Laurenor skubał kurczaka, którego jedna z dziewek służebnych im przyniosła. Posiłek był apetyczny lecz zbytnio suchy jak na podniebienie elfiego maga. Ten nalawszy sobie puchar wina opłukał usta i przełknął. Wino niczego sobie. Musiał przyznać, że bretończycy akurat na winach się znali.
Laurenor uśmiechnął się na pytanie niziołka.
- Drogi Ryży. Magia jest potężna. Mistrzowie magii mogą nawet góry przenosić więc czym byłoby zmienienie alkoholu w wodę?- machnął ręką lekko a zarazem teatralnie.
- Pestką w soczystym jabłku jedzonym przez olbrzyma.- Mag widział, że niziołek nadal pozostał zmieszany więc dodał.
- Nie martw się. Nie uczynię tego Tobie jeśli to smutkiem Ciebie napełnia.-
Laurenor kiwnął głową gdy rozmowa skierowała się o zatrudnieniu. Klasztor mógł posiadać w swoich bibliotekach cenne skarby natury filozoficznej czy nawet magicznej. Podróż w takie miejsce i zarobienie trochę złota było wskazane. To co posiadał może było dużą ilością, ale nawet całe majątki bez uzupełniania kurczą się zbyt szybko.
- Z chęcią bym wyruszył do klasztoru. Możecie na mnie liczyć jeśli oczywiście chcecie.
Pojawienie się krasnoludów niezbyt dobrze wpłynęło na maga.Nie miał nic do nich, ale lata życia i podróży nauczyło go, że jeśli ludzie nie lubią elfów to krasnoludy by wszystkie w łyżce wody potopiły. Mag postanowił zważać na poczynania ludu z gór. Ich nowa kompanka, krasnoludzica może odwróci uwagę brodatych gości, ale czy to wystarczy?