Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2018, 22:50   #51
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Cała sytuacja wydała się tancerzowi bezdennie głupia. Tak, w jego łóżku była kobieta, gdyby zdjęła okulary całkiem niebrzydka (nie zdjęła), opowiadając coś o aranżowanym romansie, po czym wstała i bezceremonialnie wyszła. To było abstrakcyjne zarówno według standardów dawnego Patricka, który mógł mieć każdą na którą popatrzył, jak i obecnego, którego jedyną kochanką od wieków była tania whisky.
Wciąż czuł na ramieniu ciężar głowy Myszatej i zapach jej włosów. Westchnął i naciągnął na siebie wyciągnięty z walizki elegancki, czarny szlafrok, który nijak się miał do tanich bokserek z nieśmiesznym przaśnym obrazkiem nadrukowanym na wysokości przyrodzenia. W zasadzie i tak miał ochotę napić się kawy. I może pierwszą szklaneczkę Walkera. Ruszył w stronę kuchni.

Bethany Payne przyszła kwadrans później, po pierwszej regulaminowej szklaneczce whiskey. Wyglądała na świeżą jak skowronek. Ubrana w sukienkę w kwiaty. Równie naturalnie mogłaby nosić mundur marines. Co chwila obciągała za krótką na jej standardy garderobę (przed kolano!) i oczywiście poprawiała okazałe oprawki okularów.
- Cześć! - rzuciła zalotnie i cmoknęła White'a w skroń. Przysiadła na krzesełku obook niego i ostentacyjnie splotła dłoń z jego dłonią. - To co jemy na śniadanie?

Poziom abstrakcji właśnie wzrósł. Patrick White nie występował już w reality show, a w sitcomie z lat 80tych. A niech tam. Show must go on.
- Cześć. Mogę? - nie czekając na odpowiedź jedną ręką zdjął Bethany okulary, a drugą objął ją w talii, po czym korzystając z efektu zaskoczenia delikatnie, z przesadnym dramatyzmem pocałował w usta. - Dla mnie kawa.

Jeżeli wzdrygnęła się zaskoczona to zaraz zatuszowała to pogodnym wybuchem śmiechu.
- Ha. Haha... Kawa, cudownie. Uwielbiam kawę.

- Zdajesz sobie sprawę, że kamery są też w sypialniach i wszystko nagrały, prawda? - Patrick niezbyt dobrze ukrywał rozbawienie.

Wzruszyła ramionami i sięgnęła po dzbanek. Rozlała do filiżanek jemu i sobie.

- Chcę wygrać - powiedziała bez żalu. - Ale to chyba nie znaczy, że nie mogę się przy okazji zakochać? Jesteś wspaniałym facetem, Patricku. Tam gdzie mieszkam się takich nie spotyka.

- To co? Pijemy coś? - pytanie zadał wchodzący Triple Kay. White wciąż krztusił się kawą, wdzięczny za ratunek odpowiedział na migi unosząc kciuk w górę.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 26-04-2018 o 22:56.
Gryf jest offline  
Stary 27-04-2018, 00:18   #52
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że ból jest dobrym objawem, bo to znaczyło że człowiek wciąż żyje. Faith mogła się założyć, że nadęty, zapewne stary zgred o posiwiałym łbie i początkach Alzheimera, który to wymyślił, nigdy nie obudził się po trzynastu shotach taniej berbeluchy, wypitej na pusty żołądek i po praktycznie zarwanej nocy, gdyż 3 godziny snu snem nie powinny zostać nazywane. Pech chciał, że ruda właśnie po podobnym zestawie odzyskiwała powoli przytomność, sufitując zapuchniętymi oczami po czymś co wisiało jej nad głową.

Kawałek cienkiego materiału, jasnej barwy. Przewiewny, lekki. Majtał się w oknie. Pokój. Sypialnia. W Domu Kaców i Koszmarów
Czyli jakoś udało się dotrzeć do wyra. “Jakoś” - to było dobre słowo.
- Szlag… - chciała zakląć, ale w wyszło jej chrapliwe jęknięcie zarzynanego kocura. Ciało budziło się do nie-życia, pamięć potrzebowała trochę czasu.
Trzynaście luf… dawno się już tak nie nawaliła, ale chyba nie wyszło tak źle.
Dotarła do łóżka, bez żadnej lipy. Chyba coś zjadła, bo już nie chciało się jej rzygać, a za to zbierało się na ostrą dwójkę.

Podniosła dłoń do twarzy, chcąc zgarnąć z niej łaskoczący w nos kosmyk kłaków i zamarła, mrużąc podejrzliwie ślepia. Miała uwalane w ziemi łapy…
Ziemia… jakaś trawa na rękawie.
Skąd miała taki syf na sobie?

Mózg zatrybił, posypała się rdza i jeden z brakujących puzzli wskoczył na swoje miejsce, odblokowując wspomnienie spaceru, tarzania po zaroślach i wielkoluda od 0,7 na hejnał.
- Ja pierdolę - ubrudzona dłoń klepnęła o czoło Allen, odcinając ją symbolicznie od wszechświata. Tak oto pierwszego dnia pokazała co ma najlepsze, od razu z grubej rury. Na dokładkę za cholerę nie potrafiła sobie przypomnieć kto w końcu pierwszy klepnął przysłowiową matę i w którym momencie? Gdy ona była na górze, odbijając się od wrestlera jak od trampoliny, czy wtedy gdy on wgniatał ją w rabatkę… zostawało mieć nadzieję, że nie dała mu w dupę, chociaż to różnie mogło być.
- A chuj tam - mruknęła wreszcie, wzruszając ramionami i przechodząc nad sprawą do porządku dziennego. Szkoda tylko, że nie zapamiętała więcej, choć coś, nie tylko po kościach, czuła że jednak Triple Kay zwyobracał ją porządnie. Oznaczało to drugą rundę, tym razem na trzeźwo.
Ale potem.

Szybki bilans strat, zysków i podniosła się z wyra, tocząc się pod prysznic. Ominęła lustro szerokim łukiem, woląc nie oglądać się w stanie zaawansowanego rozkładu.
Zimna woda i mydło pomogły w zakończeniu dobudzania, poprawiły też nastrój. Faith znów poczuła się głodna, a przetrawione procenty aż prosiły aby zaleczyć je czymś nowym w myśl zasady kuruj się tym, czym się strułeś.

Widok na dole jej nie rozczarował. Jak gdyby nigdy nic podeszła do łyżwiarza i wrestlera, zaczynających pracę nad nową butelką. Dosiadła się do nich, szczerząc się i zacierając ręce. Do pechowej trzynastki nie miała zamiaru dobijać, tylko znowu poczuć szum w głowie, zamiast wiadra żwiru i szklanych okruchów.
- Jak tam panowie, po maluchu dla kurażu?
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 27-04-2018 o 02:33.
Zuzu jest offline  
Stary 27-04-2018, 04:00   #53
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Hangover blues: Kurt i Alicia vol 2

- Dziesięć sekund to całkiem sporo czasu. - powiedział Kurt. - wystarczająco by się zapoznać.

Kurt odłożył gitarę w bezpieczne miejsce. Miał, co prawda drugą, ale wiedział, że należy dbać i konserwować instrument. No i koniecznie nastroić go od czasu do czasu. Bez strojenia instrumenty dziczeją jak drzewa w sadzie, którego nikt nie dogląda.

Kurt zbliżył się do Alicji na odległość oddechu. Loki dodawały jej uroku, niebieskie oczy błyszczały, a duże usta uśmiechały się słodko.
- No dobrze -szepnął jej do ucha - to opowiem Ci jedną historię jak spotkałem się z Johnnym.

Siedzieliśmy w knajpce pełnej artystów występujących na festiwalu w Bostonie. Wynajęli nam całą knajpę do wypoczywania w czasie prób przed koncertami. Bo jak zapewne wiesz artyści nie tylko występują, co zwykle widać w telewizji i relacjach live z wydarzeń muzycznych. Ale też ciężko pracują na próbach, aby w czasie właściwego koncertu wszystko dobrze zagrało. Między próbami często wypoczywamy wspólnie lub oddajemy się przyjemności lub nałogowi.

Na tym festiwalu przykleiła się do mnie piękna dziewczyna. Nie tak piękna jak ty, ale nie wiele brzydsza. Siedzieliśmy przytuleni - Kurt założył rękę na ramię Alicji - właśnie tak jak my teraz siedzimy. Palimy, gadamy o książkach i palących problemach społecznych, głód na świecie i te sprawy. Chociaż nie wtedy chyba gadaliśmy o wczorajszym seksie. Aha i planowaliśmy po dzisiejszym występie rozleniwić się na dobre w łóżku.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0iKHXp6DKIQ[/MEDIA]

Ona całowała mnie po szyi i wtedy widzę. Johnny Cash siedzi przy stoliku obok i macha do mnie, abym podszedł. Wahałem się tylko kilka sekund. Zostawiłem dziewczynę na chwilę. Johnny nalał mi drinka, poczęstował papierosem. Siedzimy, gadamy. Szczegółów wam nie zdradzę, może przeczytacie o tym kiedyś w mojej biografii. Widzę, że dziewczyna którą zostawiłem samą trochę się nudzi, nie wie o czym rozmawiamy. Cierpliwość jej niebieskich czy zielonych oczu wyczerpuje się jak drinki w naszych szklankach.

No to klepnąłem Johnn'ego po ramieniu. Gasimy fajki. Podchodzimy do niej z Johnnym. Przedstawiam ich sobie. Ona jest nieźle podjarana jak mały szczeniaczek, który pierwszy raz wchodzi do psiego raju. Właśnie dostąpiła zaszczytu poznania mistrza gitary. Mówię jej głosem stanowczym i nieco dramatycznym jakby coś istotnego się stało, że Johnny ma do niej prośbę. Jego masażystka obraziła się, a jego coś niemiłosiernie łupie w odcinku lędźwiowym. Bez jej pomocy nie zdoła dziś wieczorem zagrać koncertu.

Ona oczywiście się zgodziła dosyć szybko. Nawet nie udawała, że długo myśli nad tą przysługą, jaką ma dać Johnnemu. No, ale co ze mną. Miałem w planach szybki numer, a tu problem Johnnego i nagle zostaje sam jak palec. Fuck you. No, ale czego nie robi się dla wielkich artystów i prawdziwej sztuki. Na odchodne jeszcze poprosiłem ją o pocałunek. Tak to był ten moment, a sam pocałunek przeciągaliśmy jak kołdrę. Był długi trzydziestopięciosekundowy. No i wiecie mi, że to Johnny Cash odmierzał czas tego długiego pocałunku na własnym zegarku.

Nie wiem, co ona tam z Johnnym robiła. Niestety nie widziałem jej już nigdy później. Ale pomyślałem sobie wtedy, że ja jeszcze mam czas na kobiety. Byłem młody i jeszcze niejedna kobieta była przede mną. - uśmiechnął się do Alicji.

- No i jak Alicjo podobała Ci się ta prawdziwa opowieść o Johnnym? - zapytał.

Mina blondynki wyrażała więcej, niż jakiekolwiek werbalne potwierdzenie. Siedziała zasłuchana, to unosząc kąciki ust ku górze, to parskając przez nos, albo rozchylając wargi i spijając chciwie każde słowo z historii. Gdzieś w jej połowie zmieniła pozycję, opierając się o rockmana i składając mu głowę na ramieniu. Oddałaby wiele, aby móc urodzić się dekadę-dwie wcześniej. Wtedy może dopisałoby jej szczęście spotkania Casha na żywo. Anegdotka pozwoliła jednak zbliżyć się do marzenia odrobinę, co już samo w sobie stanowiło ogromny pozytyw… pomijając ogólny wydźwięk. Sława, bogactwo pociągały. Czasem bardziej od drugiej osoby.

- Tak…podobała, choć jest smutna. - westchnęła, kotwicząc wzrok na punkcie gdzieś po drugiej stronie pokoju - Ale te prawdziwe historie rzadko kończą się happy endem. Więc - drgnęła, a na jej twarz powrócił uśmiech - Czego w ramach zapłaty oczekujesz? Jakby co… nie mam zegarka - rozłożyła bezradnie ręce, choć oczy się jej śmiały.

- Zegarek nam nie będzie potrzebny. - Kurt zbliżył się do Alicji i pocałował ją.

Nie tykanie mechanicznych wskazówek, a smakujące whisky oddechy wyznaczały upływ sekund. Łączyły się ze sobą, tak jak łączyły się wargi i języki, zaczynające grę tym razem bez słów. Do ust dołączyły drobne ręce, sunące powolnym, niespiesznym ruchem od tak zręcznie operującej gitarowym gryfem dłoni, poprzez przedramię, bark aż do szyi i wyżej - tam gdzie linia żuchwy. Palce o pomalowanych na czerwono paznokciach drapały delikatnie skórę Hottraina, przeczesywały przerzedzone włosy.

Dłużej niż ustalone dziesięć sekund.
 
Adr jest offline  
Stary 27-04-2018, 08:36   #54
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Jak pizza to tylko taka ociekająca serem, który ciągnął się po ugryzieniu kawałka, zalewana litrami zimnej coki. Złapała kawałek, do tego zgarnęła zimny zalany czarnym płynem kubek i wskoczywszy na szafkę kuchenną wepchała prawie połowę do ust. Hmmmm... widziała jak kilku uczestnikom na ten widok niebezpiecznie się odbiło, ale ona tak lubiła. Zapychać się jedzeniem. Chociaż jej fizjonomia na to nie wskazywała.

- Żresz April! - słyszała w głowie głos ojca.

"Patrz tatuśku! Patrz!" - myślała i gapiąc się wprost w kamerę wpychała kolejny kawałek.

***

Informacja o odejściu czerwonego czarnucha trochę ją zasmuciła. Już się zaprzyjaźniali a przecież o to chodziło "o nawiązywanie pozytywnych relacji". Całe jej starania poszły na marne. Posłusznie wzięła worek, w który upchała swoje rzeczy osobiste i przeniosła się do pokoju czerwonych. Po drodze klepnęła Haselhoffa w tyłek. Zawsze to chciała zrobić. Była ciekawa czy tyłki gwiazd się czymś różnią od zwykłych. Różniły się. Ten był stary i obwisły. Nie mówiąc nic rzuciła swoje rzeczy na wolne łóżko.

Była najedzona, ciągle na lekkim rauszu. Wyszła leniwie na zewnątrz. Dzień był gorący. Stanęła na krawędzi basenu. Woda kusiła błyszcząc słonecznymi refleksami. Zsunęła koszulę, która opadła do kostek. Odsunęła ją nogą na bok. Pod spodem nie miała nic. Nie tylko twarz miała wykolczykowaną. Kolorowy tatuaż smoka pokrywał całe plecy. Musiał kosztować fortunę. Z przodu między małymi sterczącymi piersiami wytatuowany do góry nogami krzyż zwisał aż do płaskiego brzucha. Odbiła się lekko od murku i zanurkowała.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 27-04-2018, 17:23   #55
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wczorajsza próba była ciężkim testem dla organizmu Hasselhoffa. Testem który on oblał i jak się okazało omal nie kosztował on go wyrzucenia z programu. David jednak nie przejął się tym ani trochę, ani odgrażaniem Jerome’a. Ani niczym co się działo wokół niego.
Kac męczył wystarczająco by mieć te problemy, odgrażanie się pechowca i cały ten Dom z jego zawartością tam gdzie słońce nie dosięga.
Kac potrafił wskazać właściwą kolejkę priorytetów, boleśnie pokazując że sława, kobiety i pieniądze były niczym porównaniu z porządną dawką środków przeciwbólowych. Chemia rządzi!

Hoff był nieco osowiały i nieco zniechęcony po wczorajszej popijawie i dzisiejszej odprawie. Jedzenie nie stanowiło dla niego radości w tym stanie, więc nie przejmował się tym co je. Ważniejsze było to, że zdołał w siebie wmusić owo jedzenie, mimo że żołądek zwijał się w proteście. Na żarcie się skusił, na malucha dla kurażu już nie.
David jednak toczył od lat wojnę z starzejącym się ciałem, więc nie przejmował się protestami żołądka i zaraz po zjedzeniu posiłku, udał się do łazienki na krótki prysznic. A po przebraniu się i otrzymaniu… zachęty/zaczepki od April, udał się w okolice basenu, ale… wybrał co innego. Zamiast nurkować w wodzie, zabrał się za wykorzystywanie siłowni na świeżym powietrzu. Kondycja w tym wieku sama się nie zrobi.
O głosowaniu już zapomniał, o możliwości przegranej nie myślał. Teraz skupiał się na kolejnych ćwiczeniach i szykowaniu na jutrzejsze wyzwanie. Na ostatnim się nie popisał, więc tym większą miał motywację, by jutro się wykazać.
Więc ćwiczenia, prysznic i lulu, by jutro wstać świeży jak skowronek. Taki David miał plan.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 27-04-2018 o 17:27.
abishai jest offline  
Stary 27-04-2018, 17:48   #56
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Phil, mimo najlepszych starań, nieco przeholował z kieliszkami i teraz czuł się okropnie. Nawet gorzej niż okropnie… To właśnie sytuacje takie jak ta sprawiały, że nie miał większych problemów ze zrozumieniem ludzi trzymających się z daleka od alkoholu. Zresztą, chyba do nich dołączy, jeżeli dalsze wyzwania będą podobne…

Na szczęście ostał się w Domu, więc nie będzie chorował na marne. To Jerome otrzymał ten wątpliwy zaszczyt. Może to dobrze, może to źle, Phil nie miał teraz głowy do rozmyślania nad takimi rzeczami. Wiedział tylko tyle, że chłopak miał chęci. I do tego pomysły, które przynajmniej na papierze były dobrze.

Gorzej z praktyką, jak się okazało. No i był chyba najgorszym typem wierzącej osoby, jaka istnieje. Kimś, kto wierzy w Boga tak żarliwie, że nawet nie wie, że wiara w symbole takie jak krzyż albo modlitwa do Jezusa, a nie do Boga są grzechami. No cóż. Wielu “wierzących” tak ma, poza tym mówienie jedynie potęgowało pulsujący ból głowy barmana, także zachował to dla siebie. Zresztą, gdyby zaczął gadać o tego typu sprawach, pewnie pobiłby rekord znienawidzenia przez publiczność.

Gdy w końcu poczuł się relatywnie lepiej wymył się nieco, wcisnął w siebie nieco jedzenia i popił je sporą ilością Coli. Zastanawiał się czy Mistrz Gry wiedział o tym, że ta pomaga na wymioty i był aż tak “miły”, czy może to tylko ich szczęście. Pewnie to drugie, sądząc po tym, przez co musieli przejść.

Wrócił do sypialni i usiłował zdrzemnąć się kilka godzin, licząc na to, że jakkolwiek pomoże mu to przeżyć ten dzień.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 27-04-2018, 19:40   #57
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Kelly po zjedzeniu pizzy zaległa rozwalona w najlepsze jeszcze gdzieś na godzinkę bezczelnie na kanapie, drzemiąc mocno po paru chwilach... i strasznie zgrzytając zębami. Gdy zaś się w końcu obudziła, pierwszą jej reakcją było przyłożenie dłoni do ust. Bolały ją zęby. I to bardzo. Od razu skorzystała z przygotowanych prochów dla pijaków, znalazły się bowiem między nimi i zwyczajne, przeciwbólowe. Normalnie z jednej skrajności w drugą...

A potem było głosowanie. Wredne, pojedyncze głosowanie, kogo wywalić z domu, przed kamerą i Mistrzem Gry. Blondi była nerwowa, była nie w sosie, pocierała co chwilę jedną dłoń o drugą. Ale w końcu i oddała swój głos. I to wcale nie na czarnoskórego.


~


- Ja wczoraj rzuciłam pomponami na trawę! - Nagle jej się przypomniało, opuściła więc dom, wychodząc na zewnątrz. Słoneczko ładnie przygrzewało, palmy odrobinkę szumiały, trawa pod bosymi stopami wywoływała te niezwykle przyjemne uczucie... Kelly uśmiechnięta od ucha do ucha, czując się w końcu już wiele lepiej niż parę godzin temu, szukała więc swojej zguby.


Był tam piękny ogród, basen, malownicze ławki, spory teren zielony odgrodzony wysokim murem z systemem monitoringu. Kelly wiedziała, że nie wolno opuszczać Domu. Wiedziała jednak, że za jednym z wyjść znajduje się piękna plaża... i jak nigdy dotąd poczuła nieodpartą chęć poczucia piasku na skórze i wykąpania się w morzu. Ale nie mogła, jeszcze nie. Najpierw te 2 miliony a potem sobie kupi własną plażę!

Wśród tego małego spacerku zauważyła rudą Faith, oraz tego mięśniaka z Team Blue, jak mu było… Double Ray? Oboje nieźle się obściskiwali i tarzali po trawce. Kelly z uśmieszkiem na buzi postanowiła im nie przeszkadzać, zostawiając samych sobie i odstawianym figielkom.

Panienka McClendon postanowiła jeszcze chwilę pochodzić wokół domu… i spotkała tego aktora, czy kim on tam był. Machał blady hantlami, chcąc chyba dojść do siebie po popijawie. A zbłaźnił się na całego, padając pod stół, i jeszcze rzygając(?). I to w sumie chyba przez niego Team Red przegrał… machnęła do tego całego dziadygi jedynie dłonią z daleka, nawet się nie zatrzymując.

….

Zauważyła w końcu tą czarnowłosą pankówę, czy jak oni się tam nazywali… Gothy? Chyba tak. Wiecznie smutne, przybite cioty, ubierające się jak wampiry na LSD, a świat dla nich jest okropny, nikt ich nie kocha, i jedno wielkie buuu-huuu-huuu.

No ale i tak się do pływającej w basenie April uśmiechnęła. Cherleederka opłukała nogi w pobliskim prysznicu ogrodowym, po czym usiadła na brzegu basenu, mocząc w wodzie stopy.
- Hi! - Machnęła do pływającej dłonią, przy okazji uśmiechając się szeroko - Jak się czujesz? Ja już lepiej, ale te picie to było straszne, normalnie ja tak nie umiem, takie wariackie rzeczy to nie dla mnie, mogłabym paść pod stołem jak ten cały Hasselove… - Kelly zaczęła trajkotać i trajkotać, i dopiero po chwili zauważyła, iż April pływała w basenie nago. Przytkało ją nieco, przymknęła więc jadaczkę, odchrząknęła wymownie, a i wzrok skierowała na pobliskie krzaki, a nie swoją ewentualną rozmówczynię.


***

Wieczorem ubrała na siebie odrobinę więcej, ale tylko odrobinę… i gdy za każdym razem się pochylała, było widać iż nosi białe stringi.


Ogłoszenie wyników głosowania przez Mistrza Gry Kelly przyjęła z nieukrywanym zaskoczeniem. Wyrzucano czarnego, a Irmina została. No cóż…

- Co jemy na kolację? - Spytała, gdy nadszedł w końcu jej czas, wesołym głosem i z tym wiecznym uśmieszkiem od ucha do ucha, przyklejonym do tej blond twarzyczki.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 27-04-2018, 20:07   #58
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Patrząc na odchodzącego Jerome, Kenneth odczuł sporą ulgę.
Ktoś musiał odpaść i prócz zadowolenia, że nie padło na niego, Griffin poczuł się lepiej, że to był właśnie Samboro. Znali się wszyscy niedługo. Ot impreza integracyjna, lot i strasznie krótki jak na razie tu pobyt, co było za krótkim czasem na wypracowanie sobie jakichś stanowczych antypatii względem którychś z towarzyszy, ale z odejściem porywczego chłopaka komikowi odpadało z grafika “kucie ryja”...
Wybór czerwonych przyjął zatem jako fakt iż był ‘per saldo’ do przodu, nawet gdy pożałował Jerome widząc jego rozgoryczenie.

To był jedyny pozytyw, bo czuł się jak wyżęta szmata.

Choć był w grupie osób, które odpadły najszybciej i wypiły najmniej, ale wystarczyło aby czuł się jak miś koala na srogim eukaliptusowym haju. Ruchy miał podobnie żywe jak u tego zwierzaka już gdy zwlekał się z łóżka po niedługim przespaniu stanu “nawalony jak szpadel”.

Prawie mu się cofnęło zjadaną pizzą, gdy Triple Kay i Faith sugerowali ‘dogrywkę’, zresztą podobnie się poczuł zaraz po przebudzeniu, gdy pierwsze co zobaczył, to dwie flaszki whisky stojące na szafce obok wyrka.
Nie pamiętał zresztą jak w tym wyrku się znalazł.

Mimo wszystko choć blady i zniszczony strasznie (zresztą wciąż lekko pijany) - zdawał się tryskać dobrym humorem.
- Oto genialny sposób, jak się ma sadystyczną chęć przypierdolenia komuś kijem w wątrobę i poprawić w łeb, ale chce się to zrobić finezyjnie i nie mieć na łbie prawników. - mówił wcześniej do lustra po wypłukaniu ust gdy skończył myć zęby. - Podobno ostatnio kilkanaście osób zatankowało taką ilość whisky, gdy fanklub gwiezdnych wojen zobaczył nową księżniczkę Disneya w osobie Kylo Rena. Ej, Wielki Bracie… - Zbliżył twarz do lustra i zniżył głos do szeptu. - Da radę skombinować zapas tabasco i kajeńskiego pieprzu?


***


- Pizza, albo… pizza! - rzucił w odpowiedzi Kelly i klapnął na kanapie obok Jacka Sullivana. - Niech nam żyje “Ajatollah Tankowania” - dodał udając toast kawałkiem pepperoni.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 27-04-2018 o 20:29.
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-04-2018, 20:24   #59
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Pool Party: Moore, Winter i Banks

Potem było jakieś potem. Frank właściwie nie miał okazji poszwendać się po domu i okolicy. Najpierw te biegi, potem odsypianie imprezy z LA, potem ta poranna popijawa, potem odsypianie porannej popijawy, no napięty grafik normalnie. Ale co tam. Miał teraz właśnie okazję. Dopiero teraz jakoś dotarło do niego, że wyleciał ten Jerome. A jednak. To mu jakoś dopiero teraz uzmysłowiło, że są w programie no i w końcu muszą ludki stąd wylatywać. Przecież na tym to wszystko polegało. Jak w “Nieśmiertelnych”. Na końcu musiał zostać tylko jeden. Machnął na to na razie ręką. W tej chwili wydawało mu się to strasznie odległą perspektywą. A w końcu MG coś mówił, że jutro ma coś być na inną mańkę. Ciekawe co tym razem. Pogrążony w takich rozmyślaniach zawędrował w końcu w okolice basenu. A tam spostrzegł, że już ktoś też wpadł na taki pomysł.

W basenie pluskała się w najlepsze krótko ostrzyżona brunetka z pięknym tatuażem na plecach. Był dobrze widoczny, jako ze niczego od pasa w dół prócz wody na sobie nie miała. Przy niej szczebiotała ta blondyna od pomponów i małego spustu, a gdzieś obok w najlepsze pakował Knight Rider, udając że wcale nie ma paru dekad na karku więcej, niż gdy ostatni raz woził się po ekranie w czarnej superfurze. Po drugiej stronie, w dalekim kacie siedziała druga blondynka, sącząc coś ze szklanki.

Co prawda słońce wciąż stało wysoko w górze, zalewając świat nieznośnym dla skacowanych oczu światłem, lecz na każdą niedogodność szło się uodpornić. Ot choćby za pomocą rozłożystego parasola, skierowanego na jeden z kątów basenu - tam gdzie płycizna i schodki, stworzone do siedzenia mniej więcej przy zanurzeniu do połowy piersi. Woda miała również tę niezaprzeczalną zaletę, że chłodziła trawione alkoholowymi dreszczami, pocące się nieprzyjemnie ciało, przynosząc ulgę.
Mimo zauważalnej bladości, Winter wyglądała lepiej jeszcze dwa kwadranse temu, gdy zamknęła się w łazience, kategorycznie odmawiając odstąpienia muszli klozetowej dalej niż na trzy kroki. Spędziła tak dobrą godzinę, zwracając co udało się jej wcisnąć na późne śniadanie, a gdy jedzenie dosłownie wyszło, wymiotowała palącą gardło żółcią, której posmak zwalczała teraz Poweradem, sączonym z wysokiej szklanki. Obok stała druga, opróżniona do połowy szklanka soku pomidorowego, choć nią akurat w tej chwili długonoga blondynka wydawała się niezainteresowana. Siedziała z plecami opartymi o krawędź basenu w jednej z dobrze eksponujących walory póz niby naturalnych, ale niewygodnych na dłuższą metę. Wydawała się nie zauważać towarzystwa, wpatrzona w punkt przed sobą. Jaki konkretnie nie szło zgadnąć przez ciemne okulary, łaskawie osłaniające oczy od zbyt dużej dawki ostrego, dziennego blasku. Kołysała szklanką, co pewien czas poprawiając ramiączko góry dopasowanego bikini.

- Cześć. - Frank przywitał się z blondi gdy dostrzegł ją w strategicznie ważnym miejscu. We wodzie i po cieniem z parasolu. Po Słońcu też mu się nie chciało łazić więc cień wydawał mu się dobrym przyjacielem. Właściwie woda też. No i blondi naturalnie. Podszedł do niej bliżej i usiadł na krawędź basenu zanurzając nogi w wodzie. Całkiem niezły pomysł. A jaki przyjemny. Przez chwilę pozwolił sobie nic się nie odzywać. Poza tym nadal trochę czuł się wyprany ze słów i emocji które dalej dopiero zaczynały wracać na swoje miejsce.

Ruchowi w basenie towarzyszył cichy chlupot, zaraz też przed youtuberem pojawiła się szklanka izotonika. Ta sama z której wcześniej pociągała dziewczyna. Teraz zaś trzymała ją, uśmiechając się zachęcająco.
- Pewnie… wolałbyś wiewiórkę - zaczęła najniewinniejszym tonem jaki udało się jej z siebie wykrzesać, stulając usta jak do pocałunku - Niestety wyszły. Zostało tylko to. I nie czuć moczu, ani futro nie wchodzi między zęby.

~ To był suseł… przecież tłumaczyłem… ~
zerknął w dół i w bok na podaną w zgrabnej dłoni, zgrabną szklankę. Chyba nie było co walczyć z tą wiewiórką. Zresztą z tej perspektywy jakoś znowu wzrok zadziałał mu prędzej niż łącza w mózgu więc dopiero moment później zorientował się, że ma świetną perspektywę na bikini blondi no i to co pod bikini. Machnął więc w duchu ręką na tą cholerną wiewiórka która była susłem.
- Nie ma wiewiórek? - nieco uniósł brwi wzrok w kierunku twarzy w ciemnych okularach. Westchnął artystycznie. Humor jakoś mu się jednak mimo wszystko poprawił. - Cóż za lokal. A mówiłem o początku, że ten program jest źle prowadzony. - pokręcił smutno głową zaczynając wchodzić w swoją komediową rolę. Czuł jak te spite i półprzytomne emocje i myśli zaczynają jednak wracać na właściwie miejsce. Nie dał jednak dziewczynie dłużej czekać. Przyjął poczęstunek i uniósł podaną szklankę w niemym toaście.
- Dobrze, że towarzystwo jest ciekawe. To nudzić się nie będziemy. - powiedział i upił łyka ze szklanki. Od razu zrobiło mu się lepiej i opuścił szklankę machając wesoło nogami w basenie. Fajne klapki i jakieś bermudy znalazł to na taki basen i pogodę były jak znalazł. Spodnie nie sięgały do wody a klapki leżały obok. - Ja pieprzę… Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak się złoiłem… Nie jestem pewny czy w ogóle… - przyznał w przypływie szczerości wpatrzony w ten błękit wody przed sobą.

- A przypadkiem nie wtedy, gdy kręciłeś zimową serię gdzieś w lesie czy innej tajdze? - instamodelka podrzuciła zaciekawionym tonem, przekręcając się tak, aby móc oprzeć ramię o krawędź basenu i na zgiętej dłoni ułożyć obolałą głowę.
- Wtedy co razem z kumplami piliście z tym małym żółtkiem, co was poskładał i na koniec dopił co w waszych flaszkach zostało - dodała z cieniem rozbawienia, błąkającym się po pełnych ustach - Wspominałeś w LA. Zanim wyciągnąłeś taśmę.

Frank zmrużył oczy w zastanowieniu i zaciekawieniu. Póki Alice nie wyjawiła mu skąd zna te detale o tym urywku z wyprawy na Alaskę. Wtedy zrobił nieme “aaa” i skinął twierdząco głową. To coś się wyjaśniło. No tak, w sumie lubił opowiadać tą anegdotkę to pewnie i wczoraj w LA się z tego wypruł. Czy tam dzisiaj. Te imprezy, loty, strefy czasowe, kac i dziury w pamięci jakoś skutecznie zaburzały mu chronologię wspomnień. Humor mu się poprawił i ześlizgnął się do basenu obok blondyny. Nie przeszkadzało to ani jemu ani jego ubraniu wydobytego z miejscowych zasobów.
- To było wtedy inaczej. - zaczął od razu z przejęciem jakie dają tylko wciąż żywe wspomnienia gdy mościł się wygodniej na tym schodku basenu. - Wtedy zrobiliśmy imprezę. W kompletnej dziczy. Tak się wszystko pochrzaniło, i sprzęt, i pogoda, i łączność no serio zaczynało się już robić trochę nieciekawie. - przyznał dość delikatnie zaznaczając tamtą sytuację. Właściwie to byli w dupie. W zmarzniętej dupie. Z alaskańską śnieżycą za ścianami igloo. - Kręciłem właśnie wtedy serię z dalekiej północy, wiesz, Arktyka, sprzęt zimowy i górski no takie sprawy. I kurde, wszystko się zaczęło chrzanić. Nasz kierowca, co miał jechać po zapasy ześlizgnął się z drogi. Spadł, a tam taka skarpa była. Ale jeszcze dość blisko nas, że go widzieliśmy. Ale z godzinę do niego szliśmy. Trochę go potłukło ale właśnie ten Jimmy go poskładał. Ale no zostaliśmy bez radia i bez transportu. Musieliśmy serio się zorganizować a wiedzieliśmy z wcześniejszych prognoz, że burza będzie. Znaczy śnieżyca. Zrobiło się… No cóż, trochę mieliśmy mokro w gaciach bo to kompletne odludzie było. - westchnął i pokręcił głową gdy przypomniał sobie tamte igiełki niepokoju jakie wtedy odczuwał. Ukłuły go teraz zupełnie tak samo jak wtedy.
- Ale udało się nam. A potem jeszcze udało nam się po tej burzy złapać pomoc przez radio. I przyjechali po nas. To już na miejscu zrobiliśmy taką imprezę. Bo wysłałem filmy, jeszcze nie obrobione. I klient był tak zachwycony, że dał nam kontrakt i to z takim bonusem, że się w ogóle nie spodziewaliśmy. Bo testowaliśmy jego sprzęt i no przez przypadek ale wyszły serio bardzo i dosłownie ekstremalne warunki. To, żeśmy z miejsca zrobili imprezę na gorąco, jeszcze wtedy w bazie ratowników. No. To też się działo. - pokiwał na koniec głową uśmiechając się lekko do tamtych wspomnień. Było groźnie przez moment. No ale przetrwali i jeszcze wyszli z tego obronną ręką. A nawet zwycięską. Mimo, że przez chwilę stał im przed oczami scenariusz, że będą kolejnymi zaginionymi na alaskańskich pustkowiach. Albo znajdą ich zamarznięte ciała.
- No ale ej, chyba nawet wtedy to nie było takiego chlańska jak teraz, rano. - zastanowił się gdy porównał te dwie imprezy.

- A renifera też jadłeś? - nagle zza ich pleców dobiegło ciche, jękliwe pytanie, wypowiedziane cienkim, damskim i bardzo zbolałym głosem. Gdy odwrócili się w tym kierunku dostrzegli blado-zieloną Banks, okutaną w bluzę, golf i jeszcze koc na dokładkę. Na głowie miała kaptur, w ręku ściskała szklanicę soku pomarańczowego i wyglądała jakby nie za bardzo miała pomysł co zrobić aby nie umrzeć.
- Duszno tam… i śmierdzi - powiedziała tonem wyjaśnienia, pokazując na dom, a potem wzruszyła ramionami, dosiadając się do pozostałej dwójki z tym, że po turecku i na suchym lądzie.

- O, cześć. - Frank odwrócił się by spojrzeć na nowoprzybyłą. Zaskoczył go jej ubiór. Jakby jej zimno było czy coś. To była ta co wytrzymała wczoraj… rano… no tam, przy stole… właściwie niewiele mniej niż in albo ci dwaj od niebieskich.
- Tak, jadłem. Na Alasce nie taka rzadkość, możesz dostać w domu czy w knajpie tak jak u nas stek z wołowiny albo coś podobnie popularnego. Polecam spróbować, jest jednak trochę inne niż zwykła wołowina. - Frank odpowiedział całkiem chętnie. Trochę mu się niewygodnie przekrzywiało głowę do tyłu by patrzeć na tą nową.
- Zimno ci? - zapytał trochę zaciekawiony jej ubiorem.

Czy było jej zimno? Dobre pytanie.
- N-nie wiem… - Dixie przyznała, ale nie rozluźniła warstw kokonu - Chyba zimno, a na pewno trzęsie. Delirium tremens - parsknęła i zaraz tego pożałowała, gdy ból głowy uderzył w lewą skroń - Nigdy tyle nie wypiłam. Rhys mi kazał - poskarżyła się zbolałym tonem. Zmieniła temat na weselszy - Skąd jesteście? Ja mieszkam w Detroit… znaczy mieszkałam tam ostatnio, ale zmieniłam pracę i przenieśliśmy się z rodzicami do Chicago.

- A ja z Tennessee. Jak Davy Crockett.
- Frank przedstawił się przypominając jednego z najsławniejszych pionierów i bohaterów narodowych. Zawsze czuł satysfakcję, że urodził się w tym samym stanie co on. Jednak poruszony przez brunetkę temat nieco uświadomił mu kłopotliwą sytuację w jej względzie. - A możesz przypomnieć jak masz na imię? - zapytał trochę kłopotliwie przygryzając wargę. Pewnie się poznali. Wczoraj. Znaczy rano. Znaczy przy stole. Może nawet i w LA. Ale nawet jak tak to za cholerę tego nie zapamiętał.

- Dixie. Dixie Banks - ratowniczka nie dziwiła się niczemu. Nie przy kacu, słońcu, whisky i reality show. Przedstawiła się drugi raz i siorbnęła soku.

- Byłaś kiedyś na meczu Bullsów? - Winter uśmiechnęła się pod nosem, przepijając sokiem pomidorowym do drugiej kobiety - U mnie Miami. Jedno z największych zagłębi produkcji filmów spod znaku trzech “x” - odstawiła szkło na brzeg basenu.

- W United Center? No jasne - Banks kiwnęła głową i nawet się zaśmiała. Mieszkać w Chicago i nie być na Bullsach to jak być w Vegas i nie wejść do kasyna.

- Albo wleźć do lasu i niczego nie zeżreć - Alicia dorzuciła do wyliczanki, łypiąc na Moore’a spod okularów.

Frank kiwał głową do tych wyliczanej i pozezował jednak na koniec na siedzącą obok blondynę.
- O? To tak też można? - zdziwił się uprzejmie sięgając po odstawioną wcześniej na brzeg basenu szklankę. - Popatrz, popatrz. - pokręcił do tego głową upijając łyka. - Właściwie mi się udało. Być w Vegas i nie być w kasynie. Ale byłem przejazdem. Wynająłem hotel na noc a rano musiałem jechać dalej. Nie miałem czasu zwiedzać. No ale jak tak reklamujecie to może następnym razem. - dodał weselej. Potem spojrzał szelmowsko na jedną i na drugą towarzyszkę i zapytał zaczepnie.
- A co jeszcze reklamujecie? Tak co by można zwiedzić czy zmajstrować na miejscu. - doprecyzował nieco utrudnienia.

- Mamy aligatory, manaty i delfiny butlonose, ale są pod ochroną. Przynajmniej te dwa ostatnie - pierwsza odezwała się blondynka, odpowiadając śmiertelnie poważnym tonem - Są też rysie, wydry, a jak dobrze poszukasz i pantery. Wpadniesz i będziesz miał co próbować - parsknęła w końcu, poprawiając ciemne pingle - I przyznaj się, w Vegas polowałeś na jaszczurki. Nie karmią was na tych wyjazdach, czy masz tak naturalnie? Jeżeli druga opcja to trzeba zapamiętać. Na wypadek gdybyśmy mieli kiedyś razem iść do ZOO.

- Te, cwaniara.
- Frank roześmiał się ale odpowiedział pogodnie, zaczepnym tonem. - Jak pytałem o te “na miejscu” to tak dosłownie na miejscu. - palec Moore zatoczył łuk po widocznej okolicy domu czy basenu. - A na Florydzie też kręciłem filmik czy dwa. Przy Wielkich Jeziorach też. - dodał zerkając na Dixie.

- Co cwaniara? - Winter zmarszczyła brwi, z cichym westchnieniem wstając i wychodząc na brzeg basenu - Nie mam zamiary płacić za ciebie kaucji w pierdlu, jak pomylisz jakąś papugę z hot dogiem. Albo inną, biedną fretkę - rozejrzała się po okolicy, aż jej wzrok padł na leżaki. Głowa ciążyła już niemiłosiernie. Drzemka dla relaksu nie była takim złym pomysłem.
- Chodźcie na ląd, przyda się złapać trochę słońca… - zrobiła krótką pauzę, by dokończyć ze smutkiem - Ale sama nie wysmaruję sobie pleców.

- Słońce?
- Banks łypnęła niechętnie na jaśniejszy teren, aż jej wzrok padł na parasol za leżakami - No dobra.

- Eeejjj… - Frank znowu udał, że się obraża. Ale widząc podnoszącą się i ociekającą wodą blondynkę i to tak z całkiem bliska no w sumie nie mógł narzekać na widoki.
Też się podniósł.
- Za kogo mnie bierzesz? Rozpoznaje poszczególne gatunki. - dodał urażonym tonem ale właściwie propozycja blondi była mu jak najbardziej na rękę. Poczekał aż dziewczyna ułoży się wygodnie, i opcja nasmarowania jej plecków była mu jak najbardziej na rękę. Właściwie to nie tylko plecków. A Dixie chyba też się spodobał pomysł no to cóż, jak mógł nie wyratować ślicznotek z tej słonecznej opresji prawda?

Usiadł przy Alice i wziął w dłoń smarowidło. Po chwili zastanowienia doszedł jednak do wniosku, że te bikini fajne ma ale do nasmarowania 100% powierzchni pleców to jednak dość nie wygodne. Rozwiązał więc ten pasek materiału by uwolnić plecy blondyny od tego paskowego ciemiężcy i przystąpił do ratowania damy w słonecznej opresji. Musiał przyznać, że całkiem przyjemnie mu się wykonywało tego questa a nawet zaczął czuć rosnące pobudzenie. W miarę jak dłonie nieśpiesznie rozsmarowywały się od karku dziewczyny, przez jej łopatki, krzyż aż do miejsca gdzie zaczynało się dół bikini. I dla zmysłu wzroku, i dla zmysłu dotyku ta błyszcząca, jędrna kobieca skóra były przyjemnością samą w sobie.

A Dixi też się rozgrzała. Bo w końcu jakoś się rozkutała z tego zimowego futra i położyła obok wystawiając swoje plecki do ratowania. No jej Frank też nie miał serca odmówić pomocy.
- Ależ normalne ja się dla was poświęcam. - westchnął gdy przysiadał się do brunetki by powtórzyć operację rozpinania górnej bielizny i rozsmarowania olejku na jej plecach. - Ej. A robiłyście to kiedyś synchronicznie? - zapytał zaciekawiony klęcząc między jedną a drugą dziewczyną. Właściwie to już były wysmarowane jak trzeba. Tylko jakoś za cholerę nie chciało mu się kończyć zabawy. Właściwie ty pytał grzecznościowo. Trochę zmienił pozycję i każda z dłoni wylądowała na jednym karku a potem przesuwała się nieśpiesznie, spokojnymi ruchami po kręgosłupie. W zgranym tempie jedna dłoń na ciele jednej dziewczyny wykonywała ten sam ruch na plecach drugiej. Musiał przyznać, że samo obserwowanie tego było dla niego cholernie fascynujące a co dopiero przeprowadzanie tych manewrów na żywo.

Zabawa szybko się jednak skończyła, gdy najpierw jedna, a potem druga ratowana opresji dama podniosła się na kolana. Porozumiały się spojrzeniami, odrzucając górne części garderoby daleko za siebie.
- Synchronicznie powiadasz - Winter wymruczała niskim głosem, popychając ratownika przez co przewalił się z siadu d o pozycji horyzontalnej.

- Tego nie, ale kiedyś razem z kumpelą kroiłyśmy jednego nieboszczyka na zaliczenie - Dixie podłapała grę, zapominając że jest w kamerze, telewizji i ludzie ją widza. Razem przystąpiły do wspólnej pracy, rozbierając cel nie tylko z koszulki ale i spodni, aż został w samych slipkach. Sięgnęła po olejek, potem podała go Alicii szczerząc się od ucha do ucha. W końcu miały nieść pomoc przed oparzeniami słonecznymi, no nie?
Dla dobra Franka oczywiście.
 

Ostatnio edytowane przez Driada : 27-04-2018 o 20:27.
Driada jest offline  
Stary 27-04-2018, 21:59   #60
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nigdy nie widziałem czegoś takiego… - Kenneth podał Sullivanowi napój izotoniczny. - Masz tam jakiś specjalny zbiornik na whisky?
- Ha, piło się co nieco już w życiu, jak człek pracuje ponad 20 lat w policji to nie może być ciągle trzeżwy, nie? - Jack wyglądał na cholernie zmęczonego i mówił powoli, ale poza tym wydawał się trzymać nieźle, szczególnie jak zdążył się już napić i nawodnić. - Pokazałem przynajmniej tym bezczelnym gówniarzom, nie? - Spojrzał nagle na Kennetha jakby widział go pierwszy raz, nieco przymulowanym wzrokiem. - A ty czemu bierzesz udział w tym cyrku?
- Po tym szalonym ranku nie mam zielonego pojęcia. - Komik roześmiał się opadając głową o oparcie kanapy. - Typ nas chciał zabić, czy co? - Wciąż blady mówił w miarę składnie, choć z lekkim wysiłkiem. - Dla mnie to fun Jack, nie myślę o zwycięstwie, a ty? Bo fame już z pewnością masz, filmik jak wbijasz w siebie prawie półtora litra, jak nic będzie hitem YouTuba przez srogie miesiące.

- Bawi cię to? To chyba ty powinieneś innych rozbawiać, co? A ja wyobraź sobie, na alimenty zbieram. Widzisz, latami harowałem i nic z tego nie mam, więc równie dobrze mogę się taplać w tym szambie. - Jack wypił do dna napój i oparł się o stół z wyglądającym nieco ponuro grymasem.
- Słuchaj, gdybym wygrał, to nie pogardzę dwoma bańkami, ale wolę się nie nastawiać. Widziałeś tego chłopaka jaki wkurzony był? - Lekko kiwnął dłonią tam gdzie zniknął “Django”. - Nie widzisz w tym wszystkim jakieś przygody?
- Przygoda? - Jack podrapał sie z powątpiewaniem po wciąż bolącej łepetynie. - Miałem już parę w życiu, wątpię czy ten cały Mistrz Gry wymyśli coś ciekawszego, zobaczymy… A ten wkurzony czarny sam się wkopał.
- A w filmie porno grałeś, Jack? - Kenneth spytał niby z głupia frant.
- No nie no facet, tak zdesperowany to jeszcze nie jestem. A ty grałeś?
- Jasne. - Komik kiwnął głową wciąż opierając ją o kanapę. - Tylko raz, teraz, tak jak Ty. Bo wiadomo co kręci publiczność i tylko patrzeć co się będzie działo wokół - dodał nie wiedząc iż faktycznie już się zaczęło, bo rano był zbyt pijany by zarejestrować to co wyprawiali inni.
- No, w sumie to może być ciekawie, jest tu parę niezłych laseczek a ja już żonaty nie jestem. Podobno jakaś laska pływa nago w basenie, idziemy sprawdzić? - Były glina zaśmiał się chrapliwie.
- Ja tam widzę większą imprezę - odpowiedział Griffin, gdy odruchowo przekręcił głowę by zerknąć ku basenowi widocznemu przez oszkloną ścianę salonu. Netowa Blondynka i Dixie właśnie pracowały nad Frankiem. - Możemy skoczyć - dodał, choć jego stan niesamowicie zgrywał się w tym momencie z kanapą.
- No to dajemy!- Jack z pewnym wysiłkiem zaczął wstawać. Wyobraził sobie, że jest o 30 lat młodszy.

Wzrok Kennetha śledził ruchy byłego policjanta.
Typ był totalnie niezniszczalny.
Powoli odłożył na stolik niedojedzony rant pizzy i sam zaczął się zbierać, wstając chybotliwie.
- Jeżeli nasz Mistrz Gry planuje takie poranki jak dziś codziennie, to ktoś tu zginie Jack - powiedział idąc za Sullivanem. - I moja wątroba mówi mi, że to będę ja. W sumie, jednak, to dobra śmierć - dodał z perspektywy ‘stojącej’ widząc nagą April pływającą w basenie , oraz trio Alice-Dixie-Frank i wspominając popijawę. - Ale w razie czego po programie, to ja zgłaszam się do ciebie na korepetycje. Chyba, że nauczysz mnie jeszcze w trakcie jak do kurwy nędzy można tyle pić, ja składam się po kilku.

Jack po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się z siebie dumny, pomimo całej durnoty tego show, w sumie nie był taki zadowolony od kiedy wywalili go z roboty i Alice go zostawiła. Pokazał im wszystkim, że ma jeszcze jaja, no! - Z uśmiechem poklepał Kennetha po ramieniu.
- Nie bój się, trzeba działać zamiast biadolić jak stare baby, damy radę, bym cię nawet podszkolił ale czasu trochę mało... A co tamci tam wyczyniają?! - Spojrzał na kierunek, w który patrzył się komik.
- Przecież to proste. Kradną mu ciuchy. Potrzeba tu interwencji Jack. Dobrze, że mamy policję…

post pisany z Lordem Melkorem
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 27-04-2018 o 22:05.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172