|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-04-2018, 15:13 | #141 |
Administrator Reputacja: 1 | Nieszczęścia chodzą parami, a tu taka niespodzianka - najpierw trzech łowców, teraz trzech Morrytów. Z tamtymi były kłopoty, a z tymi? Czy też pojawią się jakieś problemy? Bez względu na to, czy słudzy Morra interesowali się Stirganami jako takimi, pasażerami ostatniego wozu, czy może poszukiwali ich (czyl Wilhelma i jego towarzyszy) - każda z tych możliwości oznaczała kłopoty. Nalepiej by było robić swoje i, równocześnie, nie pchać się tamtym w oczy. Ale była też i inna możliwość... - Może by się tak wybrać do "Kuternogi"? A nuż, przypadkiem, dowiemy się, skąd przybyli i czego chcą? - zwrócił się do kompanów. |
29-04-2018, 21:02 | #142 |
Reputacja: 1 | Codzienność taborowego życia powoli stawała się rutyną. Podróż, popasy, karmienie i oporządzanie zwierząt, rozbijanie obozowiska na noc i zwijanie go rankiem urozmaicone były dniami, w których Stirganie organizowali występy dla miejscowej ludności. Co prawda wtedy było jeszcze więcej pracy, niż zwykle, ale za to działo się więcej. Tym razem atrakcją specjalną okazali się służący Boga Snów. Albo śmierci - zależy jak na to spojrzeć. Santiago nie przypominał sobie, by nacisnęli na odcisk komuś z tego zakonu. Zatem celem najprawdopodobniej była mieszkanka ostatniego wozu - czyżby morryci zostali powiadomieni przez mnichów z klasztoru z którymi rozmawiał Berwin? A może szukali jej z innej przyczyny? Czas pokaże. - Vamos. Chodźmy. Napiłbym się dobrego piwa albo wina. - Odpowiedział Wilhelmowi.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
30-04-2018, 14:25 | #143 |
Reputacja: 1 | Nazwy miejscowości, rzek i traktów układały się w głowie Berwina niczym mapa. Przepatrywacz postanowił jednak wspomóc swą pamięć i na wszelki wypadek zaopatrzył się w kawałek papieru, pióro i nieco inkaustu, by to sobie przyzwoicie wyrysować. Co prawda bywał w tej okolicy, ale nigdy nie zapędzał się tak daleko na południe. Sporządzanie mapy pozwoliło mu przetrwać powtarzalność obozowego życia, aż do przybycia morrytów. Berwin od razu poczuł do nich sympatię, jako do sług męża jego Pani Vereny. Nic zatem dziwnego, że z chęcią przystał na pomysł kompanów by udać się do „Kuternogi” na małe co nieco i przy okazji porozmawiać z morrytami. Berwin zamierzał ich zapytać z właściwą verenitom szczerością, co może zrobić człowiek, który widział, jak pewne babsko wywołało na cmentarzu ducha, gadało z nim, a potem jakby nieszczęsną zjawę zniszczyło, ale za całe świadectwo ma ów człowiek jedynie oczy swoje i kilku kompanów. Czy takie świadectwo by wystarczyło, by wziąć babę na spytki? |
30-04-2018, 22:40 | #144 |
Reputacja: 1 | Trzech zakonników Morra zdążyło się już rozlokować w zajeździe, kiedy Wilhelm, Elmer, Santiago i Berwin odrobili się na tyle, aby móc skierować swoje kroki do "Kuternogi". Ze względu na odbywający się festyn, w zajeździe panował spory tłok. Ale przy stole zajmowanym przez czerwono odzianych mężczyzn nie siadał nikt więcej. Awanturnicy skorzystali z wolnych miejsc, co spotkało się ze zdziwionymi spojrzeniami zakonników. Rozmowa nie kleiła się zbytnio, chociaż morryci wcale nie składali ślubów milczenia, ani nie stronili od napojów, które miały tą właściwość, że rozwiązywały języki. Dopiero na wzmiankę Berwina o kobiecie na cmentarzu, dowodzący trójką Konrad von Mackensen ożywił się i wykazał, nieprzypadkowo chyba, spore zainteresowanie. - Takie świadectwa to nic innego jak pomówienia i szkalowanie czyjejś czci - odpowiedział Hrabanowi. - Ale taka kobieta może też robić inne rzeczy, prawda? A oczy owych ludzi mogą wiele zobaczyć, jeżeli patrzą gdzie trzeba. Zwłaszcza, że znajdują się pobliżu i nie wzbudzają podejrzeń. A ja gotów jestem nawet za takie patrzenie zapłacić... |
01-05-2018, 09:07 | #145 |
Administrator Reputacja: 1 | Słowa bez dowodów to pomówienia i szkalowanie. W tej materii morryta z pewnością miał rację, chociaż Wilhelm wiedział aż za dobrze, że takie pomówienie wystarczy, by wepchnąć kogoś w łapska jakiegoś nadgorliwego Łowcy Czarownic. - Jeśli owa kobieta wozu swego na krok nie opuszcza - powiedział - prócz nocy niektórych, to dość trudno zauważyć, czy coś innego jeszcze czyni. A jej poczynania na cmentarzu samemu trzeba by zobaczyć... jeno nie wiadomo, czy po raz drugi zechce z duchem porozmawiać. |
02-05-2018, 11:55 | #146 |
Reputacja: 1 | Trzeba było uczciwie przyznać przed samym sobą, że reakcja morrytów zaskoczyła Berwina. Bał się że będzie musiał powstrzymywać sługi Pana Zaświatów przed zbyt gwałtownymi działaniami, a tu proszę. Okazali się nader wstrzemięźliwi. Zaś oferta płatnej współpracy nieco ubodła Hrabana: - Nie dla mamony Wam o tym opowiadamy, choć … nie to żebyśmy stronili od zarobku. Jednak tak jak mówił mój kompan trudno oczekiwać, by owo babsko łaziło po wszystkich cmentarzach i gadało z duchami. To raczej wyglądało jakby chciała się rozmówić z tym właśnie duchem, choć możemy się mylić. Berwin zastanowił się chwilę. - No cóż myślę, że możemy podjąć się dyskretnie jej śledzenia. Ale bracie Konradzie jak możemy się z Tobą skontaktować, gdy zauważymy coś podejrzanego, albo niecnego? – spytał nie wiedząc jakie są plany morrytów na najbliższą przyszłość. Wyglądało na to, że przynajmniej kilka najbliższych nocy Berwin będzie musiał zarwać. |
03-05-2018, 15:14 | #147 |
Reputacja: 1 | Elmer nie był zachwycony z przebiegu spotkania z "krukami". Czary, czarami, a striganie przecież pomagali im ukryć się przed pościgiem, więc mieli dług honorowy do spłacenia. Tedy Lutefiks nic się nie odzywał i tylko popijał cienkie piwo ze swojego kufla. |
03-05-2018, 18:25 | #148 |
Reputacja: 1 | Santiago również się nie odzywał - zajmując miejsce jedynie kiwnął morrytom głową w pozdrowieniu. Nie spodziewał się, że jego towarzysze tak bez ogródek wskażą Stirgankę jako cel dla zakonników - kwaśna mina Elmera sugerowała, że on także nie pochwalał takiej formy podziękowania za gościnę. Czym innym było wywiedzieć się czego braciszkowie szukają, a czym innym wydać kobietę zakonowi jako czarownicę. Z tego wszystkiego będą konsekwencje, a Santiago nie był jakoś przekonany, że sami wywiną się z wszelkich kłopotów. No i wyglądało na to, że czas spędzony z taborem właśnie miał się ku końcowi...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
04-05-2018, 14:49 | #149 |
Reputacja: 1 | - Będziemy w pobliżu. Z tego co zdołałem się dowiedzieć, kolejnym przystankiem będzie dla Was Arget. Pozostańcie ze Stirganami i nie wzbudzajcie podejrzeń. Będziemy jechać za taborem, w bezpiecznej odległości. Gdyby po drodze doszło do czegoś, co byłoby warte naszego zainteresowania, niech jeden z Was po prostu zaczeka na drodze. W Arget zatrzymamy się w gospodzie, tak jak tutaj. Unikajcie niepotrzebnego kontaktu z nami – wyjaśnił von Mackensen. Potem podniósł się, rąbnął pucharem o stół i wrzasnął na Elmera. – Wynoś się wsiowy głupku od pańskiego stołu! – bywalcy gospody popatrzyli z przestrachem na wybuch Morryty. Trzech zakonników wstało i sięgnęło po miecze… * Stirgańska trupa zwinęła obóz i festyn w Dessau i wyruszyła dalej, ku odległemu o trzy dni Arget. Podczas drogi i na postojach awanturnicy bacznie obserwowali poczynania Boyko i Marii Luisy, ale w żaden sposób nie odbiegały one od normy. Tuż przed przyjazdem do Arget, niewielkiej ale dobrze prosperującej pod rządami barona von Blauhorst wsi, Kroenert postanowił porozmawiać z bohaterami. Przypomniał im swój plan, wedle którego to właśnie w Arget powinni odłączyć się od Stirgan i zmienić kierunek podróży, aby zmierzać ku Karak Hirn. Na horyzoncie majaczyły zarysy złowrogiego Lasu Marschwald… To właśnie w jego cieniu Gatti urządzili kolejne obozowisko i przygotowywali plac pod występy. Wozy stały w kole nieopodal. Pośrodku kręgu rozpalono ogniska, nad którymi w kotłach grzano wieczorną strawę. Dziewiąty wóz stał w kręgu wraz z innymi, w miejscu najbliższym ścianie drzew. Boyko z miną idioty siedział na koźle, żując słomkę. |
04-05-2018, 15:24 | #150 |
Administrator Reputacja: 1 | Przedstawienie było całkiem niezłe. Gdyby nie wcześniejsze słowa von Mackensena o niepotrzebnym kontaktowaniu, to Wilhelm pomyślałby, że podpadli morrytom. I pewnie uciekłby jak najszybciej. A tak to tylko zerwał się ze stołka i wymknął się z gospody. * * * Podróż ze Stirganami miała swoje plusy... ale nie mogła trwać wiecznie. I ruszenie swoją drogą stwarzało szansę na rozwiązanie problemów, jakie ostatnimi czasy spadały na Wilhelma i jego towarzyszy. Ale może była szansa, by przed rozstaniem załatwić sprawę lokatorki ostatniego wozu. - Trzeba by sprawdzić - powiedział do kompanów - czy w okolicy są jakieś cmentarze. No i przygotować się na koczowanie w lesie. Stamtąd może zobaczymy, czy Maria Luisa nie zrobi czegoś, co by zainteresowało morrytów. |