Nieby-kurwa-wałe...
Bethany Payne nawet nie zadrgała powieka za barierą grubych szkieł. Inna sprawa, że rozczarowanie smakowało gorzko a nawet boleśnie. I jeszcze do niej nie docierało.
Przecież szła jak burza, jak, kurwa, tajfun, tsunami i trzęsienie ziemi razem wzięte! Powinni nazwać jej imieniem huragan albo chociaż matematyczną olimpiadę! Przecież była świetna! I z Dixie nieźle się rozumiały, działały drużynowo! Bethany była w swoim żywiole.
Całki, geometria, liczby zespolone, ciągi, indukcje i logarytmy! Euklides i Arystoteles! Storna, plany kont, analiza finansowa, bilans! Rachunek, kurwa, zysków i strat! I co? Jakich niby zysków?
Miała to wszystko w jednym palcu, liczbami żonglowała z finezją tancerski wywijającej nóżkami w rytmie kankana i... co? Pokonała ją jakaś ruda lafirynda obryta w kluczach francuskich, która pierwszego wieczoru pobiła wszystkich w chlaniu i dała się przelecieć w krzakach? I jeszcze była ładna! Heeeeloł! Gdzie jest, kurwa, sprawiedliwość? W życiu nie można mieć wszystkiego. Nie można być małą miss, być świetnym w łóżku, znać się na silnikach, zagadkach logicznych i do tego chlać jak żołnierz z PTSD! Czy było coś, czego ta laska nie umiała robić? Może jeszcze wywija tulupy na deskorolce? Not. Fucking. Fair...
Wszystkie te słowa przeleciały przez głowę Bethany z prędkością światła. Zdławiła je w sobie i zutylizowała. Nie czas na rozpacz. Zadanie nie zostało jeszcze przegrane. Wciąż istniała szansa, należało jedynie przemyśleć strategię.
Ostatnio edytowane przez liliel : 04-05-2018 o 22:22.
|