Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2018, 00:39   #304
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Ktoś ma jeszcze jakieś granaty?! - krzyknęła przez maskę do wesołej gromadki w aucie, która desperacko próbowała walczyć o swoje, nic nie warte, życia. W tym czasie też rozglądała się za kolejnym celem i podobnie jak cowboy uznała, że celowanie do góry jest najlepszym rozwiązaniem, z tym, że ona nie musiała przebijać się przez dach. Ziejącą dziura, przez która wyleciał jej niedoszły kompan ułatwiała jej sprawę. Czekała tylko na jakiś ruch z wystrzałem.

Kurson wyrzuciłaby część swoich granatów jeszcze w garażu, gdyby nadgorliwy Grey 29 nie postanowił zminimalizować przydatności jej osoby. Mróz otrzeźwił nieco umysł, choć zmasakrowane ciało na niewiele mogło się przydać. Zabunkrowana na swoim miejscu mogła jedynie niebezpośrednio wspierać resztę. Ręce sięgnęły po Detektor, by z pomocą technologii mięć przynajmniej oczy dookoła głowy.

- Dent, dawaj zapalające! - wydała kolejne samowolne polecenie, które wydawało się jej rozsądne i pasujące do sytuacji.

- No, już lecę! - odkrzyknął dość ironicznie Dent najwyraźniej wcale nie mając zamiaru oddawać komukolwiek swoich granatów czy innych zasobów. Zamian za to sięgnął jednak po jakiś granat i zaczął odsuwać okno. Utrata hermetyczności i tak już im nie groziła. W tym czasie Stafford zaczął dziurawić dach ciężkimi, rewolwerowymi pociskam. Te bez trudu przebijały karoserię ale dalszy efekt był cięższy do oszacowania. Wnętrze i tak zadymionego od oparów krioburzy i szalejącego pędu powietrza zadudniło od ciężkich wystrzałów. Detektor dopiero został wyjęty i włączony przez Kurson. Działał i pikał choć z tak bliska, gdzie odległość nie przekraczała zwyczajowego kroku odczyt był niewyraźny. Pokazywał jakiś ruch ale bez detali, obiekty ruchome były tak blisko, że zlewały się w jeden odebrany sygnał. Poza tym Kurson mogła właściwie wycelować detektor w przód i na boki czyli obejmował jakąś połowę auta. Noyka doczekała się przeciwnika bardzo szybko. Tak jak przewidywała stwór wskoczył przez wyszarpany fragment karoserii przez innego stwora. Ledwo zarejestrowała cień na tle szarości krioburzy w otworze a już otworzyła ogień z naszykowanego pistoletu. Zdążyła strzelić kilka razy, nawet trafiła ale nie zabiła. Stwór dopadł ją z kłami i pazurami i zaczął szarpać. Pierwszy impet uderzenia pochłonął pancerz. Podobnie było z Hawthorn. Na nią też skoczył kolejny stwór ale ta nie zdążyła wystrzelić. Obydwie kobiety uwikłały się w kolejna walkę na bliski dystans na pięści, kolby, kły i pazury. Gdzieś w międzyczasie eksplodował granat Denta. Za samochodem. Okazało się, że wrzucenie granatu na dach jadącego samochodu jest całkiem trudne o ile możliwe w takich warunkach. Pojemnik uderzył ze dwa razy o dach stukając o niego a potem spadł i eksplodował ale poza pojazdem.

- Niech mnie kule, natrętni są! - zawołał Grey 39, przeładowując rewolwer. - Hej, panno Kurson! Może to się przydać na potem. - James sięgnął do swojego plecaka, by zaraz wyciągnąć z niego zdobyczne magazynki do strzelby, po czym podrzucił je Grey 32.

Zoey musiała walczyć o życie, próbując zrzucić z siebie ranioną kulami bestię. Aby tylko ją unieruchomić, doprowadzić do stanu, gdzie nie będzie w stanie już drapać i gryźć. Miała jednak tylko swój pistolet i mogłaby spróbować sięgnąć po nóż, ale wtedy pozbawiłaby się jednej ręki, którą również użyła do walki z xenos.

- Stafford, na chuj mi te magi?! - rozeźliła się Grey 32 nie mając innego wyboru jak złapać lecące przedmioty. - Przydać to się może chemia! Na teraz, nie na "potem"! Moją wyjebało przez okno!

- Nie pierdol słonko! Nie wyjebało ci chemii za okno tylko dostałaś od nas karniaka za spławienie już podstawionej pod chawirę taksy! - sapnął Castillo przekręcając się pod pasami w bok. Okazało się, że zdołał sięgnąć po nóż i teraz na skos próbował wspomóc nim obydwie dziewczyny na kufrze pojazdu choć musiało być to skrajnie niewygodne.

Hawthorn wiła się na podłodze paki próbując zedrzeć z siebie stwora. W ciasnocie pojazdu i niewygodnej pozycji, mały, zwinny stwór jaki ją dopadł czuł się jak ryba w wodzie i stopniowo kąsał i szarpał skazańca gdy ta usiłowała go chociaż trafić. Noyka po drugiej stronie paki też nie była w lepszej pozycji. Znowu udało się jej trafić pistoletem swojego przeciwnika choć tym razem nie ołowiem. Uderzenie było jednak za słabe by zabić czy powalić stwora. Zasyczał ze złości trafiony ale odskoczył i zaatakował ponownie. Też jej się zrewanżował podobnym trafieniem co odczuła boleśnie. W sukurs przyszedł jej Grey 25. Walcząca tuż za jego siedzeniem Grey 31 była mało osiągalna dla niego i atakowanie po skosie przeciwnika strzelca wyborowego było dla niego względnie łatwiejsze. W jadącym i podskakującym pojeździe, gdzie jakiś człowiek już szarpał się ze skocznym i zwinnym xenos trafienie go w wygiętej, niewygodnej pozycji było widocznie niewygodne i obarczone sporym ryzykiem. Pewnie dlatego przy pierwszym ataku Noyka poczuła jak nóż trafia jej ramię tuż pod płytami pancerza raniąc ją tak samo jak ukąszenie xenosa moment przedtem. Kolejny atak Castillo był jednak skuteczniejszy. Dźgnął dokładnie stwora aż ten zasyczał a potem albo uderzenie było tak silne, że poleciał do tyłu albo próbował odskoczyć od kolejnych ataków. W każdym razie efekt był taki, że wyleciał przez wyrwę i zniknął w oparach mglistej burzy.

Kurson zbierała porozrzucane po własnych kolanach i siedzeniu podarki od kowboja siedzącego za nią i wyczuwała na własnych plecach każde uderzenie szalejącej tuż za jej plecami Grey 33 która zmagała się z przeciwnikiem przy okazji tłukąc o siedzenie. Co tu nie mówić, patrząc w kolejności od wyrwy to jeśli xenos będą ich załatwiać po kolei to pasażerowie tylnej kanapy, czyli w tym i ona, byli następni w kolejce do szarpania kłami i pazurami jak tylko xenos uporają się z dwójka skazańców za ich plecami. Zbieranie zaś tych wszystkich magów do strzelby nie było proste jak się miało jedną rękę ocbiążoną tarczą a wszystko podskakiwało i trzęsło się a do tego przekrzywiało by albo skręcali albo coś mijali.

Stafford był we względnie komfortowej sytuacji. Nikt go nie stukał w plery ani nie próbował rozszarpać pazurami. Miał moment by przeładować rewolwer kolejnym szybkoładowaczem które jego spluwy pożerały w zastraszającym tempie. Zdołał też wyszarpać z przywieszek amunicję do strzelb i rzucić je za siebie ku siedzącej za nim Kurson. Wtedy usłyszeli jak znowu coś łupnęło o dach.

Grey 39 zakręcił bębenkiem w rewolwerze, po czym z charakterystycznym trzaskiem zablokował go w pozycji do działania. Parch łypnął w stronę dachu, skąd dobiegały ich kolejne łupnięcia, a następnie zerknął za siebie. Sytuacja nie wyglądała ciekawie. Jeśli szybko czegoś nie zrobią, kolejni szarzy zostaną pożarci żywcem lub wyrzuceni z pędzącego samochodu prosto w objęcia krioburzy oraz xenos. Z drugiej strony drapieżnik siedzący na dachu może wyrządzić jeszcze większe szkody im wszystkim. Bez ściany nad głową szalejąca zamieć porwie tych nieprzypiętych do foteli, a na resztę spadną zastępy krwiożerczych bestii.

- Entliczek... pentliczek… czerwony guziczek… - James mrucząc pod nosem wyliczał, mierząc ze swojej broni to w dach suva to w miejsce za plecami. Ostatecznie skupił się ponownie na wygięciach w poszyciu samochodu i wypalił tam, gdzie spodziewał się zastać xenos. Na koniec przeładował ten sam rewolwer, tym razem w zwykłą amunicję.

- Zajebista, kurwa, kalkulacja, Calisto - odkrzyknęła Kurson, gdy wyprostowała się z wygrzebywania magów spod nóg. - W chuj wam się przydam w takim stanie! - dorzuciła rozeźlona z braku możliwości wykonywania akcji odpowiednich do sytuacji. Zaklęła jeszcze parę razy w głowie wyraźnie zirytowana, gdzie nacisk na plecach Grey 31 wcale nie pomagał. Technik nie mogła wyskoczyć z nożem w tył jak Grey 25. Dachem zajmował się Stafford. Nie miała się gdzie podziać, choć nie mogła nic nie robić. Odwróciła się w tył i czekała na moment, w którym mogłaby przekazać Hawthorn swój aparat tlenowy.
 
Proxy jest offline