Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2018, 17:48   #132
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Noc była bardzo niespokojna i Onaga po raz kolejny wdzięczny był swojemu pragmatyzmowi. Wykorzystując drugą połowę wczorajszego dnia na odpoczynek, noc przeczekał owinięty w koc czuwając rozmyślając jak to zwykle w takich chwilach o życiu.

Jeśli było coś, czego Mokhrul nie lubił u innych to wchodzenie w swoje kompetencje. Nie trawił gdy ktoś nie mający doświadczenia wytykał mu rzekome błędy, dlatego też od początku wiedział, że wspólna droga z Thazarem będzie szorstka. Ostatnia noc obudziła ponownie dawne upiory z przeszłości, z którymi nigdy tak naprawdę się nie uporał: nie ważne kim będzie, co osiągnie, lub co sobą reprezentuje, wszystko to zawsze przegra z pochodzeniem. Orcza krew jego przodków na zawsze skaziła go odstraszającym wyglądem.

Pochodzenie miało też jeden atut, który czynił całą sytuację bardzo niezręczną - widzenie w ciemnościach. Onaga przeniósł się cichutko na górne partie domku nie przeszkadzając baraszkującej parze.


* * *

Wyszedł wcześnie, przez świtem rozprostowując kości. Świeże powietrze po burzy pachniało wspaniale i pozwalało oczyścić umysł z toksyny własnych natrętnych myśli. Półork przeszedł się wokół osady sprawdzając stan domostw i stwierdził, że ich chata była w zdecydowanie najlepszym stanie. Czy było to zasługą jaszczuroczłowieka? Trudno powiedzieć, ale jeśli znak został poprawnie rozszyfrowany, być może mają na wyspie sprzymierzeńca?

Mokhrul wędrował bez celu w oczekiwaniu na innych, zataczając coraz większe kręgi wokół osady. Wreszcie zatrzymał się nad brzegiem wpatrując się w porozrzucane po burzy łodzie. Zdjął buty i zrobił krok do przodu pozwalając spokojnej wodzie lizać jego zielone stopy. Zdjął resztę ubrania wchodząc dalej w wodę. Pamiętał swoją ostatnią wyprawę do Chult, blizna idąca przez cały bok od ramienia aż po pachwinę nie pozwalała mu zapomnieć o tym jak niebezpieczne jest to miejsce, dlatego też nie odchodził zbyt daleko od reszty. Nie obawiał się tak bardzo o siebie, co o pozostałych. Być może przebrzmiewała przez niego pycha, lub zbytnia pewność siebie, ale po raz kolejny półrok doszedł do wniosku, że grupa wstrzymuje go zauważalnie. Nie mógł ich jednak zostawić ot tak, wyjść nad ranem i nie oglądając się za siebie zostawić ich samych i bezbronnych wobec potęgi natury.
Wracając zebrał świeże zioła do potraw.


* * *

Gdy wrócił do obozowiska zastał wszystkich na nogach, co wziął za dobrą monetę - im szybciej się zbiorą, tym szybciej wyruszą.

- Znalazłem je nieopodal osady. - powiedział dając Jasmal świeżą zieleninę. - Świeże mięso lepiej smakuje ze świeżą zieleniną.

- Nie marnujmy jednak czasu, do południa powinniśmy pokonać jak najdłuższy dystans. Odpoczniemy gdy słońce będzie w zenicie, potem ruszymy dalej aż do zmroku. Nie podoba mi się to miejsce. - podzielił się swoimi spostrzeżeniami z kapłanką. Jej zdolność tworzenia zimnej i czystej wody pitnej były nie do przecenienia. Półork miał wątpliwości, czy byłby w stanie znaleźć tyle wody, by pokryć zapotrzebowanie takiej grupy.

Widząc, że dziewczyna ogarnia gotowanie, wyszedł nie chcąc się pałętać i przeszkadzać. Zajął się ponownie dziwnymi śladami. Gdy wcześniej się im przyglądał, gdy reszta spała nie doprowadziły go do niczego konkretnego, tym razem jednak postanowił dla zabicia czasu przyjrzeć się im dokładniej.
Doszedł na skraj osady, gdzie znalazł właścicieli owych śladów.
- Zombi! - sapnął czując przeraźliwy chłód otaczający go zewsząd. Zimny pot na karku i plecach, te same uczucie za każdym razem gdy stykał się z nieumarłymi.
- NIEUMARLIII! - krzyknął wyjmując szablę. Zamiast jednak ruszać do boju, wycofał się w kierunku obozowiska.
- Zombi na skraju osady - powtórzył, gdy znalazł się obok Edrika.
Chwilę potem usłyszał niepokojące trzaski dochodzące z ich chaty.
- Zbierać rzeczy! Spadamy stąd! - mówiąc to wbiegł do chaty po swój tobołek. To co zastał w środku zmroziło go ponownie. Wszędzie z podłogi wystawały ręce truposzy próbujących wyjść na zewnątrz. Wykorzystał sytuację, w której przeciwnik wystawał ledwie głowę nad ziemię i sieknął po nieumarłych rękach i głowach.


 

Ostatnio edytowane przez psionik : 03-05-2018 o 18:45.
psionik jest offline