Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-04-2018, 00:16   #591
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Ranek przyszedł jak zbawienie dla Gustawa. Ten na spółkę z Walterem pilnowali barykady przy moście i miał dość czasu by się nad kilkoma sprawami zastanowić. W końcu mógł zejść z posterunku.

- Witam Panie Komendancie.- Odwiedził komendanta z rana Baron.
- Przychodzę z kilkoma sprawami jeśli mogę.- Zaczął i rozejrzał się za krzesłem. Kiedy dostał zgodę usiadł i westchnął.
- Przez noc wiele myślałem i przypomniałem sobie, że będąc na wieży garnizonu widziałem na północy błyski. Z początku myślałem o bitwie ale teraz wydaje mi się, że graniczni coś tam kombinują. Jeśli zna Pan w mieście kogoś bystrego i znającego się na podobnych sprawach proponuję go wysłać na wieżę. Może jeszcze coś zobaczy i będzie mógł rozszyfrować coś. Jeśli to kod jakiś to przy rzeczach pojmanych żołdaków może znajdzie się jakaś książka z kodami.- Przedstawił jeden z problemów, który zaprzątał mu głowę przez noc.

- Her Brock odkrył naszą intrygę ze złotem. Teraz ma nóż na gardle bo nie ma jak opłacić swych ludzi. Do tarł list w którym za złoto może bronić miasta. Ja bym mu nie ufał na tyle by wpuszczać jego w obręb murów, ale jeśli by oczyścił i/lub zabezpieczył nam prawy brzeg można by dać mu te złoto. Nie mnie to decydować, ale pytam tylko czy rajcy są w stanie dać coś na opłacenie go i co myśli Pan o tym w ogóle.- Druga sprawa korciła Gustawa. Doświadczone i wypoczęte siły namieszały by znacznie w planach Wernyckiego.
- Do tego może posiada książki kodowe granicznych i by odsprzedał a nam by to wielce pomogło w ocenianiu co planuje wróg.

- Kolejną sprawą jest zniknięcie mojego adiutanta. Słyszał Pan coś o nim?- Zapytał między pomysłami.

***

Baron jeszcze chwilę pobył u Komendanta i rozmawiał po czym udał się na dziedziniec gdzie zaczepił go Waldemar.
- Teraz mamy spokój, ale najbliższy atak będzie tym właściwym. Zaangażują całe siły i wydaje mi się, że szykują niespodziankę dla nas. Jeśli masz dobry pomysł to mów a ja jeśli Tobie się nie uda wprowadzę w życie. Nie chcę więcej trupów moich ludzi.- Odpowiedział ze smutkiem i nieobecnym wzrokiem. Widać, że coś doskwiera sierżantowi i to nie rana ręki.

***

- Detlef. Słuchaj. Graniczni jeszcze nie zaatakują jakiś czas. Szykują się na coś wielkiego i boję się, że coś knują na północy od miasta. Wczoraj widziałem będąc na wieży błyski. Wydaje mi się, że to jakieś znaki. Jeśli wśród trupów lub jeńców był jakiś dowódca poleć by go przeszukali i dali wszelkie zapiski czy książki. To może być książka kodowa. Komendanta już poinformowałem i ma znaleźć osobę, która to rozgryzie.- Gustaw przekazał wiadomość gdy tylko krasnoluda spotkał.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale Kadet zniknął. Boję się, że wyciągną od niego dużo informacji i przekażą Granicznym. Ta furtka chyba jest już spalona. Trzeba na nią zwrócić uwagę.- Konspiracyjnie Gustaw pochylony mówił. Martwił się o młodzika i wielce mu się to nie podobało.
- No i co z tymi fajerwerkami? Warsztat i ludzie czekają. Materiały powinny być bo kupiec aż się honorem uniósł.- Zapytał.
- No i jeszcze jedna sprawa. Brock jest pod ścianą. Pali mu się pod nogami i wydaje mi się, że trzeba to wykorzystać. Myślałem by dać mu szansę by wyczyścił i zabezpieczył nam prawy brzeg. Bez wchodzenia do miasta. Wie, że mu nie ufamy. Myślę, że mieszczanie znajdą kasę na to. Poza tym więcej żołnierzy do obrony reszty miasta by było.- Starał się Baron przemówić Detlefowi do rozumu, że nie można olewać takiej szansy. Problem jedynie w tym kto by poszedł z Brockiem gadać. Gustaw by mógł, ale nie chce wyjść na zdrajcę, który ucieka z miasta. Szczególnie po ostatnich oskarżeniach skierowanych do niego.
- Może Diuka? Jedno szuja i drugie. Pamiętasz o ludziach których proponowała gildia? Z nimi by mógł się przedrzeć a i te rabunki, które robi się zaprzestanie. Pamiętaj też, że nie szanuje ni ciebie ni mnie. Może się to skończyć nie wykonywaniem naszych rozkazów.

***

Sierżant Gustaw przez resztę czasu do południa zamierzał wypytać Sala o ich podróż z północy. Może coś widzieli lub zdobyli książkę kodową.
Do tego zamierzał zmienić opatrunek u medyków i po zjedzeniu posiłku odpocząć.
Oczywiście nie zapomniał o organizacji noszowych. Pod każdą częścią murów miały czekać co najmniej dwie grupy noszowe. W porcie, na barykadzie i przy garnizonie co najmniej jedni. Rozkazał także Baron nie włączać się do walki bez pozwolenia Dowódcy obrony lub jego. Jedynym wyjątkiem było przedarcie się wroga i zagrożenie przebiciem się do środka miasta.
Także wypytanie się o Kaseta i rozpuszczenie wieści by go znaleźli.

Na koniec Baron postanowił udać się do wyznaczonego dla niego miejsca informując kogo trzeba gdzie można go znaleźć. Zamierzał się zdrzemnąć trochę bo jeśli przyjdzie walka chciał być wypoczęty a jeśli przyjdzie u przebijanie się do Broka to jasność umysłu i wypoczynek był na wagę złota.
 
Hakon jest offline  
Stary 30-04-2018, 09:24   #592
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Leonor nie bardzo rozumiała dlaczego jedyny człowiek, który umiał walczyć, czymś co nie było wykałaczką, albo packą na muchy był nieustannie odsyłany do pilnowania portu. Stwierdziła jednak, że być może krasnolud trzyma ją w odwodzie i gdy już wszyscy zginą postawi ją samą przeciwko tysiącu wrogów, aby broniąc Messen zyskała nieśmiertelną sławę. Tak, czy inaczej zauważyła z pewnym zdumieniem, że od jakiegoś czasu myśli głównie ‘jak coś zrobić?’, a nie ‘dlaczego?’ Wzruszyła ramionami i opuściła miejsce spotkania nieco wyspana. Miała niejasne przeczucie, że Detlef się rozmnożył, ale gdy tylko wyszła z sali nabrała przekonania, że mogło się jej to przyśnić.

Potem zabrała się za wprowadzenie swoich porządków. Zabrała 40 ludzi ze służby ochotniczej oraz trzech weteranów (jeden już wyraźnie nie miał kim zarządzać) i spisała na zszabrowanym od dowództwa papierze imiona, przydomki oraz zawody. Oddelegowała po dwóch w formie patroli na tereny wokół garnizonu, do świątyni, przy wieży i na tereny przy moście i w przystani (14). W porcie dwie osoby na zmianę ochrony medyka i warsztatu oraz do patrolowania nadbrzeża (jeden z nich to weteran). Dodatkowo dwie osoby na zmianę ludzi obserwujących teren z wieży maga, czy kogoś tam (4). Całą resztę zagoniła do odpoczynku i spania zajmując wszystkie łóżka w dwóch przyportowych kamienicach. Nikomu się krzywda nie stanie jak milicjantowi i strażakowi pozwoli się u siebie wyspać. Jeden z weteranów miał stale czuwać, aby być w stanie postawić na nogi całą rezerwę w przypadku zagrożenia.

Zagrożeniem zaś mogło być jedynie to co Leo uznawała za zagrożenie, a na razie go nie było. Zabrała ze sobą jeszcze jednego człowieka w formie asysty i ruszyła odwiedzić w szpitalu Trotskyego oraz kapłana Sigmara, któremu z wielkimi honorami nadskakiwała opowiadając wszem i wobec jak bohatersko dowodził powierzonym mu wojskiem. Potem wróciła do portu chwilę odpocząć.

Nie wiedziała, dlaczego dowódca balisty dalej siedział w przystani, skoro był uprzejmie proszony o przeniesienie się do portu. Jego wyjaśnienia skwitowała zakazem słuchania kogokolwiek poza dowódcą Milicji Obywatelskiej (czyli niej) oraz samego głównodowodzącego, czyli Detlefa. Zagoniła jeszcze ochotniczą rezerwę (ORMO) przed odesłaniem do łóżek, aby pomogła przemieścić balistę z powrotem do portu i kazała ją wycelować w środek rzeki w miejsce w którym najpewniej pojawiłyby się barki w momencie próby ataku desantowego. Dowódca dostał też rozkaz sensownego zorganizowania odpoczynku swojej załogi tak aby nie zostawiać balisty bez opieki.

Rozkazy dla dwójek patrolujących były proste. W przypadku nieporządku i awantur bić i rozganiać, w przypadku spostrzeżenia prób przepłynięcia rzeki (i tylko wtedy) raportować do centrum MO w porcie. Niemniej żadnego prowokowania, patrolować z dumą przynależności do szacownego MO. Gdyby niepokój w dzielnicy stał się niemożliwy do opanowania zwiewać do CMO i raportować. To wszystko do godziny trzeciej, a potem zmiana wart.

Spotkawszy Olega, kazała mu ruszyć pod dowództwo i tam umilać czas żołnierzom i sztabowi śpiewając smętne ballady oraz porywające pieśni o zwycięstwie, pykając fajkę i grając w trzy kubki. Wydawało jej się, że to świetnie załatwia sprawę rozkazu. Przyjemne z pożytecznym.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 30-04-2018, 19:39   #593
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Galeb.
-wyjaśnia Starszemu że krasie dostali przydział na mur i że runiarz będzie nimi dowodził
- Z kapłanem Sigmara niestety nic Galeb nie jest w stanie powiedzieć dlaczego tak.
- Odbędzie nocny patrol z krasiami (postara zapamiętać ich imiona)
- Uda się rano na odprawę
- Zje i uda się na spoczynek, jeżeli nie będzie dla niego konkretnych zadań.
- Będzie za tym samym optował dla swojej drużyny.
- Nie będzie spać do oporu. Kiedy wstanie uda się do kuźni zrobić sobie do skórzni wzmocnienia lub ochraniacze na rękawy i nogi. Prościej - ulepszyć do poziomu skórzni ćwiekowanej.

- Jeżeli będzie jeszcze tego dnia czas to spędzi go z teamem krasnoludów na gadce, historiach i piwie
 
Stalowy jest offline  
Stary 30-04-2018, 21:22   #594
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Noc nie przyniosła kolejnego szturmu. Ani odwetu za spalenie zajętego przez wroga fortu. Co prawda kilka pozorowanych ataków napsuło obrońcom krwi, ale przynajmniej nikt nie zginął.

Detlef swoją część służby na murach spędził na obserwacji przedpola, pilnowaniu wartowników, żeby nie spali, a także na rozmyślaniu o tym, co jeszcze można zrobić, żeby miasto pozostało niezdobyte. I im dłużej myślał, tym gorszy obraz sytuacji mu się rysował. Wkrótce podjął decyzję, żeby szczerze porozmawiać z członkami macierzystej dziesiątki - z Ostatnimi.

Na porannej odprawie nie zjawili się wszyscy. Część odsypiała nocną służbę, część miała rozkazy gdzieś. Ponieważ odprawa miała bardziej charakter narady, w czasie której dowódca obrony miał zamiar zasięgnąć opinii pozostałych co do dalszych działań, to brak niektórych nie przeszkadzał - przyszli ci bardziej obowiązkowi i to ich zdanie było cenniejsze od tych, którzy lekce sobie ważyli obowiązki wynikające z ich obecnej sytuacji.

Gdy czas był właściwy i wyglądało na to, że nikt więcej się nie pojawi, Detlef wysłuchał meldunków, podziękował za nocną służbę, po czym zaczął.
- Pewnie część z was ma podobne odczucia, ale coraz bardziej nabieram przekonania, że obrona Meissen to stracona sprawa. - Rzucił prosto z mostu. - Właściwie nie mamy doświadczonych żołnierzy, mieszkańcy i uchodźcy pierzchają na widok wroga, a jeśli nie to są przez niego masakrowani. Spora część naszych sił nadaje się wyłącznie do walki z dystansu, z bliska nie stanowiąc żadnej realnej wartości bojowej. Wróg ma przynajmniej dwie wieże oblężnicze i taran - przerwanie linii obrony w trzech miejscach jest nie do powstrzymania. Żeby zwiększyć szansę powstrzymania wroga w tych miejscach możemy rzucić wszystkich na mury, ale nie będziemy mieć żadnych odwodów - nikogo do utrzymania porządku w mieście i powstrzymania choćby drużyny wroga, która zechce przedrzeć się przez rzekę od wschodu. - Wyjaśniał swój punkt widzenia.

- Macie jakieś pomysły na zasadzkę? Może warto pozostawić mury niebronione, by uderzyć we wroga z dalszych pozycji. Wróg straci przewagę w postaci machin oblężnicznych, ale my nie będziemy mieć osłony murów. - Zapytał.

- Można zasięgnąć języka u krasnoludzkich inżynierów - słyszałem, że mury trzymają się bardziej na słowo honoru, niż na solidnych fundamentach - może udałoby się je zwalić na atakujących... - zastanawiał się na głos.

- A może jakis fortel? Udamy, że miasto chce się poddać, bo armia nie zamierza walczyć i zabarykadowała się w granizonie. W końcu rzekomo możnowładcy nas wystawili, więc zabrzmi przekonująco. Granicznym zależy na srebrze khazadów, więc jak tylko rozpoczną oblężenie Silberhaus moglibyśmy zaatakować od tyłu. - Przedstawił.

- Albo poddać się zarówno Granicznym jak i Brockowi. Wpuścić ich obu, oczywiście nie informując o tych drugich, i patrzeć, jak skaczą sobie do gardeł na rynku. Dobić rannych i świętować pokonanie obu armii. - Uśmiechnął się, choć doskonale wiedział, że powodzenie takiego planu było mocno wątpliwe.

- Moglibyśmy zgodzić się też na warunki Brocka, wpuścić go do miasta i jak już pokonamy Granicznych przy możliwie niskich stratach własnych postarać się dobrać Brockowi do tyłka. - Przedstawił kolejny pomysł.

- Jakieś inne propozycje? - zapytał zgromadzonych. - A może wolelibyście zniknąć z miasta? - Dodał.

Dalej Ostatni przedstawili swój punkt widzenia. Dominował pogląd, żeby jednak dalej trwać na stanowiskach, ale przygotować jakiś plan awaryjny, gdyby sytuacja zrobiła się beznadziejna. Brakowało jednak gotowych rozwiązań, a także rzeczowej dyskusji na temat przedstawionych przez niego pomysłów. Tak - jak to zwykle bywało łatwiej było po prostu krytykować cudze pomysły, niż przygotować własne propozycje.

Nim zakończył naradę polecił utrzymać ludzi w gotowości, nie zapominając o ich wypoczynku i wyżywieniu. Według Gustawa najbliższy atak będzie zapewne tym właściwym przy użyciu wszystkich sił, jakimi dysponował przeciwnik. Von Grunenvberg twierdził również, że Graniczni coś kombinują przekazując znaki z północy. Czyżby paktowali z Brockiem? A może przekazywali informacje do agentów w mieście.

Przyszła pora na wizytę u komendanta. Przedstawił mu stan obrońców i swoje obawy dotyczące szans na odparcie szturmu wykonanego z użyciem machin oblężniczych. Poprosił o poradę - w końcu wszystkim powinno zależeć na utrzymaniu wroga poza murami miasta. Przedstawił propozycję Brocka, ale okazało się, że Gustaw był już z tym u komendanta wcześniej. Podczas przedstawiania tego wątku zapytał ile miasto jest gotowe poświęcić, żeby utrzymać Granicznych albo Brocka z dala. Według dowódcy obrony jeśli Brock nie dostanie pieniędzy, to poczeka na efekt szturmu Granicznych, by w przypadku udanej obrony uderzyć wszystkim co ma z drugiego brzegu.

Na koniec przedstawił plan oczyszczenia fosy zasypanej w czasie pierwszego szturmu - potrzebował do tego wykwalifikowanych ludzi, którzy mogliby pokierować pracami ochotników dla zwiększenia efektywności prac. Ludzie byli potrzebni od zaraz, a prace wykonywane pod osłoną strzelców.

Z garnizonu wybrał sie do Barrudina. Jemu przedstawił podobny raport dotyczący sytuacji obrońców i propozycji Brocka oraz zapytał o radę w sprawie obrony przed machinami Granicznych. Poprosił o rzemieślników i innych dostępnych mężczyzn oraz narzędzia do oczyszczenia fosy, a także przedstawił pomysł zamontowania wielu długich belek mających utrzymać wieże z dala od murów. Do skutecznego działania tychże potrzebował fachowej pomocy w zakresie montażu - musiały być wystarczająco mocne i nachylone w kierunku atakujących, by zarzucone liny zsuwały się z nich nie pozwalając zerwać konstrukcji przez napastników.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 01-05-2018, 00:52   #595
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Bezahltag (Dzień Podatków), 33 Vorgeheima 2522
Meissen
Ciepło, zachmurzenie 1/4



Gustaw przedstawił swoje pomysły Komendantowi. Ten na początek zdziwił się niezmiernie, że szlachcic woli by sygnały, które widział na północy obserwować z wieży na południu, zamiast z dachu garnizonu, ale pomyślał, że najwyraźniej z dachu nie widać i ucieszył się, że Gustaw przyszedł z tym do niego:
- Świetna robota sierżancie. Tak zapewne się komunikują. Szukacie kogoś kto kto zna się na szyfrach... Mało kto się na tym zna. W tym mieście o nikim takim nie słyszałem... - uśmiechnął się i dodał - Poza mną. Ale o tym cicho. Od kiedy trwa komunikacja? Zapisałeś błyski? - sierżant jak widać trafił na konik Komendanta. Ten z widocznym zawodem przyjął wiadomość, że sprawa dotyczy wczorajszego dnia i nic nie zostało zapisane. Rozczarował także Gustawa sugerując, że książki kodowe są niemal niemożliwe do zdobycia i przy odrobinie szczęścia to jedną ma dowódca granicznych, ale zwykle kody to są w głowach ludzi, którzy prędzej zostaną zabici przez swoich niż wpadną w ręce przeciwnika. Obiecał się jednak przejść na wieżę i zobaczyć o co chodzi.
- Będę potrzebował lunety i jakiegoś godnego zaufania człowieka umiejącego pisać - dodał, a gdy Gustaw zapytał, co z Kadetem, Komendant wyjaśnił mu, że wysłał go z raportem do Pfeildorfu.
- Nie może tu zginąć, wiesz przecież kim jest - powiedział, co jednak niewiele wyjaśniło Gustawowi. Fakt, że Kadet był wyraźnie ze szlacheckiej rodziny i zbyt mały i słaby by walczyć, ale takie zachowanie Komendanta było i tak co najmniej dziwne.

Co do kwestii przekupienia Brocka Komendant zgodził się, że mając jego ludzi na drugim brzegu, nawet bez wpuszczania ich do miasta, będzie można zupełnie inaczej rozmawiać z Granicznymi. Samo odblokowanie miasta już pomoże. Martwił się tylko, czy kupcy się zgodzą. Ostatnie działania Ostatnich mocno nadszarpnęły ich cierpliwość. Konfiskaty, nocne przeszukania i kradzieże... to nie wpłynęło dobrze na ich chęć do ustępstw. Ale zamierzał zrobić co tylko może.

Gustaw zaś udał się na rozmowę z Waldemarem i Salem. Zarówno Sal i jego ludzie ucieszyli się na widok Barona, a wzajemne poklepywanie się po plecach chwilę trwało zanim w końcu jeden przez drugiego nie zaczęli się śmiać i w końcu Sal wyjaśnił, że te pół dnia podróży to nie było jakieś szczególnie ekscytujące więc nie ma o czym opowiadać, poza tym, że wyrzucając barkę na brzeg zrobili psikusa "temu z Trzeciej", a przy szukających spyży oddziałach aprowizacyjnych rzadko kiedy jeżdżą tak wysocy oficerowie by mieli książkę kodową. Czy jakąkolwiek inną.

Gdy dwie godziny później Komendant znalazł Gustawa (i tak szedł na wieżę) odezwał się doń słowami:
- Rada Miasta po wczorajszym zwycięstwie zrobiła się pewna siebie i uważa, że doskonale sobie poradziliście takimi siłami jakie macie - przerwał zmęczony - Mówili też, że dali już wam dwa tysiące koron, skonfiskowaliście towary za kolejne trzy i sporo zniszczyliście. Nie są w stanie zebrać więcej niż dziesięć tysięcy, które i tak musiałem im wyszarpać z gardła. I tak między nami to nawet za bardzo nie kłamią, może jeszcze z tysiąc czy dwa dałoby się zebrać, ale doprowadziłoby to ich do ruiny - dodał.

Gustawa niedługo później znalazł też rozeźlony kupiec, Andreas Grobke:
- Tyle jest warte słowo szlachcica? Gówno? Obiecaliście! A nie dość, że połowę rzeczy jakie zamówiliście dla krasnoluda, kiedy je nieśliśmy jeszcze w nocy, żeby było szybciej, wedle Waszego życzenia, zarekwirował jakiś niziołek, to teraz moich synów i tak na mur zawołali! - wykrzyczał.


Detlef podsumowując naradę opowiedział o kilku swoich podstępnych planach, za to zignorował pomysły, by umocnić samo miasto, budować barykady i zmienić je w śmiercionośny labirynt. Wyraził też wątpliwości wszystkich co do obrony miasta i szans na nią.

Potem poszedł do Komendanta, gdzie powtórzył pomysł Gustawa i jakiś czas później uzyskał identyczną jak on odpowiedź. Przedstawił mu też stan obrońców i swoje obawy dotyczące szans na odparcie szturmu wykonanego z użyciem machin oblężniczych. Poprosił o poradę i ją uzyskał. Nawet kilka. Wypad by spalić machiny, spalenie ich gdy będą podjeżdżać, wycofanie się do garnizonu i doczekanie odsieczy od Brocka...
Plan oczyszczenia fosy także uzyskał aprobatę Komendanta - zasugerował udanie się do khazadów, oni bowiem mieli specjalistów od budowania. Z ludzi to tylko Ferret, ale ostrzegł, że to wariat.

Barrudin również przyjął Detlefa szybko. Wśród żołnierzy, których dał miastu było dwóch inżynierów, zgodził się też dać dwóch młodych uczniów by pomogli przy kierowaniu pracami. Zasugerował, że wymaga to co najmniej setki robotników i kilku godzin pracy.
Co do obrony przed wieżami oblężniczymi to Barrudin nie mógł wiele pomóc, nie walczył nigdy na murach. - Co innego, gdyby chodziło o tunele - dodał. Plan montażu belek uznał za wykonalny i zgodził się na wysłanie robotników i narzędzi, zdziwił się jedynie, że Detlef chce to na już. Taka praca wymaga dużo pracy i najpierw trzeba zdobyć odpowiednie belki, wytrzymałe i mocne, które nie złamią się popchane wieżą oraz odlać mocowania, żeby nie spadły. - Kilka tygodni wytężonej pracy, i będzie - podsumował - Robocizna i metal za darmo, jako nasz wkład w obronę, ale belek nie mamy - zauważył.
W mieście odpowiednie belki były do zdobycia na dwa sposoby - jedną czwartą można było zorganizować rozbierając barykadę, a pozostałe - rozbierając domy mieszkalne.
Detlef na razie jednak zajął się fosą...


Diuk miał doskonały widok na potencjalne pole bitwy z baszty. I całkiem niezły na wrogi obóz. Kręciły się po nim warty, dwie wieże oblężnicze rosły w oczach, a taran powoli nabierał kształtów. Budowany był porządnie, z zadaszeniem. Co jakiś czas część żołnierzy wroga zbierała się niczym przed atakiem i szła w stronę murów, a wtedy obrońcy napinali łuki. Wrogowie nigdy nie dotarli w zasięg pocisków wystrzeliwanych z murów, więc decyzja krasnoluda o tym, by siły rezerwowe miały szturmy w dupie jak na razie się opłacała.

Wcześniejsza prośba czy też rozkaz Karla zostałby wypełniony bez chwili zwłoki, gdyby był możliwy do wypełnienia. Posłani ludzie szybko wrócili z pytaniem - Ale jaki mechanizm obrotowy do kuszy? Niczego takiego tam nie ma.

Nagle zaczęło się robić ciekawie. Detlef zabrał sześćdziesięciu ludzi ze służb pomocniczych i podzielił ich na połowy, a potem jedną z nich spróbował wysłać za bramę. Ani prośby ani groźby nie działały, nikt nie zamierzał dać się zabić. To nie byli żołnierze, których mógł wysłać na samobójczą misję. Zwłaszcza że sam nie zamierzał wyściubiać nosa za bramę i próbował scedować dowodzenie nimi na Diuka właśnie.
Ludzie nie chcieli iść, a zmuszanie poranionych i głodnych, dopiero co uratowanych jeńców do pracy tylko zwiększało opór i oburzenie.

Diuk miał też inny problem. Niczym z zupełnie innej bajki, dziewięcioro młodych ludzi, sześciu nastoletnich chłopców i troje dziewcząt weszło na basztę. Z wyglądu - mieszczanie, wyższa klasa średnia. Takich zwykle okradał. Po chwili najodważniejsza z nich wykonała coś na kształt pokracznego salutu i jąkając się zaczęła - Bo ja... my... bo my byśmy do pana zaciągnąć się chcieli, do Halabardników Diuka - wyrzuciła z siebie rumieniąc się. Do noszenia halabardy nadawała się może dwójka z nich, ale każde miało jakąś ręczną broń, zero mózgu i mnóstwo zapału.


Cyrulik obudziwszy się stwierdził, że jego dwunastu podopiecznych, jedenastu ciężko rannych ludzi (i cokolwiek połamany krasnolud) nadal oddychają. I co jakiś czas pojękują z bólu. Bandaże były zmieniane, wiadra z moczem wynoszone, wszystko działało nawet bez jego ciągłej uwagi. Dobrze dobrał ludzi i dobrze ich zmotywował.

Gdy dostał raport strat zrewidował swoje wcześniejsze przypuszczenie jakoby więcej było zmarłych niż żywych. Poza samym początkiem walk, gdy obrońcy przychodzili do niego z każdą pierdołą, przez większość jej czasu dostawał tylko trudne przypadki, lekkimi ranami zajmowali się bądź to jego pomocnicy, bądź sami żołnierze, z których większość liznęła po drodze nieco wiedzy o pierwszej pomocy, a do niewielkich ran była przyzwyczajona, wielu nie chciało też "draśnięciami" zawracać głowy medyka, który akurat odcina komuś rękę, albo grzebie ich kolegom w brzuchach i głowach. Drugi punkt medyczny też przejął co najmniej jedną trzecią ruchu.

Żadnej łódki nie znalazł w magazynie, podpowiedziano mu jednak, że całkiem sporo łódek znajduje się przy rzece i można je za grosze wynająć lub kupić.


Loftus w nocy pił z Waldemarem, a rano postanowił zabić mu pacjenta. Bo jak inaczej można tłumaczyć namawianie ciężko rannego człowieka, który mniej niż pół dnia wcześniej niemal się wykrwawił do wstawania, wysiłku i emocjonalnej przemowy do ludu?
Na szczęście dla wszystkich Waldemar zostawił jasne polecenia. Mikstura została skonfiskowana, a mag grzecznie acz stanowczo wyproszony z lazaretu. Sigmaryta i tak spróbował wstać, ale padł na łóżko, a na jego piersi zaczęła rosnąć czerwona plama.
Sam winowajca zaś "ukrył się" w jedynym miejscu, w którym był widoczny z każdego miejsca na polu bitwy. Czyli na południowej wieży. Po jakimś czasie dołączył do niego Komendant.
- To gdzie te błyski, żołnierzu? - zapytał.


Leonora zabrała do portu niemal połowę będącej w służbach pomocniczych dzieciarni, starców i dziewcząt. Próbowała dać im zadania prawdziwych żołnierzy. Nie wzięła za to żadnego żołnierza poza trzema Weteranami-Kalekami. Skończyło się tak, jak skończyć się musiało. Kłopotami.
Ale zanim jeszcze do nich doszło, akolitka zniknęła już z portu. Odwiedziła Kapłana Sigmara, gdzie wpuszczono ją tylko dlatego, że sama była ze stanu kapłańskiego i poproszono o krótką wizytę. Były problemy z jakimś żołnierzem co chciał zabić kapłana i teraz jest bardzo osłabiony. Po podniesieniu go na duchu poszukała Trotsky'ego, ale jak się dowiedziała, nie było go w tym szpitalu.

Wróciwszy do portu odkryła, że jest tam istne pandemonium:
Wygonione rankiem przez nią i jej pomocników kobiety i dzieci, pod jej nieobecność i ze wsparciem sąsiadów i sąsiadek zdołały wleźć z powrotem do zarekwirowanych kamienic kosztem kilkunastu guzów po obu stronach.
Rozeźlony cyrulik przepchał się przez dzieciarnię i przypomniał, że Waldemar obiecał mu ochronę żołnierzy, a nie dwóch dziadków, o których w pierwszej chwili pomyślał, że przyszli jako pacjenci.
Dwójka wysłana do pilnowania warsztatu odkryła, że leżą tam kompletnie pijani ludzie i krasnolud, na co jedna z kobiet oderwała się od tłumu i ruszyła z wałkiem w stronę tego warsztatu.

I tylko balista stała tam gdzie powinna według Leo stać - w porcie, wycelowana w środek rzeki.


Oleg pomyślał o niziołku, ale poszedł do znajomego Krasnoludzkiego Inżyniera. Nie było łatwo go znaleźć, jednak w końcu trafił do portu, gdzie ten organizował sobie warsztat z pomocą kowala Hansa i jego synów. Glorm skusił się na jednego, Hans przyniósł coś z domu i dalej to już samo poszło. Wszyscy do rana świętowali i opijali zwycięstwo i to, że nadal żyją. Olegowi być może przeszło przez głowę, że jak znajdzie go sierżant lub kapral to będzie miał przejebane, ale nie miał nawet pojęcia co będzie, kiedy znajdzie go żona Hansa. Tymczasem jednak spał przytulony do Glorma i nie budziły go nawet trąbki wzywające do obrony, a co dopiero pojawienie się ludzi Leonory, która w końcu go znalazła.


Galeb zaś spędził poranek na gadce, opowiadaniu historii i piciu piwa. Oraz ulepszeniu swojej zbroi do zbroi ćwiekowanej. Gdy ma się poparcie Starszego, zadowolonego z rozmowy i odpowiedzi runiarza, dobre materiały, kuźnię i pomoc, praca bywa łatwa i przyjemna. I taka właśnie była tym razem.


Walter pilnował południowego muru, zaś Bert, przekonawszy wcześniej ósemkę najmniej bojących się młodzieńców ze służb pomocniczych, że kusza to coś czym każdy potrafi się posługiwać i na dowód ucząc ich tego w kilka godzin - północnego. Jak na razie żaden z nich nie miał wiele roboty.
Morale ich ludzi rosło - widzieli jak ich dowódcy dbają o nich, o posiłki, odpoczynek, szkolenie.

Nastało południe, obwieszczone dwunastoma uderzeniami ratuszowego zegara, z posiadania którego mieszkańcy byli nadzwyczaj dumni.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 01-05-2018 o 13:13. Powód: Zamieniłem Bertowi i Walterowi odcinki muru. Już poprawione.
hen_cerbin jest offline  
Stary 01-05-2018, 13:06   #596
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Dziękuję uprzejmy człeku - odpowiedział Waldemar skrytemu i niezupełnie widocznemu ochotnikowi, który razem z nim błądził po magazynie.
Po tej krótkiej wymianie grzeczności powrócił do lazaretu. Zgodnie z przewidywaniami do wizyty u kapłana Sigmara ustawiła się kolejka. Nikt nie zdążył zainterweniować, gdy pokrzepiony słowami Loftusa kapłan podjął próbę uniesienia się na posłaniu. Próbę, co warto zaznaczyć, nieudaną, okupioną bólem, rozrywaniem łączących się w dramatycznym pośpiechu tkanek oraz tarciem jednej krawędzi szytej skóry o drugą. Okropnością były już same dźwięki, jakie wydawało jego ciało przy poruszaniu. Aparat mowy miał jednak sprawny, choć osłabiony.
- Odsuńcie się natychmiast - polecił Waldemar. - Inaczej nie zdąży powiedzieć nic więcej!
Przepychając wizytujących w kierunku drzwi izby wydobył z glinianej czarki maść z pajęczego liścia i po oczyszczeniu obficie nasmarował krwawiące miejsce. Za nim we wrotach pojawiła się Leonora. Powiało zapachem sajgonu.
- Nigdzie nie pójdziecie panie kapłanie. Pasami do wyrka przywiążę jak będzie trzeba. O ewentualnej przemowie porozmawiamy jak będziesz w stanie kulturalnie się przestawić.
Butelkę z miksturą cyrulik postawił w widocznym miejscu i dopiero, gdy wszyscy postronni opuścili izbę schował ją do szafki na medykamenty.

- Waldemarze - w pobliżu rozległ się głos Gustawa.
- Ci dwaj tutaj zajmą się pilnowaniem lazaretu w porcie. Będą tam na stałe.
- Tak jest. Panowie kusznicy, do mnie proszę. Siegi, pomożesz mi. Krasnoluda na noszach zabierzemy do tej ich huty.

Dźwiganie krasnoluda we czterech przez całe miasto nie należało do zadań przyjemnych i lekkich. Kurdupel ważył ponad sto kilo w tej swojej wielowarstwowej stalowej powłoce a Waldemar szczerze nim się brzydził. Gdy w końcu osiągnęli dzielnicę krasnoludów za ich plecami zebrał się spory wianuszek ludzi. Cyrulik zakrzyknął w zawarte wrota.
- Otwórzcież!
Gdy pobratymcy rannego przybyli go odebrać przekazał jednemu z nich na ucho krótką wiadomość.
- Jest pogruchotany, ale żyje. Tej waszej zbroicy nie sposób zdjąć, tak się pogięła. Kowala trzeba, by go rozebrać. Jeśli nie macie medyka to zabierzcie go do portu, będzie bliżej niż do mnie.

Następnie z trójką pomocników wybrał się do lecznicy panów Kelgardena i Bucha. Lekkozbrojnym polecił trzymać wartę zwalniając dotychczasową.
- Zostajecie tu do czasu wezwania przez dowódcę. Nawet wtedy musicie zorganizować zastępstwo, by punkt nie został bez opieki. W tym celu jeden z was poprosi o przydział zmiany warty dowódcę lub obecnego w porcie sierżanta. To wszystko.
Sami medycy wyglądali na zdenerwowanych.
- Nie srożcie się tak, nie jest lekko o poranku po takiej nocy. Zmianę warty postawiłem, poprzednią zabieram. Gdyby wartownicy mogli znaleźć u was panowie posiłek, byłbym wdzięczny. Nie musieliby wtedy zostawiać posterunku nawet na chwilę.
Wymiana grzeczności i raportów z nocnego dyżuru zajęła tyle, co wypicie szklanki południowej herbaty. Swoją drogą ciekawe, skąd Buch miał taki napar?

Tymczasem łucznicy oczekujący wraz z Siegfriedem przed lecznicą z wolna zasypiali na stojąco. Waldemar podszedł do nich i klepnął jednego z nich w ramię.
- Jeszcze pół godziny i koniec roboty. Idziemy na przystań. Wyprostuj się i przemyj twarz, wyglądasz jak nieszczęście!
Dotarłszy na przystań cyrulik wziął głęboki wdech, wypiął pierś i zaczął nacechowane wojskowym humorem poszukiwania lokalu cechowego lub kogoś znaczniejszego spośród rybaków. Wiedział, że ci ludzie wciąż ryzykują życie zdobywając pożywienie dla całego miasta, stąd gdy tylko odnalazł odpowiednią osobę natychmiast zmienił ton.
- W tej trudnej godzinie oby rzeka była wam przychylna a jej wody spokojne. Nie znamy się jeszcze, Brök moje nazwisko. Na własną rękę przychodzę bo widzę, że łodzi macie dużo. Przeciwnik na drugim brzegu więc część z nich trzeba ukryć przed jego wzrokiem. Będą łatwym celem pozostawione tak sobie. Ilu was jest? Podołacie wyciągnąć na ląd i ukryć nieużywane łajby?
- Przystań może nie być już bezpieczna. Te łodzie, którymi pływacie zostawiajcie w porcie lub za garnizonem. Dalej od brzegów, więc i od strzał nieprzyjaciela. Na koniec prośba, jedną łódkę na cztery wiosła bym potrzebował do transportu rannych.


Po rozmowie Waldemar odprowadził swoich pomocników do garnizonu i sprawdził profilaktycznie stan rannych. Izba miała pozostać zamknięta dla odwiedzających z wyjątkiem Gustawa i komendanta. Następnie cyrulik porywając posiłek z kantyny udał się na północny mur, do Berta.
- Byłem w porcie. Coś gdzieś był dym o ładunki wybuchowe. Wiesz coś o tym? Jak w pistoletach tylko większe? Bomby? Jak dla mnie w sam raz do udrożnienia fosy gdy tylko coś stanie na tej kupie śmieci. Może to jest pomysł na pułapkę?
Niziołek nie był jednak rozmowny wskutek zabiegania. Waldemar wrócił do garnizonu, gdzie nieco sfrustrowany koniecznością zarządzania ludźmi posłał sygnalistę na dach, przydzielając mu wcześniej pomocnika. Obaj mieli wypatrywać zagrożeń w nienachalny sposób a sygnał go alarmu podać dopiero, gdyby wróg skierował się w bezpośrednie otoczenie garnizonu.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 06-05-2018 o 16:32.
Avitto jest offline  
Stary 03-05-2018, 01:00   #597
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Karl dał dwójce młodzików halabardy. Reszta była bezużyteczna.
- By być halabardnikiem trzeba się wykazać. Łapcie za pług w fosie i odgruzujcie ją we dwójkę. Trójka do łopat. Trupy ustawcie na polu przed południowym murem. Późnie będzie mogiła.- Dwoje ochotników rękami miało wyrzucać syf z fosy.
Karl odesłał zdolną parę do swoich weteranów by przekazali im podstawy. Karl wezwał ludzi z gildii i wysłał ich na Meissen. Topher wysłał też posłańca do Leonory w porcie.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 03-05-2018, 22:05   #598
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Dowódca obrony wrócił do pełniącego rolę sztabu Domu Rottenbergów niezbyt uszczęśliwiony efektami swoich rozmów z włodarzami miasta. Właściwie sam nie wiedział, czego spodziewał się po tych rozmowach - tego, że ktoś zajmie się obroną zamiast niego? A może chociaż błyśnie świetnym pomysłem dającym naprawdę duże szanse na udaną obronę?

Nic takiego nie nastąpiło. Detlef, do tej pory kapral przymusowo wcielony do armii Wissenlandu, teraz tymczasowo pełniący funkcję dowódcy obrony Meissen czuł ciężar tego obowiązku coraz dotkliwiej. Coś w nim buntowało się przeciwko tej niewdzięcznej roli, o której przecież wcale nie prosił. Człeczyny potrzebowali ludzi do obrony prowincji - dobra, można im pomóc, a przy okazji poczekać, aż drogi staną się mniej niebezpieczne. Ale takie coś? Dowódca obrony? Detlef, jak niemal każdy krasnolud nie stronił od bójek i zadbać o siebie potrafił, ale doświadczenia wojskowego nie miał. Potrafił wykonywać rozkazy, wykazać się przy tym odrobiną inicjatywy własnej, ale dowodzenie większymi siłami było mu obce. I chociaż wszystkich aktywnych obrońców Meissen było nieco ponad setka, z czego większość to niezdyscyplinowani cywile, to zapanowanie nad nimi wymagało czegoś więcej, niż ciosu pięścią w ryj, co zwykle pomagało brodaczowi wytłumaczyć swoje racje interlokutorom.

Nie cierpiał tego miasta za to, że zdecydowanej większości nawet nie zależało na tym, żeby obrona się udała. Nie zamierzali współpracować nie widząc w tym żadnego interesu. A z pewnością nie zamierzali ginąć na barykadach. Śmierć nielicznych obrońców będzie nadaremna i nikogo nie obejdzie. Czy Meissen zasłużyło na to, żeby za nie ginąć? Thorvaldsson niczego nie musiał udowadniać, nikomu nic nie obiecał i nawet wcielenie do armii odbyło się wbrew jego woli. Właściwie mógł odejść i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Dlaczego zatem jeszcze nie odszedł? Może to słynny krasnoludzki upór nie pozwalał mu ominąć przeszkody, jaką była beznadziejna, zdawało się, obrona miasta? Pokazać tym, którzy tylko czekali na kapitulację, że mylą się okrutnie. I że póki ten khazad dycha, to obrona miasta wciąż trwa.

Wychodząc od komendanta przekazał informację dla rajców, żeby szykowali złoto dla Brocka. Nie dlatego żeby chciał mu płacić za udział w obronie, gdyż według komendanta funduszy i tak było za mało, ale dlatego, żeby ten odstąpił od łupienia miasta w chwili, gdy obrońcom uda się odeprzeć decydujący szturm Granicznych. Straty były nieuniknione, a kolejnych kilkuset najemników Brocka było siłą, z którą niedobitki obrońców nawet nie mogłyby się mierzyć.

Jeśli sierżant zdecyduje się wyruszyć na niebezpieczną misję i negocjacje z Brockiem, to możliwe, że za zgromadzoną kwotę kapitan najemników chociaż zabezpieczy wschodni brzeg rzeki. To jednak decyzja von Grunenberga, czy zaryzykuje przeprawę na brzeg zajęty przez nieznane liczebnie siły wroga.

Z planów udrożenienia fosy i zapór przeciwko machinom oblężniczym wroga nic nie wyszło. Żeby prace ziemne miały jakąkolwiek skuteczność potrzeba było mnóstwo ludzi i przynajmniej kilka godzin pracy. Tymczasem większość ludzi mogących brać w tym udział, nie będących przy tym obrońcami biorącymi udział w odpieraniu ataków wroga, została zadysponowana przez Ostatnich. Odwoływanie ich ze zleconych zajęć tylko spotęgowałoby chaos i w efekcie żadna z prac nie zostałaby wykonana porządnie. Nie wspominając o oporze tej pozostałej garstki przed wysłaniem za mury. Dowódca obrony zżymał się za ten zupełny brak dyscypliny i poświęcenia...

Pozostałe kilka dziesiątek służb pomocniczych pod nadzorem trzech weteranów komendanta otrzymało zadanie zabarykadowania miejskiej bramy. Mieli przynosić wszystko, co mogło się nadać, w tym materiał odzyskany z mostu, którego rozbiórkę miała poprowadzić ósemka krasnoludów dowodzonych bezpośrednio przez Detlefa wsparta dwoma młodymi krasnoludami z rzemieślniczym doświadczeniem. Koniec mostu od strony miasta miał zostać rozebrany tak, aby wróg nie mógł poprowadzić ataku tą drogą, a materiał użyty do zabarykadowania bramy.

Oprócz tego dowódca obrony wydał dyspozycje co do rozmieszczenia sił w czasie szturmu, jak i w czasie oczekiwania na szturm, sposobie rotacji obrońców na stanowiskach oraz zmienników dowodzących poszczególnymi odcinkami.

Kazał wyposażyć piętnastu ochotników "z miasta" oraz pięciu spośród uchodźców w zapas proc znalezionych w magazynie, nie zapominając o zapasie pocisków. To była prosta broń, ale jeśli sprawi, że choć jeden z napastników zachwieje się i spadnie z drabiny to warto sprobować. Do tego, dowiedziawszy się o pomyśle niziołka polecił, by przygotować naczynia z naftą, oliwą i innymi łatwopalnymi materiałami, zatyczkami w postaci nasączonych paliwem skrawków materiału, a które można było rzucić w zbliżającą się wieżę oblężniczą wroga (a jeszcze lepiej w ciżbę wrogich żołnierzy, gdy tylko pomost wieży opadnie). W razie problemów z paliwem miał zamiar sam pofatygować się do kupców (w asyście krasnoludów), by skłonić ich do udostępnienia swoich towarów. W ostateczności był skłonny poświęcić piętnaście karli na zakup - w końcu nie miał nic innego, co mogłoby zwalczać machiny oblężnicze wroga.

W międzyczasie pojawił się problem z Glormem i Olegiem. Wizyta tego ostatniego w warsztacie kowala skończyła się popijawą i brakiem materiałów. Detlef dowiedział się o sprawie dopiero, gdy posłał gońca z zapytaniem o postępy prac nad ładunkami. Gdy posłaniec wrócił Detlef zacisnął tylko szczęki nie mówiąc nic. Osobiście udał się do warsztatu z połową halabardników z Czwartej i zabrał obu pijaków do punktu medycznego w porcie. Tam kazał ich położyć na pryczach i skrępować, aby nie mogli wstać. Medyk dostał polecenie, by wypuścić ich dopiero, gdy wytrzeźwieją. Oleg miał udać się na barykadę do Sala i nie ruszać się stamtąd pod karą aresztu. Glorm miał wracać do warsztatu ale dopiero wtedy, gdy będzie trzeźwy. Wracając z portu Thorvaldsson poinformował Sala, żeby przypilnował Olega - za kolejny taki numer będzie musiał go aresztować do końca oblężenia.

Na jego rozum niewiele jeszcze można było zrobić - pozostało czekać na ruch wroga licząc, że nie będą zwlekać zbyt długo. Stan gotowości obrońców nadwyrężał ich siły, nie wspominając o kurczących się zapasach żywności.

Problemem, na który nie potrafił znaleźć dobrej odpowiedzi był kompletny brak odwodów. Wszyscy obrońcy musieli znaleźć się na murach, a jednocześnie atak wroga w innym miejscu oznaczał ogromne ryzyko. Albo powstrzymają wroga na murach, albo obrona padnie. Przy tak skromnych siłach nie byli w stanie zabezpieczyć miasta, a budowa drugiej linii obrony potrwałaby zbyt długo i przy braku zaangażowania mieszkańców nie mieli na nią materiałów. Już pierścień barykad wokół miasta okazał się wielkim wyzwaniem.

Ktoś powiedział, że dowodzenie obroną to łatwy kawałek chleba?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 03-05-2018 o 22:16.
Gob1in jest offline  
Stary 04-05-2018, 00:54   #599
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Gustaw był mocno zdziwiony gdy kupiec na niego naskoczył. Podniósł ręce w geście uspokojenia i gdy ten dał mu dojść do słowa odchrząknął.
- Panie Grobke. Ja pańskich synów jak i synów z kowala kazałem oddelegować.- Zaczął się rozglądać szukając jakiegoś podoficera lecz nie znalazł.
- Niech Pan wie, że ja słów na wiatr nie daję. Za pół godziny powinni być w domu. Tylko niech mają broń w pogotowiu. Gdy wróg będzie nas za bardzo napierał to i o nich będzie Dowódca obrony prosił. Póki kontrolujemy sytuację mogą z Wami zostać.- Starał się uspokoić człowieka.
- Co do dostawy. Jeśli Pan coś jeszcze nie dostarczył Pańscy synowie będą eskortowali i niech mówią, że to rozkaz Dowódcy obrony i mój.-
Sprawa nie wyglądała za dobrze i Baron był niezadowolony. Znowu zajął się czymś innym i zapomniał o obietnicy a sprawa towaru dla khazada też go wpieniała.

***

Ruszył na wieżę czym prędzej by poprawić swój błąd. Wieża fakt była jedna a Gustawowi dach garnizonu omylił się w słowie.
Wszedł i lekko zdychany podszedł do Komendanta gdy ten zagaił Loftusa.
- Panie Komendancie. Źle się zrozumieliśmy. Chodziło mi o dach garnizonu. To stamtąd wszystko widać, ale widzę, że znalazł Pan najlepszego człowieka do pomocy. Niestety ktoś musi być na tej wieży i proponuję Loftusa o spis ludzi i on wskaże piśmiennego a jeśli się zgodzi użyczy lunety.- Próbował Gustaw trochę nieudolnie zamydlić oczy swoim błędem. Na dworze czasem musiał do machinacji się odnieść i wykorzystać swoje umiejętności oratorskie i przebiegłość.

Gdy odprowadzał Komendanta do garnizonu zamyślił się przez chwilę.
- Co Pan myśli, że nasz Kadet zwojuje w Pfeildorfie? On młody i nie okrzesany jeszcze. Kogo on tam zna jeśli Pan coś wie proszę mnie oświecić bo dysponowanie moimi ludźmi bez mojej wiedzy kiepsko wygląda a ja jak głupi już się rozpytywałem o niego.- Starał się Gustaw wydobyć wiedzę o Kadecie. Starał się wszelkie umiejętności wykorzystać w zdobyciu tej wiedzy. Intrygi Baronowi nie były w końcu obce.
- Jak Pan go wypuścił? Nie wpadnie w ręce wroga? Ma Pan jakąś tajną drogę za miasto czy co?- Zapytał w prost, ale jeśli rozmówca nie będzie chciał tego wyjawić postara się ponownie zagadać Komendanta.

***

- Detlefie. Ja tu organizuję zaopatrzenie do robienia bombek a Kapral Bert zwija ładunki łatwo palne mojemu dostawcy. Dajże rozkaż dostarczenia tych rzeczy bo ja muszę zbierać się i obmyślać sposób wydostania się z miasta. Ktoś z Brockiem musi pogadać.- Przedstawił sytuację khazadowi. Nie chciał by ktoś poza nimi wiedział o sprawie i by nie robić zamieszania większego niż już jest.
- Sprawa zabawek wybuchowych jest pilniejsza niż te przeklęte maźnice.- Dodał szybko.

***

Jeśli Baron dostanie "błogosławieństwo" Detlefa Gustaw w porcie poszukał rybaka i namówił go by udając wypływ na połów zapuścił się trochę na północ i pewnym momencie umożliwił desant Barona. Szlachcic chciał wsiąść zarekwirowanego wierzchowca i ukryć go na łodzi pod plandeką przywiązaną między masztami a bosakami lecz gdy zobaczy łodzie zmienił zdanie. Tymi łodkmi nic większego nie przewiezie. Postanowił zadbać o odpowiednie ubranie, które sprawi że mniej będzie się rzucał w oczy w lesie czy w polu.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 04-05-2018 o 01:05.
Hakon jest offline  
Stary 04-05-2018, 22:34   #600
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Bert szykował ludzi do boju, wkrótce nastąpi główny szturm na miasto. Tym razem był lepiej przygotowany niż poprzednio, gdyż nie musiał zmieniać nagle odcinka dowodzenia. Miał też przygotowane kotły z gorącą wodą, tarcze i ogniste koktajle. I jeśli tylko ten szaleniec Gustaw nie pojawi się na murach to wszystko będzie dobrze.

Młodzi kandydaci na kuszników byli trochę wystraszeni, ale Bert pokazał im że to prosta broń i nawet taki maluch jak on sam potrafi z niej celnie strzelać. Później kolejnym chłopcom, tym razem dziesięciu, kazał ruszyć do domów znajdujących się przy murach i ostrzec ich przed ewentualnymi pożarami. Mieli przygotować naczynia z wodą, koce i wiadra z ziemią. Wróg przejął nasączone olejem szmaty i zapewne z nich skorzysta, by siać zamęt w mieście.

Reszta z pomocniczych miała służyć, jak poprzednio, za posłańców.

Dalej nie pozostało nic tylko czekać i korzystać z tej krótkiej chwili spokoju.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 04-05-2018 o 22:37.
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172