Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2018, 13:06   #596
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Dziękuję uprzejmy człeku - odpowiedział Waldemar skrytemu i niezupełnie widocznemu ochotnikowi, który razem z nim błądził po magazynie.
Po tej krótkiej wymianie grzeczności powrócił do lazaretu. Zgodnie z przewidywaniami do wizyty u kapłana Sigmara ustawiła się kolejka. Nikt nie zdążył zainterweniować, gdy pokrzepiony słowami Loftusa kapłan podjął próbę uniesienia się na posłaniu. Próbę, co warto zaznaczyć, nieudaną, okupioną bólem, rozrywaniem łączących się w dramatycznym pośpiechu tkanek oraz tarciem jednej krawędzi szytej skóry o drugą. Okropnością były już same dźwięki, jakie wydawało jego ciało przy poruszaniu. Aparat mowy miał jednak sprawny, choć osłabiony.
- Odsuńcie się natychmiast - polecił Waldemar. - Inaczej nie zdąży powiedzieć nic więcej!
Przepychając wizytujących w kierunku drzwi izby wydobył z glinianej czarki maść z pajęczego liścia i po oczyszczeniu obficie nasmarował krwawiące miejsce. Za nim we wrotach pojawiła się Leonora. Powiało zapachem sajgonu.
- Nigdzie nie pójdziecie panie kapłanie. Pasami do wyrka przywiążę jak będzie trzeba. O ewentualnej przemowie porozmawiamy jak będziesz w stanie kulturalnie się przestawić.
Butelkę z miksturą cyrulik postawił w widocznym miejscu i dopiero, gdy wszyscy postronni opuścili izbę schował ją do szafki na medykamenty.

- Waldemarze - w pobliżu rozległ się głos Gustawa.
- Ci dwaj tutaj zajmą się pilnowaniem lazaretu w porcie. Będą tam na stałe.
- Tak jest. Panowie kusznicy, do mnie proszę. Siegi, pomożesz mi. Krasnoluda na noszach zabierzemy do tej ich huty.

Dźwiganie krasnoluda we czterech przez całe miasto nie należało do zadań przyjemnych i lekkich. Kurdupel ważył ponad sto kilo w tej swojej wielowarstwowej stalowej powłoce a Waldemar szczerze nim się brzydził. Gdy w końcu osiągnęli dzielnicę krasnoludów za ich plecami zebrał się spory wianuszek ludzi. Cyrulik zakrzyknął w zawarte wrota.
- Otwórzcież!
Gdy pobratymcy rannego przybyli go odebrać przekazał jednemu z nich na ucho krótką wiadomość.
- Jest pogruchotany, ale żyje. Tej waszej zbroicy nie sposób zdjąć, tak się pogięła. Kowala trzeba, by go rozebrać. Jeśli nie macie medyka to zabierzcie go do portu, będzie bliżej niż do mnie.

Następnie z trójką pomocników wybrał się do lecznicy panów Kelgardena i Bucha. Lekkozbrojnym polecił trzymać wartę zwalniając dotychczasową.
- Zostajecie tu do czasu wezwania przez dowódcę. Nawet wtedy musicie zorganizować zastępstwo, by punkt nie został bez opieki. W tym celu jeden z was poprosi o przydział zmiany warty dowódcę lub obecnego w porcie sierżanta. To wszystko.
Sami medycy wyglądali na zdenerwowanych.
- Nie srożcie się tak, nie jest lekko o poranku po takiej nocy. Zmianę warty postawiłem, poprzednią zabieram. Gdyby wartownicy mogli znaleźć u was panowie posiłek, byłbym wdzięczny. Nie musieliby wtedy zostawiać posterunku nawet na chwilę.
Wymiana grzeczności i raportów z nocnego dyżuru zajęła tyle, co wypicie szklanki południowej herbaty. Swoją drogą ciekawe, skąd Buch miał taki napar?

Tymczasem łucznicy oczekujący wraz z Siegfriedem przed lecznicą z wolna zasypiali na stojąco. Waldemar podszedł do nich i klepnął jednego z nich w ramię.
- Jeszcze pół godziny i koniec roboty. Idziemy na przystań. Wyprostuj się i przemyj twarz, wyglądasz jak nieszczęście!
Dotarłszy na przystań cyrulik wziął głęboki wdech, wypiął pierś i zaczął nacechowane wojskowym humorem poszukiwania lokalu cechowego lub kogoś znaczniejszego spośród rybaków. Wiedział, że ci ludzie wciąż ryzykują życie zdobywając pożywienie dla całego miasta, stąd gdy tylko odnalazł odpowiednią osobę natychmiast zmienił ton.
- W tej trudnej godzinie oby rzeka była wam przychylna a jej wody spokojne. Nie znamy się jeszcze, Brök moje nazwisko. Na własną rękę przychodzę bo widzę, że łodzi macie dużo. Przeciwnik na drugim brzegu więc część z nich trzeba ukryć przed jego wzrokiem. Będą łatwym celem pozostawione tak sobie. Ilu was jest? Podołacie wyciągnąć na ląd i ukryć nieużywane łajby?
- Przystań może nie być już bezpieczna. Te łodzie, którymi pływacie zostawiajcie w porcie lub za garnizonem. Dalej od brzegów, więc i od strzał nieprzyjaciela. Na koniec prośba, jedną łódkę na cztery wiosła bym potrzebował do transportu rannych.


Po rozmowie Waldemar odprowadził swoich pomocników do garnizonu i sprawdził profilaktycznie stan rannych. Izba miała pozostać zamknięta dla odwiedzających z wyjątkiem Gustawa i komendanta. Następnie cyrulik porywając posiłek z kantyny udał się na północny mur, do Berta.
- Byłem w porcie. Coś gdzieś był dym o ładunki wybuchowe. Wiesz coś o tym? Jak w pistoletach tylko większe? Bomby? Jak dla mnie w sam raz do udrożnienia fosy gdy tylko coś stanie na tej kupie śmieci. Może to jest pomysł na pułapkę?
Niziołek nie był jednak rozmowny wskutek zabiegania. Waldemar wrócił do garnizonu, gdzie nieco sfrustrowany koniecznością zarządzania ludźmi posłał sygnalistę na dach, przydzielając mu wcześniej pomocnika. Obaj mieli wypatrywać zagrożeń w nienachalny sposób a sygnał go alarmu podać dopiero, gdyby wróg skierował się w bezpośrednie otoczenie garnizonu.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 06-05-2018 o 16:32.
Avitto jest offline