Constantus okazał się dobrym rozmówcą, który potrafił słuchać i zadawać odpowiednie pytania. Interesowały go sprawy związane ze śmiercią Urestesa i z wydarzeniami do jakich doszło na cmentarzysku w Devlyn. Kapłan wiedział, że awanturnicy odwiedzili Kanclerza, ale nie domagał się szczegółów tego spotkania. W pewnym momencie napomknął tylko, żeby bohaterowie nie mieli oporów przed poinformowaniem Publiusa o winie kapłanów Asury. Na propozycje, które w sposób jawny i zawoalowany śmiałkowie mu przedstawili, uśmiechnął się tylko i oświadczył, że jest wiele dróg, którymi Mitra prowadzi swoich wyznawców, a w gestii człowieka leży wybór owej drogi. Już niemal na progu "Jelenia i Jałowca", gospody w której awanturnicy spędzali swój czas w Tarantii Constantus dał do zrozumienia, że kapłani Mitry posiadają pewną wiedzę o działaniach Asuran, ale jest zbyt wcześnie by owe wiadomości ujawniać. Niepokojące były też jego ostatnie słowa, które przebiły się ponad hałas odjeżdżającego powozu.
- Pamiętajcie przyjaciele, żeby w tym sporze stać po właściwej stronie. Niektórzy mogą uznać, że to co robicie, służy heretykom i będą Was uważać za niedogodność, którą należy usunąć z drogi. Nie zapomnijcie przekazać Publiusowi kto jest winien...
A potem bohaterowie wkroczyli do gwarnej o tej porze sali biesiadnej gospody. Otoczył ich tłum bawiących się i pijących ludzi. Kelnerki w kusych bluzeczkach pląsały między klientami, zręcznie unikając wszędobylskich rąk. Co jakiś czas jednej z nich nie udawała się owa sztuka i rozlegał się pisk, gdy dziewka trafiała w ramiona rozochoconego gościa. Na podwyższeniu trzech corynthyjskich grajków nadawało rytm wieczorowi. A udanym zwieńczeniem zabawy miał być piekący się na ruszcie pokaźnych rozmiarów baran.