Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2018, 21:54   #301
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - Wejścia i wyjścia (37:15)

“Właśnie dlatego nazywamy się szczurami Blasku. Bo szanse wydostania się stąd mamy nie większe niż szczur w piekle.“ - “Szczury Blasku” s.21



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:15; 45 + 60 min do CH Black 3




Black



- Sporo ich tutaj. - wysapała z przekąsem Grey 27. - No. Prawdziwy chlewik. - zgodził się Grey 20 choć nie wydawał się być zbyt zmartwiony. Ale, że cała czwórka była dość zajęta i mało rozmowna zajęta wykonywaniem planu przedarcia się do schronu ciężko było bawić się w precyzyjne określanie nastroju. Wielkolud z ciężką bronią wydawał się jednak najmniej spięty albo najlepiej się z tym maskował.

Obydwie Blacki znały już teren “The Hell” na tyle dobrze, by bawić się w przewodników. Przynajmniej idąc śladem walk i zniszczeń jakie uczynili tu wcześniej. Czwórka osób z silnym nasyceniem bronią maszynową, automatyczna granatami i miotaczami ognia dawała jak na razie torować sobie drogę ogniem, stalą i ołowiem. Ale na tym poziomie wydawało się rzeczywiście być więcej xenos niż powyżej. Pozostawało pytanie czy starczy petrochelum, granatów i magazynków by dotrzeć do bunkra. Coraz więcej przywieszek świeciło pustką. Ale na razie udawało im się na tyle, że nawet jak jakiś xenos dawał radę dorwać kogoś z nich to udawało się go zatłuc albo zglanować nim zdążył kogoś poważniej ruszyć.

- I co teraz? Daleko jeszcze? - zapytała Gomes wyrzucając pusty zasobnik ckm na podłogę i szybko znowu biorąc pod lufę korytarz jakim właśnie przyszli. Utknęli. Korytarz wydawał się być całkiem niezły do obsadzenia przez ckm. Dość długi, prosty, bez przeszkód do ukrycia, przez jeden ckm ciężko było się przebić nawet szybkim i zwinnym xenos. Ale ten ckm musiał mieć ammo i obsadzać jego wylot by mógł pełnić tą rolę czyli unieruchamiało operatora takiej broni do tego stanowiska.

A doszli do trochę większej sali. Wedle pamięci Blacków brakowało im jeszcze jakieś 1 - 2 kompletów sal i korytarzy do tej z trzema kolumnami gdzie było wejście do schronu. Tylko sufit, ściany i drzwi były poszarpane i z licznymi wyrwami. Co dawało xenos sporo miejsc do ataku z bardzo bliskiego dystansu. Na razie pozostała trójka ogniem, granatami i ołowiem dawała radę odpierać ich ataki ale jeśli się nie skończą to właśnie groziło im, że czwórka skazańców utknie tutaj aż do wyczerpania zapasów. A w walce bezpośredniej, zwłaszcza przy przewadze liczebnej, xenos były bardzo trudnym przeciwnikiem.

Prosta droga do schronu nie była tak całkiem prosta na tym ostatnim odcinku. Drzwi prowadzące z pomieszczenia na następny korytarz zamykały się z irytującym zgrzytem to z równie irytującym zgrzytem szarpanego siłownikami metalu otwierały z powrotem. Za nimi coś albo się zawaliło albo wybuchło. W każdym razie widać było rumowisko przez które chyba dałoby się przejść ale nawet w tej migawce zgrzytających drzwi jasne było, że utrzymanie zwartego szyku zapowiadało się bardzo trudno.

Alternatywą wydawał się jakiś boczny korytarz który mógł być równoległy do tego częściowo zawalonego. Do tego jakby dla kontrastu był zapraszająco pusty. Dałoby się czwórce ludzi swobodnie przejść albo przebiec. Feler tego korytarza był jednak bardziej zdradliwy. Odkryli to gdy jednym z biegnących ku nim xenos szarpnęły nagle błękitnobiałe błyskawice wyładowań. Korytarz był pod jakimś napięciem. Na tyle dużym by powalić a może i zabić małe xenos. Jak zadziałałby na większe albo ludzi tego nie było pewne. Może dałoby się jakoś wyłączyć energię w korytarzu jak się domyślała Diaz ale pewnie trzeba by znaleźć odpowiednią skrzynkę bezpiecznikową ale właśnie trzeba było ją odnaleźć i nie wiadomo do końca co jeszcze przy okazji by się wyłączyło.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:15; 45 + 60 min do CH Black 3




Eagle 1



Mały, zwinny, szczurowaty xeno wcale nie był taki łatwy do trafienia nawet dla tak świetnie wytrenowanego szermierza jak Grey 35. Szybko zrewanżował się człowiekowi kąsając go jednak w przeciwieństwie do niego człowieka krył pancerz który uchronił go przed tym atakiem. Zaraz później choć wciąż nie działajacy miecz to jednak aż nadto wystarczył by rozgnieść małą pokrakę.

Okazało się, że gliniarz wrócił i w ogóle nie wydawał się skory słuchać zaleceń lekarskich. Do tego otworzył ogień z jak się okazało karabinku jaki widocznie musiał przynieść z kabiny. Karabinkowe kule rozszarpały stwora jaki próbował rozszarpać Morvinovicza. - Zamknąć drzwi! - krzyknął rozkazująco kapitan i sam dał przykład zasuwając te których wcześniej pilnował biznesmen rosyjskiego pochodzenia. Zostały te drugie, z Gulą. Przez wystający na zewnątrz karabin jak i samego ochroniarza wciąż szarpiącego się z kreaturami o zamknięciu tych drzwi nie mogło być mowy póki ta walka trwa i przeciwnicy blokują te przejście.

Wciąż nie pilnowana była rozbita kabina. Co szybko przekonał się Sanders. Ledwo zdążył usłyszeć za sobą zgrzyt pazurów po metalu i przyjąć na zwarcie kolejnego psiej wielkości stwora. Ten skakał i próbując użreć człowiek i nawet mu się udało przebić przez zasłonę z niedziałającego miecza łańcuchowego ale na szczęście dla jego właściciela szpony znów nieszkodliwie ześlizgnęły się po pancerzu. Skazańcowi udało się wreszcie trafić i zranić a wreszcie dobić stwora. Gdy skończyli ten najbardziej mobilny pojedynek w ładowni która nagle okazywała się całkiem ciasnym miejscem na takie wygibasy mimo, że podczas lotu zdawała się móc pomieścić z tuzin albo więcej spokojnie siedzących na ławkach żołnierzy w pełnym ekwipunku bojowym. Zza pleców Sandersa dobiegały kolejne wrzaski, krzyki ludzi i skrzeki stworów, wystrzały z jego własnej strzelby, karabinków czy głuche uderzenia towarzyszące walce bezpośredniej.

Gdy się odwrócił sytuacja nadal nie była lekka. Morvinovicz był cały uwalany czerwoną i żółtą krwią. Klęczał na podłodze ładowni mając za sobą zamknięte przez gliniarza drzwi a przed sobą kotłowisko obcych na swoim ochroniarzu. Udało mu się właśnie jednego zmieść skumulowaną wiązką śrucin rozbryzgując go jak balonik z żółtą krwią. Ale stało się to czego wszyscy chyba się spodziewali czyli strzelba szczeknęła pustym magazynkiem. - Job! - przeklął Rosjanin, wyrzucił ją i sięgnął znowu po swój pistolet.

Sytuacja Guli wydawała się tragicznie. Przy nim i wokół niego było kilka stworów i żywych i martwych. Facet wydawał się już ledwie zipać pod ich naporem ale wciąż wrzeszczał i próbował rozpaczliwie się chociaż zasłonić przed szarpiacymi go kłami i pazurami. Czas jednak wydawał się być policzony do kilku następnych oddechów. Policyjny kapitan strzelał znowu ze szturmówki. Udało mu się rozstrzelać jednego z pomniejszych xenos szarpiących ochroniarza biznesmena. Grey 35 zdołał trafić kolejnego odwracając uwagę stwora od ledwo zipiącego już strzelca.

Został ostatni xenos. Grey 35 zdołał go trafić i gdyby miecz działał pewnie rozszarpał by go na strzępy. Ale cicha i bierna broń zdołała tylko poważnie nadkruszyć stwora aż ten zaskomlał żałośnie ale nadal żył. Z okazji skorzystał Hassel który rozstrzelał go prawie z przyłożenia i ostatnimi pociskami w magu. - Drzwi! - krzyknął gliniarz i Morvinovicz bez wahania zatrzasnął choć na chwilę wolne drzwi. Teraz jakiś większych dziur w kadłubie nie było widać więc ostatnią widoczną drogą jaką mogły dostać się do wnętrza stwory to rozbita kabina. Ale tą zamknął kapitan. Wreszcie byli na moment sami. Stwory zaraz dopadły do nieruchomej maszyny. Ale zanim zdołałyby jakoś przebić czy przeniknąć do środka musiało trochę czasu i wysiłku minąć. Przynajmniej gdy chodziło o te małe. Niemniej odpadało wszelkie dziurawnienie kadłuba stalą czy ołowiem i czwórka poranionych mężczyzn była właściwie uwięziona w ładowni.

Cała czwórka oberwała mniej lub bardziej. W najgorszym stanie był ochroniarz biznesmena. Przez jego ciało przeorało się najwięcej szponów kreatur i był w stanie krytycznym. - Pomóż mu. - westchnął gliniarz wymieniając pusty mag na nowy. Sam gliniarz i biznesmen też byli w ciężkim stanie. Obydwaj ciężko dyszeli patrząc nerwowo po maszkarach za oknami które z szarpiącym nerwy odgłosem szurały pazurami i próbowały się chyba przegryźć przez okna kadłuba i kto wie co jeszcze. Gliniarz podzielił się jednak swoimi stymulantami osobistymi co nieco podratowało sytuację. Sam Grey 35 wyszedł chyba z tej całej desperackiej walki z minimalnymi obrażeniami chociaż sytuacja w tej obleganej przez xenos puszce była mało optymistyczna.

Koniec przyszedł dość nieoczekiwanie. Najpierw usłyszeli odgłos silnika który się nasilał. Wreszcie na tyle blisko jakby wyjechał zza najbliższego zakrętu. Odgłos był jednak od strony ogona “Eagle 1” czyli tam gdzie nie było żadnych okien. Zaraz potem coś uderzyło kadłub i dał się słyszeć skrzeki xenos. Silny strumień wody zmywał je z kadłuba tak samo jak armatki wodne policji ludzkich demonstrantów. Te w dalszej odległości od latadełka pewnie załatwiał słyszalny ogień z broni maszynowej i ręcznej. W końcu widzieli jak ciężki wóz strażacki przejechał wokół maszyny oczyszczając okolicę, okrążył ją, wreszcie zatrzymał się. Na zewnątrz dały się słyszeć kroki, ludzkie głosy i w otwartych drzwiach ładowni stanęli wreszcie ludzie a nie pokraczne stwory. - Brygada RR przybywa z pomocą! - wyszczerzył się jakiś marine w masce tlenowej na twarzy i hełmie na głowie. Na napierśniku miał wypisane nazwisko: MAHLER.

Ale chociaż odsiecz przybyła jakoś pierwsza radość ze spotkania szybko opadła. Wszyscy zdawali się podzielać czujność, napięcie i świadomość niebezpiecznej sytuacji. A sytuacja była niewesoła. Po pierwsze “Brygada RR” przywiozła aż siódemkę skazańców z Grey 800. Tylko jeden z nich miał hermetyka więc większość była na pograniczu zachowania świadomości i nie nadawała się do natychmiastowej akcji. Musieli przejść na tlenowy detoks i odzyskać siły co właściwie było w okolicy możliwe tylko wewnątrz “Eagle 1” gdzie wciąż działała instalacja tlenowa pod którą można było się podpiąć. O ile utrzyma się nadal hermetyczność ładowni. To zaś oznaczało nieco dłuższy postój.

Do tego obydwaj piloci którzy wrócili do zdewastowanej kabiny pilotów byli dobrej myśli. Uznali, że mimo wszystko maszyna może być nadal zdatna do lotu. O ile ją chociaż prowizorycznie połatać. Powinno się chociaż dolecieć do klubu który wydawał się znacznie mniej niebezpiecznym terenem ni pzypadkowy wycinek drogi pośród zdadzieckiej dżunglii w jakiej bardzo awaryjnie lądowali. Jak się okazało dwóch mundurowych z BRR jest specami od napraw więc teraz gorączkowo próbowali naprawić pojazd chociaż na tyle by ruszył z miejsca. Na resztę obsady BRR i Grey 35 spadło utrzymanie ochronnego kordonu wokół latadełka. Jedną burtę maszyny chroniła przeciwpożarowa ciężarówka z jej armatkami wodnymi które potrafiły postawić całkiem skuteczną ścianę wody który po prostu zmiatał nawet te średnie xenos. Do tego jeden ckm i drugi którzy mundurowi ustawili po przeciwnej. Większośc mundurowych z kordonu czyli właciwie ledwie kilku ludzi ustawiło się więc od frontu, tyłu no i tej najbardziej wyeksponowanej od strony omiatanej zmrożonym oparem dżungli. Wszyscy wydawali się spięci i czujni celując w każdy, podejrzany ruch wśród krzaków, pni i konarów. A było do czego celować bo stwory były czujnie i bezustannie zdawały się “macać” ten wąski kordon. Co chwila strzelała jakaś szturmówka, ckm albo włączała się armatka wodna.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4
Czas: dzień 1; g 37:15; 45 + 60 min do CH Brown 4




Brown 0



Brown 0 ponownie odkryła, że praca na holo przystosowanym do rozmów, wideo konferencji, sprawdzania poczty czy oglądania jakiś filmików jest całkiem niezłe ale właśnie do takich rzeczy a do sprokurowania programów jakie wpadła na pomysł by sprokurować to już tak niezbyt. Gdy dochodziło do tego presja działania by widoczni przy konsoletach funkcjonariusze MP nie skapnęli się co jest grane robiło się trudne.

Jednak trochę sytuację poprawiła srg. Johnson. Po prostu zapytała kapitana Yefimova czy może skorzystać z płaszczy by się okryć i odpocząć. A ten po chwili zastanowienia sie zgodził. Podoficer więc podeszła do szafek i przyniosła z niej dwa płaszcze przeciwdeszczowe. Można się było nimi okryć jak jakąś narzutą. Razem z kpr. Ottenem nieco pozmieniali ustawienie krzeseł i sofy tak, że powstało całkiem znośne miejsce do spania a przynajmniej jedna osoba mogła wygodnie wyłożyć nogi, przykryć się peleryną i odpocząć. A może nawet spróbować się zdrzemnąć. A mogła też nieco zawinąć się w to wszystko i próbować ukryć panele sterujące przed wzrokiem obecnej obsługi HQ.

Czarnowłosa informatyczka znała schemat działania. Musiała zacząć od końca. Czyli najpierw wymyślić jakaś tożsamość i wgrać ją w zasoby pamięci systemu. Tak by sprawdzający dane z identyfikatora system miał coś do porównania w swoich zasobach. Dopiero potem mogła zmajstrować program który podepnie pod system i będzie nieco zniekształcał sygnał z oryginalnych identyfikatorów by zamiast o swoich oryginalnych , system wysyłał skierowane do tych które właśnie zaczynała prokurować.

Właściwie mogła jeszcze napisać kolejny program. Taki mistyfikator który wyświetlałby się w jakimś punkcie biorąc na siebie oryginalny sygnał z identyfikatorów. Jednak tu była pewien kłopot bo albo trzeba by to zostawić co pokazywałoby wciąż w jednym miejscu dany znacznik co na dłuższą metę mogło budzić podejrzenia. Niemniej było najszybsze i najłatwiejsze do zmajstrowania. Można było też przemieszczać ten punkcik ręcznie ale to wymagało i wyczucia, i finezji, no i angażowało jak każde ręczne sterowanie nawet jak co jakiś czas tylko. Najbardziej zaawansowanym programem było dodanie skryptów które mogły symulować poruszanie się obiektu po danym terenie. Tylko majstrowanie takich skryptów właściwie było opracowaniem kolejnego programu co znowu opóźniało inne działania.

Trochę inna sprawa była z Sarą i Svenem którzy nie mieli albo już nie mieli swoich identyfikatorów. Zasada działania była podobna tyle, że zamiast identyfikatora system używał do ich identyfikacji standardowego kodu Klucza. Tutaj łatwiej było podrobić tożsamość i zamienić rzeczywisty na zmyślony sygnał ze zmyślonego Klucza.

Vinogradova była już całkiem przyzwoicie zorientowana w sytuacji zadania jakiego się podjęła. Powinno być w zakresie jej możliwości. O ile tylko będzie miała czas i dostęp do systemu. Zaczęła prokurować przy pomocy gotowych półproduktów z własnego komputerka pierwszą kartotekę gdy zorientowała się, że coś jest jednak nie tak.

- Zrozumiałem. Zachowajcie ostrożność, nie chcemy dodatkowych ofiar po którejkolwiek ze stron. - kapitan Yefimov przyjął meldunek od oddziału terenowego. Wyglądało, że chyba mimo zakłóceń i burzy zdołali złapać jakiś namiar. Teraz właśnie szykowali się do przechwycenia tego namiaru. Widocznie posługiwali się ręcznymi skanerami albo po prostu zmysłami których system centralny już nie był w stanie wpływać.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; dżungla; lądownik orbitalny Grey 300; 3 690 m do CH Grey 301
Czas: dzień 1; g 37:15; 165 + 60 min do CH Grey 301




Grey 300



Plan “wsiadamy i odjeżdżamy” napotkał na pewne trudności w urzeczywistnieniu. A właściwie te same trudności w postaci szponiastych kłów i pazurów jakie grupka skazańców miała od dłuższej chwili gdy właściwie próbowała zrobić to samo. Tyle, że parę chwil temu byli o sprawny samochód i dostanie się do garażu do tyłu. Niemniej po prawdzie stworom niezbyt robiło różnicy czy ludzie są w garażu, samochodzie, czy jeszcze jakoś inaczej.

Stafford pierwszy dopadł do wnętrza wozu sadzając się za kierownicą. Zaraz za nim na miejsce za nim usadowiła się Kurson. Tylną klapę wozu otworzyła Noyka wskakując do środka. Na podjeździe zostali Morley i Hawthorn. On rozstrzelał jakiegoś xenosa jaki właśnie zachrobotał szponami po dachu wozu a ona zastopowała ołowiem coś czego z perspektywy garażu jeszcze nie było widać. - Maag! - wrzasnął Morley dając znać, że wypstrykał swoje pestki w broni i będzie je zmieniał czyli nie może przez chwilę prowadzić ognia. - Ja też! - odkrzyknęła cekaemistka. Zanim zdążyli coś zrobić korytarzem i garażem wstrząsnęła kolejna eksplozja. Calisto rzucił w głąb korytarza kolejny odłamkowy. Szrapnele i fala uderzeniowa znowu omiotła i korytarz i garaż i wnętrze pojazdu bo do środka wskakiwał akurat Dent. Stafford poczuł uderzenie eksplozji szczególnie dotkliwie gdy rzuciło go na szybę drzwi kierowcy. Krwawił. Ale chyba niezbyt poważnie.

Calisto skorzystał z okazji i przebiegł te kilka ostatnich kroków wskakując na miejsce na tylnej kanapie obok Kurson. Nie wskoczył jednak sam. Wraz z nim na nim dostał się niewielki stwór który moment wcześniej kicnął przez okno i jednym susem bez trudu dogonił coś tak powolnego i niezdarnego jak biegnący człowiek. Grey 25 próbował trzasnąć stwora a strzelec wyborowy odwrócił się by spróbować go trafić z pistoletu. Z tej niewygodnej pozycji jednak tylko poszarpał nieco kanapę. Sprawę udało się zakończyć Kurson której udało się chwycić zajętego Grey 25 stwora i zmiażdżyć chwilę potem. Dwójka ostatnich strażników podjazdu też przebiegła przez garaż wskakując obok Noyki na tylny kufer wozu i zamykając klapę. Podobnie uwolnionemu od xenos Calisto udało się zatrzasnąć ostatnie, otwarte jeszcze drzwi. Grey 39 zaś zdążył uruchomić pojazd. Światełka na desce rozdzielczej ożyły a on mógł kliknąć na autosterowanie oddając się pod opiekę komputerowi pokładowemu.

- Proszę zapiąć pasy. - odezwał się uprzejmym głosem komputer pokładowy i jak to komputery, roboty i automaty wszelakie miały w zwyczaju był pewnie gotów czekać do skończenia świata, swojego lub swoich pasażerów albo i dłużej.

- Chyba se kurwa jaja robisz! - prychnął zirytowany Dent trzasnąwszy deskę rozdzielczą jakby to miało jakoś ponaglić albo zastraszyć komputer pokładowy. Zwłaszcza, że na maskę wskoczy jakiś “dingo” a do bocznej szyby próbował doskoczyć jakiś “szczur”. Oba były jednak chyba za słabe by przebić się przez zamknięte i nieuszkodzone szyby w oknach.

- Proszę zapiąć pasy. - automat powtórzył cierpliwie i choć lampki i wskaźniki były raczej w normie a silnik już uruchomiony burczał cichą dyskrecją to jednak pojazd nie ruszył się ani na milimetr skoro nie zostały spełnione wymogi bezpieczeństwa jego pasażerów. Chcąc, nie chcąc czwórka pasów kliknęła zatrzaskując się w swoich gniazdach. Pojazd miał jedną, niezaprzeczalną zaletę w porównaniu do świata na zewnątrz. A mianowicie było względnie ciepło no i było czym oddychać.

Pojazd w końcu ruszył. I zgodnie z wymogami ruchu drogowego wyjeżdżał ostrożnie z garażu dając dźwiękowy sygnał cofania i oczywiście bezbłędnie dopasowany zestaw migaczy przewidziany na takie okazje. Samochód zatrzymał się gdy skończył manewr i kompletnie nie zwracając uwagi na to, że już z kilka drobniejszych xenos rysuje karoserie i szyby swoimi szponami próbując dostać się do wnętrza odezwał się ponownie. - To dokąd jedziemy? Uprzedzam, że moje czujniki wykrywają krioburzę drugiego stopnia a nie zalecam podróży w takich warunkach. Czy życzą sobie państwo przeczekać te trudne warunki atmosferyczne? - komputer pokładowy zadawał standardowe pytania z procedury startowej która w standardowych okolicznościach była właśnie standardowo do zniesienia. I właśnie wówczas dach jęknął metalicznie i wygiął się do wnętrza gdy coś na niego spadło. Jeśli był to xenos to nie mógł być to lekki xenos.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline