| Negatywna energia, którą czuła rycerka znajdowała się dosłownie wszędzie dookoła, lecz nie miała żadnej formy. Venora znała już to uczucie, zupełnie jakby serce zamku zostało zatrute i to ono tłoczyło tę parszywą moc do reszty budowli.
-Co tu jest napisane?- spytał Farafir zbliżając się do ściany, gdzie były czerwone malowidła.
- Wygląda, że faktycznie jesteśmy w sercu zamku, ale... Niech to zaraza... - wymsknęło się pannie Oakenfold, po jej własnych przemyśleniach. Paladynka pośpiesznie wyciągnęła diadem i po nałożeniu go na swoją głowę spojrzała na napisy, które dostrzegł łucznik, by je przeczytać. O dziwo napisy nie przedstawiały żadnej, konkretnej treści. Były to głównie bluźnierstwa, groźby wobec starych bogów, obietnice obalenia porządku świata oraz wiele innych złorzeczeń.
- To same przekleństwa, niczym na murze w biednej dzielnicy - powiedziała Venora i ruszyła dalej. - Nie jest dobrze. Coś zrobili zamkowi... Znaczy tej istocie którą jest zamek - paladynka skrzywiła się, bo nie wiedziała jak poprawnie powinna ująć to w słowa. - Zło emanuje stąd, jakby zatruli to miejsce nim... - dodała w tonie wyjaśnienia. - Może to świadczy, że smocze serce tu jest... - naszła ją tak refleksja i przyśpieszyła kroku.
-Ruszajmy. Bądźcie gotowi.- Arlo zwrócił uwagę towarzyszom, ujął swój kostur obiema rękami i ruszył równo z Venorą.
-Ej ruszaj dupe!- Dundein krzyknął do Farafira, lecz ten ani drgnął, nieustannie przyglądając się napisom na ścianie.
- Oby smok psioniką nie przejął jego woli... - zdenerwowała się paladynka i czym prędzej podbiegła do łucznika. Klepnęła go w ramię, a zaraz po tym mocno szturchnęła nim. - Ej, co jest? - zganiła go i zaraz odciągnęła od ściany.
Łucznik odwrócił się powoli i wtedy rycerka dostrzegła jego przekrwione oczy. Mężczyzna wyglądał jakby opętał go demon lub coś podobnego. Venora też od razu poczuła negatywną aurę otaczającą Farafira.
-Wasze przyjście tutaj było wielkim błędem…- rzekł zniekształconym głosem, uśmiechając się do rycerki pod nosem.
Paladynka popchnęła łucznika, przewracając go na ziemię samym swoim ciężarem ciała zakutego w pełną zbroję płytową.
- Krąg ochrony! Natychmiast! - krzyknęła Venora do Dundeina.
Dundein od razu złapał za swój święty symbol, uniósł go przed siebie i zaczął inkantować. Farafir leżał sparaliżowany na plecach patrząc dalej na rycerkę. Mężczyzna niespodziewanie stanął w płomieniach. Jego włosy zapłonęły jak pochodnia. Na twarzy pojawiły się bąble, a on niewzruszony śmiał się Venorze w twarz.
-Twoje śmieszne modlitwy mnie nie wzruszają. Ale twojemu przyjacielowi nie zostało już wiele czasu.- sarknął.
Paladynka nie traciła zimnej krwi i trzymała go nadal. Odsunęła własną głowę na zasięg swoich ramion, by płomienie nie oparzyły i jej. Wierzyła, że kapłan Moradina zdąży, a modlitwa odetnie Farafira od mocy, która go opętała. Na Dundeina spłynął słup jaskrawej energii, a Venora poczuła jak ta moc dotyka i ją.
Farafir jednak śmiał się jej w twarz, a jego ubranie zajęło się ogniem. Skóra na twarzy zaczęła w niektórych miejscach czernieć. Nagle z jego ust wydobył się płomień.
-Nie wypędzisz mnie ha ha ha!- zaśmiał się żywym ogniem.
Naprawdę była przekonana, że to pomoże, jednak Farafir nadal płonął i paladynka nic nie mogła na to poradzić. Ciało mężczyzny trawił ogień zupełnie jak w jego koszmarach. Patrzyła prosto w oczy mężczyzny, wściekła i bezradna zarazem.
- Zabiję cię... Zabiję cię parszywy gadzie! - krzyknęła Venora, a w jej głosie mieszała się bezsilność z determinacją, gdy wzbierał w niej gniew.
-Zabij, zabij ha ha ha!- rechotał, aż w końcu jego ciało obumarło i zajęło się w pełni ogniem. Mężczyzna przestał oddychać a Venora czuła, że w jego ciele nie ma już złej energii.
Rycerka z frustracją uderzyła pięścią w ziemię. Dysząc ciężko z gniewu jaki ją ogarnął, szybko podniosła się i wycofała. Ostatni raz spojrzała na spalone zwłoki i odeszła od nich.
- Helmie, weź go pod swoją opiekę - syknęła przez zęby Venora i spuściła głowę. Szybkim krokiem wróciła na czoło pochodu. - Musimy się szybko ruszać... - rzuciła do reszty, nie patrząc na nich. Ochrona wciąż mogła na nich działać względem przybyszów, więc nie było czasu do stracenia.
Grupa szczuplejsza o jednego członka maszerowała szybkim krokiem w głąb jamy. Milczeli. Venora była świadkiem śmierci wielu istot. Nic tak jednak nie bolało jak śmierć towarzysza. Przez głowę rycerki przeszła myśl, ilu kompanów przyjdzie jej jeszcze pogrzebać w czasie jej krucjaty przeciwko złu. Kątem oka dostrzegła zerkającego na nią Arla. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a czarodziej złapał ją za dłoń próbując w milczeniu pocieszyć.
Nagle ziemia pod ich stopami zadrżała. Drżała zawsze, kiedy golem – zamek stawiał ospały krok, lecz tym razem to było coś innego.
-Silwer wrócił! Bitwa się zaczęła!- krzyknął Dundein.
-Spieszmy się!- ponagliła ich Segrid i cała grupa przyspieszyła kroku.
Kilka chwil później dotarli na skraj urwiska, skąd było w oddali widać serce zamku. Była to ogromna emanacja błękitnej energii, skrzącej niczym błyskawica oślepiającym blaskiem. Serce było wielkie niczym królewska karoca, a u jego podstawy, znajdowała się masa zielonego kamienia jakby z wolna obrastająca od dołu twór.
Jaskinia była wysoka na jakieś trzydzieści metrów i jeszcze bardziej szeroka. Na jej dno prowadziły wąskie stopnie ociosane w kamieniu.
-Tędy!- Arlo wskazał kosturem schody i ruszył przodem. Dopiero, gdy udało im się pokonać kilkanaście stopni, Venora dostrzegła cztery zielone stalagmity rosnące pod kątem jakby miały się w końcu zetknąć szpicami. Na ich krańcu znajdował się ogromny głaz szmaragdu.
-To serce smoka!- syknęła krasnoludka. Głaz stał zaledwie kilkanaście kroków od serca zamku. To wszystko wyglądało jakby serce smoka próbowało przejąć serce zamku.
-Mamy towarzystwo!- krzyknął Dundein. Nad ich głowami krążyły trzy smocze golemy, dokładnie takie same, jak ten z którym Venora miała okazję się mierzyć.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |