Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2018, 00:53   #261
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Postacie zauważone na obrzeżach pola widzenia nie musiały być piratami. Mógł to być właściwie ktokolwiek, ponieważ Jacob obserwując kątem oka nie mógł przyjrzeć się twarzom, choć miał na to olbrzymią ochot. Wiedział jednak, że wszelkie próby skoncentrowania spojrzenia całkowicie zniweczą obraz. Musiał zatem zadowolić się samym odkryciem ich obecności.

Oprócz tego było jednak... coś. I miał nadzieję, że myli się odnośnie identyfikacji. Jeśli nie, to mają problem, zaś Cooper nie miał pomysłu na to jak sobie z tym poradzić. Za mało danych. Owszem, pojawiały się luźne propozycje, lecz nie miały postaci konkretów ze względu na niepewny i mglisty ich charakter. Na czymś takim nie mógł opierać planów, ale gdyby którykolwiek się sprawdził, dowolny, historyk zyskałby punkt zaczepienia. Ten z kolei mógł wyewoluować.

Tymczasem jedni po drugich głos zabierali przywódcy frakcji opowiadając swoje historie. Wszyscy próbowali się wybielić, co nie było nadzwyczaj zadziwiającym posunięciem.

Słabo poszło Patrickowi von Tierowi, który nie miał w zasadzie nic na swoje usprawiedliwienie. Gdyby jeszcze miał tyle przyzwoitości, by prowadzić eksperymenty na niebezpiecznych i szczególnie okrutnych przestępcach, to ewentualnie Jacob mógłby uznać przywódcę Kompanii Wilka za w miarę porządnego człowieka. W obecnej formie był jedynie zbirem pożądającym zemsty i to była użyteczna informacja.

Zrozumiałe motywy przyświecały Shagreenowi, choć ten swoją opowieścią nie zaskoczył Jacoba, a także nie zmienił jego zdania na swój temat. Choć początkowo wydawał się być "dobrym Barnesem", czas spędzony na Andromedzie zmienił go w potwora. Nie tylko fizycznie. Nie było się czemu dziwić, większość ludzi mających tyle siły woli, by pozostać sobą po takich przeżyciach skończyłoby w taki sposób. Bynajmniej nie czyniło to Walkera niewinnym. Ograniczając się do ludzi Kamiennego Rodu zachowałby umiarkowanie czyste dłonie. Takie jednak nie były. Za jego pośrednictwem wymordowano wszystkich ludzi na K'Tshi i zdruzgotano miasto. On zabił Lucjusza Ferata. Nie swoimi rękami, ale to nie miało znaczenia.

Natomiast wywód parszywego rodzeństwa wywołał jedynie kpiący uśmiech na twarzy Coopera. Dla niego nie istniało "nie da się". Co najwyżej "nie wiem jak tego dokonać". Widzieli wyłącznie czubek własnego nosa. Być może nawet chcieli chronić Wolne Miasta przed Hanzą, ale nie dostrzegali większego zagrożenia w postaci imperialistycznego Corvus. Chronili własną frakcję narażając na wojnę całą zonę. Można by powiedzieć, że wojna między Wolnymi Miastami a Hanzą przyspieszyłaby mobilizację wojsk Corvus i oczywiście byłaby to prawda. Niemniej posunięcie Kamiennego Rodu przypominało schronienie przed deszczem pod napełniającą się rynną. Jeszcze z niej nie leci, więc odniesiono pozorny sukces. Szkoda, że przemoczenie nie zostało zażegnane, a jedynie odsunięte w czasie. Wymordowanie gazem dygnitarzy nie było właściwym posunięciem.

Przyszedł w końcu czas na nich. Na czynnik obcy. Korzystając z wywołania do tablicy najdalej wysunięty najemnik przysunął się nieco bliżej środka stanowiąc awangardę grupy.
- Ode mnie nie będzie historii. Pozostawiam ją w rękach kapitana. Każdy tu rozprawia o kwestiach drugorzędnych, a temat prawdziwego zagrożenia nietknięty. Jeśli Black Serpent potrafi czynić użytkownika niewykrywalnym dla oczu ludzi, to możliwe, że piraci już tu są. Nie wchodząc w niebezpieczne szczegóły, tam coś jest - wskazał kciukiem na korytarz za sobą.

- I mam nadzieję, że nie wiem co. Jeśli wiem, to mamy problem, nieprawdaż? - zapytał Eliasza.

Nie miał zamiaru opowiadać wszystkiego. W najlepszym wypadku nie uwierzyliby, a w najgorszym wprost przeciwnie. Zawsze był czas na słowa i zawsze był czas na milczenie. Należało tylko wybrać jakie sprawy podlegają której kategorii. W obliczu tylu osób mogących im zaszkodzić druga z nich rozrastała się do gigantycznych rozmiarów.
Poza tym istniały znacznie poważniejsze sprawy do poruszenia niż nieetyczne tortury, ludobójstwo na masową skalę i eksterminacja ludzi ze świecznika. Takie błahostki mogły zaczekać do jedynego, słusznego zakończenia poprzez stracenie wszystkich przywódców.

Starzec zmrużył powieki i spojrzał na zamaskowanego jakby właśnie coś rachował. Jego oczy miały zimną, stalową barwę.
- To prawda, że piraci mogli już przybyć na wyspę. Od pewnego czasu zachodzą tu zjawiska, które trudno wytłumaczyć w racjonalny sposób. Faktem jest, że nigdy nie użyto Black Serpent na taką skalę. Nawet mi trudno powiedzieć jakie przyniesie to implikacje.

Eliasz rozmasował zroszone zmarszczkami czoło. Jego wiekowe ciało wyraźnie męczyło się w surowych warunkach.
- Zrobiliśmy wszystko, aby być gotowymi do ataku. Teraz pozostaje nam tylko czekać. Musicie wiedzieć, że zakończenie waszych spraw posiada jeszcze jeden ważny aspekt. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będziemy musieli stanąć do walki ze wspólnym wrogiem.

Patrick pogardliwie prychnął, kręcąc głowa. Shagreen tylko zaśmiał się smutno. Milczeli jednak, oczekując zabrania kolejnego głosu. Jacob natomiast był absolutnie pewien, że zarówno przywódcy Kompanii Wilka i zarażonych będą ubezpieczać plecy Barnesów. I vice versa. Dopiero jeśli przeżyją rzucą się sobie do gardeł. Nie wcześniej. Niemniej tylko Eliasz, Black Cross i Jacob mogli to wiedzieć.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 07-05-2018 o 10:28.
Alaron Elessedil jest offline