Nazwy miejscowości, rzek i traktów układały się w głowie Berwina niczym mapa. Przepatrywacz postanowił jednak wspomóc swą pamięć i na wszelki wypadek zaopatrzył się w kawałek papieru, pióro i nieco inkaustu, by to sobie przyzwoicie wyrysować. Co prawda bywał w tej okolicy, ale nigdy nie zapędzał się tak daleko na południe.
Sporządzanie mapy pozwoliło mu przetrwać powtarzalność obozowego życia, aż do przybycia morrytów. Berwin od razu poczuł do nich sympatię, jako do sług męża jego Pani Vereny.
Nic zatem dziwnego, że z chęcią przystał na pomysł kompanów by udać się do „Kuternogi” na małe co nieco i przy okazji porozmawiać z morrytami. Berwin zamierzał ich zapytać z właściwą verenitom szczerością, co może zrobić człowiek, który widział, jak pewne babsko wywołało na cmentarzu ducha, gadało z nim, a potem jakby nieszczęsną zjawę zniszczyło, ale za całe świadectwo ma ów człowiek jedynie oczy swoje i kilku kompanów. Czy takie świadectwo by wystarczyło, by wziąć babę na spytki? |