|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-04-2018, 00:16 | #591 |
Reputacja: 1 |
|
30-04-2018, 09:24 | #592 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
30-04-2018, 19:39 | #593 |
Reputacja: 1 | Galeb. -wyjaśnia Starszemu że krasie dostali przydział na mur i że runiarz będzie nimi dowodził - Z kapłanem Sigmara niestety nic Galeb nie jest w stanie powiedzieć dlaczego tak. - Odbędzie nocny patrol z krasiami (postara zapamiętać ich imiona) - Uda się rano na odprawę - Zje i uda się na spoczynek, jeżeli nie będzie dla niego konkretnych zadań. - Będzie za tym samym optował dla swojej drużyny. - Nie będzie spać do oporu. Kiedy wstanie uda się do kuźni zrobić sobie do skórzni wzmocnienia lub ochraniacze na rękawy i nogi. Prościej - ulepszyć do poziomu skórzni ćwiekowanej. - Jeżeli będzie jeszcze tego dnia czas to spędzi go z teamem krasnoludów na gadce, historiach i piwie |
30-04-2018, 21:22 | #594 |
Reputacja: 1 | Noc nie przyniosła kolejnego szturmu. Ani odwetu za spalenie zajętego przez wroga fortu. Co prawda kilka pozorowanych ataków napsuło obrońcom krwi, ale przynajmniej nikt nie zginął. Detlef swoją część służby na murach spędził na obserwacji przedpola, pilnowaniu wartowników, żeby nie spali, a także na rozmyślaniu o tym, co jeszcze można zrobić, żeby miasto pozostało niezdobyte. I im dłużej myślał, tym gorszy obraz sytuacji mu się rysował. Wkrótce podjął decyzję, żeby szczerze porozmawiać z członkami macierzystej dziesiątki - z Ostatnimi. Na porannej odprawie nie zjawili się wszyscy. Część odsypiała nocną służbę, część miała rozkazy gdzieś. Ponieważ odprawa miała bardziej charakter narady, w czasie której dowódca obrony miał zamiar zasięgnąć opinii pozostałych co do dalszych działań, to brak niektórych nie przeszkadzał - przyszli ci bardziej obowiązkowi i to ich zdanie było cenniejsze od tych, którzy lekce sobie ważyli obowiązki wynikające z ich obecnej sytuacji. Gdy czas był właściwy i wyglądało na to, że nikt więcej się nie pojawi, Detlef wysłuchał meldunków, podziękował za nocną służbę, po czym zaczął. - Pewnie część z was ma podobne odczucia, ale coraz bardziej nabieram przekonania, że obrona Meissen to stracona sprawa. - Rzucił prosto z mostu. - Właściwie nie mamy doświadczonych żołnierzy, mieszkańcy i uchodźcy pierzchają na widok wroga, a jeśli nie to są przez niego masakrowani. Spora część naszych sił nadaje się wyłącznie do walki z dystansu, z bliska nie stanowiąc żadnej realnej wartości bojowej. Wróg ma przynajmniej dwie wieże oblężnicze i taran - przerwanie linii obrony w trzech miejscach jest nie do powstrzymania. Żeby zwiększyć szansę powstrzymania wroga w tych miejscach możemy rzucić wszystkich na mury, ale nie będziemy mieć żadnych odwodów - nikogo do utrzymania porządku w mieście i powstrzymania choćby drużyny wroga, która zechce przedrzeć się przez rzekę od wschodu. - Wyjaśniał swój punkt widzenia. - Macie jakieś pomysły na zasadzkę? Może warto pozostawić mury niebronione, by uderzyć we wroga z dalszych pozycji. Wróg straci przewagę w postaci machin oblężnicznych, ale my nie będziemy mieć osłony murów. - Zapytał. - Można zasięgnąć języka u krasnoludzkich inżynierów - słyszałem, że mury trzymają się bardziej na słowo honoru, niż na solidnych fundamentach - może udałoby się je zwalić na atakujących... - zastanawiał się na głos. - A może jakis fortel? Udamy, że miasto chce się poddać, bo armia nie zamierza walczyć i zabarykadowała się w granizonie. W końcu rzekomo możnowładcy nas wystawili, więc zabrzmi przekonująco. Granicznym zależy na srebrze khazadów, więc jak tylko rozpoczną oblężenie Silberhaus moglibyśmy zaatakować od tyłu. - Przedstawił. - Albo poddać się zarówno Granicznym jak i Brockowi. Wpuścić ich obu, oczywiście nie informując o tych drugich, i patrzeć, jak skaczą sobie do gardeł na rynku. Dobić rannych i świętować pokonanie obu armii. - Uśmiechnął się, choć doskonale wiedział, że powodzenie takiego planu było mocno wątpliwe. - Moglibyśmy zgodzić się też na warunki Brocka, wpuścić go do miasta i jak już pokonamy Granicznych przy możliwie niskich stratach własnych postarać się dobrać Brockowi do tyłka. - Przedstawił kolejny pomysł. - Jakieś inne propozycje? - zapytał zgromadzonych. - A może wolelibyście zniknąć z miasta? - Dodał. Dalej Ostatni przedstawili swój punkt widzenia. Dominował pogląd, żeby jednak dalej trwać na stanowiskach, ale przygotować jakiś plan awaryjny, gdyby sytuacja zrobiła się beznadziejna. Brakowało jednak gotowych rozwiązań, a także rzeczowej dyskusji na temat przedstawionych przez niego pomysłów. Tak - jak to zwykle bywało łatwiej było po prostu krytykować cudze pomysły, niż przygotować własne propozycje. Nim zakończył naradę polecił utrzymać ludzi w gotowości, nie zapominając o ich wypoczynku i wyżywieniu. Według Gustawa najbliższy atak będzie zapewne tym właściwym przy użyciu wszystkich sił, jakimi dysponował przeciwnik. Von Grunenvberg twierdził również, że Graniczni coś kombinują przekazując znaki z północy. Czyżby paktowali z Brockiem? A może przekazywali informacje do agentów w mieście. Przyszła pora na wizytę u komendanta. Przedstawił mu stan obrońców i swoje obawy dotyczące szans na odparcie szturmu wykonanego z użyciem machin oblężniczych. Poprosił o poradę - w końcu wszystkim powinno zależeć na utrzymaniu wroga poza murami miasta. Przedstawił propozycję Brocka, ale okazało się, że Gustaw był już z tym u komendanta wcześniej. Podczas przedstawiania tego wątku zapytał ile miasto jest gotowe poświęcić, żeby utrzymać Granicznych albo Brocka z dala. Według dowódcy obrony jeśli Brock nie dostanie pieniędzy, to poczeka na efekt szturmu Granicznych, by w przypadku udanej obrony uderzyć wszystkim co ma z drugiego brzegu. Na koniec przedstawił plan oczyszczenia fosy zasypanej w czasie pierwszego szturmu - potrzebował do tego wykwalifikowanych ludzi, którzy mogliby pokierować pracami ochotników dla zwiększenia efektywności prac. Ludzie byli potrzebni od zaraz, a prace wykonywane pod osłoną strzelców. Z garnizonu wybrał sie do Barrudina. Jemu przedstawił podobny raport dotyczący sytuacji obrońców i propozycji Brocka oraz zapytał o radę w sprawie obrony przed machinami Granicznych. Poprosił o rzemieślników i innych dostępnych mężczyzn oraz narzędzia do oczyszczenia fosy, a także przedstawił pomysł zamontowania wielu długich belek mających utrzymać wieże z dala od murów. Do skutecznego działania tychże potrzebował fachowej pomocy w zakresie montażu - musiały być wystarczająco mocne i nachylone w kierunku atakujących, by zarzucone liny zsuwały się z nich nie pozwalając zerwać konstrukcji przez napastników.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
01-05-2018, 00:52 | #595 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-05-2018 o 13:13. Powód: Zamieniłem Bertowi i Walterowi odcinki muru. Już poprawione. |
01-05-2018, 13:06 | #596 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - Dziękuję uprzejmy człeku - odpowiedział Waldemar skrytemu i niezupełnie widocznemu ochotnikowi, który razem z nim błądził po magazynie. Po tej krótkiej wymianie grzeczności powrócił do lazaretu. Zgodnie z przewidywaniami do wizyty u kapłana Sigmara ustawiła się kolejka. Nikt nie zdążył zainterweniować, gdy pokrzepiony słowami Loftusa kapłan podjął próbę uniesienia się na posłaniu. Próbę, co warto zaznaczyć, nieudaną, okupioną bólem, rozrywaniem łączących się w dramatycznym pośpiechu tkanek oraz tarciem jednej krawędzi szytej skóry o drugą. Okropnością były już same dźwięki, jakie wydawało jego ciało przy poruszaniu. Aparat mowy miał jednak sprawny, choć osłabiony. - Odsuńcie się natychmiast - polecił Waldemar. - Inaczej nie zdąży powiedzieć nic więcej! Przepychając wizytujących w kierunku drzwi izby wydobył z glinianej czarki maść z pajęczego liścia i po oczyszczeniu obficie nasmarował krwawiące miejsce. Za nim we wrotach pojawiła się Leonora. Powiało zapachem sajgonu. - Nigdzie nie pójdziecie panie kapłanie. Pasami do wyrka przywiążę jak będzie trzeba. O ewentualnej przemowie porozmawiamy jak będziesz w stanie kulturalnie się przestawić. Butelkę z miksturą cyrulik postawił w widocznym miejscu i dopiero, gdy wszyscy postronni opuścili izbę schował ją do szafki na medykamenty. - Waldemarze - w pobliżu rozległ się głos Gustawa. - Ci dwaj tutaj zajmą się pilnowaniem lazaretu w porcie. Będą tam na stałe. - Tak jest. Panowie kusznicy, do mnie proszę. Siegi, pomożesz mi. Krasnoluda na noszach zabierzemy do tej ich huty. Dźwiganie krasnoluda we czterech przez całe miasto nie należało do zadań przyjemnych i lekkich. Kurdupel ważył ponad sto kilo w tej swojej wielowarstwowej stalowej powłoce a Waldemar szczerze nim się brzydził. Gdy w końcu osiągnęli dzielnicę krasnoludów za ich plecami zebrał się spory wianuszek ludzi. Cyrulik zakrzyknął w zawarte wrota. - Otwórzcież! Gdy pobratymcy rannego przybyli go odebrać przekazał jednemu z nich na ucho krótką wiadomość. - Jest pogruchotany, ale żyje. Tej waszej zbroicy nie sposób zdjąć, tak się pogięła. Kowala trzeba, by go rozebrać. Jeśli nie macie medyka to zabierzcie go do portu, będzie bliżej niż do mnie. Następnie z trójką pomocników wybrał się do lecznicy panów Kelgardena i Bucha. Lekkozbrojnym polecił trzymać wartę zwalniając dotychczasową. - Zostajecie tu do czasu wezwania przez dowódcę. Nawet wtedy musicie zorganizować zastępstwo, by punkt nie został bez opieki. W tym celu jeden z was poprosi o przydział zmiany warty dowódcę lub obecnego w porcie sierżanta. To wszystko. Sami medycy wyglądali na zdenerwowanych. - Nie srożcie się tak, nie jest lekko o poranku po takiej nocy. Zmianę warty postawiłem, poprzednią zabieram. Gdyby wartownicy mogli znaleźć u was panowie posiłek, byłbym wdzięczny. Nie musieliby wtedy zostawiać posterunku nawet na chwilę. Wymiana grzeczności i raportów z nocnego dyżuru zajęła tyle, co wypicie szklanki południowej herbaty. Swoją drogą ciekawe, skąd Buch miał taki napar? Tymczasem łucznicy oczekujący wraz z Siegfriedem przed lecznicą z wolna zasypiali na stojąco. Waldemar podszedł do nich i klepnął jednego z nich w ramię. - Jeszcze pół godziny i koniec roboty. Idziemy na przystań. Wyprostuj się i przemyj twarz, wyglądasz jak nieszczęście! Dotarłszy na przystań cyrulik wziął głęboki wdech, wypiął pierś i zaczął nacechowane wojskowym humorem poszukiwania lokalu cechowego lub kogoś znaczniejszego spośród rybaków. Wiedział, że ci ludzie wciąż ryzykują życie zdobywając pożywienie dla całego miasta, stąd gdy tylko odnalazł odpowiednią osobę natychmiast zmienił ton. - W tej trudnej godzinie oby rzeka była wam przychylna a jej wody spokojne. Nie znamy się jeszcze, Brök moje nazwisko. Na własną rękę przychodzę bo widzę, że łodzi macie dużo. Przeciwnik na drugim brzegu więc część z nich trzeba ukryć przed jego wzrokiem. Będą łatwym celem pozostawione tak sobie. Ilu was jest? Podołacie wyciągnąć na ląd i ukryć nieużywane łajby? - Przystań może nie być już bezpieczna. Te łodzie, którymi pływacie zostawiajcie w porcie lub za garnizonem. Dalej od brzegów, więc i od strzał nieprzyjaciela. Na koniec prośba, jedną łódkę na cztery wiosła bym potrzebował do transportu rannych. Po rozmowie Waldemar odprowadził swoich pomocników do garnizonu i sprawdził profilaktycznie stan rannych. Izba miała pozostać zamknięta dla odwiedzających z wyjątkiem Gustawa i komendanta. Następnie cyrulik porywając posiłek z kantyny udał się na północny mur, do Berta. - Byłem w porcie. Coś gdzieś był dym o ładunki wybuchowe. Wiesz coś o tym? Jak w pistoletach tylko większe? Bomby? Jak dla mnie w sam raz do udrożnienia fosy gdy tylko coś stanie na tej kupie śmieci. Może to jest pomysł na pułapkę? Niziołek nie był jednak rozmowny wskutek zabiegania. Waldemar wrócił do garnizonu, gdzie nieco sfrustrowany koniecznością zarządzania ludźmi posłał sygnalistę na dach, przydzielając mu wcześniej pomocnika. Obaj mieli wypatrywać zagrożeń w nienachalny sposób a sygnał go alarmu podać dopiero, gdyby wróg skierował się w bezpośrednie otoczenie garnizonu. Ostatnio edytowane przez Avitto : 06-05-2018 o 16:32. |
03-05-2018, 01:00 | #597 |
Reputacja: 1 | Karl dał dwójce młodzików halabardy. Reszta była bezużyteczna. - By być halabardnikiem trzeba się wykazać. Łapcie za pług w fosie i odgruzujcie ją we dwójkę. Trójka do łopat. Trupy ustawcie na polu przed południowym murem. Późnie będzie mogiła.- Dwoje ochotników rękami miało wyrzucać syf z fosy. Karl odesłał zdolną parę do swoich weteranów by przekazali im podstawy. Karl wezwał ludzi z gildii i wysłał ich na Meissen. Topher wysłał też posłańca do Leonory w porcie.
__________________ Man-o'-War Część I |
03-05-2018, 22:05 | #598 |
Reputacja: 1 | Dowódca obrony wrócił do pełniącego rolę sztabu Domu Rottenbergów niezbyt uszczęśliwiony efektami swoich rozmów z włodarzami miasta. Właściwie sam nie wiedział, czego spodziewał się po tych rozmowach - tego, że ktoś zajmie się obroną zamiast niego? A może chociaż błyśnie świetnym pomysłem dającym naprawdę duże szanse na udaną obronę? Nic takiego nie nastąpiło. Detlef, do tej pory kapral przymusowo wcielony do armii Wissenlandu, teraz tymczasowo pełniący funkcję dowódcy obrony Meissen czuł ciężar tego obowiązku coraz dotkliwiej. Coś w nim buntowało się przeciwko tej niewdzięcznej roli, o której przecież wcale nie prosił. Człeczyny potrzebowali ludzi do obrony prowincji - dobra, można im pomóc, a przy okazji poczekać, aż drogi staną się mniej niebezpieczne. Ale takie coś? Dowódca obrony? Detlef, jak niemal każdy krasnolud nie stronił od bójek i zadbać o siebie potrafił, ale doświadczenia wojskowego nie miał. Potrafił wykonywać rozkazy, wykazać się przy tym odrobiną inicjatywy własnej, ale dowodzenie większymi siłami było mu obce. I chociaż wszystkich aktywnych obrońców Meissen było nieco ponad setka, z czego większość to niezdyscyplinowani cywile, to zapanowanie nad nimi wymagało czegoś więcej, niż ciosu pięścią w ryj, co zwykle pomagało brodaczowi wytłumaczyć swoje racje interlokutorom. Nie cierpiał tego miasta za to, że zdecydowanej większości nawet nie zależało na tym, żeby obrona się udała. Nie zamierzali współpracować nie widząc w tym żadnego interesu. A z pewnością nie zamierzali ginąć na barykadach. Śmierć nielicznych obrońców będzie nadaremna i nikogo nie obejdzie. Czy Meissen zasłużyło na to, żeby za nie ginąć? Thorvaldsson niczego nie musiał udowadniać, nikomu nic nie obiecał i nawet wcielenie do armii odbyło się wbrew jego woli. Właściwie mógł odejść i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Dlaczego zatem jeszcze nie odszedł? Może to słynny krasnoludzki upór nie pozwalał mu ominąć przeszkody, jaką była beznadziejna, zdawało się, obrona miasta? Pokazać tym, którzy tylko czekali na kapitulację, że mylą się okrutnie. I że póki ten khazad dycha, to obrona miasta wciąż trwa. Wychodząc od komendanta przekazał informację dla rajców, żeby szykowali złoto dla Brocka. Nie dlatego żeby chciał mu płacić za udział w obronie, gdyż według komendanta funduszy i tak było za mało, ale dlatego, żeby ten odstąpił od łupienia miasta w chwili, gdy obrońcom uda się odeprzeć decydujący szturm Granicznych. Straty były nieuniknione, a kolejnych kilkuset najemników Brocka było siłą, z którą niedobitki obrońców nawet nie mogłyby się mierzyć. Jeśli sierżant zdecyduje się wyruszyć na niebezpieczną misję i negocjacje z Brockiem, to możliwe, że za zgromadzoną kwotę kapitan najemników chociaż zabezpieczy wschodni brzeg rzeki. To jednak decyzja von Grunenberga, czy zaryzykuje przeprawę na brzeg zajęty przez nieznane liczebnie siły wroga. Z planów udrożenienia fosy i zapór przeciwko machinom oblężniczym wroga nic nie wyszło. Żeby prace ziemne miały jakąkolwiek skuteczność potrzeba było mnóstwo ludzi i przynajmniej kilka godzin pracy. Tymczasem większość ludzi mogących brać w tym udział, nie będących przy tym obrońcami biorącymi udział w odpieraniu ataków wroga, została zadysponowana przez Ostatnich. Odwoływanie ich ze zleconych zajęć tylko spotęgowałoby chaos i w efekcie żadna z prac nie zostałaby wykonana porządnie. Nie wspominając o oporze tej pozostałej garstki przed wysłaniem za mury. Dowódca obrony zżymał się za ten zupełny brak dyscypliny i poświęcenia... Pozostałe kilka dziesiątek służb pomocniczych pod nadzorem trzech weteranów komendanta otrzymało zadanie zabarykadowania miejskiej bramy. Mieli przynosić wszystko, co mogło się nadać, w tym materiał odzyskany z mostu, którego rozbiórkę miała poprowadzić ósemka krasnoludów dowodzonych bezpośrednio przez Detlefa wsparta dwoma młodymi krasnoludami z rzemieślniczym doświadczeniem. Koniec mostu od strony miasta miał zostać rozebrany tak, aby wróg nie mógł poprowadzić ataku tą drogą, a materiał użyty do zabarykadowania bramy. Oprócz tego dowódca obrony wydał dyspozycje co do rozmieszczenia sił w czasie szturmu, jak i w czasie oczekiwania na szturm, sposobie rotacji obrońców na stanowiskach oraz zmienników dowodzących poszczególnymi odcinkami. Kazał wyposażyć piętnastu ochotników "z miasta" oraz pięciu spośród uchodźców w zapas proc znalezionych w magazynie, nie zapominając o zapasie pocisków. To była prosta broń, ale jeśli sprawi, że choć jeden z napastników zachwieje się i spadnie z drabiny to warto sprobować. Do tego, dowiedziawszy się o pomyśle niziołka polecił, by przygotować naczynia z naftą, oliwą i innymi łatwopalnymi materiałami, zatyczkami w postaci nasączonych paliwem skrawków materiału, a które można było rzucić w zbliżającą się wieżę oblężniczą wroga (a jeszcze lepiej w ciżbę wrogich żołnierzy, gdy tylko pomost wieży opadnie). W razie problemów z paliwem miał zamiar sam pofatygować się do kupców (w asyście krasnoludów), by skłonić ich do udostępnienia swoich towarów. W ostateczności był skłonny poświęcić piętnaście karli na zakup - w końcu nie miał nic innego, co mogłoby zwalczać machiny oblężnicze wroga. W międzyczasie pojawił się problem z Glormem i Olegiem. Wizyta tego ostatniego w warsztacie kowala skończyła się popijawą i brakiem materiałów. Detlef dowiedział się o sprawie dopiero, gdy posłał gońca z zapytaniem o postępy prac nad ładunkami. Gdy posłaniec wrócił Detlef zacisnął tylko szczęki nie mówiąc nic. Osobiście udał się do warsztatu z połową halabardników z Czwartej i zabrał obu pijaków do punktu medycznego w porcie. Tam kazał ich położyć na pryczach i skrępować, aby nie mogli wstać. Medyk dostał polecenie, by wypuścić ich dopiero, gdy wytrzeźwieją. Oleg miał udać się na barykadę do Sala i nie ruszać się stamtąd pod karą aresztu. Glorm miał wracać do warsztatu ale dopiero wtedy, gdy będzie trzeźwy. Wracając z portu Thorvaldsson poinformował Sala, żeby przypilnował Olega - za kolejny taki numer będzie musiał go aresztować do końca oblężenia. Na jego rozum niewiele jeszcze można było zrobić - pozostało czekać na ruch wroga licząc, że nie będą zwlekać zbyt długo. Stan gotowości obrońców nadwyrężał ich siły, nie wspominając o kurczących się zapasach żywności. Problemem, na który nie potrafił znaleźć dobrej odpowiedzi był kompletny brak odwodów. Wszyscy obrońcy musieli znaleźć się na murach, a jednocześnie atak wroga w innym miejscu oznaczał ogromne ryzyko. Albo powstrzymają wroga na murach, albo obrona padnie. Przy tak skromnych siłach nie byli w stanie zabezpieczyć miasta, a budowa drugiej linii obrony potrwałaby zbyt długo i przy braku zaangażowania mieszkańców nie mieli na nią materiałów. Już pierścień barykad wokół miasta okazał się wielkim wyzwaniem. Ktoś powiedział, że dowodzenie obroną to łatwy kawałek chleba?
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 03-05-2018 o 22:16. |
04-05-2018, 00:54 | #599 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Hakon : 04-05-2018 o 01:05. |
04-05-2018, 22:34 | #600 |
Reputacja: 1 | Bert szykował ludzi do boju, wkrótce nastąpi główny szturm na miasto. Tym razem był lepiej przygotowany niż poprzednio, gdyż nie musiał zmieniać nagle odcinka dowodzenia. Miał też przygotowane kotły z gorącą wodą, tarcze i ogniste koktajle. I jeśli tylko ten szaleniec Gustaw nie pojawi się na murach to wszystko będzie dobrze. Ostatnio edytowane przez Komtur : 04-05-2018 o 22:37. |
| |