Rajca chwilę się zasępił.
- Niewiele na ten temat wiem. Tak naprawdę to najwięcej wie sam burmistrz oraz Ellena Trzy Gałęzie dowodząca strażą miejską. Oni byli na miejscu wszystkich ataków oraz widzieli wszystkie ofiary i straty. Będą wiedzieli też najwięcej. Cobyście nie sądzili o naszym burmistrzu, to jest jednak zawołany dowódca i wojownik. Nawet skazując Leę kierował się po części dobrem społeczności. Byliśmy wszyscy głupcami i daliśmy się zwieść pomówieniom.
W tym czasie Lady Diana, cała purpurowa z gniewu lub wstydu opuściła pospiesznie gospodę „Pod Starym Dzikiem”. Karczmarz niechętnym wzrokiem obserwował jej rejteradę. Gdy już wyszła rajca kontynuował.
- Niemniej wiem, że na dziś dzień przez okres niemal półtora roku straty wynoszą dziewięćdziesiąt osiem owiec, czterdzieści trzy kozy, trzydzieści krów, piętnaście wołów i jednacie koni. Na dzień dzisiejszy wiem też, że zabiły jedenastu ludzi w tym ośmiu pastuchów pilnujących stad. Wiem też, że rany opisywane są różnorodnie, jako ślady jakby pazurów lub jako ślady po drewnianych włóczniach. Na polowaniach zaś się nie znam, w tej sprawie musicie porozmawiać naszymi myśliwymi.
Słysząc deklarację pomocy Garon Piwosz rozpromienił się. Podjął go pod ramię wyprowadził z gospody i poprowadził do ratusza.
-
To dobrze, wiece udatnie dla nas. Skoro Tanisie ręczycie za pomoc w sprowadzeniu kobiet własnym słowem mnie to wystarczy. Macie racje chodźmy za waszymi towarzyszami, chociaż towarzystwo Lady Diany chwały wam nie przynosi, jeśli mogę tak powiedzieć. Co zaś tyczy się praw i czasu, mielibyście racje w przypadku wszystkich właścicieli niewolników na naszym terenie, lecz nie łowców niewolników. Nie rozstaną się z towarem bez zapłaty, my zaś nie możemy zapłacić by wykupić pozostające jeszcze w ich rękach dzieci i dorosłych. Gdybyśmy to zrobili musielibyśmy koszta zakupu niewolników zwracać wszystkim ich posiadaczom. Jest jeszcze ośmioro dziewcząt i szesnaście kobiet jak to mówili „łowcy niewolników” nie wytresowanych. Według ich słów są niegotowe do sprzedaży. Więc trzeba by to było przeprowadzić, tak by, zapewnić bezpieczeństwo tym kobietom i dzieciom.
W towarzystwie rajcy grupa szybko weszła do ratusza, chociaż za idącym paladynem tyra rozległy się śmiechy straży miejskie. Wiedziała, że straciła tu wiele autorytetu i reputacji. Wiedziała też, iż jej odzyskanie będzie niezwykle trudne w tym mieście.
W ratuszu Lord przeszył wzrokiem Morna i Jace'a
Vurnon przez chwilę zamyślił się nad odpowiedzią. Miał już jej udzielić, gdy do gabinetu wtargnął Garon piwosz w towarzystwie Lady Diany i Tanisa.
- Lordzie, Tanis zgodził się zorganizować transport kobiet.
Zdziwienie we wzroku Vurnona wiele mówiło.
- To bardzo dobra wiadomość Garonie, potem o tym porozmawiamy, lecz w tej chwili chciałbym dowiedzieć się kto wami dowodzi lub z kim mam negocjować warunki umowy na pozbycie się zagrożenia zabijającego zwierzęta i ludzi. Chyba nie wy Lady Diano będziecie ta osoba.
Niechęć wobec paladyna Tyra Lady Diany była wyraźnie widoczna w zachowaniu i słyszalna w głosie burmistrza. Kobieta żachnęła się.
- Nalegam na to, bym nie musiał negocjować warunków z każdym z osobna. - przy tych słowach wnikliwie przyglądał się Tanisowi.
Łowczyni podeszła do Zorna i Amberlie.
- Żyję dzięki Wam. Skóry i głowy zimowych wilków należą do Was. Wiem, że czarodzieje poszukują różnych organów tych zwierząt. Cokolwiek będziecie chcieli wyciąć pomogę wam w tym. Z mięsa zaś rotha zabiorę tylko najcenniejsze kawałki oraz organy. Po resztę wrócę jutro saniami.
Łowczyni zaczęła skórowanie potworów, z łatwości tez nożem odcięła głowy potworów. W jej ruchach widać było spore doświadczenie w tych czynnościach.
- Wskażcie tylko co wyciąć?
Wszystko to trwało w wzmagającej się zadymce około dzwonu. Po tym czasie ruszyli prowadzeni przez łowczynię do miasta. Przeprawa była ciężka. Do miast dotarli w porze kolacji.