Luna aż krzyknęła z radości gdy celny cios żywiołaka dosłownie zmiótł harpię z powierzchni... no, z powietrza! Niestety ostrzegawcze krzyki na dole szybko ostudziły jej zapał. Trakt, ostoja, nocleg, też mi coś! Gorszej trasy na wędrówkę już chyba wybrać nie mogli!
-
Rzucaj w tego tam, wielkiego! - nakazała szybko swemu kamiennemu rycerzowi w lśniącej glinie. Trzeba było atakowac póki dystans między paskudem a Gir i resztą pozwalał na rzucanie głazami. Miała nadzieje, że żywiołak nie wróci na swój plan równie szybko co jej ptaki. W końcu księga była na prawdę potężna, a takie zaklęcie to nie w kij dmuchał!
Sama zaś sięgnęła po księgę by po raz kolejny rzucić ten czar, tym razem przywołując żywiołaka miedzy wroga a sprzymierzeńców. Jeśli księga znów miałaby zamiar się zbuntować i pomachać jej stronami przed nosem, to cóż - rzuci w niego co bogowie dadzą. Oby tylko harpia nie zdecydowała się na ponowne dołączenie się do walki. Póki co jednak nie wyglądało na to.