Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2018, 16:08   #18
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Zły czas, tuż po wypadku Blackwooda, a co za tym idzie śmierci ukochanej osoby? Czy też może paskudny charakter Deanny? Lovell miał mieszane uczucia i nie potrafił jednoznacznie ocenić tej rozmowy. Wypadek z fortepianem rzecz jasna nie pomógł, ale był jedynie dodatkiem do nieudanego wywiadu z jedną z dziedziczek imperium finansowego neworleańskiego filantropa.

Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki swojego niemieckiego AGFA Memo i zrobił kilka zdjęć zniszczonego samochodu po czym zamyślony, skierował ku budynkowi. Powoli idąc z powrotem ku wejściu do New Orlean Sanitarium Sebastienne zapisywał coś ołówkiem w swoim notatniku.

- Czy jest szansa na spotkanie z dyrektorem? - spytał pielęgniarki, która pomagała kierowcy Deanny.
- Na spotkanie z dyrektorem nie ma szans. Nie w tej chwili - dodała pielęgniarka. - O już jadą.
Wskazała ręką w stronę nadjeżdżającego samochodu policyjnego. Policjanci wysiedli z auta i poza krótkim zlustrowaniem Lovella i pielęgniarki. Nie zaszczycili ich uwagą. Podeszli do auta i zaczęli rozmawiać między sobą. Jeden został i coś zawzięcie notował. A pozostałych trzech gliniarzy weszło do głównego budynku szpitala.

- Dyrektor nie wspominał panu, że nasz psycholog strzelił sobie w głowę. Taka tragedia.
- To rzeczywiście straszne… - Lovell nie udawał wstrząśniętego, bo w jakiejś części faktycznie takim był. - Coś mogło wskazywać, że to zrobi? Zachowanie? Przecież ludzie nie robią takich rzeczy ot tak panno…, ehm... Lovell, Sebastienne Lovell. - Wyciągnał ku kobiecie dłoń.
- Aby Michon - przedstawiła się pielęgniarka - No wie pan. Ja go nie lubiłam, choć może nie powinnam tego mówić o zmarłym. Dziwny był. Obcokrajowiec. Przyjechał z Rosji. Nie mogłam z nim znaleźć wspólnego języka, choć mówił płynnie po angielsku. Nie wiem, dlaczego dyrektor go przyjął. W sumie nie pracował u nas długo. Może pół roku. Tak się dziwnie na mnie patrzył jakby z obrzydzeniem. Trochę taki dziwak. No cóż, ale muszę już iść bo siostra oddziałowa już na mnie z okna patrzy morderczym wzrokiem. Do widzenia, panie Lovell.
- Panno Aby, z ręką na sercu mogę rzec, że jeżeli patrzył na pannę z obrzydzeniem, to winien zamienić się miejscami z którymś ze swoich pacjentów. - Sebastienne uśmiechnął się lekko. - A potrzeba odejścia stąd narazi pannę nie na gniew oddziałowej, a potrzebę chodzenia tam i z powrotem. - Wskazał na policjantów. - Była panna świadkiem, jestem pewien, że ci gentelmani, zaraz zechcą z panną porozmawiać, ja zaś chciałbym spytać jeszcze o jedną rzecz, nim to nastąpi. Czy w waszym szpitalu praktykuje się zatrudnianie osób do specjalnej oprawy na pogrzeby osób… zapomnianych. Tych o które nie upomina się rodzina?

Aby uśmiechnęła się w odpowiedzi na uśmiech i komplement.
- Tak. Pewnie będzie sporo kłopotu z gliniarzami. Mój ojciec… - coś stuknęło przy samochodzie, który oglądał gliniarz. Pielęgniarka zreflektowała się, że miała się spieszyć, ale wrodzone gadulstwo trzymało ją przy słuchającym każdego słowa Lovellu.
- Tak te pogrzeby osieroconych pacjentów to tak tradycja. Funerales. Zawsze była tu oprawa muzyczna. Jeden z naszych starych pacjentów tak lubił te oprawy z trąbką albo i orkiestrą, że zapisał niezłą sumkę, aby ta tradycja była nadal kontynuowana w szpitalnych pogrzebach. No ostatnio to grał tu taki trębacz ale przeprowadził się do Chicago i szukają kogoś na jego miejsce. A przed nim był tu taki pianista Johnson, ale ten też wyjechał do Houston. A nieraz zamawiali i płaczki, albo pieśniarki, aby odśpiewały psalmy i jakieś requiem. No, ale kto wie czy to nie zbytek i fanaberia. Mniejsza z tym. Do widzenia panie Lovell. Przyjemnie pogadać, jak ktoś nie wcina się, kiedy opowiadam. No zmykam - pożegnała się i zniknęła w budynku szpitala.

Dziennikarz patrzył za nią chwilę i zanotował coś w notatniku.
Spojrzał na gliniarza badającego wrak samochodu. Z dyrektorem szans spotkać się dziś nie było, ale przecież jutro też miał być dzień. Sebastienne nie miał narzekać na brak roboty tego popołudnia. Policjanci, pracownicy szpitala... każdy mógł mieć jakieś informacje na temat Blackwooda lub tego co tu dziś zaszło.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline