W zeszycie obok człowieka zwanego
Chuck Finley, Alex dopisała dziennikarza
Arnold Miles (?). Wyraźnie oznaczyła go znakiem zapytanie, gdyż sprzedawca mógł być w błędzie. Taka osoba ponoć była tutaj parę miesięcy temu... Stosunkowo niedawno. Wiadomo, że każe uciekać, każdy by tak krzyczał. Nawet sama poetka miała ochotę biegać i drzeć się o ucieczce, ale czuła, że to nie jest takie proste. Przecież gdyby było, to by ludzie dali radę, prawda? A nie robili notatki zeszytowe.
Kobieta nie miała ochoty zostawać tutaj na kolejną noc. A gdy się dowiedziała, że nijaki Chuck nawet nie istnieje, to już tym bardziej.
Alex przywitała się z kobietą, która zajmowała domek numer dwanaście
- Miło mi, Alex Greanleaf - podała dłoń na przywitanie.
- Gdyby coś się działo, proszę mówić. Ja, Richard i Felicia chętnie pomożemy - dodała wbrew woli innych. Nie miała zamiaru teraz mówić o cieniach i złu, to byłoby niedorzeczne.
Korzystając z okazji, że Frank Cross akurat był w pobliżu, zagadała na temat domków.
- Czy my teraz mamy żyć w tych ruderach po ataku dzikich zwierząt? Coś je musiało rozzłościć nocą, strzały w lesie słyszałam... - przerwała i odchrząknęła, nie chcąc zmyślać zbyt wiele. Uśmiechnęła się czarująco, a zarazem smutno chcąc nadać słowom powagi i dramatyzmu.
Brodaty mężczyzna wzruszył ramionami.
- Doktor Brown opłacił jeden nocleg. Zajrzyjcie do Larch Peak Lodge. Pewnie wasze pokoje już tam na was czekają, a jeśli nie, to zgłoście się do mnie. Przydzielę nowe domki - uśmiechnął się blado.
* * *
Na cmentarzu, jak to na cmentarzu, było urokliwie. Alex mimo zawodu postanowiła się przejść i poszukać na nagrobkach czegoś, co mogłoby dać jej punkt zaczepienia.
- Może zbyt dosłownie wzięliśmy do siebie ten serial... Może chodzi o zejście w inną głębie. Przecież nie mogą pokazać wszystkiego dosłownie, co nie? - jej ton głosu stał się mniej entuzjastyczny, wręcz wyczerpany i przygnębiony. Zdawało się, jakby miała wszystkiego dosyć, a mimo to trzymała w dłoniach zeszyt i długopis, będąc gotową na sporządzenie notatek.
Wtem zadzwonił telefon. Alex patrzyła na Felicię, a potem uniosła brew ze zdziwienia.
- Wiadomo, że by wypadało. Nie są to najlepsze wakacje mojego życia i chyba nawet mi się wena odblokowała - mruknęła sarkastycznie. Była podejrzliwa co do tego telefonu.
- Twój chłop mówił, gdzie się podziewał całą noc, co się działo, gdzie jest teraz? - spytała zainteresowana, wciąż główkując. A jeśli to nie był Reece?
- Oddzwoń do niego. - powiedziała jakby rozkazująco, ale szybko dodała
- Może i nas by zabrał - wybroniła się, chcąc nadać sytuacji sensu. Bo w innym przypadku Felicia nie miałaby pewnie powodu, by oddzwaniać
- No wiesz, co by nie był zdziwiony. - Mówił tylko, że czeka za miastem...
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się jeszcze w ekran telefonu, po czym wybrała numer, z którego dzwonił Reece. Odezwała się poczta głosowa.
Alex uniosła brew patrząc wymownie na kobietę.
- Trzeba zgłosić to na policje. Niech sprawdzą lokację skąd ostatnio logował się jego telefon, albo skąd dzwonił. A może ty Felicio masz taką możliwość śledzenia telefonu? - rudowłosa wątpiła w to ostatnie, ale warto było spytać.
Tym razem do podróży postanowili użyć samochodu. Zgłoszenie na komisariacie i dojazd do mieszkań o których mówił Cross. Trzeba było się przeprowadzić.