Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2018, 22:05   #598
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Dowódca obrony wrócił do pełniącego rolę sztabu Domu Rottenbergów niezbyt uszczęśliwiony efektami swoich rozmów z włodarzami miasta. Właściwie sam nie wiedział, czego spodziewał się po tych rozmowach - tego, że ktoś zajmie się obroną zamiast niego? A może chociaż błyśnie świetnym pomysłem dającym naprawdę duże szanse na udaną obronę?

Nic takiego nie nastąpiło. Detlef, do tej pory kapral przymusowo wcielony do armii Wissenlandu, teraz tymczasowo pełniący funkcję dowódcy obrony Meissen czuł ciężar tego obowiązku coraz dotkliwiej. Coś w nim buntowało się przeciwko tej niewdzięcznej roli, o której przecież wcale nie prosił. Człeczyny potrzebowali ludzi do obrony prowincji - dobra, można im pomóc, a przy okazji poczekać, aż drogi staną się mniej niebezpieczne. Ale takie coś? Dowódca obrony? Detlef, jak niemal każdy krasnolud nie stronił od bójek i zadbać o siebie potrafił, ale doświadczenia wojskowego nie miał. Potrafił wykonywać rozkazy, wykazać się przy tym odrobiną inicjatywy własnej, ale dowodzenie większymi siłami było mu obce. I chociaż wszystkich aktywnych obrońców Meissen było nieco ponad setka, z czego większość to niezdyscyplinowani cywile, to zapanowanie nad nimi wymagało czegoś więcej, niż ciosu pięścią w ryj, co zwykle pomagało brodaczowi wytłumaczyć swoje racje interlokutorom.

Nie cierpiał tego miasta za to, że zdecydowanej większości nawet nie zależało na tym, żeby obrona się udała. Nie zamierzali współpracować nie widząc w tym żadnego interesu. A z pewnością nie zamierzali ginąć na barykadach. Śmierć nielicznych obrońców będzie nadaremna i nikogo nie obejdzie. Czy Meissen zasłużyło na to, żeby za nie ginąć? Thorvaldsson niczego nie musiał udowadniać, nikomu nic nie obiecał i nawet wcielenie do armii odbyło się wbrew jego woli. Właściwie mógł odejść i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Dlaczego zatem jeszcze nie odszedł? Może to słynny krasnoludzki upór nie pozwalał mu ominąć przeszkody, jaką była beznadziejna, zdawało się, obrona miasta? Pokazać tym, którzy tylko czekali na kapitulację, że mylą się okrutnie. I że póki ten khazad dycha, to obrona miasta wciąż trwa.

Wychodząc od komendanta przekazał informację dla rajców, żeby szykowali złoto dla Brocka. Nie dlatego żeby chciał mu płacić za udział w obronie, gdyż według komendanta funduszy i tak było za mało, ale dlatego, żeby ten odstąpił od łupienia miasta w chwili, gdy obrońcom uda się odeprzeć decydujący szturm Granicznych. Straty były nieuniknione, a kolejnych kilkuset najemników Brocka było siłą, z którą niedobitki obrońców nawet nie mogłyby się mierzyć.

Jeśli sierżant zdecyduje się wyruszyć na niebezpieczną misję i negocjacje z Brockiem, to możliwe, że za zgromadzoną kwotę kapitan najemników chociaż zabezpieczy wschodni brzeg rzeki. To jednak decyzja von Grunenberga, czy zaryzykuje przeprawę na brzeg zajęty przez nieznane liczebnie siły wroga.

Z planów udrożenienia fosy i zapór przeciwko machinom oblężniczym wroga nic nie wyszło. Żeby prace ziemne miały jakąkolwiek skuteczność potrzeba było mnóstwo ludzi i przynajmniej kilka godzin pracy. Tymczasem większość ludzi mogących brać w tym udział, nie będących przy tym obrońcami biorącymi udział w odpieraniu ataków wroga, została zadysponowana przez Ostatnich. Odwoływanie ich ze zleconych zajęć tylko spotęgowałoby chaos i w efekcie żadna z prac nie zostałaby wykonana porządnie. Nie wspominając o oporze tej pozostałej garstki przed wysłaniem za mury. Dowódca obrony zżymał się za ten zupełny brak dyscypliny i poświęcenia...

Pozostałe kilka dziesiątek służb pomocniczych pod nadzorem trzech weteranów komendanta otrzymało zadanie zabarykadowania miejskiej bramy. Mieli przynosić wszystko, co mogło się nadać, w tym materiał odzyskany z mostu, którego rozbiórkę miała poprowadzić ósemka krasnoludów dowodzonych bezpośrednio przez Detlefa wsparta dwoma młodymi krasnoludami z rzemieślniczym doświadczeniem. Koniec mostu od strony miasta miał zostać rozebrany tak, aby wróg nie mógł poprowadzić ataku tą drogą, a materiał użyty do zabarykadowania bramy.

Oprócz tego dowódca obrony wydał dyspozycje co do rozmieszczenia sił w czasie szturmu, jak i w czasie oczekiwania na szturm, sposobie rotacji obrońców na stanowiskach oraz zmienników dowodzących poszczególnymi odcinkami.

Kazał wyposażyć piętnastu ochotników "z miasta" oraz pięciu spośród uchodźców w zapas proc znalezionych w magazynie, nie zapominając o zapasie pocisków. To była prosta broń, ale jeśli sprawi, że choć jeden z napastników zachwieje się i spadnie z drabiny to warto sprobować. Do tego, dowiedziawszy się o pomyśle niziołka polecił, by przygotować naczynia z naftą, oliwą i innymi łatwopalnymi materiałami, zatyczkami w postaci nasączonych paliwem skrawków materiału, a które można było rzucić w zbliżającą się wieżę oblężniczą wroga (a jeszcze lepiej w ciżbę wrogich żołnierzy, gdy tylko pomost wieży opadnie). W razie problemów z paliwem miał zamiar sam pofatygować się do kupców (w asyście krasnoludów), by skłonić ich do udostępnienia swoich towarów. W ostateczności był skłonny poświęcić piętnaście karli na zakup - w końcu nie miał nic innego, co mogłoby zwalczać machiny oblężnicze wroga.

W międzyczasie pojawił się problem z Glormem i Olegiem. Wizyta tego ostatniego w warsztacie kowala skończyła się popijawą i brakiem materiałów. Detlef dowiedział się o sprawie dopiero, gdy posłał gońca z zapytaniem o postępy prac nad ładunkami. Gdy posłaniec wrócił Detlef zacisnął tylko szczęki nie mówiąc nic. Osobiście udał się do warsztatu z połową halabardników z Czwartej i zabrał obu pijaków do punktu medycznego w porcie. Tam kazał ich położyć na pryczach i skrępować, aby nie mogli wstać. Medyk dostał polecenie, by wypuścić ich dopiero, gdy wytrzeźwieją. Oleg miał udać się na barykadę do Sala i nie ruszać się stamtąd pod karą aresztu. Glorm miał wracać do warsztatu ale dopiero wtedy, gdy będzie trzeźwy. Wracając z portu Thorvaldsson poinformował Sala, żeby przypilnował Olega - za kolejny taki numer będzie musiał go aresztować do końca oblężenia.

Na jego rozum niewiele jeszcze można było zrobić - pozostało czekać na ruch wroga licząc, że nie będą zwlekać zbyt długo. Stan gotowości obrońców nadwyrężał ich siły, nie wspominając o kurczących się zapasach żywności.

Problemem, na który nie potrafił znaleźć dobrej odpowiedzi był kompletny brak odwodów. Wszyscy obrońcy musieli znaleźć się na murach, a jednocześnie atak wroga w innym miejscu oznaczał ogromne ryzyko. Albo powstrzymają wroga na murach, albo obrona padnie. Przy tak skromnych siłach nie byli w stanie zabezpieczyć miasta, a budowa drugiej linii obrony potrwałaby zbyt długo i przy braku zaangażowania mieszkańców nie mieli na nią materiałów. Już pierścień barykad wokół miasta okazał się wielkim wyzwaniem.

Ktoś powiedział, że dowodzenie obroną to łatwy kawałek chleba?
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 03-05-2018 o 22:16.
Gob1in jest offline