28-04-2018, 21:54 | #301 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 49 - Wejścia i wyjścia (37:15) “Właśnie dlatego nazywamy się szczurami Blasku. Bo szanse wydostania się stąd mamy nie większe niż szczur w piekle.“ - “Szczury Blasku” s.21 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:15; 45 + 60 min do CH Black 3 Black - Sporo ich tutaj. - wysapała z przekąsem Grey 27. - No. Prawdziwy chlewik. - zgodził się Grey 20 choć nie wydawał się być zbyt zmartwiony. Ale, że cała czwórka była dość zajęta i mało rozmowna zajęta wykonywaniem planu przedarcia się do schronu ciężko było bawić się w precyzyjne określanie nastroju. Wielkolud z ciężką bronią wydawał się jednak najmniej spięty albo najlepiej się z tym maskował. Obydwie Blacki znały już teren “The Hell” na tyle dobrze, by bawić się w przewodników. Przynajmniej idąc śladem walk i zniszczeń jakie uczynili tu wcześniej. Czwórka osób z silnym nasyceniem bronią maszynową, automatyczna granatami i miotaczami ognia dawała jak na razie torować sobie drogę ogniem, stalą i ołowiem. Ale na tym poziomie wydawało się rzeczywiście być więcej xenos niż powyżej. Pozostawało pytanie czy starczy petrochelum, granatów i magazynków by dotrzeć do bunkra. Coraz więcej przywieszek świeciło pustką. Ale na razie udawało im się na tyle, że nawet jak jakiś xenos dawał radę dorwać kogoś z nich to udawało się go zatłuc albo zglanować nim zdążył kogoś poważniej ruszyć. - I co teraz? Daleko jeszcze? - zapytała Gomes wyrzucając pusty zasobnik ckm na podłogę i szybko znowu biorąc pod lufę korytarz jakim właśnie przyszli. Utknęli. Korytarz wydawał się być całkiem niezły do obsadzenia przez ckm. Dość długi, prosty, bez przeszkód do ukrycia, przez jeden ckm ciężko było się przebić nawet szybkim i zwinnym xenos. Ale ten ckm musiał mieć ammo i obsadzać jego wylot by mógł pełnić tą rolę czyli unieruchamiało operatora takiej broni do tego stanowiska. A doszli do trochę większej sali. Wedle pamięci Blacków brakowało im jeszcze jakieś 1 - 2 kompletów sal i korytarzy do tej z trzema kolumnami gdzie było wejście do schronu. Tylko sufit, ściany i drzwi były poszarpane i z licznymi wyrwami. Co dawało xenos sporo miejsc do ataku z bardzo bliskiego dystansu. Na razie pozostała trójka ogniem, granatami i ołowiem dawała radę odpierać ich ataki ale jeśli się nie skończą to właśnie groziło im, że czwórka skazańców utknie tutaj aż do wyczerpania zapasów. A w walce bezpośredniej, zwłaszcza przy przewadze liczebnej, xenos były bardzo trudnym przeciwnikiem. Prosta droga do schronu nie była tak całkiem prosta na tym ostatnim odcinku. Drzwi prowadzące z pomieszczenia na następny korytarz zamykały się z irytującym zgrzytem to z równie irytującym zgrzytem szarpanego siłownikami metalu otwierały z powrotem. Za nimi coś albo się zawaliło albo wybuchło. W każdym razie widać było rumowisko przez które chyba dałoby się przejść ale nawet w tej migawce zgrzytających drzwi jasne było, że utrzymanie zwartego szyku zapowiadało się bardzo trudno. Alternatywą wydawał się jakiś boczny korytarz który mógł być równoległy do tego częściowo zawalonego. Do tego jakby dla kontrastu był zapraszająco pusty. Dałoby się czwórce ludzi swobodnie przejść albo przebiec. Feler tego korytarza był jednak bardziej zdradliwy. Odkryli to gdy jednym z biegnących ku nim xenos szarpnęły nagle błękitnobiałe błyskawice wyładowań. Korytarz był pod jakimś napięciem. Na tyle dużym by powalić a może i zabić małe xenos. Jak zadziałałby na większe albo ludzi tego nie było pewne. Może dałoby się jakoś wyłączyć energię w korytarzu jak się domyślała Diaz ale pewnie trzeba by znaleźć odpowiednią skrzynkę bezpiecznikową ale właśnie trzeba było ją odnaleźć i nie wiadomo do końca co jeszcze przy okazji by się wyłączyło. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:15; 45 + 60 min do CH Black 3 Eagle 1 Mały, zwinny, szczurowaty xeno wcale nie był taki łatwy do trafienia nawet dla tak świetnie wytrenowanego szermierza jak Grey 35. Szybko zrewanżował się człowiekowi kąsając go jednak w przeciwieństwie do niego człowieka krył pancerz który uchronił go przed tym atakiem. Zaraz później choć wciąż nie działajacy miecz to jednak aż nadto wystarczył by rozgnieść małą pokrakę. Okazało się, że gliniarz wrócił i w ogóle nie wydawał się skory słuchać zaleceń lekarskich. Do tego otworzył ogień z jak się okazało karabinku jaki widocznie musiał przynieść z kabiny. Karabinkowe kule rozszarpały stwora jaki próbował rozszarpać Morvinovicza. - Zamknąć drzwi! - krzyknął rozkazująco kapitan i sam dał przykład zasuwając te których wcześniej pilnował biznesmen rosyjskiego pochodzenia. Zostały te drugie, z Gulą. Przez wystający na zewnątrz karabin jak i samego ochroniarza wciąż szarpiącego się z kreaturami o zamknięciu tych drzwi nie mogło być mowy póki ta walka trwa i przeciwnicy blokują te przejście. Wciąż nie pilnowana była rozbita kabina. Co szybko przekonał się Sanders. Ledwo zdążył usłyszeć za sobą zgrzyt pazurów po metalu i przyjąć na zwarcie kolejnego psiej wielkości stwora. Ten skakał i próbując użreć człowiek i nawet mu się udało przebić przez zasłonę z niedziałającego miecza łańcuchowego ale na szczęście dla jego właściciela szpony znów nieszkodliwie ześlizgnęły się po pancerzu. Skazańcowi udało się wreszcie trafić i zranić a wreszcie dobić stwora. Gdy skończyli ten najbardziej mobilny pojedynek w ładowni która nagle okazywała się całkiem ciasnym miejscem na takie wygibasy mimo, że podczas lotu zdawała się móc pomieścić z tuzin albo więcej spokojnie siedzących na ławkach żołnierzy w pełnym ekwipunku bojowym. Zza pleców Sandersa dobiegały kolejne wrzaski, krzyki ludzi i skrzeki stworów, wystrzały z jego własnej strzelby, karabinków czy głuche uderzenia towarzyszące walce bezpośredniej. Gdy się odwrócił sytuacja nadal nie była lekka. Morvinovicz był cały uwalany czerwoną i żółtą krwią. Klęczał na podłodze ładowni mając za sobą zamknięte przez gliniarza drzwi a przed sobą kotłowisko obcych na swoim ochroniarzu. Udało mu się właśnie jednego zmieść skumulowaną wiązką śrucin rozbryzgując go jak balonik z żółtą krwią. Ale stało się to czego wszyscy chyba się spodziewali czyli strzelba szczeknęła pustym magazynkiem. - Job! - przeklął Rosjanin, wyrzucił ją i sięgnął znowu po swój pistolet. Sytuacja Guli wydawała się tragicznie. Przy nim i wokół niego było kilka stworów i żywych i martwych. Facet wydawał się już ledwie zipać pod ich naporem ale wciąż wrzeszczał i próbował rozpaczliwie się chociaż zasłonić przed szarpiacymi go kłami i pazurami. Czas jednak wydawał się być policzony do kilku następnych oddechów. Policyjny kapitan strzelał znowu ze szturmówki. Udało mu się rozstrzelać jednego z pomniejszych xenos szarpiących ochroniarza biznesmena. Grey 35 zdołał trafić kolejnego odwracając uwagę stwora od ledwo zipiącego już strzelca. Został ostatni xenos. Grey 35 zdołał go trafić i gdyby miecz działał pewnie rozszarpał by go na strzępy. Ale cicha i bierna broń zdołała tylko poważnie nadkruszyć stwora aż ten zaskomlał żałośnie ale nadal żył. Z okazji skorzystał Hassel który rozstrzelał go prawie z przyłożenia i ostatnimi pociskami w magu. - Drzwi! - krzyknął gliniarz i Morvinovicz bez wahania zatrzasnął choć na chwilę wolne drzwi. Teraz jakiś większych dziur w kadłubie nie było widać więc ostatnią widoczną drogą jaką mogły dostać się do wnętrza stwory to rozbita kabina. Ale tą zamknął kapitan. Wreszcie byli na moment sami. Stwory zaraz dopadły do nieruchomej maszyny. Ale zanim zdołałyby jakoś przebić czy przeniknąć do środka musiało trochę czasu i wysiłku minąć. Przynajmniej gdy chodziło o te małe. Niemniej odpadało wszelkie dziurawnienie kadłuba stalą czy ołowiem i czwórka poranionych mężczyzn była właściwie uwięziona w ładowni. Cała czwórka oberwała mniej lub bardziej. W najgorszym stanie był ochroniarz biznesmena. Przez jego ciało przeorało się najwięcej szponów kreatur i był w stanie krytycznym. - Pomóż mu. - westchnął gliniarz wymieniając pusty mag na nowy. Sam gliniarz i biznesmen też byli w ciężkim stanie. Obydwaj ciężko dyszeli patrząc nerwowo po maszkarach za oknami które z szarpiącym nerwy odgłosem szurały pazurami i próbowały się chyba przegryźć przez okna kadłuba i kto wie co jeszcze. Gliniarz podzielił się jednak swoimi stymulantami osobistymi co nieco podratowało sytuację. Sam Grey 35 wyszedł chyba z tej całej desperackiej walki z minimalnymi obrażeniami chociaż sytuacja w tej obleganej przez xenos puszce była mało optymistyczna. Koniec przyszedł dość nieoczekiwanie. Najpierw usłyszeli odgłos silnika który się nasilał. Wreszcie na tyle blisko jakby wyjechał zza najbliższego zakrętu. Odgłos był jednak od strony ogona “Eagle 1” czyli tam gdzie nie było żadnych okien. Zaraz potem coś uderzyło kadłub i dał się słyszeć skrzeki xenos. Silny strumień wody zmywał je z kadłuba tak samo jak armatki wodne policji ludzkich demonstrantów. Te w dalszej odległości od latadełka pewnie załatwiał słyszalny ogień z broni maszynowej i ręcznej. W końcu widzieli jak ciężki wóz strażacki przejechał wokół maszyny oczyszczając okolicę, okrążył ją, wreszcie zatrzymał się. Na zewnątrz dały się słyszeć kroki, ludzkie głosy i w otwartych drzwiach ładowni stanęli wreszcie ludzie a nie pokraczne stwory. - Brygada RR przybywa z pomocą! - wyszczerzył się jakiś marine w masce tlenowej na twarzy i hełmie na głowie. Na napierśniku miał wypisane nazwisko: MAHLER. Ale chociaż odsiecz przybyła jakoś pierwsza radość ze spotkania szybko opadła. Wszyscy zdawali się podzielać czujność, napięcie i świadomość niebezpiecznej sytuacji. A sytuacja była niewesoła. Po pierwsze “Brygada RR” przywiozła aż siódemkę skazańców z Grey 800. Tylko jeden z nich miał hermetyka więc większość była na pograniczu zachowania świadomości i nie nadawała się do natychmiastowej akcji. Musieli przejść na tlenowy detoks i odzyskać siły co właściwie było w okolicy możliwe tylko wewnątrz “Eagle 1” gdzie wciąż działała instalacja tlenowa pod którą można było się podpiąć. O ile utrzyma się nadal hermetyczność ładowni. To zaś oznaczało nieco dłuższy postój. Do tego obydwaj piloci którzy wrócili do zdewastowanej kabiny pilotów byli dobrej myśli. Uznali, że mimo wszystko maszyna może być nadal zdatna do lotu. O ile ją chociaż prowizorycznie połatać. Powinno się chociaż dolecieć do klubu który wydawał się znacznie mniej niebezpiecznym terenem ni pzypadkowy wycinek drogi pośród zdadzieckiej dżunglii w jakiej bardzo awaryjnie lądowali. Jak się okazało dwóch mundurowych z BRR jest specami od napraw więc teraz gorączkowo próbowali naprawić pojazd chociaż na tyle by ruszył z miejsca. Na resztę obsady BRR i Grey 35 spadło utrzymanie ochronnego kordonu wokół latadełka. Jedną burtę maszyny chroniła przeciwpożarowa ciężarówka z jej armatkami wodnymi które potrafiły postawić całkiem skuteczną ścianę wody który po prostu zmiatał nawet te średnie xenos. Do tego jeden ckm i drugi którzy mundurowi ustawili po przeciwnej. Większośc mundurowych z kordonu czyli właciwie ledwie kilku ludzi ustawiło się więc od frontu, tyłu no i tej najbardziej wyeksponowanej od strony omiatanej zmrożonym oparem dżungli. Wszyscy wydawali się spięci i czujni celując w każdy, podejrzany ruch wśród krzaków, pni i konarów. A było do czego celować bo stwory były czujnie i bezustannie zdawały się “macać” ten wąski kordon. Co chwila strzelała jakaś szturmówka, ckm albo włączała się armatka wodna. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 37:15; 45 + 60 min do CH Brown 4 Brown 0 Brown 0 ponownie odkryła, że praca na holo przystosowanym do rozmów, wideo konferencji, sprawdzania poczty czy oglądania jakiś filmików jest całkiem niezłe ale właśnie do takich rzeczy a do sprokurowania programów jakie wpadła na pomysł by sprokurować to już tak niezbyt. Gdy dochodziło do tego presja działania by widoczni przy konsoletach funkcjonariusze MP nie skapnęli się co jest grane robiło się trudne. Jednak trochę sytuację poprawiła srg. Johnson. Po prostu zapytała kapitana Yefimova czy może skorzystać z płaszczy by się okryć i odpocząć. A ten po chwili zastanowienia sie zgodził. Podoficer więc podeszła do szafek i przyniosła z niej dwa płaszcze przeciwdeszczowe. Można się było nimi okryć jak jakąś narzutą. Razem z kpr. Ottenem nieco pozmieniali ustawienie krzeseł i sofy tak, że powstało całkiem znośne miejsce do spania a przynajmniej jedna osoba mogła wygodnie wyłożyć nogi, przykryć się peleryną i odpocząć. A może nawet spróbować się zdrzemnąć. A mogła też nieco zawinąć się w to wszystko i próbować ukryć panele sterujące przed wzrokiem obecnej obsługi HQ. Czarnowłosa informatyczka znała schemat działania. Musiała zacząć od końca. Czyli najpierw wymyślić jakaś tożsamość i wgrać ją w zasoby pamięci systemu. Tak by sprawdzający dane z identyfikatora system miał coś do porównania w swoich zasobach. Dopiero potem mogła zmajstrować program który podepnie pod system i będzie nieco zniekształcał sygnał z oryginalnych identyfikatorów by zamiast o swoich oryginalnych , system wysyłał skierowane do tych które właśnie zaczynała prokurować. Właściwie mogła jeszcze napisać kolejny program. Taki mistyfikator który wyświetlałby się w jakimś punkcie biorąc na siebie oryginalny sygnał z identyfikatorów. Jednak tu była pewien kłopot bo albo trzeba by to zostawić co pokazywałoby wciąż w jednym miejscu dany znacznik co na dłuższą metę mogło budzić podejrzenia. Niemniej było najszybsze i najłatwiejsze do zmajstrowania. Można było też przemieszczać ten punkcik ręcznie ale to wymagało i wyczucia, i finezji, no i angażowało jak każde ręczne sterowanie nawet jak co jakiś czas tylko. Najbardziej zaawansowanym programem było dodanie skryptów które mogły symulować poruszanie się obiektu po danym terenie. Tylko majstrowanie takich skryptów właściwie było opracowaniem kolejnego programu co znowu opóźniało inne działania. Trochę inna sprawa była z Sarą i Svenem którzy nie mieli albo już nie mieli swoich identyfikatorów. Zasada działania była podobna tyle, że zamiast identyfikatora system używał do ich identyfikacji standardowego kodu Klucza. Tutaj łatwiej było podrobić tożsamość i zamienić rzeczywisty na zmyślony sygnał ze zmyślonego Klucza. Vinogradova była już całkiem przyzwoicie zorientowana w sytuacji zadania jakiego się podjęła. Powinno być w zakresie jej możliwości. O ile tylko będzie miała czas i dostęp do systemu. Zaczęła prokurować przy pomocy gotowych półproduktów z własnego komputerka pierwszą kartotekę gdy zorientowała się, że coś jest jednak nie tak. - Zrozumiałem. Zachowajcie ostrożność, nie chcemy dodatkowych ofiar po którejkolwiek ze stron. - kapitan Yefimov przyjął meldunek od oddziału terenowego. Wyglądało, że chyba mimo zakłóceń i burzy zdołali złapać jakiś namiar. Teraz właśnie szykowali się do przechwycenia tego namiaru. Widocznie posługiwali się ręcznymi skanerami albo po prostu zmysłami których system centralny już nie był w stanie wpływać. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; dżungla; lądownik orbitalny Grey 300; 3 690 m do CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:15; 165 + 60 min do CH Grey 301 Grey 300 Plan “wsiadamy i odjeżdżamy” napotkał na pewne trudności w urzeczywistnieniu. A właściwie te same trudności w postaci szponiastych kłów i pazurów jakie grupka skazańców miała od dłuższej chwili gdy właściwie próbowała zrobić to samo. Tyle, że parę chwil temu byli o sprawny samochód i dostanie się do garażu do tyłu. Niemniej po prawdzie stworom niezbyt robiło różnicy czy ludzie są w garażu, samochodzie, czy jeszcze jakoś inaczej. Stafford pierwszy dopadł do wnętrza wozu sadzając się za kierownicą. Zaraz za nim na miejsce za nim usadowiła się Kurson. Tylną klapę wozu otworzyła Noyka wskakując do środka. Na podjeździe zostali Morley i Hawthorn. On rozstrzelał jakiegoś xenosa jaki właśnie zachrobotał szponami po dachu wozu a ona zastopowała ołowiem coś czego z perspektywy garażu jeszcze nie było widać. - Maag! - wrzasnął Morley dając znać, że wypstrykał swoje pestki w broni i będzie je zmieniał czyli nie może przez chwilę prowadzić ognia. - Ja też! - odkrzyknęła cekaemistka. Zanim zdążyli coś zrobić korytarzem i garażem wstrząsnęła kolejna eksplozja. Calisto rzucił w głąb korytarza kolejny odłamkowy. Szrapnele i fala uderzeniowa znowu omiotła i korytarz i garaż i wnętrze pojazdu bo do środka wskakiwał akurat Dent. Stafford poczuł uderzenie eksplozji szczególnie dotkliwie gdy rzuciło go na szybę drzwi kierowcy. Krwawił. Ale chyba niezbyt poważnie. Calisto skorzystał z okazji i przebiegł te kilka ostatnich kroków wskakując na miejsce na tylnej kanapie obok Kurson. Nie wskoczył jednak sam. Wraz z nim na nim dostał się niewielki stwór który moment wcześniej kicnął przez okno i jednym susem bez trudu dogonił coś tak powolnego i niezdarnego jak biegnący człowiek. Grey 25 próbował trzasnąć stwora a strzelec wyborowy odwrócił się by spróbować go trafić z pistoletu. Z tej niewygodnej pozycji jednak tylko poszarpał nieco kanapę. Sprawę udało się zakończyć Kurson której udało się chwycić zajętego Grey 25 stwora i zmiażdżyć chwilę potem. Dwójka ostatnich strażników podjazdu też przebiegła przez garaż wskakując obok Noyki na tylny kufer wozu i zamykając klapę. Podobnie uwolnionemu od xenos Calisto udało się zatrzasnąć ostatnie, otwarte jeszcze drzwi. Grey 39 zaś zdążył uruchomić pojazd. Światełka na desce rozdzielczej ożyły a on mógł kliknąć na autosterowanie oddając się pod opiekę komputerowi pokładowemu. - Proszę zapiąć pasy. - odezwał się uprzejmym głosem komputer pokładowy i jak to komputery, roboty i automaty wszelakie miały w zwyczaju był pewnie gotów czekać do skończenia świata, swojego lub swoich pasażerów albo i dłużej. - Chyba se kurwa jaja robisz! - prychnął zirytowany Dent trzasnąwszy deskę rozdzielczą jakby to miało jakoś ponaglić albo zastraszyć komputer pokładowy. Zwłaszcza, że na maskę wskoczy jakiś “dingo” a do bocznej szyby próbował doskoczyć jakiś “szczur”. Oba były jednak chyba za słabe by przebić się przez zamknięte i nieuszkodzone szyby w oknach. - Proszę zapiąć pasy. - automat powtórzył cierpliwie i choć lampki i wskaźniki były raczej w normie a silnik już uruchomiony burczał cichą dyskrecją to jednak pojazd nie ruszył się ani na milimetr skoro nie zostały spełnione wymogi bezpieczeństwa jego pasażerów. Chcąc, nie chcąc czwórka pasów kliknęła zatrzaskując się w swoich gniazdach. Pojazd miał jedną, niezaprzeczalną zaletę w porównaniu do świata na zewnątrz. A mianowicie było względnie ciepło no i było czym oddychać. Pojazd w końcu ruszył. I zgodnie z wymogami ruchu drogowego wyjeżdżał ostrożnie z garażu dając dźwiękowy sygnał cofania i oczywiście bezbłędnie dopasowany zestaw migaczy przewidziany na takie okazje. Samochód zatrzymał się gdy skończył manewr i kompletnie nie zwracając uwagi na to, że już z kilka drobniejszych xenos rysuje karoserie i szyby swoimi szponami próbując dostać się do wnętrza odezwał się ponownie. - To dokąd jedziemy? Uprzedzam, że moje czujniki wykrywają krioburzę drugiego stopnia a nie zalecam podróży w takich warunkach. Czy życzą sobie państwo przeczekać te trudne warunki atmosferyczne? - komputer pokładowy zadawał standardowe pytania z procedury startowej która w standardowych okolicznościach była właśnie standardowo do zniesienia. I właśnie wówczas dach jęknął metalicznie i wygiął się do wnętrza gdy coś na niego spadło. Jeśli był to xenos to nie mógł być to lekki xenos.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
05-05-2018, 00:17 | #302 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 | Współwinni zbrodni: Zuzu i Czitboy
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
05-05-2018, 00:25 | #303 |
Reputacja: 1 | James Stafford syknął, poruszając rannym ramieniem. Krew wyciekała przez rozdarty kombinezon, kapiąc leniwą strugą na tapicerkę samochodu. Kowboj zdjął swój kapelusz, a następnie odłożył go na desce rozdzielczej, tak, by nie przeszkadzał mu w czasie jazdy.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
05-05-2018, 00:39 | #304 |
Reputacja: 1 | - Ktoś ma jeszcze jakieś granaty?! - krzyknęła przez maskę do wesołej gromadki w aucie, która desperacko próbowała walczyć o swoje, nic nie warte, życia. W tym czasie też rozglądała się za kolejnym celem i podobnie jak cowboy uznała, że celowanie do góry jest najlepszym rozwiązaniem, z tym, że ona nie musiała przebijać się przez dach. Ziejącą dziura, przez która wyleciał jej niedoszły kompan ułatwiała jej sprawę. Czekała tylko na jakiś ruch z wystrzałem. |
05-05-2018, 00:46 | #305 |
Reputacja: 1 |
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu, Upał na ulicy i plamy na Słońcu. Hej, hej… |
06-05-2018, 02:42 | #306 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 50 - Gapowicze, goście i znajdy (37:20) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub “H&H”; poziom Hell; 4 670 m do CH Black 3; 4 230 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:20; 40 + 60 min do CH Black 3 Black - Ale chlewik. - wycedził przez zaciśnięte szczęki Leeman znany pod kodową nazwą Grey 20. Pusta butla miotacza opadła na posadzkę ale metaliczne stuknięcie utonęło z powodu jazgotu broni i huku granatów i huku, skrzeków stworów i chrobocie szponów i tupnięcia gdy stwory spadały rozerwane na ziemię, zeskakiwały z sufitów lub kończyły skok na ścianie. Swoje dokładały do nieliczne wciąż działające systemy alarmowe które byłskały żółtymi światłami, alarmowały coś z głośników, nawet zraszacze się co jakiś czas włączały. Hałas jaki uczynić mogła upadająca na podłogę pusta butla miotacza ognia był wytłumiony przez jakąś wydzielinę która błyszczała się i lekko ugniatała jakby szli po jakiejś macie albo kiślu. Dopiero milimetry lub centymetry później podeszwa, ciało czy szpony natykały się na znaną ludziom posadzkę tego poziomu. Było tak blisko! Ale dosłownie z każdym krokiem robiło się ciężej i ciężej. Ostatnie metry korytarzy i sal przypominało mozolne wyrąbywanie sobie drogi ogniem, ołowiem i granatami. Xenos co prawda w większości te mniejsze od człowieka, ale atakowały zajadle z każdej strony. Z mijanych drzwi, korytarzy, rzucały się w pościg za ludźmi próbując ich dopaść gdy przebijali się przez większe sale, spadały z sufitu, wyskakiwały z mijanych kratek wentylacyjnych, wychylały się z jakiś dziur w podłodze i czasem im się udawało. Sieknąć, użreć, wyszarpać kawał mięsa któremuś z dwunogów. Nikt z całej czwórki skazańców nie wyszedł z tych ostatnich sal, korytarzy i metrów bez szwanku. Leemana jeden z większych stworów na jakie się natknęli chlasnął potężnym ogonem, że ten poleciał na drugi kąt pomieszczenia jak szmaciana lalka.Zanim pozostała trójka skazańców rozstrzelała i powaliła wręcz stwora Grey 20 został dopadniety przez dwa kolejne mniejsze stworzenia. Black 8 udało się jednak przeciąć i je i zmasakrować mocnymi, wojskowymi tripletami i operator miotacza mógł wreszcie powstać i wrócić do pozostałych choć wyglądał na zmaltretowanego. Chwilę potem samą Nash jakiś stwór znienacka złapał i zaczął wciągać w jakaś wyrwę w ścianę pod sufitem póki ciężki karabin maszynowy właściwie nie przeciął go w pół. Górna połowa stworzenia, wciąż trzymając Black 8, spadła razem z nią na posadzkę. Ledwo Grey 27 zdołała zmienić cel gdy następny krok mógł być dla niej ostatnim. Podłoga zapadła się pod jej nogami i wpadła w jakąś wyrwę. Zaczęła wrzecząc próbować wydostać się z matni ale stwory dopadły już do jej nóg żrąc i szarpiąc je żywcem. Black 2 udało się wcisnąć karabinek na tyle by odstrzelić część z nich na tyle by Gomes zdołała się wyciągnąć z tego podłogowego zapadliska. W następnym pomieszczeniu fatum dopadło właśnie Black 2. Stworom udało się ją odciągnąć od reszty i obskakiwały ją zmuszając do dalszego cofania się co jeszcze bardziej oddzielało ją od pozostałej trójki. W sukurs przyszedł jej Grey 20. Olbrzym puścił strugę ognia jaka oblepiła, spopieliła albo odstraszyła xenos na tyle, że Black 2 udało się wrócić do reszty. Ale w końcu przebili się! Dotarli do sali z trzema kolumnami. W linii prostej było z ostatnie 20 m do schodów prowadzących do śluzy schronu. Dwójka Blacków rozpoznawała nawet resztki biurek i podobnych materiałów z jakich poprzednio sklecili bardzo improwizowaną barykadę gdy pierwszy raz próbowali się dostać do schronu. Jeszcze z Ortegą, Green 4, Mahlerem, Hollyardem, Patinio i filmującą wszystko Conti która chwilę wcześniej odprowadziła Amandę i Jenkinsa na właściwą stronę śluzy. Tak, to było to samo pomieszczenie co wtedy. A jednak wyglądało całkiem inaczej. Wyglądała jak jakiś matecznik xenos. Ledwo dotarli do wyjścia na salę a już zewsząd syczały na nich złowrogie paszcze i szpony przecinały ściany, sufity i posadzki by ich dorwać i rozszarpać. Samo pomieszczenie było pokryte jakąś dziwną substancją nadającą jej obcy, wygląd. Pierwsze serie karabinków, ckm, granatów i miotaczy ognia zdołały unicestwić pierwszą falę zmasowanego ataku stworów. Jednak by dostać się na te drugie 20 metrów trzeba było się ruszyć z miejsca co w naturalny sposób osłabiało siłę ognia i rozdzielało zwartą grupkę ludzi. Z trudem sobie radzili gdy musieli przedzierać się przez korytarze które jakoś kanalizowały napastników. Na względnie otwartej przestrzeni sali jasne było, że xenos będą mogły użyć w pełni swojej przewagi liczebnej. Nawet odwrót wydawał się problematyczny. Teraz wyglądało jakby wsadzili kij w mrowisko a mrówki były tutaj całkiem spore i srogie. - Jest jakieś inne wejście?! Może się gdzieś zabunkrujemy i poczekamy na resztę?! Ammo mi się kończy! - Gomes przekrzyczała hałas też wywalając pusty magazynek w ckm i ładując kolejny. Przy takiej ilości wściekłych xenos każdy ruch wydawał się być ryzykowny ale pozostanie w miejscu również. Cokolwiek by nie postanowili musieli postanowić szybko zanim skończy się amunicja albo xenos kogoś dorwą. W tak małej grupce utrata kogokolwiek przy tak licznym przeciwniku mogła oznaczać szybkie rozbicie i reszty grupki. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; dżungla; lądownik orbitalny Grey 300; 3 480 m do CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:20; 160 + 60 min do CH Grey 301 Grey 300 - No pewnie, że zajebista kalkulacja bo ja jestem zajebisty! I na co czekasz?! Strzelaj do kurwy nędzy! - odkrzyknął Callisto na krzyki zaminowanej bonusowym ładunkiem Kurson. Konwersację na tylnej kanapie prowadzonego przez komputer pokładowy wozu przerwały wystrzały kolegów z przednich siedzeń, skrzeki xenos i zmiana sygnatury Morley’a czyli Grey 29 na KIA. Chociaż obsada suva już dawno skazańca w hermetycznym pancerzu straciła z oczu to system widocznie nadal bez problemu trzymał rękę na pulsie i na bierząco uaktualniał sytuację. Czwórka przypięta pasami do swoich miejsc i podłączeniem do pokładowej instalacji tlenowej samochodu jedynie zamarzała. W końcu na tablicy rozdzielczej był czujnik temperatury i pokazywał -118*C. Słabli z każdą chwilą nawet gdy nie groziło im niedotlenienie. Dwie skazane kobiety z Obrożami na szyjach na kufrze były już znacznie osłabione przez kolejne rany, bezustanny wysiłek i przedłużający się bezdech. I strzelec wyborowa i cekaemistka balansowały już na granicy utraty przytomności, ruchy miały już niemrawe, słowa grzęzły w zamarzających gardłach a płuca walczyły o każdą resztkę tlenu w tym beztlenowym środowisku. - Musimy znaleźć inną brykę! W tej się udusimy albo zamarzniemy! - wrzasnął Dent na przednim siedzeniu przeładowując pistolet i po chwili próbując dziurawić dach podobnie jak kowboj obok. Obydwaj strzelali dosłownie w ciemno bez widoczności przeciwnika. Czasem chyba któryś z nich trafiał bo słychać było jakiś skrzek boleści, przez kolejne dziury spływały czasem krople żółtej posoki póki prawie od razu nie zamarzły, czasem przez okna widać było jak jakaś sylwetka zamiast znowu wskakiwać to wreszcie spada. - Albo jakąś metę! Ej słonko! Złap mnie za rękę i dawaj tutaj! - Castillio też się wydarł wystawiając dłoń, tym razem bez noża by Noyka mogła go złapać. Snajper już miała trudności nawet na skoncentrowaniu wzorku na tej ledwo majaczącej wysoko w górze ręce ale jeszcze łapała sens, że drugi skazaniec drze się do niej i o co mu chodzi. Kurson z wciąż przyczepioną do lewej ręki dużą tarczą chyba nie budziłą w reszcie skazańców na tyle współczucia by ktoś podarował jej stimpaka. Poza tym ta względnie przytomna trójka miała swoje do roboty. Jej zaś nie udało się zapodać przewodu tlenowego do którejkolwiek z dziewczyn na pace za jej plecami. Ani żadna z nich ani szarpiące się z nimi xenos nie chciały współpracować. Skazańcy na pace szarpali się coraz słabiej z kolejnymi xenos. Te które dały radę doskoczyć do ostrożnie jadącego pojazdu, nie zostały ustrzelone przez dwójkę strzelców z przednich siedzeń, nie spadły i zdołały wskoczyć przez wyrwę właśnie na pakę pojazdu. Właśnie nawet po takim odsiewie obydwie kobiety na kufrze pojazdu były prawie w bezustannej walce z użyciem pięści, kolb, luf z jednej strony oraz kłów, szponów i pazurów z drugiej. Ledwo na wyciągnięcie ręki od tylnych siedzeń stwory stopniowo, kawałek po kawałku rozszarpywały żywcem zamarzające i duszące się kobiety. Strata dwóch kolejnych członków tej skazanej prawomocnym wyrokiem sądowym grupki stawała się jak najbardziej realne. Jasne było, że lada chwila obydwie jeśli nie zostaną rozszarpane do końca to stracą przytomność z braku tlenu albo zamarznął. Ten ostatni czynnik jednak dotyczył całej grupki. Wszystkim przenikliwe zimno dało się już we znaki i szczekali zębami a dłonie traciły czucie. Grey 39 miał wgląd na liczniki pojazdu. Ale Grey 28 też często na nie zerkał jakby mogły one nieść zbawienie i pokazywały ratunek. A pokazywały podstawowe dane jak prędkość pojazdu, zaplanowaną trasę, oczekiwany czas podróży czy warunki pogodowe. W linii prostej według HUD było tak ze 3.5 km. Ale drogą na lotnisko z jakieś 5 - 6 km czyli praktycznie ze dwa razy dalej. Wedle wyświetlanej przez komputer pokładowy trasy i obliczeń powinni dotrzeć tam w ciągu 7 - 10 min. A nawet sama krioburza nie dawała gwarancji, że ich nie wykończy zanim przyjadą na miejsce. Automat mógłby dowieźć pół tuzina zamrożonych manekinów. A były jeszcze xenos. Dojeżdżali do rozjazdu. Według obranej trasy pojazd powinien skręcić w prawo by jechać na południe przez most na rzece z jakiej pierwotnie jak planowali mieli ich zabrać Blacki na latadełku. A potem dalej, na południe by skręcić łukiem na wschód ku lotnisku. I w tę stronę kierował się komputer pokładowy sterujący pojazdem. Tymczasem względnie po sąsiedzku HUD pokazywał oznaczenia Blacków z jakiś 1 km dalej w rejonie klubu “H&H”. Jeszcze bliżej byli “Eagle 1” i oddział oznaczony jako “BRR” bo do nich brakowało z jakieś pół kilometra. Tylko trzeba by zmienić komputerowi plan podróży. Albo jak radził Dent znaleźć alternatywny transport i to szybko! Co prawda mijali chyba po drodze porzucone samochodu i nawet teraz jakieś stały na poboczu ale ich stan sprawnościowy był jedną wielką niewiadomą. Przesiadka w środku szalejącej krioburzy i licznych xenos również nie zapowiadała się zbyt lekko. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; okolice klubu “H&H”; Eagle 1; 3 770 m od CH Grey 301 Czas: dzień 1; g 37:20; 160 + 60 min do CH Grey 301 Eagle 1 Pomoc grupie Grey 800 zajęła trochę czasu ale z medycznego punktu widzenia nie była zbyt wymagająca. Żadnych kontuzji, złamań czy tego typu urazów. Poszkodowani nosili na sobie ślady po kłach i szponach stworów ale głównie powaliła ich na łopatki krioburza. Czyli cierpieli na hipotermię i niedotlenienie. Widocznie chociaż częściowo musieli być podczas drogi jakoś dotlenieni choć trochę przez zasoby wozu strażackiego bo inaczej śmiertelność byłaby w grupce dużo większa. W tym dotlenieniu pewnie mieli swój współudział i mundurowi z BRR. Teraz więc gdy w hermetycznej póki co, ładowni latającego transportowca ogrzewali się i mogli odetchnąć pełną piersią siły stopniowo do nich wracały. Kuracja bojowymi stymulantami dodatkowo wspomogła ten proces, przyspieszając go i pozwalając zapomnieć o ranach odniesionych w trakcie walk ze stworami. Za to “ten cały Mahler” okazał się dość mało elokwentny i wyrozumiały dla problemów Grey 35. - No wiesz, nam ten piknik na skraju drogi też trochę zajmie. - odpowiedział z przekąsem kapral wciąż majstrujący przy uszkodzonym silniku. - Tak się zatrzymaliśmy w tej uroczej okolicy, oczywiście wcale nie dlatego, że dostaliśmy wezwanie na pomoc od strąconego latadełka, z takim jednym rozkapryszonym blondasem na pokładzie. I naturalnie po drodze nam było. - marine z wyciągniętymi w górze rękami trochę nimi wzruszył a w eterze poszedł jakieś szmer chyba śmiechów na tą szykującą się ironiczna tyradę. Na linii na pewno byli jeszcze piloci ale nie wiadomo kto jeszcze z tej grupki albo zwyczajnie ci na zewnątrz słyszeli co mówi marine. - I naturalnie w pierwszej kolejności dostaliśmy wielkie podziękowania od właśnie tego kochanego i wygadanego blondyna. Teraz też jak zwykle się opieprzamy zbijając bąki na poboczu a we wszystkim musi nas wyręczać nasz tak niedoceniany złoty chłopak. - marine pozwolił sobie odwrócić się w stronę kadłuba zaparkowanej na poboczu maszyny jakby szukał wzrokiem wspomnianego człowieka albo zwyczajnie chciał na chwilę rękom dać odpocząć od pracy w tak niewygodnej pozycji. - I musimy wysłuchiwać jak mu jest źle i ciężko. Bo nam oczywiście to sama łatwizna i wakacje. Nam przecież świeci tutaj samo słoneczko i leżymy byndolem do góry zgarniając od foczek w bikini kolorowe drinki i zimne piwko. - marine rozłożył ramiona jakby dobitniej chciał tym zirytowanym gestem wskazać na te atrakcje jakie ich otaczały. Co w starciu z wichrem krioburzy jaki szarpał wszystkim i wszystkimi na zewnątrz wyglądało wybitnie absurdalnie. Sceneria pasowała raczej do burzy śnieżnej na jakiejś Antarktydzie czy podobnym miejscu. - I ja pierdolę! - marine pokręcił głową z wyraźną degustowaniem i irytacją. - Spotkałem Blacki osobiście. Nie mogą zadzwonić to albo nie mają interesu albo są zajęte. Do mnie też nie dzwoniły to chyba powinienem teraz pierdolnąć na nie foszka. - pokręcił głową znowu i ponownie wrócił do otwartej klapy silnika. - A ci źle to sam do nich zadzwoń do cholery. Albo się przymknij i nie dzwoń ale do cholery daj se siana z tym ględzeniem! Ja pierdolę, moja została na lotnisku na jakie wpadło MP co szuka właśnie mnie i nie wiem co jej zrobią a zadzwonić nie mogę! - syknął z wyraźną frustracją kapral FMC. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 270 m do CH Brown 4 Czas: dzień 1; g 37:20; 40 + 60 min do CH Brown 4 Jeszcze ze 40 minut. Gdzieś tyle brakowało grupom Black, Green i Brown by system zaliczył im wykonanie zadania. Czyli ocalenie jedynego cywila jakiego udało się dotransportowac do lotniska. Chyba nadal żył i jak się orientowała ostatnia wciąż żywa Brown powinien być na dole w schronie pod terminalem. Zanotowała to jednak gdzieś na krawędzi świadomości. Głównie bowiem starała się opracować nowe kartoteki dla poszukiwanych przez MP “podejrzanych”. Pracowała w mało wygodnych warunkach bo na podręcznym holofonie ciężko się pracowało dłuższy czas a groźba wykrycia przez siedzących niedaleko żandarmów też wywierała silną presję. Nie wiadomo było jak zareagują gdy zorientują się, że ktoś im bruździ pod nosem. Na szczęście jak na razie bardziej wydawali się pochłonięci swoją pracą niż okrytą kocami i zasłonięta przez dwójkę wspólników informatyczka. I wreszcie udało się! Miała przygotowaną pierwszą legendę dla Johana. Miał teraz inne personalia choć ta samą twarz. Teraz wedle systemu nazywał się Hunter Bray. Resztę danych też udało się odpowiednio spreparować. No i teraz pakiet danych był gotowy by wysłać go i wgrać w system aby przekształcał oryginalny sygnał z identyfikatora Johana na te nowe dane które nie figurowały w systemie jako osoba poszukiwana przez MP i wymiar sprawiedliwości. Gdzieś tam po drugiej stronie smaganego wichrem lotniska musiało się coś dziać. Mimo, że wicher krioburzy wciskał mróz spadający poniżej 100*C w każdy zakamarek i sprawiał, że osłony na oknach trzeszczały jakby nadbudówka miała zostać zdmuchnięta z wieży i roztrzaskać się na zmrożonym dachu terminala kilka pięter niżej to jednak oddział MP jakoś sobie z tym radził. - Mamy kontakt. To jacyś ludzie. Chyba pracownicy lotniska. Co mamy z nimi zrobić? - przez konsolety doszedł nieco zakłócony ale wciąż zrozumiały głos żandarma z zewnątrz. - Przyprowadźcie ich tutaj. - zdecydował po chwili zastanowienia kpt. Yefimov.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-05-2018, 21:03 | #307 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hOlGNeVZrRU[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. Ostatnio edytowane przez Czarna : 07-05-2018 o 21:05. |
07-05-2018, 21:04 | #308 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
10-05-2018, 11:27 | #309 |
Reputacja: 1 |
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu, Upał na ulicy i plamy na Słońcu. Hej, hej… |
10-05-2018, 11:28 | #310 |
Reputacja: 1 |
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu, Upał na ulicy i plamy na Słońcu. Hej, hej… |