Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2018, 00:25   #303
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
James Stafford syknął, poruszając rannym ramieniem. Krew wyciekała przez rozdarty kombinezon, kapiąc leniwą strugą na tapicerkę samochodu. Kowboj zdjął swój kapelusz, a następnie odłożył go na desce rozdzielczej, tak, by nie przeszkadzał mu w czasie jazdy.
- Nie, do diaska! Nie widzisz, co się tutaj dzieje? - warknął roztargniony James. Na pierwszy rzut oka było widać, że o ile znał się całkiem nieźle na mechanice, to praca z elektroniką, a w szczególności ze sztuczną inteligencją nie szła mu najlepiej. Prawdopodobnie wolałby teraz siedzieć w siodle, bądź w fotelu tych archaicznych pojazdów, które w tamtych czasach nie były wypchane elektroniką po brzegi.
- Zabierz nas na lotnisko. Migiem! - rozkazał jeszcze Grey 39 i profilaktycznie dobył jednego rewolweru.

- Wybierz cel podróży - automat spokojnym głosem wyświetlił usłużnie holomapę z trzema widocznymi adresami pomniejszych lotnisk i do tego kosmoportem po drugiej stronie krateru Max. Do tego było jeszcze z kilkanaście lądowisk prywatnych lub służbowych dla pionolotów rozsianych po budynkach w kraterze Max. Wystarczyło kliknąć palcem w odpowiednie miejsce by pojazd spróbował ruszyć w tym kierunku zgodnie z warunkami atmosferycznymi i przepisami ruchu drogowego oczywiście. Najbliższe lotnisko było ledwie kilka kilometrów stąd i pokrywało się z Checkpoint do jakiego mieli dotrzeć. Lądowisko dla pionolotów było też odznaczone na dachu klubu “The Haven & Hell”. Nie tylko Grey 39 jednak podejmował jakieś decyzje i działania. To coś na górze zazgrzytało pazurami po dachu aż wewnątrz wyraźnie było widać wgniecenia od pazurów. Zapewne bez trudu mógł rozerwać ten dach swoimi pazurami podobnie jak to dopiero co zabity stwór uczynił z dachem garażu.

Parch Stafford zmrużył oczy, odczytując wyświetlone przez holomapę pozycje. W zastanowieniu podrapał się lufą rewolweru po skroni, po czym wskazał palcem drugiej dłoni na najbliższe lotnisko.
- Tutaj! Prowadź nas tutaj! - polecił James, wybierając miejsce ich Checkpointu.

- Oby szybko - dodała Zoe, której w końcu, po lekkim szoku, wróciła zdolność mówienia. - bo inaczej nasz uroczy kolega rozerwie nas na strzępy - dodała z niezbyt wesołymi nutami w głosie. - Cowboyu, jak Twoja ręka? - zmarszczyła nos zaglądając Grey 32 przez ramię.

Grey 39 nie odpowiedział od razu, będąc nadal zafrapowany interakcją z ich wirtualnym szoferem.
- C-co? - zapytał, odwracając rozkojarzone spojrzenie na ciemnowłosą panią snajper. - Ah, tak - kiwnął głową i zerknął na zakrwawiony rękaw. - Draśnięcie. Trochę brzydkie, ale draśnięcie. Później się tym zajmę - odparł, posyłając kobiecie uprzejmy uśmiech.

- Pasy, Stafford - wydusiła Grey 32, której przyjaźniejsza temperatura niezbyt służyła. Mróz miał to do siebie, że w pewien sposób pozwalał zachować świadomość, gdy ciało miało z nią problemy. Sięgnęła ramionami za fotel przed sobą, prostolinijnie narzucając cowboyowi zapinanie pasów miast gadania. Podobnie też zrobiła z najbardziej zmasakrowanym Grey 25. Na samym końcu zajęła się własnymi.

- Kurwa jakiś bydlak! - wrzasnął Dent patrząc z obawą na coraz bardziej odkształcony szponami dach. Szpony modelowały metal dachu jak ludzkie palce modelinę. Mimo, że samochód w końcu zaakceptował adres docelowy i ruszył z miejsca ruszał w tempie niedzielnego kierowcy. I z powodu szalejącej krioburzy i zdewastowanego podłoża, w tym upstrzonej lejami drogi pewnie do demonów prędkości by się nie zaliczał.

- Cholera! Nie mogę! Za mało miejsca! - syknęła Grey 31 próbując wycelować z ckm w dach ale ciężka broń była skrajnie niewygodna w tej ciasnocie.

- Nie strzelaj! Przedziurawisz dach! - krzyknął jej Castillio stimpakujący swoje udo i zerkając na coraz nowe szramy widoczne na wnętrzu dachu. Wyglądało jakby od samego stania czy łażenie stwór zostawiał pręgi na karoserii pojazdu.

- Kurwa jak nie będziemy strzelać to zaraz tu wlezie to cholerstwo! - odkrzyknął też zdenerwowany Morley. Wycelował karabinek w dach ale jeszcze się wahał przed otwarciem ognia.

- Zróbcie coś z tym czymś do chuja! - wydarł się Dent odwracając się przez ramię by zerknąć w tył i przy okazji wycelować w dach pistolet. Broń krótka wydawała się o wiele poręczniejsza w tej ciasnocie niż jakakolwiek inna choć siłą ognia nie ustępowała innym egzemplarzom broni.

A potem narożnik auta po prostu się rozdarł rozszarpany pazurami jakby był z mokrej tektury a nie z metalu. Siedzący najbliżej Morley zdążył wrzasnąć, pociągnąć za spust próbując trafić cokolwiek a potem był tylko jego wrzask cichnący w krioburzy, puste miejsce które przed chwilą zajmował i ryk krioburzy która przez rozerwaną maszynę wdarła się do jej wnętrza.

To była chwila. Nyoka nie zdążyła nawet mrugnąć, nim towarzyszący im Grey wyleciał z auta wprost na spotkanie z krioburzą i uroczymi xenos. Maska szybko znalazła się znów na jej twarzy, nie miało to większego znaczenia, ale jakikolwiek zabezpieczenie przed diametralnie spadającą temperaturą sprawiało, że nie czuła się już tak bezsilnie. Mimo to nie pomagało to w komunikacji z resztą załogi.

- Cowboyu, to cudo nie ma jakiejś opcji na ratowanie życia i tym samym szybsza jazdę?! - krzyknęła do "prowadzącego" pojazd mężczyzny. - A może ktoś umie shakować tą puszkę?

- Szlag - mruknął Grey 39, zerkając na ziejącą dziurę w poszyciu pojazdu. James pożegnał zaginionego towarzysza niedbałym salutem i zaraz wrócił do “kierownicy”. - Wybacz mi, szeryfie, ale nie znam się na tym cholerstwie - odparł Stafford po zagadaniu przez Zoe. Zamiast jednak wpatrywać się bezradnie w przednią szybę, Parch sięgnął ponownie do ładownic z amunicją zawieszonych do kowbojskiego pasa. Wyjął z nich kilka pocisków, które dla niewtajemniczonych mogły wyglądać jak każde inne, ale w swej istocie były przystosowane do przebijania pancernych celów. Rewolwerowiec rozładował trzymany w dłoni pistolet, po czym załadował do niego amunicję przeciwpancerną.

Kolejne straty w ludziach mogłby być bardziej dotkliwe. Nie to, że Kurson nie dażyła sympatią najbardziej mściwego Parcha, lecz strata jej starego pancerza... wraz z detonatorem ładunków, które miała zapięte na sobie... mogły sprawiać mieszane uczucia, gdyby w ogóle się tym przejmowała. Przejmować było się czym, gdyż nie przypiętego człowieka xeno właściwie wyciągnęły jak zabawkę z pudełka. W uproszeniu wszyscy na siedzeniach nie mieli żadnej dodatkowej karty przetargowej. Ich pasy na gówno mogły się zdać na bydlę takiego rozmiaru, gdzie przebijanie metalowego dachu, czy odrywanie odwłoka metalowej maszyny nie stanowiło problemu.

- Stafford, wal do chuja na dachu - rzuciła grzebiąc się ze swoją tarczą, stawiając ją po stronie okna, by przynajmniej mieć dodatkową warstwę ochrony przed bocznymi pazurami mniejszego kalibru. - Hawthorn, masz miejsce, napierdalaj do nich!

Wewnątrz pojazdu szalała toksyczna i zamrażajaca wszystko krioburza. Zebrane drobiny wilgoci oszroniły tak zewnętrzne jak i wewnętrzne szkła gazmasek dodatkowo nie pomagając zorientować się w sytuacji gdy wicher zdawał się starać zadusić wszelkie życie. Czas był policzony, każdego kto nie był podpięty pod pokładową instalację tlenową. Bez zbawczego tlenu każdy człowiek musiał w końcu osłabnąć, stracić przytomność a potem umrzeć. Nawet bez żadnych xenos w okolicy, masce czy dachu okaleczonego wozu. Suv dalej jechał przed siebie ale tak poszarpana bombami droga jak i mglista zawierucha ograniczająca widoczność do kilkudziesięciu kroków dookoła pojazdu, przewalone tam i tu konary albo całe drzewa sprawiały, że prędkość jazdy nie była oszałamiająca. Właściwie jak na pojazd było to spacerowe tempo co co prawda w takich warunkach nie mogło nikogo dziwić, że komputer właśnie w ten sposób steruje pojazdem ale w zestawieniu z mobilnymi xenos sprawiało, że dalej były one od niego szybsze. Chociaż auto nadal było szybsze od najszybszego, ludzkiego biegacza. Nawet wyposażonego w ziemską atmosferę do biegania.

W słuchawkach słychać było nadal krzyki i wrzaski Morley’a. Widać nie zginął od razu i jego portret nadal nie był ozdobiony skrótowcem “KIA” choć wykresy skakały mu tak, że pozostawionemu samemu sobie człowiekowi w tej scenerii był zwiastowany koniec raczej zdecydowanie szybszy niż dalszy. Przez wicher nawet przebiło się jeszcze kilka wystrzałów z karabinku. Reszta obsady miała inne zmartwienia.

Grey 39 zdążył przeładować rewolwer, Grey 32 wtaszczyć z trudem swoją cholernie nieporęczną w tych warunkach tarczę a strzelec wyborowa popatrzeć na nich pokrzepiająco gdy xenos najwyraźniej zorientowały się, że puszka z karmą została już otwarta. Do środka wpadł najpierw jakiś szczurowaty wpadając na Hawthorn zanim ta zdążyła zrobić użytek ze swojej potężnej ale bardzo niewygodnej broni. Xenos wpadł na jej napierśnik zderzając się z nim co skorzystała Grey 31 łapiąc go i rozplaskując o szybę. Raz, drugi, trzeci i w końcu wyrzucając zezwłok za wyrwę. Kolejne stwory widać było tak na masce, jak i słychać było na dachu. Kwestią czasu było kiedy nastąpi kolejny atak.

- Żadnego jeżdżenia na gapę, bandziory! - zakrzyknął James, łapiąc za kapelusz i nakładając go na głowę. Najwidoczniej obawiał się wypadnięcia luźno położonego przedmiotu przez szalejącą wewnątrz pojazdu krioburzę. Następnie na twarz założył maskę oddechową - Wypad z mojego wagonu! - zawołał ponownie, wymierzając rewolwerem w dach ich samochodu. Obserwując największe wgniecenia karoserii, wypalił, celując w dużego xenos za poleceniem Grey 32.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline