Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2018, 10:03   #93
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Zoren wzdrygnął się lekko na myśl, że miałby zjeść ledwie wyciągniętą ze zwierzęcia wątrobę.
- Bardzo dziękuję za tą szczodrą propozycję, ale niestety zmuszony jestem odmówić. Nie jestem nawykły do spożywania aż tak świeżego mięsiwa, i mogłoby wywołać to u mnie nieprzewidziane i najpewniej wstydliwe kłopoty natury gastrycznej. Z radością spróbuję go w bardziej przystępnej formie i bezpieczniejszych warunkach. W związku z panującą burzą śnieżną, przybiliśmy pomóc pani dostać się do Oakhurst wraz z tym imponującym łupem. Moi towarzysze – wskazał na Anathema i Volfa - są dość krzepcy, by dodatkowy ładunek w postaci mięsa czy skór nie utrudnił im marszu

Zanim kobieta zdążyła odpowiedzieć, rozległo się ponure wycie, dobrze słyszalne nawet mimo zamieci. Stado wilków, prowadzone przez ogromną białą bestię, szło w ich stronę. Alchemikowi od razu przypomniały się księgi starego almanachu traktującego o magicznych odmianach zwierząt Północy. Zimowy wilk – związany z żywiołem zimna wilkopodobny stwór o sile niedźwiedzia, potrafiący także zmrażać swoje ofiary samym oddechem. ~Wygląda to niebezpiecznie, ale bomby powinny być bardzo skuteczne. Przy okazji wypróbuję ten nowy dekokt – sytuacja tego wymaga. Może nie oszaleję od razu, obym nie pomylił żadnego składnika.~ Wilki przedzierały się przez śniego bardzo powoli, dając drużynie czas na przygotowanie się, a także na dostrzeżenie, że wszystkie zwierzęta są wyraźnie ranne. To mogło ułatwić wybicie ich, ale jednocześnie sugerowało, że są zdesperowane i będą walczyć do końca.

Amberlie i Zoren postanowili wykorzystać chwilę i przygotować się do walki. Kobieta zaczęła odmawiać jakąś cichą modlitwę, zaś alchemik kilkoma dużymi łykami opróżnił dwa flakony z ciemnego szkła. Zaraz potem skulił się i zarzęził głośno, kiedy jego ciało zaczęło się zmieniać. Przybyło mu kilkanaście centrymetrów wzrostu, jego skóra poszarzała, a kończyny wydłużyły się nienaturalnie – znacznie bardziej przypominał teraz jednego ze swoich przodków. Volf w tym czasie wydał z siebie bojowy okrzyk i zaszarżował na jednego z wilków, zaś Anathem ruszył w stronę zimowej bestii.
- Rozstawcie się szerzej, to białe bydlę zionie chłodem jak pieprzony smok! Niech na razie nikt do niego nie podchodzi! – wrzasnął Zoren, znowu zmienionym, niskim i chropowatym głosem.
Wraz z Anathemem rzucili w zimowego wilka flaszkami z ogniem alchemicznym, podpalając stworzenie, które zaryczało z bólu.

To wykorzystała Amberlie, krzycząc - Zasłońcie oczy – i wywołując potężny rozbłysk światła, który oślepił zwierzęta. W tym czasie Volf metodycznie likwidował zagrożenie w postaci mniejszych wilków. Nie zważając na własne rany, jaszczur cios po ciosie barwił okoliczny śnieg na czerwono, z rzeźnicką wprawą rąbiąc zwierzęta na kawałki.
- Duży jest mój! Zajmijcie się resztą! – krzyknął mnich, biegnąc w stronę płonącej bestii.
- Spróbuję unieruchomić bydlaka, wstrzymajcie się z atakiem z bliska! Anathem, to bydlę jest w stanie zabić konia jednym ugryzieniem! – alchemik próbował go powstrzymać, ale gdy to nie pomogło, podbiegł w stronę martwego rotha, by wykorzystać go jako osłonę przed szarżą lub ewentualnym zionięciem, po czym rzucił kolejnym z alchemicznych wynalazków. Niestety, mimo trafienia worek plączonożny nie zadziałał – prawdopodobnie ze względu na warunki pogodowe. ~Będę musiał coś z tym zrobić~ Anathem był bardziej skuteczny – kiedy oślepiony potwór mijał go w drodze do reszty drużyny, uderzył go potężnym ciosem, podczas którego jego pięść wydawała się płonąć żywym ogniem. To jednak nie zatrzymało wilka, który zionął w stronę Zorena strugą czystego zimna. Szczęśliwie, diablę zdążyło schować się za swoją teraz zamarzniętą na kość osłoną. Fera Szybka także dołączyła do walki, posyłając w lodową bestię strzałę z łuku.

Amberlie dołączyła do Volfa, który rycząc wściekle jednym potężnym uderzeniem topora przepołowił wilka, rozbryzgując dookoła posokę i wnętrzności. Cios półtoraręcznym mieczem tropicielki nie był tak zabójczy, ale poważnie ranił jedno ze zwierząt, które odegrało się, gryząc ją w łydkę. Zoren uznał, że walkę trzeba jak najszybciej skończyć, bo jeśli zostaną otoczeni, następne zionięcie ich wykończy. Błyskawicznie wyciągnął kilka drobnych fiolek z bandoliera, wymieszał je i tak powstałe dwie flaszki rzucił w stronę zimowego wilka. Eksplozja wstrząsnęła gruntem i gdyby nie zamieć, byłaby pewnie słyszalna w Oakhurst. Zarówno bestia, jak i ciało rotha zostały dosłownie rozerwane na strzępy, obryzgując ich fragmentami zarówno zaskoczonego mnicha, jak i szaleńczo uśmiechniętego alchemika, który spokojnie sięgnął po łuk, chociaż wiedział, że i tak będzie wolał używać czego innego. ~Co za moc!~ Kiedy Anathem otrząsnął się po huku, skupił się na atakowaniu kolejnego wilka, któremu celnym ciosem wybił jeden z kłów, a następnie zręcznie uniknął jego ugryzienia. Fera miała mniej szczęścia – atakujący ją drapieżnik powalił ją na ziemię.

Skupienie się na zimowym wilku sprawiło, że alchemik nie zwrócił uwagi na pozostałe zwierzęta zachodzące go od tyłu. Mógł jednak liczyć na wsparcie Volfa i Amberlie, którzy z dużym poświęceniem bronili swoich towarzyszy i łowczyni, która wiła się po ziemi, unikając morderczych szczęk. Zoren zręcznie uniknął ugryzienia, po czym posłał jedną ze swoich bomb w stronę dwóch wilków, które atakowały jego i tropicielkę. Anathem zaś wciąż zręcznie unikał kolejnych ugryzień, wyprowadzając swoje ciosy. Wtedy też zbliżył się do nich kolejny, mniejszy zimowy wilk, wyraźnie utykający przez złamaną nogę, i zrobił to, czego najbardziej obawiał się Zoren – zionął strumieniem zimna prosto w mnicha. Ten jednak zręcznie uchylił się, a wrodzona odporność sprawiła, że odmrożenia nie były tak bolesne.

Kolejne bestie padały pod ciosami topora Volfa. Jaszczur ledwie zdążył obronić Ferę, a już szarżował, by wesprzeć Amberlie, która została już kilka razy trafiona. Alchemik ponownie skupił się na tym, co uważał na większe zagrożenie niż kilka dzikich burków. Obliczył szybko potencjalny zasięg eksplozji, a następnie cisnął celnie bombą, raniąc oba wilki walczące z Anathemem. Mnich, który poczuł jedynie gorąco pobliskiego wybuchu, wykorzystał okazję i złapawszy mniejszego drapieżnika, szybki ruchem złamał mu kark. W ten sposób jednak wystawił się na atak kalekiej bestii, która wgryzła mu się w nogę. Inny z wilków rzucił się do szyi Zorena, który odruchowo zasłonił się ramieniem – co dziwne, okazało sie, że jego skóra nie została nawet naruszona, jakby stwardniała.

Ostatnie dwa „zwykłe” wilki zostały niemal jednocześnie zabite przez barbarzyńcę i tropicielkę – Volf z kolejnym okrzykiem zdekapitował jedno ze zwierząt, zaś Amberlie powtórzyła poprzedni wyczyn jaszczura, rozrąbując swój cel na dwie połowy. Pozostał tylko zimowy wilk, walczący samotnie z Anathemem. Zoren cisnął kolejny pocisk, starając się nie trafić mnicha – nie chciał ryzykować zranienia kompana. Ekspozja przypaliła cały tył wilka, a przodem zajął się Anathem, potężnym kopnięciem wybijając mu kilka zębów. To jednak nie zatrzymało bestii, która złapała diablę w miotnęła nim o ziemię, pozbawiając przytomności. Widząc, co stało się z mnichem, Volf zaryczał ponownie i zaszarżował, kierowanym okrzykami Amberlie. Wyskoczył i uderzył z potężnego zamachu, niestety chybiając, jednak dzięki wsparciu tropicielki wiedział, co robić. Wykorzystując zbudowany impet wyskoku, obrócił się i ciął od dołu, przebijając się do mózgu wilka od dołu szczęki. Potwora aż wyrzuciło w powietrze, po czym zwalił się martwy na jaszczura.

Walka była skończona. Zoren wciąż wyglądał jak bardziej makabryczna wersja siebie, poszarzały, wysoki i wychudzony, a efekt potęgowały pokrywająca go krew i resztki zwierząt, na które nie zwracał uwagi. Uśmiechał się, a jego oczy błyszczały, jakby z lekką fascynacją. Ruszył, by pomóc Volfowi wygrzebać się spod truchła, a gdy Amberlie leczyła rannych i pomagała powstać Anathemowi i Ferze, on zajął się badaniem wcześniejszych ran wilków. To było nietypowe – rany nie zostały zadane przez inne zwierzęta. Wiele drobnych ran kłutych sugerowało raczej prymitywne włócznie lub zaostrzone konary.
- Śpieszcie się – rzucił wciąż zmienionym głosem - Zabieramy co możemy i spieprzamy do Oakhurst. Te wilki nie zostały poranione przez inne zwierzęta.

Po chwili dodał - Czy było przypadkiem nagrody za ubicie jakiejś bestii grasującej w okolicy? Moźe warto zabrać głowę tego wilka?
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 02-05-2018 o 17:06.
Sindarin jest offline