale nawet jak tak to za cholerę tego nie zapamiętał.

- Dixie. Dixie Banks - ratowniczka nie dziwiła się niczemu. Nie przy kacu, słońcu, whisky i reality show. Przedstawiła się drugi raz i siorbnęła soku.

- Byłaś kiedyś na meczu Bullsów? - Winter uśmiechnęła się pod nosem, przepijając sokiem pomidorowym do drugiej kobiety - U mnie Miami. Jedno z największych zagłębi produkcji filmów spod znaku trzech “x” - odstawiła szkło na brzeg basenu.

- W United Center? No jasne - Banks kiwnęła głową i nawet się zaśmiała. Mieszkać w Chicago i nie być na Bullsach to jak być w Vegas i nie wejść do kasyna.

- Albo wleźć do lasu i niczego nie zeżreć - Alicia dorzuciła do wyliczanki, łypiąc na Moore’a spod okularów.

Frank kiwał głową do tych wyliczanej i pozezował jednak na koniec na siedzącą obok blondynę.
- O? To tak też można? - zdziwił się uprzejmie sięgając po odstawioną wcześniej na brzeg basenu szklankę. - Popatrz, popatrz. - pokręcił do tego głową upijając łyka. - Właściwie mi się udało. Być w Vegas i nie być w kasynie. Ale byłem przejazdem. Wynająłem hotel na noc a rano musiałem jechać dalej. Nie miałem czasu zwiedzać. No ale jak tak reklamujecie to może następnym razem. - dodał weselej. Potem spojrzał szelmowsko na jedną i na drugą towarzyszkę i zapytał zaczepnie.
- A co jeszcze reklamujecie? Tak co by można zwiedzić czy zmajstrować na miejscu. - doprecyzował nieco utrudnienia.

- Mamy aligatory, manaty i delfiny butlonose, ale są pod ochroną. Przynajmniej te dwa ostatnie - pierwsza odezwała się blondynka, odpowiadając śmiertelnie poważnym tonem - Są też rysie, wydry, a jak dobrze poszukasz i pantery. Wpadniesz i będziesz miał co próbować - parsknęła w końcu, poprawiając ciemne pingle - I przyznaj się, w Vegas polowałeś na jaszczurki. Nie karmią was na tych wyjazdach, czy masz tak naturalnie? Jeżeli druga opcja to trzeba zapamiętać. Na wypadek gdybyśmy mieli kiedyś razem iść do ZOO.

- Te, cwaniara.
- Frank roześmiał się ale odpowiedział pogodnie, zaczepnym tonem. - Jak pytałem o te “na miejscu” to tak dosłownie na miejscu. - palec Moore zatoczył łuk po widocznej okolicy domu czy basenu. - A na Florydzie też kręciłem filmik czy dwa. Przy Wielkich Jeziorach też. - dodał zerkając na Dixie.

- Co cwaniara? - Winter zmarszczyła brwi, z cichym westchnieniem wstając i wychodząc na brzeg basenu - Nie mam zamiary płacić za ciebie kaucji w pierdlu, jak pomylisz jakąś papugę z hot dogiem. Albo inną, biedną fretkę - rozejrzała się po okolicy, aż jej wzrok padł na leżaki. Głowa ciążyła już niemiłosiernie. Drzemka dla relaksu nie była takim złym pomysłem.
- Chodźcie na ląd, przyda się złapać trochę słońca… - zrobiła krótką pauzę, by dokończyć ze smutkiem - Ale sama nie wysmaruję sobie pleców.

- Słońce?
- Banks łypnęła niechętnie na jaśniejszy teren, aż jej wzrok padł na parasol za leżakami - No dobra.

- Eeejjj… - Frank znowu udał, że się obraża. Ale widząc podnoszącą się i ociekającą wodą blondynkę i to tak z całkiem bliska no w sumie nie mógł narzekać na widoki.
Też się podniósł.
- Za kogo mnie bierzesz? Rozpoznaje poszczególne gatunki. - dodał urażonym tonem ale właściwie propozycja blondi była mu jak najbardziej na rękę. Poczekał aż dziewczyna ułoży się wygodnie, i opcja nasmarowania jej plecków była mu jak najbardziej na rękę. Właściwie to nie tylko plecków. A Dixie chyba też się spodobał pomysł no to cóż, jak mógł nie wyratować ślicznotek z tej słonecznej opresji prawda?

Usiadł przy Alice i wziął w dłoń smarowidło. Po chwili zastanowienia doszedł jednak do wniosku, że te bikini fajne ma ale do nasmarowania 100% powierzchni pleców to jednak dość nie wygodne. Rozwiązał więc ten pasek materiału by uwolnić plecy blondyny od tego paskowego ciemiężcy i przystąpił do ratowania damy w słonecznej opresji. Musiał przyznać, że całkiem przyjemnie mu się wykonywało tego questa a nawet zaczął czuć rosnące pobudzenie. W miarę jak dłonie nieśpiesznie rozsmarowywały się od karku dziewczyny, przez jej łopatki, krzyż aż do miejsca gdzie zaczynało się dół bikini. I dla zmysłu wzroku, i dla zmysłu dotyku ta błyszcząca, jędrna kobieca skóra były przyjemnością samą w sobie.

A Dixi też się rozgrzała. Bo w końcu jakoś się rozkutała z tego zimowego futra i położyła obok wystawiając swoje plecki do ratowania. No jej Frank też nie miał serca odmówić pomocy.
- Ależ normalne ja się dla was poświęcam. - westchnął gdy przysiadał się do brunetki by powtórzyć operację rozpinania górnej bielizny i rozsmarowania olejku na jej plecach. - Ej. A robiłyście to kiedyś synchronicznie? - zapytał zaciekawiony klęcząc między jedną a drugą dziewczyną. Właściwie to już były wysmarowane jak trzeba. Tylko jakoś za cholerę nie chciało mu się kończyć zabawy. Właściwie ty pytał grzecznościowo. Trochę zmienił pozycję i każda z dłoni wylądowała na jednym karku a potem przesuwała się nieśpiesznie, spokojnymi ruchami po kręgosłupie. W zgranym tempie jedna dłoń na ciele jednej dziewczyny wykonywała ten sam ruch na plecach drugiej. Musiał przyznać, że samo obserwowanie tego było dla niego cholernie fascynujące a co dopiero przeprowadzanie tych manewrów na żywo.

Zabawa szybko się jednak skończyła, gdy najpierw jedna, a potem druga ratowana opresji dama podniosła się na kolana. Porozumiały się spojrzeniami, odrzucając górne części garderoby daleko za siebie.
- Synchronicznie powiadasz - Winter wymruczała niskim głosem, popychając ratownika przez co przewalił się z siadu d o pozycji horyzontalnej.

- Tego nie, ale kiedyś razem z kumpelą kroiłyśmy jednego nieboszczyka na zaliczenie - Dixie podłapała grę, zapominając że jest w kamerze, telewizji i ludzie ją widza. Razem przystąpiły do wspólnej pracy, rozbierając cel nie tylko z koszulki ale i spodni, aż został w samych slipkach. Sięgnęła po olejek, potem podała go Alicii szczerząc się od ucha do ucha. W końcu miały nieść pomoc przed oparzeniami słonecznymi, no nie?
Dla dobra Franka oczywiście.
 

Ostatnio edytowane przez Driada : 27-04-2018 o 20:27.
Driada jest offline