Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2018, 20:13   #588
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
- Opatrunki i maści wystarczą Mistrzu Cyruliku. Upuścić krwi już mi chcą Graniczni, Wy dajcie temu pokój. – Opowiedział sceptycznie Waldemarowi. Loftus zdawał się zmęczony i lekko apatyczny. Spodziewał się, że Ida może opuścić miasto jak tylko zyska odpowiednie fundusze. Sam zapewne tak by zrobił, ale tęskno mu było do tej niedawno poznanej kobiety. Propozycja udania się na wieżę była ciekawa, zresztą niegrzecznie było by odmawiać człowiekowi, który raz po raz dogląda twoich ran. Dlatego też uczeń czarodzieja udał się za cyrulikiem i wspólnie zasiedli nad butelką.
- Widziałem walki po obu stronach Meissen i ludziom tego nie powiem, ale wy i tak z garnizon się nie wychylacie. Bez porucznika Czwartej nie ma kto tego bajzlu ogarnąć. Graniczni infiltrują miasto, żołnierze i ochotnicy gubią się w rozkazach. Wroga na drugim brzegu można było pobić i rozbić. Zamiast tego straciliśmy fort. Połowa sił trwała w miejscu, gdy w inny ludzie się wykrawywali. Nie jestem w taktyce, czy strategii uczony, ale jak dla mnie nie mamy żadnego planu obrony. Jedynie powoli reagujemy, czy improwizujemy w odpowiedzi na działania wroga. Graniczni w pełni przejęli inicjatywę. – Loftus przerwał na chwilę swój smutny wywód i sięgnął po butelkę.
- Jedyna szansa, to wykorzystanie determinacji i dawanie nadziei. Każdy sukces trzeba roztrąbić, porażki zamienić w chęć i żądze odwetu. Tu nie ma gdzie się cofać, szczególnie, że została odrzucona propozycja najemników. Ale nie wiecie tego ode mnie panie Brök. – Uczeń czarodzieja sięgnął do futerału i wyjął lunetę. Wróg przeprowadzał pozorowane ataki. W słabym blasku ogni ciężko było rozeznać się w sytuacji, ale bez słowa podał lunetę Waldemarowi, aby i ten mógł popatrzeć na sylwetki wroga. Mag nie miał zamiaru gonić na mury, był zmęczony, i ranny. Dlatego tez siedział w wieży licząc, że nikt po niego nie przyśle gońca. Zresztą zgodnie z rozkazem miał wypoczywać i to właśnie robił. Jednak, gdy buteleczka powoli się kończyła, a wróg postanowił po raz kolejny otrąbić szturm Loftus postanowił działać. Drobny świński dowcip.
Dłużej niż zwykle, ale zebrał otaczające go wiatry magii, wypowiedział magiczną formułę
- procidat deceptionem audiunt canetis – i miał nadzieję, że mniej więcej z szeregów oddziałów wroga zaczęły dochodzić piski zarzynanej świni.
Nie długo później Loftus podziękował cyrulikowi za poczęstunek i udał się na łóżko. Miał szczery zamiar uśnięcia i wstania dopiero kołu południa. Oczywiście po ile nikt go wcześniej brutalnie nie zbudzi.

Uczeń Czarodzieja w końcu wstał, czół się lepiej, dlatego też po zjedzeniu śniadania udał się do kapłana Sigmara. To nie tak, żeby Loftus był przesadnie religijny. Mag chciał wzmocnić morale mieszkańców, nakłonić parę kolejnych osób do dołączenia do wątpłych sił obrońców na murach. Rozpuszczone plotki to jedno, autorytet sługi bożego tu drugie. Rotter miał więc nadzieję, że Sigamryta będzie wstanie wstać i udzielić choć krótkiego przemówienia z murów garnizonu, albo nawet udać się na rynek, czy mury. Wcześniejszy datek, ukorzenie się i współpraca w czasie walki powinna dać dobry grunt do rozmowy. Może nawet kapłan będzie mu przychylny i tym bardziej pochwyci pomysł Loftusa.
- Kapłanie zechcecie mnie wysłuchać? – Zaczął ostrożnie mag.
- Brakło mi waszej siły i determinacji. Dwóch cyrulików mnie opatrywało, ale to nic z porównaniu do waszych ran. Kapłanie jesteście wzorem dla mieszkańców, żołnierzy i uchodźców. Wytrwaliście wystarczająco długo, aż nadeszła odsiecz. Weźcie proszę miksturę leczenia, ulży Wam trochę. - Młody mag oddał swoją własną miksturę kapłanowi, licząc że ten niezwłocznie z niej skorzysta.
- Wybaczcie raz jeszcze, ale jeśli jesteście w stanie chodzić i mówić, to przemówcie może do ludzi? Niech mieszczenie zobaczą, że ich opiekun żyje. Niech usłyszą lojalni słudzy Imperium o okrucieństwie bezbożnych granicznych. Niech wierni kościoła Sigamra wspomogą wojenny wysiłek, niech dzielą się żywnością, przygarniają kobiet i dzieci z ulic pod swe strzechy. Niech kto zdrowy i silny wspomoże zbrojnym ramieniem armię Wissenlandu. Kapłanie ludzie wiedzą już o Waszej odwadze. Wiedzą, że wróg nie waha się zabić dziecka. Wykorzystajcie to i dajcie ludziom powód do walki. Niech pomszczą śmierć dziecka, niech ukarzą wroga, który podnosi rękę na kult Sigmara.

Dalszą część dnia mag spędził w większości na wieży obserwacyjnej. Wcześniej tylko rozesłał gońców do poszczególnych sygnalistów, przypominając im o ich obowiązkach. W przypadku hejnalisty, który uciekł w wieży nakazał mu powrót z tym zastrzeżeniem, że może zamienić się z jakimś innym grajkiem. Loftus siedział więc w wieży, co jakiś czas rozglądał się przez lunetę po okolicy i odpoczywał. Nie podobał mu się pomysł Khazada. Piromanta zbyt łatwo go tu namierzy, do tego jak komukolwiek da znać, że wrogi czarodziej się kręci w okolic...
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline